"Cholera! to wszystko moja wina!" czyli matka i jej poczucie winy. - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

“Cholera! to wszystko moja wina!” czyli matka i jej poczucie winy.

Znasz to, to przejmujące uczucie w żołądku, to kłucie w klatce piersiowej mówiące “to chyba moja wina, to przeze mnie, nie powinnam była”. Każda z nas to zna. Poczucie winy rodzi się w tym samym momencie kiedy dowiadujemy, że jesteśmy w ciąży. Bo przecież zawsze można lepiej, szybciej, zdrowiej…

Zaczyna się od ciążowej diety. Może nie dotyczy każdej z nas, ale nawet ja, “czcząca zdrowe wyluzowanie”, miałam wyrzuty sumienia po 3 słoiku Nutelli. I nie, nie czułam ich w stosunku do mojego powiększającego się w zastraszającym tempie tyłka. Czułam je, bo przecież Nutella to nie to samo co ekologiczna marchewka z kurczakiem.

Po porodzie jest już tylko gorzej. Oczywiście, na początku winne są hormony. Połóg to nie tylko jedno z najbardziej hardcorowych fizycznych przeżyć, to też rollercoaster dla naszej psychiki.  Obwiniamy się o każde niepowodzenie, wszystkie trudności, o największe pierdoły. Bo przecież skoro coś nie idzie po naszej myśli, to znaczy tylko i wyłącznie, że jesteśmy beznadziejnymi matkami. Nasz mózg naprawdę musi nas wtedy nienawidzić, skoro podsuwa nam takie beznadziejne pomysły. Psychoza odnośnie każdej głupoty rodzącej się w naszym połogowym mózgu – dramat dla nas i naszego otoczenia.

Późniejsze lata? Nie jest lepiej. Mamy pretensje do siebie bo musimy wrócić do pracy po macierzyńskim, bo dziecko nam się buntuje, bo ma alergię, bo upadło, obdrapało łokieć, ma dziurę w zębie. Przeżywamy każdą z tych rzecz jak największą porażkę, która obrazuje w sposób totalny to jakimi matkami jesteśmy. Beznadziejnie co? Analizujemy, zastanawiamy się, a poczucie winy wciąż tylko wzrasta. Bo co z tego, że wiemy że musimy mieć także “swoje życie”, niezależne od domu i dzieci, skoro później się zastanawiamy, czy na pewno nic się dziecku nie stanie pod naszą nieobecność, czy za bardzo nie tęskni, czy nas coś nie omija.

Wczoraj, tylko w ciągu jednego dnia, obwiniałam się o to, że

– Brunek uderzył Edka (bo mogłam być obok, bo nie umiem go oduczyć bicia innych)

– Edek zjadł kawałek trawy (coś na bank mu się stanie)

– Filip powiedział, że wypił w szkole za mało wody (chociaż zdarzyło się to po raz pierwszy)

– zostawiałam Bruśka w przedszkolu (chociaż siedzę w domu, a on wyraźnie powiedział “mama, nie chcę iść” – tak, mamy mały kryzys)

Na szczęście ja już wiem (ta wiedza kosztowała mnie trójkę dzieci :P), że istnieje tylko jeden sposób na pozbycie się tych durnych myśli: racjonalizacja, wytłumaczenie sobie, że takie myślenie jest najzwyczajniej w świecie głupie. Co prawda nie usunęłam tych “prawd” całkowicie, ale przynajmniej mam nad nimi kontrolę i wiem kiedy z mózgu na chwilę robi mi się papka.

 Teraz zastanawiam się czy faktycznie wszystkie tak mamy. A może mi się tylko wydaje, że mam w sobie luz, uśmiech  i pełnię życia? A może tylko ja co chwilę wkurzam się na siebie o każdą bójkę chłopaków, każdą łzę wkurzenia i rozlany sok?

7 (1 of 1)

8 (1 of 1)

11 (1 of 1)

14 (1 of 1)

   Send article as PDF   

20 komentarzy

  • Największe poczucie winy mam jak robię coś dla siebie a dziecko jest z tata czy babcią i wtedy myślę, powinnam być z nią i napewno by nie płakała..

  • Boszzzzzz kobieto Alleluja, dzieki Ci. Myślałam, że tylko ja jestem taka nawiedzona. Codziennie mam do siebie pretensje, kurde nawet o tę dziurę bo przecież jak bym pilnowała przy myciu zbębów to by tego nie było:( o to, że właśnie Sali bije Sare, tez go nie umiem oduczyc ale chyba dzieci juz takie sa i kazde ma odminenny charakter. Więc kochana głowa do góry !!!

  • Tak! Każda tak ma! U mnie nieustające poczucie winy co do słodyczy, żywienia i czasem bajek…

  • Jak zwykle trafiłaś w samo sedno!!!
    Popłakałam ale 🙁 nienawidzę moich wyrzutów sumienia!!! Nie chcę ich mieć. .. Źle mi z tym.. czasami nie mogę cieszyć się życiem przez to cholerne sumienie!!!

  • Ja mam tylko jedną, małą, roczną kobietkę w domu, więc moja przygoda z macierzyństwem dopiero się zaczyna. Ale od połowy ciąży ciągle prześladuje mnie TO. Przeklęte poczucie winy. Bo to przeze mnie wszystko, no przecież. Dziąsła ją bolą i płacze- moja wina, Boże co za dno ze mnie że moje dziecko płacze przy ząbkowaniu! Choruje- Chryste Nazareński, na bank to przeze mnie, mogłam ją ubierać cieplej! Nie ma apetytu – jestem kiepską kucharką, czyli kiepską matką a ona wcale już mnie nie kocha, bo woła tylko tata. Aż żal pisać 😀 Całe szczęście to chwilowe zapaści, potem jakoś sobie tłumaczę, że przecież staram się jak mogę i wszystkiemu zapobiec nie mogę. A już nie wspomnę o tym, że jak z Panem Mężem ostatnio poszliśmy na urodziny do znajomej na CAŁĄ NOC (pierwszy raz od nie wiem kiedy) i wracaliśmy do domu w południe, to już o 5.45 dzwoniłam do babci-opiekunki “czy wszystko jest ok i nic się nie stało?”. Nie wiem co miało się stać. Bomba miała wybuchnąć na środku salonu? 😉 Ale to już chyba takie matczyne zboczenie 🙂

  • Nie tylko Ty tak masz. Moje “grzechy” wczorajsze: Bartek spadł z kanapy (wyszłam tylko po kawę, no ale przecież doskonała mama by dopilnowała, jak mogłam?!!), krzyknęłam (na bank uraz do końca życia, w przyszłości narkotyki i bójki, wszystko dlatego że krzyknęłam), dałam czipsa (na bank dostanie raka przeze mnie). I tak dzień w dzień 😉

  • Ja mam notyortyczne poczucie winy od kilku lat i po za tym,że wpędzam się w nie sama, to pomagają mi jeszcze skutecznie moi rodzice, a dziadkowie chłopców. Olek ma autyzm wysokofunkcjinujący i zaburzenia SI i teraz powiem coś, co wiem,że nie jest prawdą- TO MOJA WINA! Tak moja wina,ze Olek jest autystą, moja,ze ma zaburzenia SI, wsyztsko wynika z zaniedbania, ze skojarzonych szczepionek, z niedopatrzenia. I tak.wiem,ze to nie jest moja wina tak naprawdę, ale cholera…Olek ma 5 lat i ja od 5 lat codziennie slyszę jaką jestem beznadziejną matką..i taka się czuję. Patrzę na mojego syna i mam cholerne poczucie winy. I wiem,ze nie o tym jest ten post, ale chcialam powiedzieć, że naprawdę to poczucie winy dotyczy nie tylko sytuacji łagodnych, tzw.małych absurdów, ale też właśnie chorób naszych dzieci itp. Ja przez to poczucie winy musiałam w końcu iśc do terapeuty, bo naprawdę przetsałam lubić siebie, swoje dziecko, swojego męża i wszystkich dokoła.

  • Oj, pewnie, że tak mam, a przy drugim dziecku to poczucie winy tylko wzrasta. Nawet napisałam o tym u siebie, jako jeden z pierwszych wpisów, tak mnie to męczyło… Matki mają przechlapane po prostu.

  • Ja też tak mam…obwiniam, potem racjonalizuje, a potem wołam męża do pomocy przy dzieciach :PP.
    Bo leczę się z perfekcjonizmu, że Ja wszystko sama, że musze być wszędzie i zawsze…stop, stop, stop…sobie mówię i powtarzam sobie, ze jestem dla nich najlepszą matką. pomaga 🙂

  • Trafiłaś w samo sedno. Codziennie mam jakiś swój mały wyrzut sumienia. Mam jeszcze do tego manie porównywania. O córka tamtej to zjada wszystko a u nas wojna o jedzenie to pewnie moja wina, oglądało dziecko za dużo bajek a tamta mówiła, że u nich telewizora nie włączają. I taka codziennie walka z samą sobą. Dziękuję za ten wpis. Otworzył mi oczy,że takich jak ja jest więcej 🙂 ze wszystkie matki mają wyrzuty sumienia 🙂

  • Kocham kazde zdjecie, ktore sie tu znajduje – wchodze tu dla tekstu owszem ale zdjecia za kazdym razem zwalaja mnie z nog!!!! Pozdrawiam!!! Serdecznie!!!

    • ok, teraz Ty mnie zwaliłaś z nóg bo nigdy, przenigdy, nie spodziewałam się takiego komplementu… Szok!!! <3

  • Ale i tak największe wyrzuty, jakie można mieć (przynajmniej dla mnie największe), to ….. tadam tadam…..kiedy dziecko zachoruje i pierwsza myśl, to że mogłam zauważyć wcześniej albo coś przegapiłam, a przecież jestem z dzieckiem 24 godziny na dobę. To wierci dziurę w głowie najbardziej.

    • Dokładnie! Ja właśnie nie mogę dojść do siebie, bo przewiało mi dziecko na aerobiku dla mam, gdzie były otwarte okna w wietrzny dzień. Patrząc na to jak ubrane są inne dzieci, zostawiłam również mojego synka w lekkim ubranku, bo zawsze jest jedynym dzieckiem na sali, w jakimś sweterku czy bluzie. I teraz wyrzuty sumienia mnie dręczą i dręczą, bo synek miał potem zimne nóżki, łapki i policzki. Na 100% zachoruje przeze mnie 🙁 Nieważne, że codziennie dmucham i chucham na niego, nadszedł ten dzień, gdzie naprawdę dałam ciała i poczucie winy nie daje mi spokoju 🙁 Faceci to mają dobrze, oni w ogóle się nie przejmują! Gdyby mój mąż był na moim miejscu nawet nie przyszłoby mu do głowy, że mógłby się przeziębić a nawet jakby się przeziębił to nie szukałby przyczyny ani winnych.

  • Taaa
    Obwinianie się o wszelkie zło na tym świecie to najgorsza kobieca przypadłość
    Chciałabym jak najlepiej,najbezpieczniej,najpewniej i w ogóle naj dla tych moich dwóch cudownych istot (zresztą nie tylko dla nich), dla których mogłabym to oddała bym wszystko. A wiecie co jest najgorsze, że nie zawsze nasze nasze poświęcenie jest doceniane i wtedy boli.

  • Gdy od jakichś 2 tygodni mieliśmy Nianię na 5 godzin dziennie, jak codziennie rano wychodziłam do pracy.
    I nagle pobiegł na czterech do mnie Miki krzycząc “Mama! Mama” i się popłakał.
    Nie pytaj jaki miałam tydzień. Gdy tylko to wspomnę czuję się najgorszą Matką na świecie.

  • Tak właśnie dziś mnie to dopadło. Bije się w głowę jak ja durna mogłam robić demakijaż przy córce i zostawić płatki na chwilę na stoliku. Nic by nie było w tym dziwnego gdyby nie fakt,że miałam dziecko na kolanach.Na sekundę odwróciłam głowę a moja córka już ssała płatek kosmetyczny nasączony płynem i tuszem :(. Teraz myśli sie kłębią jak mogłam być tak nieodpowiedzialna!!!! język przemyty, teraz pozostała mi obserwacja dziecka. Czy aby na pewno dobra ze mnie matka…

  • Moje największe poczucie winy dotyczy tego, że po dwóch miesiącach karmienia córki tylko piersią zaczęłam ją dokarmiać mm. Zrobiłam to bo fatalnie przybiera na wadze, wylądowała w szpitalu z tego powodu no i ogólnie takie były zalecenia pediatry. Mimo iż podawałam i pierś i butelkę do jej 6. miesiąca życia do tej pory mam ukłucia żalu, ze nie dałam rady. A jeszcze, żeby się dodatkowo dobić, czytałam blogi nawiedzonych eko mam, które pisały, że mm podają wygodne matki zachodu, a dzieci karmione mm będą miały w przyszłości cukrzycę, nadwagę i umrą w wieku 30 lat na wszelkie możliwe nowotwory. Paranoja. Dzięki Bogu rodzina mnie wspierała i pocieszała, ze to nie koniec świata 🙂 teraz już trochę mi minęło, ale jakby jakaś inna mama robiła mi wyrzuty, że powinnam walczyć o tą pierś to bank bym się jej rozryczała w twarz. Na co dzień jakoś już o tym nie myślę, bo dziecko me rozwija się super, waży normalnie i jest zdrowe, ale gdzieś tam głęboko siedzi we mnie taki wyrzut sumienia rozmiarów Kilimandżaro.

    • O nieeee! I to wszystko przez ludzi, którzy swoje poczucie wartości budują na czyimś poczuciu winy. Mleko z butelki to nie zbrodnia!!! Ja też tak karmiłam swoje dzieci. Najmłodszy tylko raz pociągnął cycka (chociaż właśnie dlatego, że miałam wyrzuty sumienia, bo przecież od razu zakładałam, że będę karmić butelką).
      Nie daj sobie wmówić, że jesteś matką gorszego sortu (hyhy). Nigdy!!!!! <3

Leave a Comment