"Always happy endings." - Flow Mummmy
LIFESTYLE MACIERZYŃSTWO

“Always happy endings.”

Wierzę w szczęśliwe zakończenia. Zawsze! Wierzę, że wszystko dzieje się “po coś”. Nie, nie o przeznaczenie mi chodzi. Po prostu wierzę, że ludziom gotowym na szczęście dzieją się dobre rzeczy. A może najzwyczajniej w świecie optymiści mniej przeżywają złe momenty swojego życia, a bardziej celebrują te dobre? Może pesymiści w tym swoim czarnowidztwie całkiem zatracili możliwość czerpania przyjemności ze zwykłych chwil?

Może nie całkiem chodzi o słynne “prawo przyciągania” (chociaż osobiście bardzo w nie wierzę), tylko o nauczenie samego siebie szczęścia. Tak! Bo szczęścia trzeba się nauczyć. Trzeba wiedzieć gdzie go szukać. A najlepiej zacząć te poszukiwania od samych siebie…

Ostatnio na blogu (o TU) poruszyłam ważny temat. Kilka kobiet (moich czytelniczek) zgodziło się opowiedzieć mi swoje historią. Historię kobiet które w pewnym momencie swojego życia zostały zmuszone (nie jest ważne czy przez swoją decyzję, czy przez decyzję partnera) do zostania samotnymi matkami. Dla większości z nich to już zawsze będzie jedno z boleśniejszych doświadczeń. Jedno z tych które w sercu i w pamięci zostają już na zawsze.

Dzisiaj dalsza część ich historii. Część przywracająca wiarę w lepsze jutro.

52

Jak Twoje otoczenie (głównie dziecko ale nie tylko) zareagowało na wieść, że kogoś masz i ten ktoś to “poważna sprawa”?

Syn bardzo polubił się z moim nowym partnerem. Zwykle jak nie widzieliśmy się, pytał dlaczego G. Dziś nie ma z nami. Wspólne mieszkanie przyszło w miarę gładko. Jedynie teraz – po kilku latach – czasami z rozrzewnieniem wspomina jak byliśmy sami we dwójkę i od popołudnia mieliśmy “filmowy wieczór”. Czasami zostajemy sami i powtarzamy nasz wspólny rytuał. Już teraz dlatego, ze to lubimy. 🙂 Chociaż kolejny członek naszej bandy filmowej wniósł nowa energię do wspólnego lenistwa i nowe tematy, więc bez niego to też nie byłoby to samo. A rodzice nie komentowali. Od razu polubili partnera i są bardzo zadowoleni z aktualnej sytuacji – nawet pomimo tego, ze nie jesteśmy małżeństwem. /Magda

Miałam to szczęście, że mój syn to radosna i otwarta istota która nie miała problemu z akceptacją nowej osoby, ale sprawę ułatwił fakt, że mój maluch miał wtedy 3 lata i zanim podjęliśmy decyzję z moim partnerem że wchodzimy w związek na całość każdy z nas w tym trójkącie powoli się poznawał i budował relację. Osobiście bałam się, że jak TO nie wypali skrzywdzę dziecko. Dlatego dałam nam rok na spokojne poznanie się zanim uznaliśmy, że chcemy tworzyć rodzinę. /Emilia

Strasznie długo wzbraniałam się przed jakimkolwiek uczuciem. Po dzieciach widziałam, że potrzebują faceta w rodzinie. Niestety mi na myśl o jakimkolwiek mężczyźnie czy to w mojej kuchni, salonie czy łóżku robiło się niedobrze. Mój facet długo o mnie walczył, inaczej pewnie nic by z tego nie wyszło. Dzieci były zachwycone, ich ojciec szybko stracił nimi zainteresowanie więc do “nowego” lgnęły. To dzieci mnie przekonały, że warto. Ich szczęście bo się po prostu w tym mężczyźnie zakochały. /Kamila

 

Jakie miałaś obawy? Bałaś się zaufać? pokochać? Bałaś się związku który oznaczał obnażenie psychiczne i fizyczne?

Początki z moim obecnym partnerem był ciężkie z racji tego że bałam się uwierzyć, zaufać. Może nawet tego nie chciałam? Ale chodził, chodził i wychodził 🙂 Vivian go bardzo polubiła, ale była czujna i obserwowała nowego kolegę Mamy. Decyzję o wspólnym zamieszkaniu poprzedziłam zapytaniem córki o zdanie, na co mi odpowiedziała “nie ma problemu, ale nie w moim pokoju”, na co odpowiedziałam, że będzie mnie mieszkał w moim “aha, chyba że tak, to może zamieszkać” :)))) i tak mieszkamy do dziś, mają świetny kontakt, chociaż spięć również nie brakuje. Łapię się na tym, że wtrącam się w ich wymianę zdań i biorę ją w obronę. Moje postanowienie na ten rok: nie wtrącać się! Oni sobie świetnie radzą! /Aga

Przede wszystkim bałam się, że jak to się nie uda, to mój syn (będąc starszym już wtedy dzieckiem) bardziej to przeżyje. Nie chciałam zbyt wcześnie decydować się na coś poważnego.  Bałam się również, że mój partner nie zbuduje więzi z moim synem. /Emilia

Jeśli chodzi o obawy, to miałam je największe jeśli chodzi o stosunki nowy partner – syn. Wiedziałam, ze nie byłabym z nikim, kogo by nie zaakceptował. Uważnie obserwowałam ich relacje. Wydaje mi się, ze jest świetnym męskim wzorcem dla Młodego. Dobrym opiekunem. Zupełnie innym człowiekiem niż ojciec i to jest dla niego dodatkowa wartość.
Jeśli chodzi o zaufanie – oczywiście bałam się. Jednak wyszłam z założenia, ze jeśli nie spróbuję, nie przekonam się. Zwykle w życiu nie ryzykuję – tutaj chyba wiedziałam, że warto w końcu na szali było moje szczęście. /Magda

Co myśli/czuje kobieta która jest w ciąży z kolejnym dzieckiem, lecz z innym facetem? Pamiętasz czego się najbardziej obawiałaś?

Decydując się na dziecko z nowym partnerem wiedziałam, że spełniam marzenie wspólne, własne i mojego syna również. Zawsze mnie bardzo prosił, żebym mu urodziła braciszka. Będąc w ciąży byłam bardzo szczęśliwa i zupełnie nie rozmyślałam, ze kiedyś już się nie udało z tatą Młodego, ze nie mamy ślubu. Nic nie było ważne, tylko nowe życie. Mam wspaniałą córkę i kochamy ją wszyscy nad życie. jedyne czego obawiałam się w związku z ciążą to zdrowie dziecka – czyli chyba jak każda matka. /Magda

Chyba najbardziej bałam się o to co zrobię jeżeli nam też nie wyjdzie. Trójka dzieci? Z dwoma facetami? Miałam myśli, że pewnie za jakiś czas znowu będę sama, nawet miałam “plan” co zrobić w takiej sytuacji: poświęcić się totalnie dzieciom, bez jakiegokolwiek faceta. Skorzystałam z pomocy psychologa. Moje demony były tak głęboko we mnie, że burzyły mój i mojego nowego partnera spokój. Jemu było chyba jeszcze trudniej, co chwilę obrywało mu się “za nic”, za moje lęki. Już jest dobrze. Już mu wierzę. Wiem, że kocha, ale potrzebowałam pomocy z zewnątrz by to zrozumieć, by codziennie rano móc wstać bez myśli “pewnie dzisiaj spakuje walizki”. /Kamila

Kiedy postanowiliśmy powiększyć , po prawie 5 latach rodzinę, Vivian nie była zachwycona. Nie wyobrażała sobie nowego, rozdartego, małego Szkodnika w domu. Kiedy jednak, jako pierwsza dowiedziała się o mojej ciąży, zareagowała bardzo pozytywnie licząc na braciszka Filipa (który okazał się Zosią). Dziś, po roku, kocha ją bardzo, chętnie pomaga, nawet nie była bardzo zazdrosna, a tego obawialiśmy się najbardziej. Nie myślałam co ludzie powiedzą. Gdybym się zastanawiała nad tym, to chyba nasze Maleństwo byłoby do dziś tylko w sferze marzeń. :)) /Aga

Mam ten komfort, że mieszkam w dużym mieście i wśród moim znajomych model rodzin patchworkowych jest równie “popularny” jak rodzin “pełnych”. Moja sytuacja nikogo nie dziwi, nie bulwersuje. Ale ja sama bałam się, jak ja sobie poradzę z dawaniem miłości moim dzieciom. Miałam poważną obawę, że będę faworyzować syna z poprzedniego związku. /Emila

 

Jak jest teraz? Jaką jesteście rodziną? Wciąż się boisz?

Jaką jesteśmy rodziną? Moją wymarzoną, z wszystkimi wadami jakie mają “idealne” rodziny. Kłócimy się, obrażamy, ale przede wszystkim kochamy ponad wszystko. Jesteśmy dla siebie największym oparciem. Ale to mogło się nie udać, mi musiał pomóc psycholog, bo pierwszy partner zniszczył mnie totalnie. /Kamila

Teraz jest fajnie. Każde z nas (rodziców mojego syna) ma swoja rodzinę. Każde ma dziecko z nowego związku. Mój syn zyskał brata i siostrę, ale tez dwóch sporo starszych braci – dzieci z poprzedniego związku żony taty. Weekendy spędza z ojcem lub z nami. Co drugi dzień- jeśli tata zdąży go odebrać, wieczory również z ojcem. na szczęście teraz mieszkamy bliżej siebie. Święta naprzemiennie, wszystko zależy jak się dogadamy. Wakacje ma z nami i z nimi. Ma dodatkowe ciocie, wujków i babcie i dziadków – chociaż tak ich nie nazywa. Ma bardzo ściśle określone kto jest tatą, kto mamą, kto babcia i dziadkiem. 
My jako rodzina mamy swoje rytuały, swoje ulubione filmy, własne pseudonimy. Teraz dołączyła do nas Mała Królewna, którą kochamy wszyscy niezmiernie, a mój syn ma jedyną, fantastyczną siostrę, która przytulał już “w brzuchu”. Czekał na nią – nawet chciał być przy porodzie ;). Dopełniła mu się rodzina z mojej strony, bo zawsze chciał mieć rodzeństwo które ja mu urodzę. Ciekawa jestem jak podejdzie do tematu naszego ślubu – bo pewnie taki tez się kiedyś szykuje… Liczę, że będzie zadowolony.
Nie mam poczucia, że moje dziecko ma problem z tą sytuacją, może poza jednym. Czasami tęskni za nieobecnym aktualnie rodzicem, ale takie sytuacje zdarzają sie przecież również w życiu zwykłych rodzin.
Czy się boję? – rzadko. Wychodzę z założenia, ze strach na zapas jest niczego nie wart. Jeśli kiedyś życie przyniesie co innego – wtedy będę się martwiła. Tak jest łatwiej żyć. Poza tym, zawsze pocieszam się, że poradzę sobie, bo już wiem jak to jest – tylko liczę, że nie będę musiała. /Magda
Po 5 prawie latach od rozstania, wiem że decyzja o rozstaniu była najlepszą decyzją. Moje dzieci się kochają, nie wydaje mi się abym którekolwiek dziecko faworyzowała. Kochamy się i cieszymy sobą, tak jak powinna kochać się każda rodzina. /Emilia

Co radzisz tym mamom, które są na rozstaju dróg, które przerasta sytuacja życiowa, mają obawy, lęki.

Każdej dziewczynie mogę poradzić tylko jedno: walczcie o swoje szczęście, nie bójcie się ponosić porażek. Nie słuchajcie plotek i tak wszyscy będą gadać. O czymś muszą! Życie mamy jedno, które mija bardzo szybko. /Aga

Wszyscy zasługujemy na szczęście, a przede wszystkim nasze dzieci. Tylko one się liczą! A nigdy nie będą szczęśliwe mają nieszczęśliwych rodziców. Warto walczyć, o każdy uśmiech na ich twarzy. Ja sobie z tym nie radziłam. Poprosiłam o pomoc psychologa. Dzięki pomocy, dzięki moim dzieciom, mojemu mężczyźnie, ale dzięki swojej sile przede wszystkim: na dzień dzisiejszy uśmiecham się i mówię JESTEM SZCZĘŚLIWA. /Kamila

Co radze innym? – to co mi pomogło – trzeba zaakceptować zaistniałą sytuację i znaleźć jej pozytywne strony. Jeśli ich nie ma – starać się je stworzyć i codziennie cieszyć sie z tego co nas spotyka. Ja, aby poczuć ze moje – nasze – życie nie jest tak beznadziejne, jak mi się wydawało założyłam bloga. Chciałam w nim zawrzeć tylko dobre rzeczy które robiliśmy, które nas spotykały, ciekawe miejsca w których byliśmy, zabawne sytuacje. I jeszcze jedno – trzeba się nauczyć być samej – chodzić samej do kina, knajpy, rozpieszczać sama siebie, radzić sobie samej z mechanikami samochodowymi i trzeba byc matką i ojcem, nawet jak nie ma na to siły – dla dziecka itp. Trzeba pokochać siebie, bo tylko człowiek który kocha i akceptuje samego siebie jest w stanie dać miłość, oparcie i stworzyć fajny partnerski związek. /Magda

Każda kobieta potrzebuje wsparcia w tej sytuacji. Jeśli rodzina zamiast wspierać dołuje, jeśli na rzecz poprzedniego partnera porzuciłyście przyjaźnie, poszukajcie wsparcia w instytucjach. W Gdańsku np funkcjonuje Centrum Praw Kobiet. Z każdego bagna da radę wyjść. Każde dziecko zasługuje żeby mieć szczęśliwą Mamę.
Nie skupiajcie się na swoich byłym partnerach, na tym co robią jak się zachowują. Prawdopodobnie jeszcze nie raz będą próbowali obarczać was winą, przerzucać odpowiedzialność. Niech gadają. Jasne, że jeszcze długo będzie bolało, jasne że nie jest to fajne. Ale tylko jeśli znajdziemy w sobie szczęście, to to szczęście pojawi się również na zewnatrz. I pamiętajcie, życie i dzieci to najważniejsze co macie. Nie dajcie stereotypom, toksycznym ludziom i bólowi przysłonić tego cudu który macie. /Emilia

 

Mam nadzieję, że żadna z Was nie będzie musiała nigdy być w takiej sytuacji.

Rozstanie/rozwód zawsze jest porażką, i trzeba o tym pamiętać. Ale każdą porażkę można przekształcić w SUKCES.

Mówię to Wam ja: rozwódka, matka dzieci z dwóch różnych związków. Mój M nie spadł z nieba. To nie jest tak, że przyszedł i już został, że ja nie miałam obaw. Obawy zawsze są! Łzy zawsze będą! Najważniejsze to sobie z nimi poradzić, nie dać sobie wmówić, że szczęście już nie jest dla nas.

SZCZĘŚCIE JEST DLA KAŻDEGO CZŁOWIEKA.

KAŻDY CZŁOWIEK NOSI SZCZĘŚCIE W SOBIE – WARTO JE ODNALEŹĆ W KAŻDEJ SYTUACJI.

Zapraszam jeszcze TUTAJ! :))

   Send article as PDF   

24 komentarze

  • No i ryczę… Dobra robota z tymi dwoma wpisami. Ważny temat i bodziec do refleksji… Aaa, no i mam nadzieje, że Popkowa to przeczyta 😉

  • Pieknie piszesz.. Super sie czyta Twoje posty.. Przypadkiem trafilam na Twojego bloga ale zostaję na dluzej… Super

  • No! I znowu się wzruszyłam… Da się! Jednak się da! To może i na mnie przyjdzie pora???

  • Piękne i bardzo optymistyczne historie 🙂 Sama czuję, że jestem na takim zakręcie…Mamy wymarzone dziecko,mąż jest dobrym,uczciwym człowiekiem któremu mogę bezgranicznie ufać, który nigdy nie zrobi mi krzywdy,nie mam mu nic do zarzucenia…problem w tym,że ja już go nie kocham:( jest dla mnie bardziej jak brat,kuzyn,przyjaciel…Czuję się winna bo on nie zasługuje na takie traktowanie, ale co mogę poradzić że moja miłość wygasła:( Czytając historie tych dziewczyn widzę że naprawdę da się wyjść z każdego bagna, wiec może i mi kiedyś wszystko się ułoży…Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko – nigdy nie możemy o tym zapomnieć!!!:*

    • Nie chcę oceniać, bo nie o to chodzi. Prezentuję ty tylko moją opinię po przeczytaniu komentarza, że wszystko jest ok, jest miło, ciepło i dobrze, ale ja “już go nie kocham”… Co to znaczy? Miłość to wybór, to decyzja, to konsekwencja. Ktoś w romansidłach nakłamał,że miłość to uczucie podczas gdy owo uczucie to tylko element miłości. Oczekiwanie od partnera czy od siebie samego, że zawsze będzie hot, namiętnie i romantycznie to, pardonnez-moi se il vous plait , oznaka niedojrzałości. A ta najczęściej niestety kończy się z pobudką z ręką w nocniku. Każda emocja wygasa, rozpala się na nowo i wygasa znów. Miłość to odpowiedzialność za partnera, za dzieci, za siebie… Samooszukiwaniem się jest wiara naiwna, że gdzieś czai się na nas neverending love rodem z “Gone with the wind” i że wystarczy tylko wyjść z domu i jej poszukać. Już taki jeden “poszedł, biedaczysko, po dalekim szukać świecie, tego co jest bardzo blisko”… Nazywał się Koziołek Matołek.

      • zgadzam się, naprawdę się zgadzam, chociaż sama całe życie czekałam na właśnie taką “Love” rodem z brazylijskich seriali. Z drugiej jednak strony rozumiem “przestałam/em kochać”. Rozumiem bo tez mi się zdarzało przestać coś do kogoś czuć…

  • Nie chce psuć miłej atmosfery tego wpisu, ale choć happy to nie jest end. Ponownie problemy zaczynaja sie gdy dziecko w takiej poskladanej rodzinie staje sie zbuntowanym nastolatkiem, który bardzo sprytnie potrafi wykorzystać fakt, ze nowy partner mamy nie jest ojcem. Znam dziesiątki takich przepraw, rownież własnych doświadczen. Życzę wszystkim samotnym mamom, zeby ominęły je wszystkie trudności związane z wejściem w nowe zycie

    • ale zaraz po tym zbuntowanym okresie przychodzi czas spokoju… kurcze też się tego obawiam, ale póki co nie zamierzam o tym myśleć. Robimy co możemy, żeby to ominąć i wierzę że nam się uda…

      • Tak się składa, że w pełnych domach dzieci też się buntują i też wykorzystują fakt jeśli jeden z rodziców staje w ich obronie. Myślę, że mądra miłość jest receptą na wszystko.

  • Bardzo dobry post,daje porządnego kopa i mobilizuje do działania. Każdy może być szczęśliwy trzeba tylko mocno w siebie wierzyć. Pozdrawiam

  • Ja mam faceta z odzysku a Mila brata, z którym kochają sie ponad wszystko! 20 lat różnicy i właśnie tańczą przede mną na środku pokoju-radość, szczescie, miłosc!!!!

  • Nie jestem osobą, która odwiedza codziennie wiele blogów. Tak na prawde od jakiegoś czasu czytam codziennie tylko Twój. Odkąd tu trafilam nie mogę się oprzeć ciekawości nowego wpisu. Wracając do tematu…powiem szczerze i przyznam się bez bicia, że doo niedawna sama myslalam podobnie do Pani Popek. Może nie aż do tego stopnia ze w rodzinie patchworkowej nikt nie wie kto jest czyj, ale wydawało mi się ze w takim “składzie” nie można być szczęśliwym. Sama mam ukochanego męża bez którego nie widzę siebie za 50 lat, niedługo nasza rodzina się powiększy a ja czuje ze moje marzenia o pełnej rodzinie powoli się spelniaja. Czytajac ostatnie wpisy na blogu na szczęście miałam okazje poznać inne spojrzenie na świat. Teraz myślę ze nie można na sile zyc razem w związku w którym nikt nie będzie szczęśliwy, a juz na pewno nie dzieci. Obiecuje juz nigdy nie zakładać klapek na oczy i nie kierować się stereotypami do póki nie poznam uczuć drugiej strony. Na pewno się postaram. Wszystkim odważnym kobietom,które mialy sile zmienić swoje życie na lepsze serdecznie gratuluje i mam nadzieje ze szczęście nikogo z Was nie opuści 🙂

    • strasznie się wzruszyłam…
      należę do osób które zawsze próbują dostrzec dwie strony medalu, spojrzeć na coś z dwóch punktów widzenia.
      takie pochwały to chyba najcenniejsza rzecz, wtedy myślę “do dupy z tym konkursem, takie rzeczy się liczą!” – bardzo Ci za to dziękuję :*

  • A ja nie potrafię odejść. Oboje jesteśmy nieszczęśliwi. Ciągłe awantury, brak miłości, czułości, szacunku… Od jakiegoś czasu powtarzam, że chcę odejść, a nie potrafię zrobić kroku. Mamy rocznego synka i kolejne w brzuszku. Boję się. Strasznie się boję. Że już nigdy nie będę szczęśliwa,…

Leave a Comment