Nigdy nie sądziłam, że będę taką mamą. - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

Nigdy nie sądziłam, że będę taką mamą.

Od zawsze, myśląc o sobie jako o mamie, miałam przed oczami wyluzowaną, pewną siebie “mamę kumpelę”. Taką, która wdrapuje się na gałęzie i skacze z dzieciakami po drzewach. Z czasem okazało się, że ja nawet patrzeć nie mogę, kiedy oni na tych drzewach są. No nie mogę, bo od razu mam przed oczami wszystkie najgorsze scenariusze. Te możliwe i te kompletnie wyssane z palca.

Rzadko bywam z dziećmi na placach zabaw. Tak, nagrody matki roku nie dostanę, no ale trudno – oszczędzam sobie wstydu, a im frustracji. Wszystkie dotąd wypady z dzieciakami kończyły się aferami, krzykami, dramatem w tle. Nie, nic się nie działo takiego, co by tych krzyków wymagało. Mojego darcia się “stój!”, “wolniej!”, “nie tak wysoko”, mieli dosyć wszyscy: nie tylko moje dzieci, ale także ludzie obok.

Coś jednak powoli zaczęło się zmieniać. Nie wiem, w którym momencie, nie wiem pod czyim wpływem. Może to wtedy, kiedy zobaczyłam, że nie tylko ich strofuję, ale wręcz hamuję przed zdobywaniem nowych umiejętności? A może wtedy, kiedy dotarło do mnie, że już nie mam w domu małych chłopców, że to już nie te same maluszki, dla których rodzina jest całym i jedynym światem. Są też ich koledzy, ich pasje, zainteresowania, a ja nie chciałam być tą, która stoi im na drodze tylko dlatego, że nie radzi sobie ze swoimi lękami i obawami.

Obiecałam samej sobie w grudniu, że rok 2019 będzie rokiem wyjątkowym. I nie chodziło tylko o nowe buty, talię, wakacje czy cokolwiek innego. Przede wszystkim obiecałam sobie, że w końcu wyjdę ze swojej bezpiecznej strefy komfortu i zacznę dostrzegać więcej, mniej się bać i korzystać z życia. Tak, bo ja może i wydaję się głośna, zabawna i w ogóle optymistka jak się patrzy, ale introwertyk to moje drugie imię 🙂 I spoko, lubię siebie taką, ale ja już mam 33 lata, miałam czas, żeby poznać życie, niekoniecznie chcę, żeby moje dzieci przejęły moje lęki. I to “niekoniecznie chcę”, to oznacza tylko co “absolutnie nie mogą”.

Od dłuższego czasu pozwalam dzieciom na sporo samodzielności. Sami robią śniadania, kolacje, sami sięgają po wodę, kąpią się, sprzątają w swoim pokoju, odkurzają. Jestem zdania, że jeżeli moje chłopaki ogarniają gry na Play Station, to bez problemu ogarną odkurzacz. Może z pralką aż takiego zaufania do nich nie mam, ale hej! Niech się uczą!

Ostatnio poszłam o krok dalej. O ile kompletnie nie męczy mnie psychicznie (tak właśnie) patrzenie jak

nożem obiadowym próbują pokroić bułkę, a później rozsmarowują sobie na niej masło (czy ja powinnam im już dać zwykły, ale tępy nóż? pytam bo nie wiem!), tak już wszelkie bieganie, upadanie, skakanie i znowu upadanie, wywołuje u mnie chwilowy paraliż.

Co w takim razie sobie zafundowałam? Wycieczkę z chłopakami do skate parku! Tak! Masochizm to moje drugie imię! A tak naprawdę, zwyczajnie stwierdziłam, że muszę, no MUSZĘ, oswoić się ze swoimi lękami, bo to przecież moje lęki, a nie chłopców!

Czy byłam dumna? Tak! Tylko nie wiem z kogo bardziej, czy z siebie czy z chłopaków.

Czy się bałam? Bardzo.

Czy patrzyłam jak zjeżdżali z wysokich ramp? Niekoniecznie!

Siedziałam i udawałam, że kompletnie mnie to nie rusza. Nawet raz sama zjechała z rampy, po czym stwierdziłam, że to aż nadto adrenaliny dla mnie 🙂

Dzieciaki chcą być samodzielne! Chcą uczyć się nowych rzeczy. To my, dorośli, często przez brak czasu, cierpliwości i inne zajęcia “okołożyciowe”, nasze dzieciaki niepotrzebnie wyręczamy. Pomyśl szczerze, tak sama przed sobą, ile razy zdarzyło Ci się założyć dziecku buty, bo tak szybciej?

Znasz to zdanie: “myślałam, że jestem cierpliwą mamą, dopóki nie zobaczyłam jak moje dziecko zapina kurtkę”. No i ja to rozumiem! Mam to samo! Ale kiedy to dziecko ma się nauczyć tę kurtkę zapinać?! W liceum?

Widzę, że im więcej daję swobody chłopakom, tym więcej chcą się uczyć. Że im mniej ich kontroluję, tym uważniejsi i ostrożni się stają. Powoli uczą się tego na ile mogą sobie pozwolić, że jak mama spuszcza na chwilę wzrok, to nie po to, żeby od razu rzucać się na “nielegalne” rzeczy, ale dlatego, że ufa, że będzie ok. Przecież mam nawet anegdotkę do tego!

Byliśmy ostatnio na wycieczce nad morzem (TUTAJ zobacz filmik!). Jako, że na plaży wyczerpaliśmy totalnie źródło jedzenia i picia, tj. naszą torbę plażową, M poszedł z chłopakami do sklepu. I tutaj uwaga, bo nie uwierzycie, ale najpierw wstęp.

Nie będę kłamać, że nie dałam nigdy moim dzieciom spróbować coli. Dałam. Od tamtej pory Teodor jest w niej bezgranicznie i nieszczęśliwie zakochany, ale…

Wchodząc do sklepu, chłopcy dostali po pieniążku z nakazem “kupcie sobie co chcecie”. Oczywiście to ten moment, kiedy wychodzi na jaw, że jednak tato to nie mama, że nie do końca przemyślał, że w sumie w ogóle nie pomyślał, ale! tak, chłopcy kupili jakieś słodkie badziewie do jedzenia, ale wybrali WODĘ! WODĘ! I tak, była to woda z kolorową etykietką, z dzióbkiem, malutka, bo przecież po takie dzieci sięgają najchętniej (btw. Żywiec Zdrój wypuścił na rynek ostatnio nowe opakowanie wody ZDROJEK – 310 ml w poręcznym opakowaniu, właśnie z dzióbkiem!) Wiecie jakie to uczucie, kiedy nauka nie idzie w las?! BOSKIE!

Co raz częściej dochodzę do wniosku, że dorośli (i tak, mówię tu zdecydowanie o sobie) za bardzo przeszkadzają dzieciom w życiu. Jasne, oczywiście, że jesteśmy po to, żeby pilnować, chronić, tłumaczyć, ale hej! Tak szczerze: czasami wystarczy, że przypomnimy sobie własne dzieciństwo, i to co wtedy sami robiliśmy… Na mnie to działa 🙂

_______________________________

Wpis powstał we współpracy z Żywiec Zdrój.

Dlaczego piszę o wodzie w butelkach? Bo są sytuacje, zwłaszcza z dziećmi, że z takiej wody się korzysta!

Jak pewnie wiecie niezmiennie od lat, korzystamy w domu z wody filtrowanej. Nie zamierzam natomiast ściemniać, że od czasu do czasu sięgam także po wodę butelkowaną (chociażby na spacerach). Sięgam. I wtedy chcę mieć pewność, że ta woda jest wysokiej jakości.

Niegazowana woda źródlana Żywiec Zdrój jest polecana przez Instytut Matki i Dziecka kobietom w ciąży, matkom karmiącym oraz dzieciom i dodatkowo, spośród wszystkich zaopiniowanych przez siebie wód, tylko wodę Żywiec Zdrój poleca nawet dla niemowląt. Dlaczego? Ponieważ jako jedyna zaopiniowana przez Instytut wód spełnia wszystkie kryteria w kontekście jakości i bezpieczeństwa wody: jej właściwości fizykochemicznych, procesu produkcji i bezpieczeństwa opakowań. W praktyce sprowadza się to głównie do sumy składników mineralnych w wodzie, jak również zawartości poszczególnych składników mineralnych, które powinny być limitowane w diecie małych dzieci, jak sód, chlorki, siarczany, fluorki, azotany i azotyny.

   Send article as PDF   

Leave a Comment