Bałtów, czyli "Ross i kraina dinozaurów". - Flow Mummmy
LIFESTYLE

Bałtów, czyli “Ross i kraina dinozaurów”.

Kto z Was nie kocha serialu “Przyjaciele”?! Tylko szczerze… Nie będę oceniać, nie będę wyśmiewać, no może nie publicznie, bo co pomyślę to moje 🙂

W moim domu, domu otoczonym przez testosteron w każdym możliwym aspekcie (nawet kot Krzychu jest facetem!), Rossów mamy dwóch. Mamy Brunka, który wie tyle na temat dinozaurów, że swoją wiedzą potrafi zawstydzić niejednego dorosłego. No i mamy Dżastina. Chociaż z niego to bardziej taka “Dora podróżniczka”. Dżastin kocha różne ciekawostki ze świata, uwielbia poznawać małe smaczki, które nikogo za bardzo nie interesują… Hitem jest oglądany przez niego program “Wykute w ogniu” (czy jakoś tak), gdzie kolesie kłują jakieś dziwne rzeczy z żelaza. Błagam nie pytajcie mnie o to, bo ja nie wiem. Raz chciałam wykazać zainteresowanie, zapytałam i szybko pożałowałam (“Śmiej się śmiej! Ale jak przyjdzie koniec świata, to ja będę umiał wykuć broń, a ty nie!”. Broń. Broń będzie umiał wykuć. Z żelaza. Bo program ogląda…).

Te wakacje były TURBO MEGA wyjątkowe pod względem wyjazdów. Najpierw zabraliśmy dzieci nad polski morze, które uwielbiam! Warto zaznaczyć, że to był mega spontaniczny wyjazd, dzieciaki kompletnie nie wiedziały, że jedziemy na weekendowe wakacje, bo myślały, że jedziemy do Warszawy na casting. Nie pytajcie jak to możliwe, że Filip tego nie ogarnął. Pół drogi ściemnialiśmy i robiliśmy z niego wariata. Polecam 😀

Później było długo (aż miesiąc!) wyczekiwane olinkluziwy, czyli Egipt w czerwcu. Czy było gorąco tak, że nie można było żyć? Być może. Czy wypoczęliśmy? Błagam, przecież pojechaliśmy tam z 3 dzieci. Czy było fajnie? Było SUPER! Egipt gorący na maxa, ale hej! W pokoju klima, w restauracjach klima, cały dzień w basenie. O wiele bardziej dokucza mi 30 stopni w mieście, niż 40 w Egipcie 🙂

W sierpniu wybraliśmy się do Bałtowa. Na cały weekend! Nie będę ukrywać, było ciężko, bo jednak chodzenia sporo, atrakcji jeszcze więcej, a już najwięcej automatów z kulkami (wiecie, tymi gdzie się wrzuca 2 zł i wychodzi coś, czego dziecko kompletnie nie chciało). Mimo to, kolejny raz utwierdziłam, że lubię spędzać czas z tymi małymi ludźmi, których to wyprodukowałam.

Bałtowski Kompleks Turystyczny (TUTAJ link do strony), to mega przemyślany park rozrywki dla dzieci.

Przede wszystkim: JURAPARK, czyli ok. 100 modeli dinozaurów naturalnej wielkości, mnóstwo map, informacji i ciekawostek, z których każdy Ross będzie zadowolony. Warto wiedzieć, że JuraPark został objęty patronatem naukowym Państwowego Instytutu Geologicznego w Warszawie, Wydziału Geologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz Uniwersytetu Śląskiego, więc to nie są info typu “tyranozaur jadł mięso”, tylko naprawdę bardzo ciekawe informacje, które dzieciaki aż chłoną. Do JuraParku przynalezy także Muzeum Jurajskie z prawdziwymi kośćmi i skamieniałościami dinozaurów! Czy mogło być lepiej?

Park Miniatur, na który trzeba wejść (albo wjechać kolejką liniową), to 48 najpiękniejszych zamków w Polsce. Przepiękny! Nawet ja, totalny ignorant architektury polskiej (serio), byłam zachwycona!

Park Rozrywki, czyli karuzele, zjeżdżalnie, kolejki i wszystko co kochają dzieci. Hitem był niezależny rollercoaster (na filmiku zobaczycie jaki był czadowy!). Przez 3 dni, które byliśmy w Bałtowie, zjechaliśmy z niego chyba z 7 razy.

Napisałam, że rollercoaster był hitem? Zapomniałam o zwierzyńcach! Górny, na który dostajemy się specjalnym autokarem, to ponad 60 ha obszar z łąkami, na którym praktycznie swobodnie wypasają się zwierzeta: “bydło Zebu, bydło szkockie, bydło watussi, jak tybetański, owce kameruńskie, owce Quessant, owce Racka, owce czarnogłówki, kozy angorskie, kozy karłowate afrykańskie, kozy karpackie, jelenie europejskie, jelenie Sika, wielbłądy dwugarbne, lamy, dziki, strusie afrykańskie, emu, antylopy nilgau, krowa domowa, kuce szetlandzkie, alpaki, muflony, daniele, żubry” (tak, to info ze strony http:/juraparkbaltow.pl, bo przecież sama bym tego nie zapamiętała :)). Dolny, czyli zwierzyniec mały, to kózki, koniki, kucyki, które można głaskach i karmić! To był szał!!!!

Jeżeli chodzi o nocleg, to spaliśmy w dwupoziomowym studio, w samym centrum Parku. Zajazd Przystocze to domki wypoczynkowe, w którym znajdują się pokoje (u nas studio) – czysto, miło, z lodówką, czajnikiem. Blisko do całej gastronomii i wszystkich atrakcji. Hitem była łąka położona obok kompleksu, gdzie co rano podziwialiśmy konie.

Sabatówka, inaczej Wioska Czarownic. Na początku mieliśmy totalnie olać tę atrakcję. Jakoś kompletnie mnie nie jarała. Na szczęście Filip się uparł i mogę go tylko przepraszać, że tak późno tam poszliśmy. Nie omijajcie tej atrakcji! Jest fantastyczna! Przewodnik jest totalnie oddanym swojej pracy człowiekiem, zabawia dzieciaki, organizuje konkursy, sprzedaje mnóstwo wiedzy. To samo Czarownica. Już dawno nie widziałam ludzi, którzy byli tak oddani swojej pracy. Coś wspaniałego! Dobry news jest taki, że dzieciaki można zostawić pod ich opieką i iść na kawę do cukierni 🙂 (żeby nie było, przewodnik sam zaproponował opiekę!).

Ważna informacja: my od razu wykupiliśmy bilety kompleksowe, które pozwalały wchodzić na wszystkie atrakcje! Płacisz raz i masz spokój przez cały wyjazd.

A jak dokładnie było, to już zobaczycie na filmiku. A co! Koniecznie pochwalcie, bo przecież to Dżastina pierwszy zmontowany film!

 

   Send article as PDF   

Leave a Comment