O kieliszku zmieniającym życie. - Flow Mummmy
LIFESTYLE

O kieliszku zmieniającym życie.

Nie przesadzę pisząc, że przez ostatnie miesiące byłam bardzo zmęczonym i zestresowanym człowiekiem.

Zmęczonym nie fizycznie, bo jednak leżenie na kanapie nie należy do najbardziej wymagających zajęć pod względem aktywności, ale jak psychicznie byłam oklapła, to wiem tylko ja.

Niestety rychło w czas postanowiłam się ogarnąć, gdyż doszło do tego, że najprostsze czynności sprawiały mi MASAKRYCZNĄ trudność.

Ugotowanie obiadu dla dzieci? Pfff chłopaki, jakie gotowanie?! Uratujmy polską gospodarkę i coś zamówmy.

I ok, to ma sens, mały bo mały, ale przecież oczywiście, że nie o gospodarkę mi chodziło, a o to, że wtedy, w tamtym czasie, ponad moje osobiste moce przerobowe było myślenie “co by tu”, o realizacji tegoż już nie wspomnę.

Wiesz jak to mówią “trzeba sięgnąć dna, żeby się od niego odbić”. No to ja sięgnęłam dna. Dna pod tytułem “jestem mentalnym menelem we własnym domu”. Nie dbałam o siebie W OGÓLE. Aktywność fizyczna? Zdrowa dieta? Nawodnienie? Wysypianie się? Jakiekolwiek rozwijające aktywności? Zero, nul, cero, saiva (to z fidżyńskiego, i nie, nie wiedziałam, że taki język istnieje, nie mniej jednak brzmi super i dodaje odrobiny dramatyzmu).

Trwając w tym kołowrotku zwanym “marnością”, stwierdziłam, że albo zrobię minimum, MINIMUM czegoś dla siebie, albo moje resztki ambicji zginą marnie. Właśnie wtedy opracowałam PLAN MINIMUM, który uroczo nazwałam “Kieliszek i spółka”, bo co jak co, ale alkohol kojarzy się z zabawą, a ja nie potrzebowałam kolejnych życiowych obostrzeń. Chciałam zabawy!

Dlaczego o tym piszę? A dlatego, że może przeczyta to ktoś, ktokolwiek, kto znalazł się w życiowym dole, tak jak ja niedawno i komu ból sprawia nawet minimalne myślenie o sobie. Kto w tym dole zadomowił się tak bardzo, że już zapomniał, że można czuć się lepiej, milej, że można mieć energię, można budzić się wyspanym, nie trzeba znosić non stop bolącego brzucha i nie trzeba patrzeć na wciąż kurczące się spodnie.

Zanim jednak zacznę to ważna uwaga! “Kieliszek i spółka” nie wyrwie Cię z poważnego emocjonalnego doła. Z takim idzie się do lekarza psychiatry albo psychoterapeuty. Wiem, bo sama chodzę. “Kieliszek i spółka” to program (haha, bardzo zabawne, że używam tak profesjonalnego określenia), który ma pomóc przerwać karuzelę lenistwa, niemocy i wkurwienia na siebie w wydaniu light, nie tym extra hard.

1. ZAMIEŃ SZKLANKĘ NA KIELISZEK.

Ten patent sprzedałam już jakiś czas temu i niestety nie ja jestem jego genialnym twórcą  – zawdzięczamy go mojej przyjaciółce, która nawet nie wie ile żyć zmieniła. Piję wodę z kieliszka (tak, tam jest “O”, nie “Ó”).

Odpowiednia podaż wody ma dla nas kolosalne znaczenie. Nie będę tu się rozpisywać o fizjologicznym czy biochemicznym zapotrzebowaniu, ale zapamiętaj chociaż te zalety spożywania wody: mniejszy apetyt, jędrniejsza skóra, mniej bolącą głowa, więcej energii. To naprawdę powinno wystarczyć. Woda z kieliszka smakuje zupełnie inaczej (nie wiem dlaczego, naukowcy z całego świata wciąż próbują rozszyfrować tę zagadkę ludzkości) i sprawia, że człowiek od razu czuje się bardziej elegancko. Nawet siedząc w brudnym dresie.

2. JAKAKOLWIEK AKTYWNOŚĆ FIZYCZNA.

Moim planem minimum jest 30 minutowy spacer. Możesz pomyśleć “ok, ona ma psa, jest jej łatwiej”, tyle że miej w głowie, że Bożena żyje by spać. Ona nienawidzi spacerów. Pójście na nogach do sklepu, wyjście z dziećmi, przejście się tylko po to, żeby posłuchać w spokoju muzyki, czy podcastu. To jest moje minimum.

Nie masz jak spacerować? Może ćwiczenia w domu? Albo taniec? Ściągnij tik toka i ucz się popularnych choreografii (nieee, nie mam pojęcia skąd wiem, że to super sposób na aktywność). Joga, rozciąganie, bieganie dla tych bardziej ambitnych, kopanie piłki z dziećmi, turlanie się w śniegu – nie chodzi o to, że masz zaraz wyczynowo uprawiać wspinaczkę górską. Chodzi o RUCH sam w sobie.

I teraz tak –  w ogóle nie chodzi mi o chudnięcie. Skończmy kojarzenie aktywności fizycznej z odchudzaniem! Jasne, jest ona pomocna, ale w aktywności fizycznej chodzi zupełnie o coś innego.

Przede wszystkim, kiedy się ruszasz, wspomagasz przepływ krwi w swoim organizmie, a to działa kardioprotekcyjnie (udowodniono m.in. poprawę czynności serca oraz obniżenie ciśnienia krwi). Aktywności fizyczna dotlenia nasz organizm, przeciwdziała osteoporozie, poprawia humor.

Mało? Aktywność fizyczna zwiększa ekspresję białka BDNF – Brain Derived Neurotrophic Factor. To właśnie dzięki niemu, po aktywności fizycznej ludzi mają lepszy humor i lepsze możliwości kognitywne. BDNF jest mocno związany z prawidłowym działaniem chemii naszego mózgu – neuroprzekaźników, odgrywa bowiem kluczową rolę w funkcjonowaniu synapsy, czyli struktury, która jest niezbędna do przekazywania sygnałów chemicznych pomiędzy neuronami. Odżywia nasz mózg, promuje także powstawanie i rozwój niedojrzałych jeszcze komórek nerwowych i zwiększa przeżycie już tych ukształtowanych. Udowodniono, że niedobór BDFN w życiu dorosłym powoduje upośledzenie funkcji hipokampa – struktury odpowiedzialnej za „przenoszenie” wspomnień z pamięci krótko- do długotrwałej, natomiast niedobór BDNF we wczesnych etapach rozwoju może przyczyniać się do nadpobudliwości i zaburzeń w rozwoju wspomnianej części mózgu. W skrócie? Jest mega prostym sposobem w przeciwdziałaniu demencji.

O zapobieganiu nadwagi, a nawet otyłości, nie muszę chyba wspominać…

 

3. 10 STRON DZIENNIE.

“Chciałabym więcej czytać” –  znajduje się na mojej liście “marzeń” od zawsze. Żeby było zabawniej to nałogowo kupuję książki! Po co? Z nadzieją… tak dokładnie. Z NADZIEJĄ.

Od niedawna czytam (żadne staram się, tylko realnie czytam) minimum 10 stron dziennie. Co to jest 10 stron? Chciałam napisać, że tyle to z zamkniętymi oczami zrobię, ale to by było bez sensu. Na 10 stron ZAWSZE, KAŻDY, znajdzie czas. Co czytam? Najczęściej książki popularnonaukowe, bo te mnie najbardziej jarają, ale przyznam, że ostatnio chodzi za mną jakieś romansidło.

Czytanie przed snem, jest FANTASTYCZNYM sposobem na obniżenie napięć w ciele. Ja podczas czytania staram się na maxa rozluźniać ciało, ale to tak “do miękkości”, aż czuję jak się zatapiam w materacu. Pobudzenie wyobraźni, kreatywności, zwiększenie zasobu słownictwa – u mnie te zalety też są na wysokich pozycjach. 10 stron dziennie to moje minimum.

4. 1 ZDROWY POSIŁEK.

Chociaż jeden. Porządny, sycący, dobrze zbilansowany, z dobrymi tłuszczami i białkiem. Najczęściej z awokado, rybą, orzechami. Nie trzeba zaraz rzucać się “albo wszystko albo nic”. Powoli. 1 turbo zdrowy posiłek to moje minimum.

 

5. BEZ RUMINOWANIA MOJA DROGA.

Ruminacje, to ciągłe “a może źle zrobiłam, a może źle coś powiedziałam, a gdybym zrobiła to inaczej, albo w ogóle cokolwiek?”. Ruminowanie to rozpamiętywanie, układanie na nowo w głowie jakiś zdarzeń, przejmowanie się czymś co już miało miejsce.

Ruminowanie to nie “eee, mogłam zrobić to inaczej, następnym razem będę o tym pamiętać”, to raczej “ale byłam głupia, jak mogłam”, czyli brak rozkmininania, tylko ciągłe użalanie się, zamartwianie. Nie ma najmniejszego sensu, a marnuje kilogramy naszej energii.

Jak sobie z tym poradzić? Jeżeli to coś co Ci towarzyszy ciągle i odnosi się do większości sytuacji, to tutaj terapia będzie idealna. Ja aż takich skłonności nie mam, u mnie to dotyczy zawsze bardziej problemów z niską samooceną. Co robię? Jeżeli zaczynam ruminować, to staję, włączam minutnik na 3 minuty i pozwalam sobie przez te 3 minuty “wewnętrznie pojęczeć”. Nie ma sensu “zabraniać” sobie takich myśli, bo to jak mówienie “nie myśl o różowym słoniu”, kiedy w głowie od razu widzisz różowego słonia z kokardą na ogonie. 3 minuty i koniec. Zazwyczaj pomaga.

Za mną cholernie trudny okres w życiu. Zresztą, jestem przekonana, że tak jak u większości. Mój mam plan minimum ma mi samej pokazać, że spokojnie Justynko, radzisz sobie. Powoli, krok za krokiem, byle do przodu. Bo czas i tak płynie, więc chociaż to minimum pokazuje mi, że mogę poruszać się do przodu. Póki co działa. Przyjdzie czas, kiedy do niego dodam dodatkowe czynności. Kiedy? Kiedy będę mieć na to siłę, ochotę, przestrzeń i zasoby 🙂

   Send article as PDF   

Leave a Comment