Pytania, które POWINNAŚ sobie zadać. - Flow Mummmy
LIFESTYLE

Pytania, które POWINNAŚ sobie zadać.

Styczeń już troszkę zelżał. Może już nawet odpoczęliśmy po tej chłoście, którą zapewnił nam 2020. A może po prostu się przyzwyczailiśmy? No mniejsza, najważniejsze, że większość chce powoli powstać z kolan, stanąć i krzyknąć (oczywiście wewnętrznie, w głowie, żeby przypadkiem nie zwrócić dzieci uwagi, bo jak to mówi moja cudowna siostra “nie nawiązuj kontaktu wzrokowego!”) “OTO NOWA JA!”.

Dobre sobie…

Faktem jest, że pomimo tego, że 2021 już na luzie zadomowił się w naszej rzeczywistości, to zmieniło się naprawdę niewiele. Wciąż mamy pandemię! To chyba wystarczający powód, żeby po cichutku zapłakać. To jest też idealny moment, żeby na sekundę się zatrzymać i pomyśleć…

Kiedy ostatnio raz zapytałaś się siebie o coś? Czy lubisz swoje życie, czy doceniasz swoje dzieci, czy ta kawa którą pijesz to na pewno Twoja ulubiona kawa, a sposób spędzania wieczoru to na bank ten, który Cię najbardziej uszczęśliwia?

Ja? Nie wiem czy w ogóle sobie kiedykolwiek odpowiedziałam na takie pytania. A wiesz co jest w tym najgorsze? Że nie raz próbowałam…

To nie jest proste zadanie. Myślę nawet, że to cholernie trudne zadanie. Bo przecież może się nagle okazać, że nasze życie nijak ma się do tego o jakim marzymy, że nie robimy nic, żeby było milej, zabawniej, bardziej bezpiecznie.

Chciałam właśnie napisać “jako, że jestem na półmetku swojego życia”, ale się najpierw przeraziłam, później pomyślałam “nieeee, no bez przesady”, a później znowu “what the fuck?!”, więc serio JAKO, ŻE JESTEM GDZIEŚ NA PÓŁMETKU SWOJEGO ŻYCIA, to chyba najwyższy czas pomyśleć o tym co lubię, czego nie lubię, co warto, a czego nie. Żeby później nie żałować, że życie upłynęło mi na piciu chujowej kawy (sorry, ale ten półmetek wywołał skrajne emocje).

Zasada jest taka: nie w myśli. Nie nie. Normalnie, jak człowiek sukcesu, jak kobieta biorąca swoje życie w swoje ręce, jak najbardziej zorganizowany hardocorowiec na youtubie: weź notes (albo chociaż kartkę), długopis, zaszyj się w pokoju na 30 minut, bez publiczności (można z psem lub kotem) i pomyśl o sobie nie jak o matce, żonie, partnerce, córce, pracownicy. O sobie. I odpowiedz na poniższe pytania.

Odpowiedzi mają dotyczyć Ciebie i tylko Ciebie. Żadnego “najbardziej lubię jak dzieci są szczęśliwe.Wszyscy to lubimy, bo wtedy się nie drą, nie płaczą, nie krzyczą. Poza tym je kochamy, więc to dość logiczne. Tutaj chodzi o Ciebie, tylko i wyłącznie.

1. Jaka jest jedna rzecz, którą CODZIENNIE robię tylko dla siebie?

Łatwo o sobie zapomnieć. Bo dzieci, bo facet, bo kwiatki trzeba podlać, bo nie mam siły, bo serial, bo do mamy trzeba zadzwonić. Te wszystkie rzeczy są ważne, ale nie mogą być zawsze ważniejsze od Ciebie.

Codzienne pamiętanie o sobie, o tym, żeby się wewnętrznie i mentalnie przytulić, to coś nie do przecenienia. Dlaczego? Bo nie można polegać w tej kwestii na innych. Nie możesz na nikogo zrzucić odpowiedzialności za opiekowanie się sobą. Na dzieci? Co? Mają Ci dumę przynosić? Nie muszą. Facet ma codziennie robić Ci masaż, godzinami pytać jak się czujesz, co podać, pozamiatać i jeszcze w międzyczasie nastawić pranie i dać Ci najlepszy sex życia? No oczywiście, że miło by było, ale on może potrzebować dokładnie tego samego.

Jedyną odpowiedzialną za Twoje życie i poczucie szczęścia osobą, jesteś Ty. Tylko i wyłącznie. Przerzucanie odpowiedzialności w tym temacie na innych nie jest ani dobre dla Ciebie, ani dla nich. Bo do kogo będziesz miała później pretensje, kiedy okaże się, że może jednak wolałaś inny obiad, inny rodzaj masażu, że jednak 5 na świadectwie syna to za mało i wolałabyś szóstki, a sex jednak wolałabyś w inny dzień?

2. Jakie sukcesy odniosłam w życiu? 

Tylko błagam, żadne “urodziłam zdrowe dzieci”. Przykro mi moja droga, ale to nie sukces, to biologia. Nie ma w tym większej Twojej zasługi, tak jak nie ma winy, jeżeli dziecko rodzi się chore (oczywiście nie mówiąc o nielicznych przypadkach).

Sukces to coś na co zapracowałaś, na co zapieprzałaś, pot wylewał Ci się spod pach, a Ty, mimo zmęczenia, jechałaś dalej.

Konkurs w szkole podstawowej? Zdobycie mega pracy? Wymyślenie zajebistego przepisu na sernik? Nauka gry na ukulele? Nauka 17 języków obcych? Albo chociaż jednego. Może na drutach zrobiłaś przyjaciółce szalik, z którego byłaś mega dumna?

Każdy z nas ma takie rzeczy, tylko często albo ich nie dostrzegamy, albo (z naciskiem na ZAZWYCZAJ) cieszymy się z nich 5 minut, a następnie “eeeeh, ten szalik mógł był dłuższy”, “ukulele to nie wiolonczela” itp.

Deprecjonujemy własne osiągnięcia, bo od dziecka wmawia się nam, że trzeba być skromnym. Tyle, że negowanie swojej pracy ni jak ma się do skromności. Za to idealnie współgra z brakiem pewności siebie, zakompleksieniem i ciągłym myślenie “nie uda mi się”.

Nic się w życiu nie udaje. Nawet ten, który wygrał w totka, musiał ruszyć dupę i pójść do kiosku. No dobra, u niego tego szczęścia było sporo, ale to naprawdę jedna z nielicznych takich sytuacji.

Przypomnij sobie o takich sukcesach. Dla kogoś wielkim osiągnięciem będzie nauka super trudnej etiudy na fortepianie, a dla innej osoby wygrywanie rytmu ulubionej piosenki na garnkach.

3. Jakie poniosłam porażki?

Nie ma co udawać, że ich nie było. Każdemu z nas zdarza się coś spieprzyć. Bywa, że nie od razu widzimy dlaczego, więc może dobrze jest usiąść i się zastanowić?

Nie chodzi o to, żeby roztrząsać, ruminować i tragicznie zapłakać na swoim losem. Warto zastanowić się czy ta porażka zależała tylko ode mnie? Co dokładnie poszło nie tak? Za mało pracowałam? Zawinił czynnik zewnętrzny? Co mogę wynieść z tego na przyszłość?

4. Jak chcę, żeby wyglądały moje poranki/wieczory?

Chyba nie ma osoby, która nigdy nie przeglądała na youtubie filmów o wdzięcznych tytułach “morning/night routine”.

Po 1. warto zdać sobie sprawę, że to, że ktoś ma dla siebie codziennie rano 3 godziny na ogarnięcie, nie znaczy, że jest lepszym i bardziej zorganizowanym człowiekiem. Znaczy tylko tyle, że ma 3 godziny czasu na ogarnięcie. Bez żadnego podtekstu.

Po 2. dlaczego ma te 3 godziny dziennie? Czy musi dojeżdżać do pracy? Ma dzieci? W jakim wieku? O której wstaje?

Jestem osobą, która nienawidzi się spieszyć. Do tego stopnia, że jeżeli rano coś mi się wykolei i muszę włączyć 5 bieg w jeździe zwanej życiem, to chociażby trwało to 15 minut, ten dzień jest już dla mnie do niczego. Momentalnie boli mnie głowa, czuję się przytłoczona i przebodźcowana. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to nie jest do końca mądre podejście, ale jest.

Wiedząc o tym, że tak mam, zaczynam dzień bardzo wcześnie, bo ok. 5. Po co skoro dzieci zaprowadzam do szkoły na 8? Bo potrzebuję rano w spokoju napić się kawy, może porozciągać się, bez pośpiechu naszykować chłopakom śniadanie, ogarnąć mieszkanie. Ten spokój wart jest dla mnie więcej, niż wstawanie o 6, czy nawet o 7.

Oczywiście, to sprawia też, że o 22 padam już na twarz, a w okolicach 21 już mam panikę w oczach, że już powinnam być wykąpana, ale to kwestia priorytetów.

Przeszkadza Ci poranny pośpiech? A może właśnie on Cię nakręca? Co robisz, albo chciałabyś robić przed snem? Marzysz o tym, żeby wzorem znanych, pięknych i wysportowanych kończyć dzień jogą? To kończ dzień jogą. Marzysz o poranku z kawą na balkonie? To pij kawę na balkonie, albo w oknie. Nawet w czasie deszczu. I nie, nie wmawiaj sobie bo dzieci, bo mąż, bo chomik Czesław.

5. Lista rzeczy których od zawsze chciałam się nauczyć.

Nie wierzę, że nie ma ani jednej takiej rzeczy, może to być cokolwiek. Nie mówię, że od razu masz się zapisywać na kurs nurkowania w Australii czy gdzie to się tam jeździ, ale pomyśl, tak realnie, gdzie byłabyś dzisiaj, gdybyś zaczęła rok temu? Małe kroki mają znaczenie. Większe niż nam się wydaje.

6. Czy jestem dla siebie wystarczająco miła?

Ile komplementów powiedziałaś dzisiaj sama sobie? Że jesteś mądra, że świetnie gotujesz, że zrobiłaś fenomenalną herbatę, że lubisz siebie, że ładnie wyglądasz? Cokolwiek. I nie, nie martw się że z miejsca zamienisz się w zarozumiałą pindę, tylko dlatego, że siebie doceniasz. To tak nie działa. Zresztą te zarozumiałe często są mniej pewne, niż to pokazują światu.

Od zawsze byłyśmy motywowane do bycia miłym dla otoczenia: koleżanek z klasy, kierowcy autobusu, sąsiadki, przypadkowo spotkanych ludzi. Spoko. Ale ile razy usłyszałaś “bądź miła dla siebie”. Ja nigdy. PRZENIGDY. Mając 35 lat codziennie się tego uczę. Powoli, powolutku, w tempie takim, że może do 60tki dam radę. I tak uważam, że warto.

7. Jaką mam dla siebie radę?

Czego byś chciała w życiu więcej? Czego mniej? A może “powinnam być bardziej cierpliwa”?

Przede wszystkim, żadne “powinnam”. To z miejsca brzmi tak, jak kazanie rodzice. “Chcę być bardziej cierpliwa, bo nie widzę sensu w przejmowaniu się pierdołami”. Brzmi zupełnie inaczej prawda?

Bardzo możliwe, że poprzez odpowiedzi na wcześniejsze pytania już znasz dla siebie radę na najbliższe dni, tygodnie, miesiące.

Na sam koniec zastanów się, jak chciałabyś odpowiedzieć na te pytania za jakiś czas. Co chcesz zmienić? A może jesteś w takim momencie, że jest najlepiej na świecie?

 

 

 

   Send article as PDF   

Leave a Comment