Kiedy odnalazłaś się w macierzyństwie? - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

Kiedy odnalazłaś się w macierzyństwie?

Kiedy poczułaś, że jest dobrze? Że tak może być? Że to jest TO? To właściwe miejsce, dobry czas? Przecież nie jest tak, że rodzi się dziecko, a Ty już wiesz co zrobić, kiedy, jak i po co. Nowa rola potrafi dopiec, wystraszyć, sprawić że co chwilę czujemy się nie tak jak powinnyśmy. A przynajmniej nie tak jak obiecują wszyscy dookoła…

6

Ja do macierzyństwa musiałam dorosnąć. Jak okropnie zabrzmi, jeżeli powiem Ci, że tak w 100% cieszy mnie ono dopiero teraz? Miłość? Niewyobrażalna od początku. Ale odnalezienie spełnienia w codzienności przychodzi dopiero teraz. Dopiero od jakiegoś czasu zakochuję się we wspólnych porankach w łóżku, spacerach, jedzeniu  razem obiadu. Nie zrozum mnie źle. To nie tak, że te czynności kiedyś były dla mnie cierpieniem. Ja je lubiłam, cieszyłam się nimi, ale nie w takim stopniu jak robię to dzisiaj. Dzisiaj, na tym etapie, przestaje mnie nawet denerwować rozlana szklanka soku, po której przez pół godziny trzeba myć podłogę i szafkę. Dzisiaj wkurza mnie brak czasu na poranne oglądanie bajki i niespieszne wspólne śniadanie.

Macierzyństwo w różowych barwach? Oj nie… No błagam. Ja dalej uważam, że rola rodzica, zwłaszcza takiego “siedzącego” w domu z dziećmi, to jedno z cięższych zadań. Ja po prostu nauczyłam się cieszyć drobnostkami, małymi smaczkami codzienności, szczęściem które od tych moich małych smrodów bije.

Myślisz, że to ta trzydziestka na karku? A może fakt, że wiem, że już nigdy w ciążę zajść nie będę chciała i po prostu muszę się cieszyć tymi maluchami póki są tacy a nie inni. Takie chwile się już nie powtórzą. Może właśnie o to chodzi? A może najzwyczajniej w świecie dorosłam? Dzieci stały się grzeczniejsze? Nieee. To ostatnie na pewno nie. Najwyraźniej po prostu miałam szczęście, że w końcu dostrzegłam te wszystkie blaski, a nie tylko cienie macierzyństwa.

To nie jest “typowy” wpis. Powstał z jednego ważnego powodu: chcę Cię poznać. Chcę poznać Twoje “problemy”, Twoje uczucia, Twoje macierzyństwo. Jak byś mi je opisała? Co Cię uwiera? Ja wiem, że ciężko o tym pisać, wiem że trudno mówić, bo przecież zaraz ktoś oceni. Tutaj nikt Cię nie oceni 🙂 Doskonale o tym wiesz 🙂 Więc w komentarzu napisz wszystko co chciałabyś abym tutaj, na blogu poruszyła. Jesteśmy umówione? :*

2

1

5

4

3

   Send article as PDF   

72 komentarze

  • A ja się nie odnajduję w ogóle w roli matki, myślałam, że będę wspaniałą mamą, taka co się bawi z dziećmi, razem z nimi gotuje i śpiewa piosenki. Ale tak nie jest. Mój przedszkolak tak daje popalić, że każdy dzień, kiedy nie jest przedszkolu, to dla mnie katorga. Wieczne jęki i koncert życzeń: to chce tego nie chce, histerie co 5 minut o wszystko,przerasta mnie, puszczają nerwy. Wolę się zamknąć w kuchni i zająć (kiedyś znienawidzonym) zmywaniem, żeby tylko odpocząć od nich (jest jeszcze młodszy brat), nie patrzeć, nie słuchać ich. Obłażą mnie w dzień, zaburzają moją przestrzeń osobistą, czuję się przeboćcowana, mam w sobie tyle powstrzymywanych emocji, że boję się, że kiedyś wybuchnę, albo wyjdę z domu i już nie wrócę. Po ciężki dniu, pełnym wrzasków i krzyków, przepychania się ze starszakiem, mam pełno wyrzutów sumienia i płaczę, obiecuję sobie, że jutro będę bardziej wyrozumiała, że nie podniosę głosu, nie szarpnę za rękę na spacerze, jestem na siebie zła za myśli, że bez nich byłoby lepiej, łatwiej. Ale przychodzi kolejny dzień… Mam nadzieję, że te złe dni kiedyś miną

  • Ja nadal z trudem odnajduje sie w byciu matka. Moja corka ma 7 miesiecy, kazdego dnia mnie zaskakuje, to cieszy, ale zmeczenie momentami uniemozliwia ta radosc. Czasem brakuje mi mojego “poprzedniego zycia”. Takiej swobody, bycia troszke roztrzepana, bez wiekszych zobowiazan ;). Wiem, ze dzieci szybko rosna, ze te chwile juz nie wroca i strama sie z calych sil to wszystko doceniac. Powoli, malymi kroczkami 😉

  • Nie umiem się bawić z moją 20-miesięczną córką. Na codzień chodzi do żłobka, ale jak była chora i “siedziałyśmy” tydzień w domu to głównie oglądałyśmy bajki 🙁 zrzucam to trochę na ciążę (5 miesiąc), ale sama wiem, że to tylko wymówka….

  • Przede mna jeszcze dluga droga jesli chodzi o odkrycie urokow macierzynstwa. Jestem mama dopiero od dwoch miesiecy. To nie jest tak, ze sie z tego nie ciesze ale jeszcze nie przywyklam do tego zmeczenia, nawalu obowiazkow… Itd..
    To wszytko wynagradza mi poranny usmiech Leny na dzien dobry

  • Pamietam poczatki macierzynstwa.. baby blues.. :/ bylo okropnie.naszczescie minelo.
    Dzis czasem mysle o drugim dziecku ale jak widze ze nasz synek znow jest chory.znow trzeba robic inhalacje.. strach ze sie pogorszy to poprostu mi sie odechciewa..za bardzo sie przejmuje moim jedynakiem zeby znow przez to przechodzic.. alee moze kiedys:)

  • Co mnie boli? Że spędzam ponad 10h poza domem, że moje dziecko wychowuje żłobek/niania, że jak wracam do domu to nie mam siły dla tej cudownej istoty. Nie mogę się doczekać kolejnej ciąży i tego czasu, który będę mogła poświęcić mojemu synowi!
    Druga rzecz to brak czasu i siły dla siebie i ten bebech wystający. Nie zajdę w drugą ciążę, póki się nie doprowadzę do jakiegoś stanu…

    • Dokładnie Cię rozumiem i mam podobnie z myśleniem ze chce zajść w druga ciąże żeby mieć więcej czasu dla pierwszego dziecka- normalne to?

  • Najlepszą rzeczą jaką powiedziano mi odnośnie macierzyństwa przed pierwszym porodem było jego podsumowanie przez moją kuzynkę, matką dwojga, a brzmiało to mniej więcej tak: ” Czasami masz ochotę trzasnąć drzwiami , wyjść i nigdy nie wrócić, włożyć dzieci do słoika i wyrzucić, możesz ich nawet przez chwilę nie lubić. To normalne i nic w tym złego. Każda tak ma, ale nie każda się przyznaje. Dzieci bywają trudne, bywają frustrujące, spodziewaj się smrodu, brudu i wrzasków. Wszystko ponad to to już same blaski. W najgorszych momentach wyobraź sobie, że ich nie ma. Wracasz do domu, a tu cisza i porządek, nie ma ich zdjęć, kredek i popisanej ściany. W ich pokoju znowu jest tylko gabinet. Nie ma naklejek z samochodami pod prysznicem i śladu po nich. Serce pękłoby Ci z tęsknoty” . Nastawiło mnie to realistycznie i teraz, po ponad 3 latach jestem za tą radę bardzo wdzięczna. Mam synów Janka (3,5l) i Tadeusza (2l.), jesienią spodziewam się trzeciego dziecka. Pewnie, że codzienność z dziećmi bywa nudna, a rutyna daje w kość, pewnie, że tęsknie za kawą z koleżankami i pracą, ale kiedyś będę tęskniła za tym jak chłopcy byli maleńcy, za wspólną codziennością i brakiem pośpiechu i tym jak byłam Nr1 w ich życiu ( rada tej samej kuzynki 😉 ) I POWAŻNIE nigdy w życiu nie byłam tak wyspana. Na studiach i pracując spałam po 5-6h. Teraz 8-9 ( z dwoma przerwami po 10 minut w nocy). 🙂 Od niedawna zaglądam na Twojego bloga i bardzo mi się podoba Twoje podejście do macierzyństwa.

  • Hej. Czytam Twoje bloga od niedawna i uwazam ze jest swietny. Niemalze kazdy artykul trafia w samo sedno. Najlepsze jest to ze nie owijasz w bawelne I piszesz po prostu tak jak jest. Ja jako mloda matka 1 dziecka, ktorej czasem jest naprawde ciezko , ciesze sie ze jest ktos taki jak ja z codziennymi problemami I nie wstydzi sie o tym mowic w obawie przed krytyka.
    Jetes swietna Flow mummy.☺

  • Urodziłam przez cesarskie cięcie półtora miesiąca temu. Wcześniej naczytałam się o rodzicielstwie bliskości, kangurowaniu, itp. A tymczasem po cięciu Mały był 5. dni na intensywnej terapii, bo wcześniak. Ja mogłam jedynie pogłaskać go po główce i donosić odciągany pokarm. W końcu oddali mi go do szpitalnej sali. Przyszła moja mama, zaczęła się zachwycać jego małymi stópkami, jego słodką buzią. Patrzyłam na nią i nie rozumiałam… Zasypiałam na stojąco od odciągania pokarmu co 2-3h i karmienia. Nie miałam siły cieszyć się dzieckiem.
    Wróciliśmy do domu po kilku dniach. Niewiele się zmieniło. Podjęłam walkę o przestawienie Małego z butelki na pierś. Starałam się go częściej głaskać, mówić do niego, itp. ale – bo tak trzeba. Wciąż nie potrafiłam się nim cieszyć.
    Minęły kolejne dwa tygodnie. Przestawianie na pierś nie szło. Gdy byłam sama w domu z Małym, chwyciłam się jedynego pomysłu, jaki mi przyszedł do głowy: wyrozbierałam Małego do pieluszki i położyłam go sobie na piersi. Jejku! Jak on się dorwał do cycka! Ale to nawet nie ważne. Przy takim kontakcie: “skóra do skóry” doświadczyłam niesamowitej hmm… więzi. Po prostu więzi. Nagle do mnie dotarło, że on jest mój, że ze mnie, że to moje kochane Maleństwo. Nie mam pojęcia, jak to działa, ale… zadziałało:)
    To był początek. Niestety, często-gęsto wraca ta obojętność wobec Małego. Znajomy mówi, że to wciąż może być efekt stresu poporodowego. Nie wiem… chciałabym się czuć mamą. Tak w ogóle, a nie od czasu do czasu.
    Weszłam dziś na Twojego bloga, a tu – taki temat. Akurat to, o czym chciałam się wygadać.
    Dzięki.

    • też jestem mamą wcześniaka o 2 miesiące za wcześnie urodzonego, przeżyłam to samo, do dnia dzisiejszego pamiętam każdy dzień, każdą chwilę z tamtych wydarzeń (a minęło już 5 lat) obecnie jestem w 8 miesiącu ciąży- ponownie zagrożonej ale dopiero teraz zaczynam cieszyć się z bycia mamą, nie raz płakałam, załamywałam się itp. najgorsze okresy przychodzą jak starszy choruje- tydzień chodzi do przedszkola a 2 tygodnie w domu- załamka totalna a do tego niejadek okropny, tylko bułki i serki danio:/ Ale wszystko wy nagradza jego miłość, uśmiech, spontaniczne przytulanie i buziaki, co chwilkę dostaję kwiatka( w życiu tyle kwiatów nie dostałam co od mojego synka), prawdą jest to że trzeba się cieszyć tymi chwilami, mimo gorszych dni bo wiem że każdy z nas ma takie dzieci też:) ale jak dziecko wyruszy do szkoły zacznie mieć kolegów to już odchodzimy na dalszy plan a czas ucieka jak szalony, wtedy przyjdzie dla nas czas na kawkę z koleżanką:D trzeba żyć tu i teraz….

  • Uwielbiam Twoj blog i zawsze czekam na nowe wpisy! Jestem przykladem ze genetyka i wychowanie to nie wszystko (anorektyczna matka glodzaca sie w ciazy i odrzucajaca mnie juz przed urodzeniem oraz ojciec bijacy mnie,molestujacy i niszczacy psychicznie) :dopiero po 30stce urodzilam dwoch synow i od poczatku byli bardzo chciani, bardzo mocno kochani. Nie mialam problemu z ogarnieciem najtrudniejszego,szczegolnie przy pierworodnym jak sie jest jeszcze nieobytym, czyli nieprzespanych nocy i pielegnacji maluszka. Sila rzeczy zupelnie bez pomocy innych (oprocz paru godzin zlobka bo oboje pracujemy) troszczymy sie o synow i z tego jestesmy dumni,ze wlasnie to my odpowiedzialni jestesmy za ich rozwoj i to my mamy wplyw na ich wychowanie,a nie babcie i ciocie:) Ale tak jak mowisz ogrom milosci byl od chwili pozytywnego testu ciazowego ale dobrze i naprawde pewnie piczulam sie w rodzicielstwie po okolo 8-10 miesiacach przy pierworodnym.Przy drugorodnym od razu bylo z jednej strony bezproblemowo a z drugiej strony jednak placz,zwatpienie i poczucie winy.Bo nagle starszak wydawal sie taki duzy i dorosly a to przeciez jeszcze 2,5 letni maluch!Bo nagle nie moge mu poswiecic tyle czasu co wczesniej i czasem musi chwile poczekac ze swoimi potrzebami roznorakimi ze wzgledu na niemowle.Bo czasem brakuje do niego cierpliwosci a niektore dotad slodkie zachowania irytuja… Wszyscy lukruja macierzynstwo wiec nie bylam przygotowana na to co sie emocjonalnie/hormonalnie ze mna dzialo po urodzeniu drugorodnego.Dopiero po 4 miesiacach przemeblowan relacji rodzinnych, przepracowania nowych problemow i na nowo ulozenia relacji mama-pierworodny zaczyna znow byc dobrze. I…. nachodza marzenia o trzecim:) U nas nie bylo problemu z relacja miedzy synami,starszak uwielbia brata i pokazuje przy nim jak wielkie ma serce♡.Problemem bylo zdefiniowanie na nowo naszej relacji mama-starszak. Mysle ze latwiej by bylo gdybym ja swego czasu byla kochanym dzieckiem, mniej bledow bym popelnila bo wiedzialabym co robic.A ja kocham ogromnie ale na oslep,szalenczo;) Tym bardziej ze z malym ciaza byla zagrozona i po poronieniu a dodatkowo mamy szczescie ze zyje (pepowina na szyi oraz tzw wezel prawdziwy,wczesniejsza cesarka nas uratowala). Teraz wychodzimy juz na prosta.Prosze napisz kiedys post o zmianie w relacjach mama-dziecko przy pojawieniu sie rodzenstwa.

  • Super wpis bo dla mnie bardzo aktualny, może to zabrzmi śmiesznie ale jakieś trzy tygodnie temu jakiś pstryczek się we mnie przełączył i zaczęłam zupełnie inaczej patrzeć na siebie,męża,dzieci…jest jakoś tak bardziej świadomie teraz…czerpię z każdej pierdoły ile się da…chwilo trwaj!!! Ps.uwielbiam Cię!

  • ja mam ostatnio problem z mamą (nie teściową ale z własną mamą). Do tej pory była przyjaciółką, dobrze radziła, a teraz przez nią czuje się złą matką, nie potrafiącą sobie poradzić. Gdy mam jakiś problem (z dziećmi) słyszę słowa “wy cały czas byliście grzeczni” “nigdy na was nie krzyczałam” “ząbkowaliście bezboleśnie” “przesypialiście noce” na spacerach byliście bardzo grzeczni” “ja sobie radziłam bez pampersów i słoiczków” SERIO ??!! czy może już pamięć zawodzi. Naprawdę, to mnie ostatnio dołuje. Tyle w tym temacie z mojej codzienności

    • Wiesz co, mam podobnie .Odkąd zostałam mamą totalnie nie dogaduje się ze swoją mamą, tzn relacje są poprawne, ale powierzchowne. Czuję się przy własnej mamie źle, jakby moje dziecko ją wolalo. Pomijając, że nigdy nie usłyszałam niczego dobrego na swój temat, że dobrze sobie radzę, dobrze wychowuje itp. Flow mummy może taki post -o relacji córka, która została mamą i jej matka? 🙂

    • Anita, doskonale Cie rozumiem bo moja matka tez idealuzuje swoje macierzynstwo miala nas 5 i kazde idealnie wychowane. Jak sie jej chcialam wyzaluc po urodzeniu pierworodnego to ucinala mnie mowiac a ja was piatke wychowalam i musialam sobie dac rade. Rece opadaja! Zero wsparcia emocjonalnego z jej strony.

  • Cos w tym jest. Jakby sie zastanowic to z kazdym tygodniem, miesiacem czy rokiem bardziej dojrzewam, chociaz jeszcze rozlana szklanka soku mnie denerwuje:)

  • hmmm co mnie uwiera? Jestem rok młodsza od Ciebie, i myślałam że będąc na tym etapie życia, będę mogła pochwalić się “czymś więcej”… tylko nie za bardzo wiem czym… zawsze chciałam podróżować… a byłam tylko raz na wakacjach w Grecji… chciałam być bizneswoman w mega drogich szpilkach 😉 a teraz cieszę się ze swoich nowych czerwonych conversów i nie mogę sie doczekać wiosny żeby je założyć…. mój mąż pojechał właśnie na wyjazd służbowy do Dubaju! Rozumiesz to? 5 dni w hotelu, bez dziecka, bez gotowania sprzątania itp…. Ja tak chciałam, kiedyś, wyjazdy służbowe w jakieś egzotyczne miejsca… jest mi smutno, ale nie dlatego że mi źle, że mam moją kochaną córeczkę, że zamiast wakacji budowaliśmy dom, a teraz powoli go urządzamy… może to rodzaj żałoby za marzeniami które ewoluowały? Zeszły na dalszy plan… bo przecież w końcu pojadę na te wakacje no i wrócę do pracy 🙂 ale nigdzie nie pojadę już bez mojej Myszki 😉

  • Witaj 🙂
    Piszę pierwszy raz do Ciebie. Od jakiegoś czasu czytam Twój blog. Wiele z tego co piszesz jest prawdą. Wiele z Twoich wpisów pomogło mi wyjść z depresji.
    Moje macierzyństwo…
    Od pocątku ciąży nie miałam lekko. Brak wsparcia od własnej mamy do upokorzeń przez teściową. Że obchodzę się z sobą jak z jajkiem. A ja tylko trzymałam dietę bo miałam cukrzycę ciążową. I wymiotowałam od 2 miesiąca do 7. Udręka. I teraz właśnie zdałam sobie sprawę że depresja dopadła mnie już w ciąży.
    Poród naturalny, szybki, piękny z mężem u boku. I miało być tak pięknie. Kochałam swojego synka już odkąd był w moim brzuchu.
    Po porodzie karmiłam piersią tylko dwa tygodnie. Nie dałam rady fizycznie i psychicznie. Mały nie umiał ssać, ja miałam wklęsłe brodawki i nakladki też nie pomagały. A ja nie miałam cierpliwości i szybko się denerwowała. Odciągałam jeszcze trochę aż pewnej nocy spałam jak kamień. I wtedy już miałam coraz mniej pokarmu. Który mam do dziś. Tak bardzo pragnęłam karmić lecz mój porywczy charakter mi nie pozwolił. Tak do dziś mam wyrzuty sumienia. Że jestem złą matką. Później pierwszy szpital Gabrysia. Miał wtedy 17 dni. Nie mogłam być razem z nim w nocy bo to był prywatny szpital. Doba kosztowała 220 zł. Nie miałam takich pieniędzy. Miał zachłystowe zapalenie płuc. Wyrzuty że co ze mnie za matka. W dodatku gdy czułam się obdarzona po porodzie teściowa wszystkim wszystko opowiadała (mieszkamy w małej miejscowości a ona jest ekspedientką w jednym z lepszych sklepów ). Chodząc na spacery obce kobiety zagladające bezczelnie do wozka które widziałam pierwszy raz na oczy wypytywały mnie o kp, poród itd. Byłam wściekła, rozżalona i miałam pretensje do całego świata. Żal i rozgoryczenie narastało każdego dnia. Później kolejny szpital. Dziecko przespało mi kąpiel, całą noc że rano nie mogłam go obudzić. Miał 2 m-ce. I pojechałam do szpitala. Tylko dlatego. Na noc położyli nas na sali na SOR bo na oddziale nie było miejsc. W nocy do nas do sali przyjęli chłopca z zapaleniem gardła. Dwa dni i nasz mały dostał zapalenia płuc. Kolejne wyrzuty sumienia. Od tych antybiotyków nabawił się nietolerancji laktozy. Nie chciał jeść na oddziale. Pielęgniarki na siłę wlewały mu mleko łyżeczką. A ja młoda głupia na to pozwalalam. Mówili że musi jeść. A przecież mógł dostać kroplówke bo byliśmy w końcu w szpitalu! Tak mi ho zablokowały że do ukończenia 10 m-cy musiałam go usypiac żeby zjadł. Każde karmienie było dla mnie taką dawką stresu ze szok. Nie radzilam sobie emocjonalnie. Psychiatra przyjmował raz na dwa miesiące a terminy były za 3 m-ce. Prywatnie nie miałam kasy żeby iść. Dopiero gdy miał 6 m-cy trafiliśmy prywatnie na dobrą Panią alergolog. Szybkie prywatne badania i wyszła nietolerancja laktozy i zmiana mleka. I od tamtej pory przestał plakac przy karmieniu. Bałam się karmić własne dziecko. Odczuwalam taki strach i stres że szkoda gadać. Mąż przez ten cały czas mnie bardzo wspierał. Tesciowej przenieśliśmy do rozsądku i z tym G adaniem się uspokoila. Trochę zrobilo mi się lepiej. W między czasie miedzy 2 a 6 miesiącem jego życia byliśmy też w jednym szpitalu by sprawdzili co mu jest i lekarz widząc jak zachowuje się przy karmieniu i ze zjada w spokoju na spiaco napisali że wszystko jest ok i nie widzą problemów. Masakra. Pediatra na rejonie cytuję “zrób sobie Pani jeszcze jedno to nie będzie się Pani przejmować. ” i po tych słowach zaczęłam czytać o kolkach, alergii na mleko krowie i nietolerancji laktozy. Wystarczyło głupie badanie kału i krwi by sprawdzili co mu dolega. Po roczku jakoś leciało. Nie wracałam do myśli o tych szpitalach, o kp ze jestem tak denna matką. Miał rotawirus ale jakoś przeszliśmy przez to. Kolejne wyrzuty sumienia że w chwilach bezsilności potrafiłam krzyczeć na niego, złapać za ramiona i w twarz krzyczeć ” o co Ci chodzi. Nie wiem Co Ci jest. Boże kiedy będzie dobrze? Mam dość. Wszystko jest nie tak! Nienawidze siebie że tak to wszystko wyszło. Tak bardzo pragnęłam być najlepszą mamą na świecie! Z niszczylam wszystko. ” zaczęłam sobie wmawiać że to przeze mnie i moje nerwy nie umie pić mleka normalnie tylko ciągle się boi i płacze. Bo czuje moj stres.
    Za 2 tygodnie skońcZy 2 latka. Zawsze kochałam go całym sercem.
    I kocham go ponad wszystko. To mój aniołek. Na każdym kroku dostosowywal się do mnie. Z dnia na dzień potrafił zmienić porę drzemki bo ja miałam wizytę u lekarza. Zawsze był idealny. Tylko ja przez stres, nerwy, depresję nie potrafilam tego zauważyć. Widziałam wszystko na nie.
    teraz jest super. Co dzień mówi nowe słowa.Tylko ten bunt. Czesto tracę cierpliwość. I krzyczę, warcze. A on przebiega i się przytula. W ten sposób prosi bym przestała i mówi że się boi. A ja co dzień to robię.
    Nie zasługuje na niego. Nie potrafię nie krzyczeć. Staram się ale 30 razy nie wytrzymuje i wybucham.
    Kocham gk tak bardzo a jednocześnie nie potrafię mu tego pokazać. Bardzo to przeżywa.
    Codziennie płacze że tak go skrzywdzialm w pierwszym roku życia i teraz też go krzywdze.
    Kocham go ale jest ciężko być kochająca, dobrą, spokojna mamą.
    Moje macierzyństwo wyobrażałam sobie jak z reklam. Rzeczywistość mnie przerosla.
    Nawet nie wiesz ile bym dała by cofnąć czas.
    Nie umiem sobie tego wszystkiego wybaczyć, zapomnieć.
    Żyje z tym u to mnie zżera od środka. Jest ciężko.
    chciałbym czuć się szczęśliwa, spełniona.
    jedyne co czuję to żal, smutek, rozczarowanie że nie unioslam ciężaru jaki miałam na początku.
    Ale kocham mojego synka i nie wyobrażam sobie życia bez niego.
    Tyle sprzecznych uczuć mną szarga. A jeszcze kiepska sytuacja finansowa mnie dobija.
    Nie tak miało być. I żaden psychiatra mi nie potrafi pomóc.
    Każdego dnia daję z siebie wszystko by był szczęśliwy ale on coraz mniej się śmieje. I wie co czuję.

    • Marzenko czytalam Twoj wpis kilka razy. Chcialam bardzo napisac Ci pare slow. Przede wszystkim pamietaj o tym, ze jest Najlepsza Mama na swiecie. Najlepsza Mama dla Twojego synka, nie dla innych. On Cie kocha nad zycie i tylko to sie liczy. Wybaczy Ci wszystko. Staraj sie nie przejmowac tym, co mowia inni. Oni tak naprawde nic w Twoim zyciu nie znacza. Wiem, ze to nie jest latwe. Mnie traktowano jako dziwaka w rodzinie, poniewaz karmilam syna 1,5 roku. Ciagle slyszalam, ze go glodze, ze mam wode a nie mleko, ze bedzie maminsynkiem itp. I przez to kilka razy na sile probowalam go odstawic i do dzis tego zaluje. Ale jest cos bardzo waznego, co po przeczytaniu Twojego komentarza nasunelo mi sie na mysl. Wydaje mi sie, ze Ty calkowicie zapomnialas o sobie i swoich potrzebach. Ja tez tak mialam dopoki prawie nie rozpadl mi sie zwiazek. Zaczelam naprawe od siebie. Powoli wychodzilam z domu, chocby na pol godziny, ale sama. Pozwolilam sobie czytac ksiazke, jak syn spal, zamiast sprzatac, gotowac. Wyluzowalam, przestalam sluchac “dobrych rad” i jestem bardziej spokojna. Wiem, ze wplyw na to mial fakt, ze moj syn wreszcie po 1,5 roku przespal cala noc, az do 5 rano!! Wczesniej musialam wstawac po 4, 5 razy w nocy, no i rano pobudka zawsze o 5. Niewyspanie bardzo daje w kosc. Ale juz wiem, ze z czasem bywa lepiej. Wiem tez, ze gdy brakuje pieniedzy, pojawia sie duza frustracja. Ja musialam wrocic do pracy za 1300zl. Nie moge liczyc na pomoc rodziny (choroby), a syn w zlobku bardzo chorowal. Musialam zatrudnic opiekunke, ktorej place 850 zl za pol etatu. Czasami tez mam ochote sie poddac, ale walcze. Mam dla kogo i Ty tez masz. Jestes super, przetrwalas bardzo trudny okres i jestes silna. Musisz w to uwierzyc i sluchaj siebie 🙂 jezeli Ty bedziesz czula sie dobrze, to i Twoje dziecko bedzie zadowolone. Pozdrawiam cieplo. Mam nadzieje, ze bedziesz miala okazje to przeczytac. FLOW caluski dla Ciebie 🙂

    • Marzenko, tak bardzo Twoja historia przypomina moją…
      .
      Mi psychiatra nie pomógł (leki z tyloma skutkami ubocznymi, że całkiem chciałam się zabić), psycholog nie zrozumiał, bliscy bagatelizowali. Sama sobie pomogłam.
      Postanowiłam jak córka miała 2 latka (ten moment, co osiągnęłam egzystencjalne dno), że jak skończy 2,5 roku, pójdzie do przedszkola, a ja poszukam pracy i zapisałam ją i liczyłam dni.

      A te pół roku co zostało nam do tego momentu, postanowiłam wykorzystać maksymalnie. Ten czas miał być dla NIEJ i dla mnie jako mamy. Zaczęłam cieszyć się każdym dniem. Celebrować śniadania (niedługo miały się skończyć), powolne spacery, zabawy, gotowanie razem. Gdy spała – czytałam i oglądałam filmy. Przymusiłam męża i mamę, by częściej gotowali i sprzątali (a nie – Olka w domu, to zrobi obiad dla 5 osób bez problemu i posprząta). Kupiłam w końcu fotelik rowerowy i jeździłyśmy na drugie śniadania w plener;). Wybrałyśmy się na wycieczki do pobliskich miast. Przytulałam ją. Nie krzyczałam. Czytałyśmy dużo książeczek. Przygotowywałam ją psychicznie do przedszkola – wcale nie płakała, była ciekawa kolegów i zabaw, umiała ładnie jeść itp.
      Znalazłam pracę, z której jestem zadowolona. I dała mi to, że tęsknię za moją córką. Nie, że “mam jej dość, mam dość jej histerii, ileż można usypiać, dlaczego nie chce się ubierać, ciągle mi to robi, dlaczego ciągle nie chce jeść!!!, chryste ileż można się budzić w nocy”. Tylko “co ona tam porabia, co będziemy robić po południu, może spacer, może babeczki?”. W końcu nieco zajmuje się nią mój mąż, szykuje i prowadzi ją rano do przedszkola (nie muszę się użerać;)), babcia weźmie czasem na spacer. Odżyłam. Weekendy cieszą, dni wolne, urlopy też. Bo razem. Bo z moim dzieckiem. W końcu macierzyństwo mnie cieszy. Pracuję nad sobą. Zdarzają się jeszcze dni dołków, nerwów, ale bez porównania.

      A gdyby jeszcze ktoś 1,5 roku temu mi powiedział, ze będzie lepiej – z łzami i goryczą powiedziałabym, że na pewno nie, nic nie pomoże na to, że jestem beznadziejną matką, nie powinnam być matką, krzywdzę tylko swoje dziecko, po co je rodziłam.
      A teraz… Jestem dumną, szczęśliwą MAMĄ.
      Marzenko, niech ten wpis Cię i innych wzmocni. Przesyłam Kosz pozdrowień i trzymam kciuki za Ciebie!!!

  • Jeszcze nie potrafię się w pełni cieszyć macierzyństwem.. Chyba dlatego, że staram się, wymyślam, na głowie staję i zawsze napotykam opór: nie i koniec, nie chcę, nie będę, nie lubię tego robić, i te ciągłe krzyki i wrzaski. Dziewczynki rok i 3 lata.

  • Moje macierzyństwo zweryfikowało moje poglądy na wiele rzeczy, zmieniło nawet moje podejście do zawodu, który wykonuje (nauczyciel). Coraz trudniej zaakceptować mi bezsensowne reakcje dorosłych, podążanie w jednym kierunku bez zastanowienia się po co i dlaczego. Chociaż oczywiście czasami i mnie coś zdenerwuje i wybije z rytmu i też zachowuje się bez sensu. Pozdrawiam 🙂

  • Zazdroszczę Ci, że znalazłaś szczęście w tych codziennych drobnostkach!:) Ja nadal go szukam… Ostatnio nawet jest gorzej niż źle, wszystko wyprowadza mnie z równowagi. Moja 1,5 roczna córka cały czas chce żebym nic innego nie robiła tylko się z nią bawiła. I tak przez cały dzień… Odciaga mnie od mycia naczyń, szykowania obiadu, o sprzątaniu w ogóle nie ma mowy… A jak próbuje ją czymś zająć to jest płacz i wołanie mnie. Eh… Nie mam czasu dla siebie, wieczorami padam ze zmęczenia. Nic nie mogę sobie zaplanować, a chciałabym chociaż więcej czytać książek bo czuję że stoję w miejscu 🙁 ALE to nie jest tak, że tylko siedzę i narzekam. Jestem na etapie obserwowania swojego życia i codzienności, próbuje ułożyć sobie wszystko od nowa, ale zakładam tylko realne zmiany np. wstawać wcześniej, planować obiady, robić narzeczonemu kanapki do pracy wieczorami zamiast rano. Muszę tylko to sobie sprecyzować.
    Wiesz Flow, dla mnie najgorsze w macierzyństwie jest to, że absolutnie wszystko zmienia się o 180stopni, trzeba walczyć o każdą minutę dla siebie, co dla osoby która na wszystko miała kiedyś czas jest mega trudne. Ale nadal się uczę oswajać moją codzienność… A Twój blog naprawdę dodaje mi otuchy bo nie jestem z tymi problemami sama :*
    Przepraszam za ten długi komentarz, ale te rozterki siedziały we mnie od dłuższego czasu i dziękuję Ci, że mogłam wreszcie wyrzucić je z siebie.
    Całuję:)

  • to chyba jeden z kolejnych tematów tabu w “rodzicielstwie” – przecież posiadanie dzieci powinno uszczęśliwiać Cię i spełniać od pierwszej chwili 😛 co za hipokryzja 😛 … pierwsze macierzyństwo mimo, że wyczekane i wyśnione przyniosło falę trudności, komplikacji, nerwów i stresu – i wcale nie mam na myśli nie przespanych nocy… kilka lat zajęło mi wyluzowanie jako matce 😉 ale tak na prawdę prawdziwą czystą radość rodzicielstwa czuję dopiero od czasu urodzenia drugiego syna 🙂 już II ciąża była dopełnieniem tego czego brakowało wcześniej 🙂 a dziś kiedy patrze na obu moich chłopców mogę już powiedzieć całkowicie z głębi serca, że jestem szczęśliwa jako mama i czuję, że wszystko jest na swoim miejscu. Zaczyna być żal każdej uciekającej chwili 😉

  • Maksymalnie denerwuje mnie brak cierpliwości. Cały czas walczę ze sobą, żeby się nie wkurzać o pierdoły. Ta szklanka rozlanego soku potrafi mnie do białej gorączki doprowadzić. Najgorzej…. Albo jak się drą obie na raz. Z czego ta starsza udaje.
    Albo starsza kopie i bije młodszą i za nic nie umiem jej wytłumaczyć, że nie wolno. Bo powie “dobrze” po czym 10 minut później znów podnosi rękę, żeby klepnąć młodą po głowie. No przecież nikt z nas w jej otoczeniu się nie leje, to skąd to… W takich momentach właśnie chodzę po domu i mówię do siebie, że ja to się na matkę nie nadaję a macierzyństwo mnie wykańcza. (Nooo, takie mam ciśnienia) i o ile czasem są takie dni, że siadam wieczorem na kanapie i uśmiecham się do siebie oglądając ich zdjęcia, tak bywają i takie, że mam ochotę rozszarpać te Cuda.

  • Obecnie moi synowie mają 9 i prawie 12 lat, a dojście do podobnego etapu jak Twój zajęło mi 2,5 roku. Dopiero wtedy 5 i 2,5 latka byłam w stanie ogarnąć i cieszyć się. Urodziłam ich mając 22 i 25 lat. Uważam, że biologicznie był to dla mnie najlepszy wiek, ale emocjonalnie dorosłam do macierzyństwa w okolicach 30 lat. Obecnie mam 34 i marzę o kolejnym dziecku. Teraz emocjonalnie ok, ale zastanawiam się czy to nie zbyt późno, czy będę w stanie 3 wykształcić i coś zapewnić. Teraz jestem bardziej świadoma, a może za bardzo? Wiem,że obecnie mamy modę na późne macierzyństwo, ja tego nie popieram. Sądzę, że trzeba pomyśleć, iż jak moje dziecko będzie miało np. 25 lat to ja już 65 czy 70, a może mnie nie będzie.

  • Hmmm……początki macierzyństwa były trudne. Połóg, problemy z bolesnym karmieniem odebrały mi radość z macierzyństwa przez pierwszy miesiąc. Potem było lepiej, to fakt, ale dopiero teraz, jak już córka ma prawie 2 lata czuję, że ją ubóstwiam. To nie znaczy, że wcześniej jej nie kochałam, ale wiesz jak jest z małym dzieckiem…..ono wymaga wiele OD nas, nie pokazując jeszcze tej miłości DO nas. Nie przyjdzie się przytulić, dać całuska….. zastanawiasz się czy Twoje wysiłki przyniosą jakiś rezultat. Czy Twoje dziecko w ogóle będzie cię kochać.
    Do decyzji o drugim dziecku dojrzałam, gdy córka miała ok półtora roku, gdy widziałam już “efekty” mojego “mamusiowania” 🙂 Dwie kreseczki pojawiły się zaraz po pierwszym cyklu starań – wielka radość 🙂 Cieszyłam się, że ten drugi raz przeżyję bardziej świadomie, bo już wiem co mnie czeka. Gdy okazało się, ze to chłopak – nasza radość się spotęgowała. Pomyślałam, że mam wszystko, czego tylko chce. Wspaniałą córkę, synka w drodze, dach nad głową i zapewniony jako taki byt. Zero problemów ze zdrowiem, zero z zajściem w ciążę. Wszystko układało się idealnie. Do czasu…gdy na badaniu prenatalnym okazało się, że synek będzie miał wadę serca 🙁 Od tego czasu moje życie to koszmar. Jestem w 29 tc i targają mną takie myśli, do których nawet wstyd się przyznać. Przyszłość mojego synka i nasza jest jedną wielką niewiadomą. Wiem, że juz nic nie będzie takie samo. Czekają nas operacje i wielki strach o życie dziecka.
    Patrzę na te Twoje dzieciaki i zazdroszczę. Cała trójka zdrowa. A ja chciałam tylko dwójkę… Nie potrafię cieszyć się ciążą, nie cieszą mnie kopniaki w moim brzuchu. Nie potrafię wpaść w typowy dla kobiety “szał” kupowania ciuszków, urządzania pokoiku. Nie wiem czy to wszystko będzie potrzebne.
    Pewnie nie spodziewałaś się takiego wpisu. Ale to są właśnie moje problemy. Może ktoś, kto to przeczyta, doceni te “trudy” macierzyństwa mając przy swoim boku ZDROWE dziecko. Bo mi przy córce też było “trudno”, choć teraz wszystko to wydaje mi się takie błahe i nieistotne…

    • Jak, ja dobrze wiem, co czujesz…tylko u mnie kolejność była odwrotna. Pierwsze dziecko z wadą serca, nie wiadomo było, czy dozyje porodu, jesli tak, to czy ten poród przezyje, jak przezyje to przeszczep, serce nieoperacyjne…w 4 mc zycia po problemie sercowym nie bylo sladu. Cuda się zdarzają, czego i Wam zyczę, to doswiadczenie bardzo zmieniło optykę mojej rzeczywistosci, ustawilo priorytety. Nie mialam obaw przed drugą ciążą, obsesyjnie jej pragnęłam, przezyć wszystko to, co powinnam, bez strachu, stresu, z radością oczekiwać. Mam dwie zdrowe, piekne corki i radosc z codziennosci. Pewnie, ze sa trudne chwile, nerwy, brak cierpliwosci, ale w ciezkich chwilach przypominam sobie przez co przeszlam i co mam, a czego moglo nie być…trzymam kciuki i wierze, ze bedzie dobrze.

      • Haha! Wlasnie przeczytałam komentarz Karoll, którego nie było, jak pisałam swój. Ile rzeczy podobnie napisałyśmy 😉 Piąteczka maminki!

    • Mam nadzieję, że zauważysz moj komentarz Gosiu. Nie potrafiłam powstrzymać łez, gdy czytalsm Twój komentarz, wspomnienia sprzed roku wróciły z taka siła. W połowie ciąży dowiedziałam się, że synek ma torbiele na nerce lub nerkach, na tym etapie nie było widać na USG. Jeśli na 1 nerce, to jest dla nas szansa, jeśli na obu, to przecież bez nerki nie da się żyć. A o przeszczepie nie ma mowy w ciąży, ani u noworodka. Przez kilka miesięcy żyłam w strachu, nie wiadomo było, czy nerki bedą pracować, czy obie są chore, każdy dzien był zagrożony poronieniem. Bałam się ogromnie, ale jednocześnie znalazłam w sobie siłę, zeby wierzyć, ze wszystko bedzie dobrze. Wiedziałam to. Kilka razy w tygodniu jeździłam na badania. Myślałam, ze odpoczne w ciąży, spokojnie wszystko przygotuje, a każdy dzien był podporządkowany jednej myśli. Po paru tygodniach lekarz powiedział, ze widzi torbiele na obu nerkach. Gdy to usłyszałam, czulam, ze serce mi staje. Ale po chwili pomyslałam, że na USG nie zawsze wszystko dokładnie widać, zapisałam się do innego lekarza za kilka tygodni, zeby wszystko jeszcze bardziej sie rozwinęło i było lepiej widoczne. W końcu okazało sie, ze torbiele sa na 1 nerce. Jaka to była radość! Moj synek bedzie żył. Po porodzie znaleźliśmy się w Centrum Zdrowia Dziecka na oddziale patologii noworodka. Nie do opisania to przeżycie, te wszystkie dzielne mamy, dzieciaczki i to pytanie – dlaczego te maluchy musza cierpieć? Zrozumie to tylko ktoś, kto tam był. Synek przeszedł operacje usunięcia torbieli, ktore zajmowały mu prawie cały brzuszek i naciskały na inne narządy. Na szczęście potwierdziło sie, ze druga nerka jest zdrowa. Strach o synka nie do opisania. A w tym wszystkim starszy 3-letni synek, który przyjeżdżał do mnie co 2 dni, wychodziłam z nim na plac zabaw przy szpitalu. Tęskniłam za nim bardzo, bo to pierwsze nasze rozstanie tak długie. Byliśmy w szpitalu 3 tygodnie, a dłużyło sie jak kilka miesięcy. I wtedy zamknięta na tej salce ze swoim synkiem, innymi chorymi dziecmi, ich mamami, zdałam sobie sprawę, jak blahe były problemy, jakie miałam, gdy starszy synek był mały. Myślałam sobie o tych wszystkich mamach, ktore wlasnie spacerują po parku i narzekają, ze nie poprasowane, obiad nieugotowany, w domu bajzel i ja tez chciałam tam byc i mieć takie problemy. poprzestawialy mi sie priorytety. Teraz mam gdzieś to wszystko, jasne, ze czasem wrzeszczę, ze mnie czasem wszystko denerwuje, w tym moje dzieci najbardziej 😉 ale przypominam sobie, tę sytuacje sprzed kilku miesięcy i wracam do pionu. Trzymam za Was kciuki. Mam nadzieję, że wszystko dobrze się rozwinie! Trzymajcie się ?

      • Mój synek będzie miał serduszko jednokomorowe, tzn że nigdy jego serce nie będzie normalne. I niestety marne szanse, żeby 3 lekarzy się myliło w diagnozie, na cud chyba też nie liczę. Operacje polegać będą na przebudowie serca tak, by działało… Nikt nie wie, na ile takie serce starczy bo takie operacje wykonuje się od stosunkowo niedawna. Kiedyś dzieci z takimi serduszkami umierały niedługo po porodzie. Do dziś na Zachodzie wiele par terminuje takie ciąże, bo nie chcą takiego dziecka, nie chcą problemów, nie chcą takiego życia dla siebie… Owszem, takie dzieci żyją normalnie, jeśli operacje dobrze pójdą i nie wystąpią komplikacje… Ale jak długo? Boję się wszystkiego – od rozłąki z dwuletnią córką, operacji, życia na codzień, śmierci……
        Obecnie funkcjonuje tylko dla mojej córki. Dla niej rano wstaje i razem spędzamy czas, dla niej staram się uśmiechać, żyć normalnie… Gdyby nie ona to chyba nie chciałoby mi sie żyć…

  • Ja czuję podobnie, chociaż jeszcze nie do końca. Czasem przytłacza mnie codzienność. Czasem zapominam co w życiu jest ważne i skupiam się na drobnostkach, drobnych niepowodzeniach. Więc dalej uczę się tej radości z macierzyństwa i spędzania czasu z dzieciakami. Ale naprawdę to jest to co teraz chcę robić, nic innego. I mam szczęście że mogę, że dały dzień spędzam z dziećmi (no albo prawie cały dzień). A mam ich dwójkę: syn (4,5 lat) i córka (roczek). Może faktycznie to ta trzydziestka? A może i też świadomość że powtórki nie będzie, że należy cieszyć się każdą chwilą bo już nie wróci nigdy…
    A moje macierzyństwo to mieszanina uczuć wszelkich: czasem radość, czasem smutek, czasem wyrzuty sumienia że nie mogę się rozdwoić albo roztroić, czasem złość że nie idzie tak jakbym chciała… Ale patrząc na to z szerszej perspektywy to przecież spełnienie moich najskrytszych marzeń: zdrowe dzieciaki i to parka! Kochający mąż! Czegoż chcieć więcej?! Najwyższy czas zacząć się cieszyć i doceniać to co się ma. Aby móc tą radość przekazać dzieciakom. Bo szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko! Dziękuję za zwrócenie uwagi na taki punk widzenia 🙂

    P.S. Czytając Twoje posty bardzo często czuję że mnie dotyczą, że mam podobnie… Chociaż nie zawsze potrafię to dostrzec i sama z siebie zauważyć… Może to też przez te zdjęcia, które czasem pokazują ten świat który znam: Krasiniak, pl. Grzybowski… te miejsca mijam niemalże codziennie.

  • Ja spełnienie a raczej spokój poczułam dopiero przy drugiej córce (2.5 miesiąca). Przy pierwszej chyba było (i nadal jest) zbyt wiele stresów i nerwów. Ja również raczej nie będę miała więcej dzieci ze względów zdrowotnych i chcę się nacieszyć teraz ile tylko mogę.

  • Mamy trzy córeczki 8 lat, 6lat i najmłodsza prawie 20 miesięcy; od samego początku i tak najbardziej boli mnie brak zainteresowania mojej mamy ( gdybyśmy mieszkali daleko – zrozumiałabym ale mieszkamy w tym samym miasteczku, wszędzie blisko). Wiem,że może nie była “przygotowana” na bycie babcią ale Natalkę urodziłam mając 27 lat (wcześnie to nie było 😉 albo nie lubi dzieci – moja siostra (młodsza o 9 lat) ma to po niej, bo niemowlęta śmierdzą – to jej zdanie – dla mnie straszne ale cóż… Wkurza mnie też zainteresowanie innych, obcych ludzi i pytania w stylu a po co wam tyle dzieci? albo pewnie chłopaka szukacie? choć kilka takich pytań szczerze mnie ubawiło – “a to malutkie się tam nie udusi?” – to jak najmłodszą w chuście nosiłam w zimę pod kurtką.
    Ostatnio myślę, że może jeszcze jedno maleństwo by się udało “sprowadzić” na świat, ale zawsze jest jakieś “ale”…a to wiek już nie bardzo ( 35 będzie w tym roku), a to ostatni poród się nie do końca udał- zakończył się cięciem i poczułam, że przegrałam ( tak jakby to jakaś gra była!) a to wszystko na mojej głowie, bo “siedzę” z dziećmi w domu a mąż pracuje; czasem myślę,że wszystko do dupy ale popatrzę na córcie i wracam do pionu!
    Przepraszam,że tak chaotycznie ale prosto z głowy i serducha. Trzymaj się ze swoimi chłopakami i pisz dalej, bo Twoje wpisy dodają mi otuchy i albo płaczę albo się po nich śmieję Marta

  • Ciężki temat. No cóż, po krótce: początek trzeciej klasy liceum – wpadka. Szok, niedowierzanie. Ja? Naprawdę JA? Z moim chłopakiem, teraz mężem byliśmy razem 1,5 roku. Planowaliśmy wspólną przyszłość, więc przynajmniej nie obawiałam się że zostanę sama. Potem ślub, wspólne mieszkanie itp. Nie docierało do mnie co się dzieje. Nie wyobrażałam sobie jak to będzie jak urodzi się nasza córka. Okropnie się bałam. Nie byłam na to gotowa, nic nie umiałam, nie wiedziałam. Kiedy ktoś mówił o mnie “mama” czułam się nieswojo, jakby nazywano mnie innym imieniem. I potem urodziła się ona – M. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Stała się dla mnie całym światem. Nagle, tak po prostu, zostałam mamą. Nie bałam się już o tym mówić i tak się nazywać. Poświęciłam jej wszystko, choć musiałam skończyć liceum, zdać maturę. Nie było łatwo, gdyby nie moja mama no i mąż, pewnie bym tego nie zrobiła. Później studia zaoczne – ja ciągle w rozjazdach, źle się czułam zostawiając M., miała tylko pół roku. W międzyczasie zmarła moja mama, moja opoka, pomoc, oparcie. Przeżyłam załamanie. Jednak udało się, 3 lata później skończyłam studia, dostałam pracę w Warszawie, M. poszła do przedszkola. Czuła się tam cudownie (na szczęście). Ale mimo to ja uważałam się za złą matkę bo moje dziecko siedzi codziennie w przedszkolu do 18 i jako ostatnie z niego wychodzi. Mój mąż też pracował, to on ją odbierał bo ja pracowałam dłużej. Z córką prawie się nie widywałam. Koszmar. I to ciągłe pytanie – czy warto? Po co? Czy ona nie potrzebuje bardziej mnie niż pieniędzy jakie zarabiam? No ale chcąc przeżyć w stolicy nie było innego wyjścia. Dzięki Bogu M. znosiła to naprawdę dobrze.Po 4 latach od narodzin córki rozpoczęliśmy starania o drugie dziecko. Myśleliśmy sobie, że skoro jesteśmy zdrowi i młodzi, to tylko kwestia czasu. Tak jednak nie było. Dwie kreski na teście ujrzałam dopiero rok później, badania laboratoryjne to potwierdziły. Parę dni później wizyta u lekarza, USG i szok – pusty pęcherzyk ciążowy. I znowu ten przeraźliwy strach, tym razem z zupełnie innego powodu. Lekarka mówi że trzeba zaczekać, że nic przesądzone. Ale mnie to dobija, myślę sobie – co jest ze mną nie tak? Mija parę tygodni – i jest! Całe 1,9 cm kochanego ciałka mojego synka! Co za szczęście! Zupełnie odwrotnie niż 5 lat temu.

    Dziś mój synek, też M. ma 3 miesiące i jest dla mnie najsłodszym mężczyzną na świecie! Ale nie wszystko jest takie słodkie i kolorowe. Otóż teraz moim największym problemem jest to, że nie potrafię dzielić czasu pomiędzy moje dzieci. To jasne, że syn potrzebuje mnie bardziej i to że poświęcam mu więcej czasu jest naturalne, ale mimo to czuję się źle, bardzo źle. Moja córka dobrze to znosi, ale ja czuję, że ją “odtrącam”. Że nie zajmuję się nią tak jak powinnam, nie pilnuję jej szkoły, nauki i rozrywki tak jak powinnam. Czuję się złą matką. W dodatku mój mąż pracuje od rana do nocy, a i w domu zamiast poświęcać nam czas pracuje przed komputerem. Jestem z tym wszystkim sama. Sfrustrowana, ciągle wkurzona, co odbija się na moich dzieciach. Nie radzę sobie z tym. Kocham je nad życie, są dla mnie całym światem więc dlaczego tak jest? Czy na pewno byłam gotowa na drugie dziecko? Co mam zrobić, żeby mąż wreszcie zrozumiał że potrzebuję jego, a nie tylko pieniędzy które zarabia? Jak mam pogodzić wychowanie 6-latki i opiekę nad 3-miesięcznym niemowlakiem? Wiem że są kobiety, które mają więcej dzieci a przy tym i więcej problemów z ich ogarnięciem, ale ja wymiękam już teraz. Doradź coś, proszę, jako bardziej doświadczona mama. (O ile dotrwałaś do końca tej przydługiej opowieści o moim macierzyństwie i problemach z nim związanych :))

  • A wiesz ja też mam czasem (np.dzisiaj) ochotę trzasnac drzwiami i wyjść. I wyłączyć telefon i wyłączyć myślenie. Zamiast tego patrzę na niego i mówię : zostaw mnie, odejdz ,przestań jęczeć – albo- rycz sobie nic mnie to nie obchodZi. A mysle: mały bezbronny Misiek, co on złego robi przecież to we mnie jest to zło.On jest największym cudem jaki mi się w życiu przytrafil.Mimo że gdy dowiedzialam sie ze zaszlam w ciąże moje pierwsze slowa to :NIE!! Teraz uwazam sie za najlepsza matkę, jakbym posiadla jakas tajemna wiedze o świecie.Codziennie dziękuję za mojego Stefanka.W tym miksie uczuć najbardziej wkurwiam się na samą siebie ze czego Ty jeszcze dziewczyno chcesz ? dZiecko kochane zdrowe ( C.huj ze budzi się jakieś 48761 razy w nocy mimo ze ma 9 miesięcy ) ojciec opiekuńczy.. (ale nie ma go jedyne 13 H dZiennie )ah tam nie będę się rozpisywać. Wiesz ze kocham malego Drania nad życie ale mam prawo żeby czasem wyjść i odreagować czy nie? bo już nie wiem..az mi nie dobrze..

  • Może jakieś 2 miesiące temu… (synek ma 13,5 mc) poczułam że panuję znów nad swoim życiem i długo sie zastanawiałam czy inni tez tak mają. Ciąża bardzo planowana wyczekana itd. po niedługim czasie okazało się że syn jest ciężko chory, do końca życia, krótkiego życia (no chyba że ktoś zdąży opracować lek). Huk, ktory słyszałam przy diagnozie zupełnie mnie powalił, pierwsze 2 tyg po tym nie pamiętam zupelnie nic. Z perspektywy czasu widzę to było coś w rodzaju żałoby, trzeba było ze sobą to przepracować. Każda infekcja siala strach,panikę. Teraz jest lepiej, lęk pozostał ale powtarzamy sobie- damy radę! Zaczęliśmy nawet podróżować mimo znacznych ograniczeń. Moja firma nie upadła, a ja cieszę każdą chwilą w domu razem. Żałuję że ta choroba zabrała mi bezpowrotnie radość z wczesnego macierzyństwa. To już jest nie do odrobienia. Pozdrawiam Ciebie.

  • Jestem mamą 4 letniej dziewczynki i 10 miesięcznego chłopczyka. Oboje nie do końca zaplanowane, ale uważam że mam najcudowniejsze dzieci na świecie i kocham je całym sercem. Z bólem serca jednak przyznaje, że jako matka nie sprawdzam się wcale. Podnoszę głos nieustannie bo codzienność wyprowadza mnie z równowagi . Moja córka praktycznie przy każdej okazji zwraca na siebie moją uwagę ,( zazwyczaj krzykiem lub psoceniem) nie słucha moich próśb począwszy od jedzenia a na innych codziennych sprawach skończywszy. Po milionowej prośbie w końcu wybucham i tak kilkanaście razy dziennie. Za każdym razem przepraszam, tłumaczę a wieczorami płaczę do poduszki jak beznadziejną matka jestem. Czasu na zabawę jakoś mi nie starcza, a jeśli już to moja latorośl chce sie wyłącznie malować moimi kosmetykami. Z maluchem z kolei w ogóle nie potrafię sie bawić a moje czynności i sa czysto pielęgnacyjne ( poza przytulaniem i buziakami). Nie wspomnę o nieustannej walce z chorobami i inhalacjami. Do tego dochodzą ciągle kłótnie z mężem i ciągła frustracja. Nie mam radości życia a jednocześnie czuję wściekłość na siebie, że jestem tak beznadziejna i nie zapewniam moim dzieciom takiego dzieciństwa na jakie zasługują. Każdego dnia marzę o tym żeby coś zmienić ale nie wychodzi:(

  • Mamą jestem od ponad roku. Mała urodziła się przez cesarskie cięcie. Bardzo źle wspominam tą chwilę. od samego urodzenia byłam jakaś obojętna. nie wiem nawet jak to nazwać co wtedy ze mną się działo. nie umiałam się cieszyć z tej Małej pięknej Istotki. gdy miałam z nią zostać na noc sama w szpitalu spanikowalam.płakałam. Mała nie chciała ssać piersi. trochę pojadla i tak strasznie później krzyczała dopóki nie dano jej butli. i tak za każdym razem. gdy wróciliśmy do domu chciałam bardzo karmić ją. niestety zawsze było tak samo trochę poddała i krzyk. gdy ktoś był w domu to spoko robil szybko butelkę i spokój a gdy byłam sama…. próbowałam ja nakarmić piersią później zanim zrobiłam mleko już była tak rozkrzyczana ze nie można było jej uspokoić. wytrzymałam dwa tygodnie. dla mnie … chyba najgorsze dwa tygodnie. ciagle plakalam. byłam zmęczona. rana bolała. piersi jeszcze bardziej. powiedziałam dość. przerzucilam ją na butelkę. trochę było dobrze i zaczęły się kolki. były takie dni ze nie mogłam jej odłożyć do łóżeczka tylko cały czas na rękach . gdy tylko ja kladlam budziła się i krzyczała. minęły trzy miesiące. później 6 . ..i 9.. poprawa? nie koniecznie. ucierpiał też mój związek. ciagle byłam nerwowa. płakałam. byłam załamana. nie radziłam sobie w ogóle z niczym. na szczescie najgorsze przeszlo. teraz jestesmy silniejsi.teraz jest duzo lepiej. Mala nadal ma takie dni ze potrafi cały czas krzyczeć i nie wiem nadal o co może chodzić. takie dni. ale jest lepiej. jej uśmiech rano i całusy. to jak widzę jak się rozwija jak sie uczy. jak sama zaczyna chodzić. ♡ pomimomo tych pierwszych miesiecy nie oddalabym jej za nic w świecie i nie wyobrażam sobie żeby jej nie było. uwielbiam wracać do domu wiedząc że ten mały kochany urwis czeka na mnie i przywita mnie pięknem uśmiechem. mimo ciężkich dni od czasu do czasu teraz już się nie obwiniać o wszystko. jestem tylko człowiekiem czasem poniosą mnie delikatnie nerwy. czasem też nie mam humoru. nie będę już się za to biczowala i płakała po nocach. po każdej nocy wstaje nowy dzień 🙂

  • Na samym początku to chciałam Ci Flow podziękować za tego bloga i za to co tu piszesz. Myśle ze to jaka jestem mama miedzy innymi spowodowane jest twoimi szczerymi tekstami. Prawie od początku ciazy śledziłam kilka blogów i to co mi dały to to ze jak by pozbyłam się oczekiwań co do mojej córki która miała się narodzić, i do mnie tez. Wiedziałam ze nie będzie różowo ale widziałam tez ze nie każdy dzień będzie do d**y. I początki były rożne, są w sumie bo mała ma dopiero 7 miesięcy. Dużo radości w macierzyństwie moim zdaniem zabiera stres. Cieszę się ze mogę spokojnie spędzić czas z córka, bawić się z nią, ale zawsze mam gdzieś z tylu głowy a może powinna teraz zjeść, a może nie powinnam jej dawać tak często jeść nawet jak się upomina, a może zamiast wygłupiać się i robić dziwne odgłosy, śpiewać jej przez pół dnia powinnam bardziej się skupić na tym żeby jej “pomoc” zacząć raczkowac. Zawsze jest obawa ze coś mogłam zrobić lepiej, dokładniej itp. Prawda jest jednak taka ze nawet jak jest w ramionach swojego ukochanego taty to patrzy ma mnie każdej minuty, wyciąga rączki żeby dotknąć i tylko ja potrawie doprowadzić ja do takiego śmiechu ze prawie płacze. A wiec myśle ze jest idealnie.

  • Ja przez pierwszy rok żałowałam z nie usunęłam, serio… ciężko było strasznie, nic jej nie pasowało w łóżeczku źle na rękach źle , bawić się nie chciała, zęby to katorga do dzisiaj, choroba masakra, jeść mleka nie chciała, w sumie to nic nie chciała jeść. Spacery masakra, starałam się jak najrzadziej wychodzic bo trzeba było szybko wracać bo ryk. U lekarza ryk, no po prostu ze wszystkim był problem, jeszcze zmęczenie bo pobudki co 15 minut (możesz nie wierzyc ale serio tak bylo). Teraz ma dwa lata, dużo się sama bawi ale bez codziennych bajek bym nie przetrwała, nadal jest marudna i płaczliwa ale już nie w takim stopniu. Ponad tydzień temu dowiedziałam się że jest to high need baby, idealnie pasuje do mojej córki. Co prawda już zasypia sama ale śpię z nią i nie mogę się ruszać bo budzi ja szelest kołdry. Kto nie miał takiego dziecka to nie zrozumie co to znaczy… kocham moje dziecko ale nadal tęsknię do dawnego życia. A drugiego za żadne skarby mieć nie będę

  • Napisze krótko: mam dwóch synów: 6 miesięcy i 26 miesięcy.
    Bardzo ich kocham, BARDZO.
    Ale niestety ciągle tęsknię za “poprzednim życiem” 🙁
    Teraz jak mam dzieci to ciągle coś mnie goni, stresuje, jestem wiecznie zmęczona, zestresowana, nie mam czasu dla siebie ani na żadne codzienne obowiązki typu: na spokojnie zrobić zakupy spożywcze, ciągły chaos gonitwa, żadna noc nie przespana, łażę gruba w rozlazłych spodniach, nie mam komu ich powierzyć bo na rodzinę nie mogę liczyć, jest mu k..#wsko ciężko i źle!!! 🙁

  • Ja tylko tak krótko.
    Moja najwieksza bolączka jest to ze cieżko mi pogodzić się z tym ze mam trzech synów a nie mam córki. Często o tym myśle zwłaszcza jak chłopcy się biją, przepychają, w głowie pojawia się myśl, ze z dziewczynkami byłoby inaczej, ciszej, spokojniej …
    Pomimo tego Kocham ich ponad życie i nie zamieniłabym na żadna dziewczynkę.

  • Chciałabym cieszyć się już z macierzyństwa tak jak Ty! Kocham swoich synków najbardziej na świecie, ale bardziej cieszyłam się z Nich gdy byli mali… Teraz codziennie nowy problemy, z którymi kompletnie nie potrafię sobie poradzić. Stres, złość jest na porządku dziennym… A wieczorami przemyślenia i złość na samą siebie, że jestem taka… 🙁

  • Tak czytam ten wpis i dochodzę do wniosku, że mnie do macierzyństwa poniekąd przygotowała walka o zajście w ciąże. Wiadomo siedzenie z dzieckiem 24h 7dni w tygodniu czasami potrafi dać mocno w kość, tak mocno że marzy się jedynie o wystrzeleniu się w kosmos bez możliwości powrotu, ale za chwile Twoje dziecko robi coś, co sprawia że zapominasz o tych złych momentach, podobnie szybko jak o bólu związanych z porodem. Jedynie na co mogłabym narzekać, to na to że większość czasu spędzamy osobno jako rodzina. Patrząc z perspektywy czasu na zdarzenia ostatniego roku muszę przyznać, że życie jest o wiele lepsze, wtedy gdy widzimy pozytywne jego aspekty, niż tylko negatywne, bo ono jest tak ulotne, że szkoda czasu na narzekanie i zamartwianie się. Nie ma matek idealnych i nie ma sensu wpadać w czarną rozpacz, jeżeli niekoniecznie odnajdujemy się w nowej roli, trzeba sobie ulżyć, spiąć tyłek i być twardym nie miętkim 😉

  • Ja jestem mamą dwójki chłopców a trzeciego w drodze. Planowane, żadna wpadka, a mam takie dni że się pukam w czoło i myślę “po co mi to było” Znowu powtórka z “rozrywki”. Nachodzą mnie takie myśli kiedy dzieci się kłócą, wrzeszczą. I najgorsze, że czasem temu młodszemu (3,5 roku) daję tel, żeby chwilkę odsapnąć… no ale cóż nie jesteśmy cyborgami.

  • U mnie wpadka. Wpadka bo w najtrudniejszym momencie zycia…. tuz po rozwodzie, z nowym partnerem. Rodziny sie nas wyrzekly. Bylismy sami. Ciaza na szczescie zdrowa i bezproblemowa, mimo ogromu stresu zwiazanego z sytuacja w moim zyciu. 2 msc przed rozwiazaniem wzielam drugi slub. Bylismy tylko my w 3 i swiadkowie. Ale cieszylismy sie ciaza i zacisnelismy zęby.
    Moj maz w szpitalu byl niesamowity. Mialam CC i bylam strasznym flakiem. A on zajmowal sie malym dzien i noc. Codziennie mowimy do siebie, ze sie kochamy i najwazniejsze, ze jestesmy zdrowi.
    Cala sytuacja z ciaza okazala sie lekarstwem na sytuacje rodzinna. Teraz syn to oczko w glowie wszystkich.
    A macierzynstwo dla mnie, czlowieka, ktory nie chcial dzieci…? najlepsze cechy wyszly ze mnie. Polog byl moze trudny ale nie ze wzgledu na dziecko, tylko moje cialo. Przetrwalam. KP bezproblemowe. Bolaly mnie cycki ale bylam tak mega zmotywowana, ze po tygodniu czulam, jakbym robila to cale zycie. Wstawanie w nocy? Dzialalam jak maszyna, bez zbednego zastanawiania sie, mysli “o jezu, znowu MUSZE”. Czas przewijania i odbekiwania…a nawet karmienia piersia minal tak szybko, ze nawet juz nie pamietam, jak to bylo. Kolezanki nastawily mnie na jakas katorge, katastrofe, ktora nigdy nie nastapila. Jestem teraz taka zorganzowana. Nauczylam sie gotowac, jestem mistrzem gilgotek i biegania po domu a takze biegania z wozkiem (pierwszy raz w zyciu uprawiam sport). Ogarnelam przestrzen w okol siebie, zainteresowalam sie minimalizmem i konsekwentnie upraszczam nasze zycie, dzieki czemu mam mnostwo energii i czasu dla synka. Siedze z nim rok w domu. Za 2 tygodnie wracam do pracy a on idzie do zlobka. To jest najlepszy czas w moim zyciu. W robocie nie pracowalam 1/10 tego co opiekujac sie nim, ale satysfakcja z kazdej chwili 100%. Buziaczki, przytulenie, slowo MAMA sa bezcenne. Nie moge sie doczekac 2go i 3go:) super blog flowmumy! Dzieki, ze chcialas wiedziec co u mnie.

  • Dziewczyny czytam wasze komentarze i tak się strasznie cieszę, że nie jestem sama! Dodaje mi otuchy fakt, że są normalne osoby, które nie udają, że ich dzieci pierdza tęczą a macierzyństwo to spijanie śmietanki z życia!
    Flow twojego bloga czytam już jakiś czas i bardzo mnie motywujesz, żeby wziąć się w garść, ogarnąć swoje sprawy, problemy i sama sobie pomóc a nie czekać, aż coś się samo zmieni (np czas dla siebie). Dziękuję Ci! Nawet ze względu na twój blog założyłam konto na instagramie! 🙂 Pozdrawiam was wszystkie dziewczyny! Damy radę!

  • Moja córka za dwa tygodnie kończy roczek. Nie wiem kiedy to zleciało. Od początku nie było lekko, w 3 miesiącu komplikacje i nagle musiałam zrezygnować z pracy, którą bardzo lubiłam, a była to pierwsza posada w moim zawodzie. Maleństwo było ważniejsze. Zastanawiałam się jak to będzie i pocieszałam – no jakoś to będzie, poród, potem opieka nad małą. Od początku ciąży czułam się jak z obcej bajki. Do dziś mam chwilami takie schizy- jestem matką? To moje dziecko? Mała urodziła się przez cc. Szok Total. Czasem myślę, że ta cesarka obdarła mnie z namacalnego poczucia zostania matką. Czegoś mi zabrakło. W szpitalu dostałam depresji, był nacisk na karmienie piersią. Od męża w żarcie usłyszałam “wyrodna matka”. Po powrocie z małą do domu było jeszcze gorzej, ciągle tylko komentarze, oceny, złote porady. Załamałam się kompletnie, gdy mąż postanowił jednak wrócić od razu po porodzie do pracy, a nie jak początkowo ustaliliśmy wziąć ojcowski. Zostałam ze wszystkim sama. No może nie całkiem, bo matka i ojciec na miejscu. Mąż tylko na weekendy w domu – zresztą do dziś tak jest. Zabrakło mi oparcia w ukochanym. Brakuje mi tego też teraz. Brakuje mi czasu dla siebie. Brakuje mi nas. Bo on tam, ja tu. Jego życie kwitnie, moje mam wrażenie stoi w miejscu. Chwilami czuję jak bym cofnęła się w rozwoju – śmieszne nie? Nie wiem jak ja to przetrwałam, było ciężko. Jakoś z depresji wyszłam. Jakoś się pozbierałam, chociaż nadal zdarza mi się pęknąć (na szczęście coraz rzadziej). Teraz dopiero czuję że mam dziecko, że to ja jestem jej matką, że to nie żadna bajka ani sen. Teraz czuję, że to nasza cudowna psotna istotka. Wkurza mnie jednak mój facet. Nie ma zielonego pojęcia ile sił codziennie poświęcam na małą, jestem od wszystkiego, nie mam weekendu. I gdy słyszę od niego “jestem zmęczony” albo “tylko śpisz”, to szlag mnie jasny trafia. No i jak tu żyć…

  • Trzy pierwsze miesiące były bardzo ciężkie. Nie rozumiałam. Nic nie pomagało na kolki, a jak nie kolki to sama nie miałam pojęcia co i jak zrobić, żebyśmy obydwoje byli zadowoleni. Ale z dnia na dzień jest lepiej. Mam kryzysy, dni kiedy mam ochotę wystawić Młodego na balkon, albo wyjść. Ciesze się każdym objawem “kumatości” Młodego, frustruje niemożnością zrozumienia niektórych problemów 7miesięcznego dziecka. Staram się. Kocham. Ale mówię wprost, że czasem mnie wkurza, oddaje Go Mężowi i wychodzę biegać, albo na trening z psem. Jestem tylko człowiekiem, daję sobie odrobinę prawa do bycia nieidealną. Utkwiło mi w pamięci zdanie – “Twojemu dziecku do szczęścia wystarczy szczęśliwa matka na 3+, w miejsce nieszczęśliwej cierpiętnicy na 5”. Większe wyrzuty sumienia mam, kiedy ciężki dzień Młodego odwarczę Mężowi:/

  • Zacznijmy od początku.
    Ciąża była cudowna nic nie bolało nic się nie działo niepokojącego pracowałam do 8 miesiąca :)wręcz takiej ciąży bym mogła chodzić całe zycie:)później już nie było tak kolorowo…nikt nie mówił o depresji po porodowej:(tylko straszyli jaki to poród straszny…ale taki nie był w zasadzie urodziłam w 2 godziny bez większych problemów tak się pojawiła na świecie Matylda 4,250 wagi moja M:)W szpitalu nie czułam się jeszcze matka ….M potrzebowała dużo jeść a pokarm był ale jakoś cycka nie chciała zabrdzo ciągnąc tylko ćumkać, …..i jeszcze te chodzące pielęgniarki które ciągle gadały aby dostawiać do piersi strasznie mnie to irytowało czułam jakiś terror laktacyjny dramat.W szpitalu dopadła mnie już straszna depresja zastanawiałam się czy ja w ogóle kocham urodziłam i co i już mam być tu i teraz matką? nic nie czułam …straszne to było jak sobie przypomnę targały mna przeraźliwe uczucia jeszcze te lekarki nad głową to nie tak to tak wpędzały mnie jeszcze bardziej w stan depresyjny .Jak najszybciej chciałam się znaleźć w domu by sobie wszystko poukładać …jednak nie było łatwo..Po wyjściu ze szpitala nie było ze mna wcale lepiej karmienie piersią była to dla mnie katorga …wiec zrezygowałam po miesiącu…teraz żałuję ale trochę to trwało M ma 10 miesięcy. Najgorsze było wstawanie w nocy M się nie wybudzała a jedni mówili wybudzaj drodzy nie …..mówili jak wazny jest rytm dnia a M wogóle nie chciała spac za dnia wiec trudno było ustalić jakies stałe pory tylko stałymi porami było jedznie i kąpiel …nie miałam wogole intuicji macierzyńskiej nie wiedziłam co robić .Intuicja dopiero zaczęła rosnąć wraz z M i tak samo miłość do niej pierwszy uśmiech wtedy chyba zaczęłam w tym wszystkim odnajdywać i nie mieć musu ze tak ma być i koniec moja M miała inaczej i koniec wtedy zaczło się wszystko układać jak ja wyluzowałam …nie wyobrażam życia bez tej małej kruszyki . Dziś bycie mama sprawia mi wiele radości cieszę się z każdej chwili i tylko sobie mowię dlaczego ona tak szybko rośnie bo wiem że to już nie wróci teraz jest to dla mnie cudowny czas nie przespane noce są ale co z tego kiedyś się wyśpie :)szybko zapominam jak widzę uśmiech zadowolonego niemowlaka .

    p.s uwielbiam Cię i trafiasz w samo sedno:)

  • Ale się poryczałam, jak czytam wasze komentarze!!! To może ja też opowiem o sobie.
    Dzieci nigdy mieć nie chciałam, po spapranej operacji jajnika w wieku 14 lat endometrioza,w 28 roku życia problem się sam rozwiązał, kiedy usłyszałam diagnozę toczeń i zakrzepica, mając 29 lat udar, dwie operacje zakrzepu tętniczego….itd. W ciągłej obawie, że moje życie może skończyć się w minutę (zator, kolejny udar) posypałam się psychicznie. Po 3 latach terapii z psychologiem pogodziłam się z chorobą, co ma być, to będzie, wróciłam do ukochanej jazdy konnej (gdzie mały upadek mógł mnie kosztować życie, ale co tam, umrę robiąc to, co kocham), zrzuciłam 30 kilo, założyłam firmę – życie kobiety spełnionej. nawet znalazłam partnera, który też nigdy dzieci mieć nie chciał – więc cudo.
    Lipiec 2014, 36 lat(!)diagnoza – ciąża! Skąd? Jakim cudem?! Zorientowałam się w 9 tc, zrobiłam test myśląc głupia jesteś. Przez 9 tygodni na lekach, które mogły doprowadzić do poronienia. najlepsze pytanie mojej ginekolog – jak Pani to zrobiła? (kwiatki, pszczółki?!) Byłam pewna, że ciąża się nie utrzyma, że mój organizm nie podoła (Partner odszedł bo nie chciałam usunąć tak na marginesie…) Nie będę pisać, że całą ciążę byłam przerażona o zdrowie syna, moja choroba mogła spowodować u niego wiele wad)
    09.03.2015 urodził się Adaś przez cc – zdrowy, bez wad serca i innego gówna….
    Ja w roli matki (JA?) Było ciężko, szczególnie samej, nie słuchałam ciotek dobrych rad, nie wiem, jak to się stało, że nagle wiedziałam, jak zmienić pieluchę, jak po 6h po cc przystawić małego do piersi, którą od razu zassał (bolało, jak cholera po 4 dniach, ale co tam, zacisnęłam zęby, bo wiedziałam, że po porodzie będę musiała wrócić do leków na których już nie będę mogła karmić, po 4 miesiącach ból stawów był już nie do zniesienia, czasami nie mogłam nawet małego utrzymać, ale ryczałam, że jak się poddam to będę beznadziejną matką…..po 3 dniach Adaś po prostu sam przestał ssać, darł się, jakby chciał powiedzieć “mamo dość, ja dam radę ty dbaj o siebie”
    Tydzień temu skończył rok, jest ciężko, też czasami mam ochotę strzelić sobie w łeb, ale na szczęście 3 miesiące temu trafiłam do Ciebie Flow, zaczęłam czytać i szok! Ty piszesz o mnie! O moich problemach, o moich rozterkach, odpowiadasz na pytania, których jeszcze nie zdążyłam zadać. Wiem, że jestem dobrą matką, nawet jak nie raz puszczą mi nerwy, nawet jeśli ten mały smark nie przesypia jeszcze nocy, nawet jeśli nie mamy jeszcze ani jednego zęba, nie chce jeść, ok nie jedz (ja przez 7 miesięcy jadłam po 20ml dziennie), rozrzuca klocki po całym pokoju – może będzie rzucał dyskiem? Drze się – może będzie śpiewakiem operowym? Rzuca jedzeniem – mamo przeczytałaś dobrze skład? Dałabym się pociąć na kawałki za niego, za mój mały CUD.
    Flow pamiętaj – olej blog roku, nagrody, wyróżnienia i inne gówna – tutaj jesteś dla nas opoką, wzorem, przyjaciółką, psychologiem i człowiekiem – to jest najcenniejsze :*

    Nie wiem, czy kiedyś może poruszysz ten temat, bo Ciebie nie dotyczy, ale ja od jakiegoś czasu myślę, co powiem Adasiowi, jak zapyta o tatę – przeraża mnie to…..

  • Ja dobrze poczułam się w macierzyństwie odkąd czytam Twojego bloga ☺Planowałam do Ciebie napisać, żeby Ci podziękować, a tu nagle ten wpis, więc piszę tutaj. Mam dwójkę dzieci , 4 letnią córeczkę i 17 miesięcznego synka.
    Ja od początku dość dobrze czułam się w macierzyństwie, umiałam cieszyć się tymi wszystkimi drobiazgami. Ponieważ pierwszą ciążę straciłam, ciągle niedowierzałam, że jednak dane mi było doświadczyć cudu narodzin, napawałam się każdym dniem choć wiadomo nie zawsze było łatwo czytaj kolki itd. ☺Jednak kryzys nastąpił stopniowo od momentu powrotu do pracy, nagle okazało się, że to jednak nie jest takie proste ogarnięcie nowej rzeczywistości, zmęczenie dawało się we znaki, ciągłe rozdarcie, wątpliwości, zupełnie zapomniałam o sobie, byłam w 100% dla córeczki.Potem zaszłam w drugą ciążę, którą w przeciwieństwie do poprzedniej bardzo źle znosiłam, do tego doszła mała depresja. Synek okazał się spokojniejszy i nawet sypiał ładnie, zaczęłam na nowo widzieć blaski macierzyństwa. Nadszedł dzień powrotu do pracy, nie chciałam powtórki z rozrywki i wtedy postanowiłam szukać inspiracji , nowych rozwiązań. I wtedy trafiłam na Twojego bloga.Bardzo Ci dziękuję, że pomogłaś mi na nowo spojrzeć na moje macierzyństwo i przypomniałaś jak się z niego cieszyć, znowu dobrze się czuję jako mama i odnalazłam zagubioną samą siebie.

  • Po przeczytaniu Twojego wpisu, zaczęłam czytać komentarze, żeby też poznać Twoje czytelniczki. I wiesz co Justyna, po przeczytaniu 20 komentarz mam dosyć,bo takie historie trudne, przykre, dołujące, że ściska mnie w żołądku, łzy cisną się do oczu. Więc Ci współczuje bo wiem że Ty też jesteś mega emocjonalna i będziesz przeżywać te historie. Więc ja już swojej nie dokładam, choć w gruncie rzeczy jest pozytywna i szczęśliwa, bo jestem szczęśliwą, spełnioną mamą i żoną, choć miewam gorsze dni jak każda z nas. Pozdrawiam Ciebie i wszystkie mamy.
    Ps. Za chwilę wiosna, uszy do góry! 🙂

  • Dwójka dzieci, 3 i 1, dwie depresje poporodowe za mną, a macierzyństwo? Nie dla mnie. Czuję się jak w więzieniu a nie w domu… Dzieci wywrocily w moim życiu wszystko, nawet miejsce zamieszkania…. Wiecznie tylko zmeczenie i ryk… Dzieci mimo swojego wieku budzą się piździesiąt razy noc w noc… Mam ochotę strzelić sobie w łeb……. Nie wiem czy kiedykolwiek się w tym odnajdę

  • Wiecie co nie pozwolilo mi cieszyc sie z narodzi n dziecka i nie pozwala w pelni cieszyc juz od 3 lat? Tesciowa!! Odkad urodzilam do pol roku mojego dyna o 7 rano juz byla w naszym pokoju, gdy tylko slyszala ze wychodze rano np do lazienki, ona gnala do nas i na lozko siadala i z malym sie bawila ;(( na spacer z synem nie moglam w spokoju wyjsc bo tylko patrzyla gdzie idzirmy i lazila za nami. Jestem zmuszona z nia mieszkac i musialam z niaa zostawiac syna od 1 roku zycia bo do zlobka nie chccialam. Jej wprowadzane metody wychowawcze mnie dobijjaly, uwazalam sie za taka niepotrzebna. Choc syn byl grzecznym dZieckiem to i tak czulam sie zle…i niepotrzebna. Czuje sie taka ogranicczona bo pedze do domu do dzieecka, obiad trzeba zrobic, posprzatac, pobawic sie, nakarmić, wykapac, uspic a slysze od meza ze czemu ja narzekam, ze mam dach nad glowa i babciee ktora zostaje z synemm kiedy my pracujemy….nikt mnie nie rozumie ze potrzebuje sie w spokoju wykapac. Tesciowa po moim powrocie ze szpitaala po porodzie cc, kiedy hormowy mi szalaly i plakalaam i smialam sie na zmiane mowi mi ze czego ja wymyslam, ze powinnam sie cieszyc. No tak powinnam, ale od pierwszej chwili kiedy np karmmilam mialamm wianuszek nad soba w postaci tescia i tesciowej…

  • Ja przez dwa lata żyłam w poczuciu, że jestem straszną matką, bo sobie nie radzę, bo mnie moje chroniczne niewyspanie wykańcza. Bo psychicznie nie daje rady. Bo mój wybuchowy charakter i częsty brak cierpliwości dają o sobie znać. Wszędzie dookoła słyszę jak to cudownie jest być mamą. wszystko pięknie, wszystko cacy. Skoro wszyscy mają tak cudownie to wychodzi, że ja jestem beznadziejna. Po przeczytaniu wszystkich komentarzy przecieram oczy i krzyczę ze złości dlaczego nikt nigdy głośno się nie przyznaje, że to co przeżywam przeżywają również inni! Dziękuję Wam dziewczyny, że wy o tym piszecie!
    U mnie wszystko było zaplanowane. Długo wyczekane. Ciąża idealna. Poród: kilka chwil i po wszystkim. Synuś zdrowy. Szybko jednak się okazało, że nie będzie aż tak super. Mały indywidualista nieznosił spać. Pierwszej doby przespał łącznie 3 godziny. Pięknie chwytał pierś, ale nie miał siły jej ssać. Karmienie trwało po 2 godziny, po czym po chwili znów był głodny. Wiecznie krzyczał. Po wyjściu ze szpitala szybko musieliśmy wrócić ze względu na żółtaczkę. Naświetlania. Darł sie przez cały czas. Nie chciał leżeć, a pilęgniarki darły się na mnie, że dziecka nie umiem uspokoić. Byłam przerażona i wierzyłam tym głupim babom, że to we mnie tkwi błąd. Z całego tego stresu zaczęłam tracić pokarm. Trzeba było odciągać. Czułam się jak jakaś dojna krowa podłączona do mleczarki, ale zawzięłam się, że będę karmić naturalnie. dla mojego maluszka robiłam wszystko co mogłam, ale nie czułam się matką. Kochałam go, ale nie znajdowałam w tym radości. Przez pierwsze 6 miesięcy mój syn płakał non stop. Ja spałam po godzinie na dobę. On zresztą tyle samo. Nie było mowy o położeniu go do łóżeczka nawet na 5 minut. Obeszłam wszystkich lekarzy, a każdy mówił trzeba przeczekać. To minie. Codziennie płakałam i błagałam, żeby ktoś go w końcu zabrał. Depresja pogrążyła mnie zupełnie. Nie poznawałam siebie. Potem zaczęło być trochę lepiej. Spał już po 6 godzin, ale depresja tak szybko nie dała za wygraną. Każdy dzień to była walka, żeby wstać z łóżka, ubrać się i nie dać odczuć tej małej istotce, że mamusia cierpi z jego powodu. Nieznosiłam go i uwielbiałam równocześnie… Nauczyłam się żyć z tym moim niewyspaniem. Nauczyłam się cieszyć tym, że jest. Dzisiaj nadal nie śpię w nocy. Od dwóch lat nie byłam z mężem w kinie, czy na randce (bo książe z nianią nie zostanie) ale każdy jego uśmiech mi to wynagradza. Szkoda tylko, że tak długo musiałam po cichu cierpieć w przekonaniu, że jestem jedyna; beznadziejna.
    Dziękuje, że ktoś ma w końcu odwagę o tym mówić.

  • Moja córcia ma 11 miesięcy. Właśnie wyje trzymając się mojego kolana, w które próbuje mnie udziabać. Zęby idą.. I czasem w takie dni jak dziś, kiedy Helcia jest “niegrzeczna”, kiedy sama nie wie czego chce, kiedy wyje bez powodu i nie pozwala mi nawet wyjść do toalety miewam myśli, że lepiej było mi bez niej. Prania i prasowania było mniej, gotowania i zmywania było mniej, film można było spokojnie wieczorem obejrzeć a wyjście na imprezę nie wymagało dwóch tygodni planowania. No i noc była od spania. Pierwsze 7 miesięcy jej życia to był dla mnie koszmar. Kochałam ją, ale jej nie lubiłam o ile ktoś mnie rozumie. Urodziłam ją cesarką i nie mogłam jakoś ogarnąć, że to moje dziecko. Była przykrym obowiązkiem, utrapieniem. Nie dała odpocząć, w dzień spała w sumie może godzinę, w nocy budziła się co półtorej godziny na cyca. Mąż pomagał, stanął na wysokości zadania, ale musiał wrócić do pracy i zostałyśmy we dwie. Byłam wiecznie zła i nieszczęśliwa. Aż w końcu ja zaczęłam się zmieniać a ona razem ze mną. Ja więcej się uśmiechałam, częściej byłam zadowolona i ona również. Zaczęłam dobrze radzić sobie z obowiązkami w domu, nauczyłam się organizować sobie dzień. Znów uprawialiśmy z mężem seks, byliśmy blisko, a ja przestałam go obwiniać za to, że to nie on “siedzi” z dzieckiem w domu (tak jak to by była jego wina). I nagle okazało się że, owszem, obowiązków było mniej a czasu więcej zanim na świat przyszła Helcia, ale dużo mniej się z mężem śmialiśmy a dużo więcej kłóciliśmy o drobnostki. Teraz ona jest radością, odkryciem, cudem. Ma już swoje poczucie humoru. Czasem patrzymy na siebie i śmiejemy się do rozpuku, tak z niczego. Czasem podchodzi do mnie i sama z siebie daje całusa. Czasem doprowadza mnie do szału. Taka już jest. Ja czasem jestem zła matką. Czasem najlepszą na świecie. Taka jestem. I chociaż macierzyństwo pozostanie dla mnie najtrudniejszą i najbardziej wymagającą z ról niczego bym nie zmieniła. Nie wyobrażam sobie, że Helutka mogłoby nie być. Jak mówi jedno z powiedzeń, mój dom byłby bardziej czysty a życie spokojniejsze, ale byłoby w nim o wiele mniej szczęścia i miłości. Amen. Idę się bawić 🙂

  • Mamy kochane czytam Was sobie i prawie w każdej z Was widzę siebie. Któraś pisała ze po cc trudno jej było poczuć więź z córką. Miałam to samo. Dodatkowo z powodu problemów z karmieniem balam się jej jak jasna cholera 😉 a z drugiej strony jeszcze bardziej balam się o nią. Do tego trafił mi się strasznie rozdarty egzemplarz. Ma pół roku a do tej pory jedyne miejsca które z nią odwiedzamy to park i markety na szybkie zakupy. Raz w tygodniu wpadają babcie i ciocie ale każde wyjście to stres ze się rozedrze i nie będę umiała jej uspokoić. Jedyne co na nią działa to suszarka. I tak też czasami jak płacze bo się rozkręci o jakąś pierdole to w głowie mam “krzycz jeszcze głośniej masz racje” albo “kobito przecież przecież nic się nie stało ogarnij sie” a czasami juz nie mam siły i śmieje się w głos. Ona jest czasami tak kosmiczna 😉 drama queen 😛 pierwsze ciepłe myśli pod jej adresem pojawiły pojawiły się kiedy miała ok 2 miesiące a my trafiliśmy do szpitala z powodu jej wysokiej bilirubiny (pierdola wiem 😉 ) i dopiero tam mimo że opieka nad nią mnie przekazała balam się ją karmić bo się zachlystywala i przestawala oddychać dopiero tam poczułam ze ona mnie potrzebuje i zrobiło mi się jej strasznie żal ale to jeszcze jeszcze nie był ten moment wybuchu mmiłości. On przyszedł dopiero później i chyba teraz jest czas ze jest nam ze sobą dobrze. Moje hobby to szukanie sposobów na rozbawienie jej albo kombinowanie co by tu zrobić żeby czuła się dobrze 😛 czasem dostaje pierdolca bo przez to ze jest karmiona piersią jestem jejnniezbędna do życia. Przez pół roku roku dwa razy wyszłam do ludzi. Teraz jesteśmy na etapie rozszerzania diety i live na więcej swobody. Chociaż ten temat tez mnie stresuje bo pediatra nam powkrecal ze mała jest alergiczka 😛 w co nie wierzę 😉

  • Moje dziecko to high need baby. Wiem to od samego początku. Jak się dowiedziałam? Bo wraz z mężem szukaliśmy możliwych sposobów na to bym wreszcie mogła się przespać dłużej niż 20 minut i więcej niż 2 godziny na dobę. Pierwsze pół roku pamiętam jak przez mgłę. Non stop halucynacje z niewyspania. Ryk i płacz non stop. Po roku musiałam wyrwać się do pracy bo czułam ze jeszcze miesiąc tylko z synem i trafię do wariatów albo i coś gorszego… Teraz ma 2.5 roku i w porównaniu z pierwszym rokiem jest niebo. Nadal mam dosyć i wiem że bycie matką to nie moja droga. Wie. Tez że powinniśmy mieć 2 dziecko… Ja naprawdę nie lubię jak mój syn 40 razy powtarza: “mama dzien, noc nie ma” albo “mamo patrz mgła” lub krzyczy 6 razy dziennie ” mama kaszaka, mama kaszaka”, co z tego ze przed 5min zjadł obiad i waży juz 17 kilo… Nie lubię siebie w roli matki… Jednak gdy nie widzę syna przez cały dzień to tęsknię…. Podobno z drugim jest łatwiej… 🙂

  • Witaj,
    dziękuję, że piszesz tego bloga, dzięki Tobie nie czuję się taka samotna w macierzyństwie, jak kiedyś.
    Twój blog znalazłam w sierpniu zeszłego roku, kiedy to leżałam w szpitalu na porodówce, przerażona tym, jak sobie dam rade z trójką synów ( teraz maja 5lat, 2 i pół oraz 8 miesiecy), jestem w domu sama, bo mąż ciągle pracuje + budujemy dom. Pierwszy wyczekiwany synek – było bardzo ciężko, cały czas płakałam, drugi jakoś nabrałam pewności, co do swoich działań widząc starszego, że wychodzi na ludzi, no i płakałam już tylko wieczorami. Zawsze chcieliśmy mieć dużą rodzinę, więc idąc za ciosem, jak nie teraz to kiedy, postaraliśmy się o trzecie. Póki co zajmuję się domem i dziećmi już 5 rok i dopiero teraz odnajduje się w macierzyństwie 🙂 Dzięki Tobie wiele rzeczy zrozumiałam, wiele rzeczy uporządkowałam sobie w głowie, wiele razy popłakałam się, ale tym razem ze śmiechu:-)
    Jak wygląda moje macierzyństwo? Nie wyspałam się od 5 lat. To ciągła jazda na rollercosterze:
    radość – smutek; miłość – nienawiść; opanowanie i cierpliwość (najczęściej do połowy dnia) – potem brak cierpliwości i złość (leja się po głowach, nie słuchają); rutyna dnia codziennego – zaskoczenie (nagła choroba, alergia lub inne).
    Dzięki macierzyństwu wyrobił się mój charakter, wykształciłam w sobie asertywność, organizacja osiągnęła poziom master, nabrałam pewności siebie 🙂
    Jest mi ciężko, ale to mimo wszystko najpiękniejszy czas w moim życiu.

    Co mnie trapi:
    Czy będą mieć mile wspomnienia z dzieciństwa, bo staram się wymyślać im różne atrakcje, czy może zapamiętają mnie jako mamę krzyczącą na nich i stawiającą do konta..
    Czy ich nie rozpuszczam dając im wszystko co mogę, bo dostają wszystko to, czego ja nie miałam jako dziecko i przez to przestają doceniać.. ?
    Z tematów dotyczących antykoncepcji: co teraz kiedy już jest trójka i więcej nie mogę ze względów zdrowotnych.. coraz więcej myślę nad wkładka Mirena, ale sama nie wiem.. i nie mam z kim o tym pogadać..
    Ostatni temat, chodzący mi po głowie to myśl, że mój najmłodszy synek dorasta. Pisałaś jakiś czas temu o tym, a ja w dalszym ciągu nie mogę się uporać z myślą, że ostatni raz w życiu trzymam na ręku takie maleństwo i głupia, zamiast uczyć go samodzielnego zasypiania, codziennie wieczorem trzymam na rękach aż zaśnie i gapię się w niego jak w obrazek..

  • Marzyłam by być mamą, marzyłam o tym co mam, jestem szczęściarą, wiem. Boli mnie tylko przeliczanie złotówek z tyłu głowy. Tylko tyle i aż tyle…

  • Wczoraj natrafiłam na Twojego bloga…..dziękuje, że jesteś po prostu, za te wszystkie posty. Przeczytałam, wszystkie komentarze przy jednym się rozpłakałam takie podobne emocje. Jestem mama wielce wyczekanej 14 miesięcznej córki, którą urodziłam przez cc (bardzo pragnęłam naturalnego porodu, który trwał do 8 cm). Moje macierzyństwo gdy wystartowało bardzo mnie zaniepokoiło bo gdy trzymałam swoją córkę nic nie czułam…..spodziewałam się wielkiej fali miłości, rozpierania serca. Myślałam sobie cholera jak tak może być abym nie czuła w sobie żadnej miłości, co ze mnie za matka. Nie mówiłam początkowo o tym nawet własnemu mężowi (dopiero po kilku miesiącach). Trwało to do ok 2 miesiąca. Wtedy pewnej noc gdy ja usypiałam w ramionach płakałam radości. Wszystko do nie dawna było jak w bajce. Córka nie sprawia większych problemów po za tym, że jest nie jadkiem i to jest mój największy problem, a raczej emocje jakie wtedy we mnie się budzą. Raz je lepiej raz gorzej, kilka razy ją przegładzałam z myślą, ze będzie miała większy apetyt co oczywiście nie pomagało. Najgorsze dla mnie w tym wszystkim jest to, ze jest ona drobniutka bardzo na tle innych dzieci w siatce centylowej jest na dolnej granicy, a w gorszych jej dniach kombinuje robiąc nie raz 3 różne obiadki….na marne. Coś co wydawało mi się, że lubi po kilku dniach wyrzuca na podłogę. Do teraz drażniło mnie to trochę, ale od dwóch tygodni po prostu wybucham, zaczynam na moje słoneczko krzyczeć czasem wtrącę do tego przekleństwo, a głos tak mi się zmienia, że potem wieczorem nachodzą mnie myśli czy aby nie jestem jakaś opętana heh…..okropnie potem się z tym czuje i zaczynam płakać po kątach. Do tego wszystkiego czasem się z siebie śmieje, że jestem niczym samotna matka bo mój mąż jest po za domem 8 miesięcy w roku. Gdy jest ten dzień, że córcia nie je targają mną okropne emocje. Nie umiem zapanować nad sobą, znaleźć cierpliwości w sobie. Potrafie się do niej nie odzywać po nieudanych próbach jedzenia, walczę z nią o jaką kolwiek łyżeczkę posiłku. W mężu mam duże wsparcie …. ale głównie telefoniczne, ale gdy mi mów “no jak tak możesz na to nasze maleństwo piękne tak mówić i krzyczeć musisz być cierpliwa”- łatwo się mówi, co Ty tam właściwie wiesz myślę sobie skoro to ja defacto wychowuje naszą córcie. Nie powiem, że tak jest codziennie……to są takie fale raz je pięknie,a potem nagle masakra. Wcześniej taki gniew i złość we mnie się nie budziły jak teraz….może to dlatego, że zaraz miną 4 miesiące gdy mężna nie ma i czuje się tym wszystkim już zmęczona…….na szczęście za kilka dni wraca. Gdy są dni, że tak ładnie je cały dzień sa to dla mnie najpiękniejsze prezenty od niej, wtedy sama ja czuje się zupełnie inaczej ze sobą i wszystko mnie cieszy. Pozdrawiam Was wszystkie mamuśki, damy radę, dajemy rade …jest ciężko, ale tez jest w tym coś pocieszające, że wiele z nas podobnie tego maciezystwa doświadcza.

Leave a Comment