"To nie czyni z Ciebie lepszej mamy." - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

“To nie czyni z Ciebie lepszej mamy.”

O tym nie wypada pisać, nie wypada mówić. Ba! Chyba nawet nie wypada tak myśleć! To jest modne, cudne, najlepsze. W tym temacie jest tylko jedna prawda, nawet jeżeli nie jest “najmojsza”.

Długo myślałam o tym temacie. Co jakiś czas mi wpadał do głowy, ale szybko znikał, przecież powinnam być “po drugiej stronie”. Powinnam namawiać, zachęcać, promować. Powinnam tłumaczyć, że tylko tak jest dobrze. Na szczęście znam dwie strony, na szczęście widzę nie tylko “swoją prawdę”.

26041 (1 of 1)

Chusty, nosidła. Ponoć najwygodniejsza forma noszenia dzieci. “Ponoć”? Dokładnie tak, bo przecież nie dla wszystkich. Tylko dlaczego zdanie “to nie dla mnie” od razu sprowadza taką mamę to roli rodzica gorszej jakości? Społeczeństwo zaczyna się godzić z tym, że nie wszystkie kobiety chcą (że nie mogą to inna historia) karmić piersią, że nie wszystkie chcą rodzić naturalnie. Świat powoli się godzi na to (o dzięki ci świecie!), że matka też jest kobietą, która chce mieć cokolwiek do powiedzenia jeżeli chodzi o jej duszę czy ciało. Dlaczego jednak nie możemy pogodzić się z tym, że jakaś mama po prostu nosić dziecka non stop nie chce?

Wiem, powinnam stać po drugiej stronie: zachęcać, namawiać, W końcu ja i mój syn korzystamy z nosidełka, wcześniej używaliśmy chusty. Teraz, a kiedyś? Kiedyś chciałam ich używać, ale tego nie czułam, i było mi zwyczajnie z tego powodu wstyd.

8 lat temu byłam w pierwszej ciąży (!!!!!!). Naczytałam się wtedy jak głupia, że noszenie zbliża, że jest cudowne, fantastyczne. Jeszcze przed narodzinami Fifka wydałam kupę kasy na chustę (tak, bo chusty i nosidła są drogie!). Jak wyszło? 2 razy zawiązałam małego i tyle: on beczał, ja się spociłam. Po zawodach. Wkurzona byłam jak nigdy. Nie, nie dlatego, że wyrzuciłam w błoto jakieś 300-400 zł. Byłam zła, bo przecież miało być tak pięknie, a nie było.

Ciąża z Bruśkiem. Jak grzyby po deszczu powstawały blogi parentingowe. Znowu faza: noszenie! Przecież musi mi wyjść! Wszystkim wychodzi a mi nie? Udało się… 5 razy. Małemu się nawet podobało. Mi? Średnio. Czułam się uwiązana, bałam się usiąść, stałam po środku kuchni i się bujałam, przez godzinę. Dałam sobie spokój. Po 8 miesiącach kupiłam nosidło. Wróć! Wisiadło. Bo nie wiedziałam, że jest szkodliwe, bo kosztowało 5 razy mniej od nosidła ergonomicznego. Brusiek był w nim 3-4 razy. Było mi ciężko, byłam zasapana, spocona, wkurzona, zawiedziona. “Przecież inne mamy noszą dzieci dwuletnie! Przecież to musi być zajebiste! Na każdym blogu kobiety noszą swoje dzieci.” W internecie, co drugi artykuł traktował o tym, że noszenie zbliża, że dziecku jest cudownie, że nic tak nie uspokaja. Dupa. Ja nie umiałam.

Teodor. Od początku to samo. Napaliłam się do granic możliwości. Dziwne dość. Sama najlepiej wiedziałam, jak się to najpewniej skończy – porażką. Kupiłam kolejną chustę, elastyczną, boską. Taką którą wiąże się w 2 minuty. Udało się. Nosiłam Tedka dumnie go wypinając, żeby wszyscy widzieli jaką jestem zajebistą mamą. W domu? Próbowałam, wkurzało mnie, że byłam ograniczona. Po chuście przyszła kolej na Tulę. Cieszyłam się jak głupia, bo miało być jeszcze wygodniej (chociaż teraz wiem, że powinnam było kupić ją dopiero teraz, kiedy plecki Edka są jeszcze stabilniejsze). Noszę. Lubię to, ale bez przesady. Jest mi tak wygodniej kiedy sama jeżdżę z dziećmi do sklepu. Nawet jak jeździmy wszyscy, to M pakuje małego do Tuli, jakiś taki się poręczniejszy wtedy robi (nie M, dziecko 🙂 ). W domu? Na palcach jednej ręki zliczę ile razy go tam wpakowałam. Tylko wtedy, kiedy mały po prostu MUSIAŁ być na rękach, a reszta dzieci mdlała z głodu.

Lubię nosić swoje dziecko, ale tylko wtedy kiedy sytuacja jest ku temu sprzyjająca. On sam też nie piszczy na widok nosidła. Po dwóch godzinach stęka, bo woli siedzieć w bujaczku lub leżeć na ziemii.  Noszenie dzieci jest fajne, ale ma też swoje wady. Ta najważniejsza? Zmniejsza autonomię matki. Fajnie? Może tak, może dla większości, ale nie dla wszystkich.

Lubię nosić swoje dziecko, ale nie non stop. Lubię być osobnym bytem.

Lubię nosić swoje dziecko, ale rozumiem, że inna mama nie, a jeszcze inna najchętniej nie ściągała by maleństwa z siebie.

Lubię nosić swoje dziecko, ale to nie czyni ze mnie lepszej matki. Moje dziecko nie będzie dzięki temu spokojniejsze, milsze, nie będzie mi bliższe – już bardziej przecież być nie może. Każda matka ma prawo do budowania własnej relacji ze swoim dzieckiem, na swoich zasadach, na swoich pragnieniach, w oparciu o swoją miłość. I nie ma znaczenia czy karmi piersią, rodzi w bólach czy od rana do nocy chustuje swoje dziecko. Nie to dla dziecka się liczy.

   Send article as PDF   

34 komentarze

  • Bardzo chciałam chustować swoje dziecko. Niestety zawiązałyśmy się 3 może 4 razy, gdzie tylko raz maleńka była zadowolona i spokojnie zasnęła. Może powinnam skorzystać z pomocy doradcy chustowego, ale 100 zł za taką konsultację to chyba trochę dużo. Skąpię na własne dziecko? Mam nadzieję, że wynagrodzę maleńkiej brak chustowania w inny sposób.

    • na pewno! chociaż ja sama miałam takie obawy na początku… teraz z ręką na sercu mówię “tak”!

  • Mi chusta ratowała życie przede wszystkim podczas kolek i wypadów nad morze (piach i wózek? nie mam tyle samozaparcia!). Jednak wolę na dłuższą metę wózek.

  • Dokładnie. Wolnoć Tomku w swoim domku. Jak kto se chce, jak ze wszystkim.
    Mój Mały nie znosił spacerów w gondoli, od zawsze. Myślałam o chuście, ale jak sobie pomyślałam o jej wiązaniu, to mi się odechciewało. To se myślę – “nosidełko”. Kupiłam Maxi Cosi Easia, bo pomyślałam, że foteliki są ok, to i to musi. Miałam je na spacerze 2 razy. Plecy bolały jak cholera po 10 minutach, ale nic to, poświęcę się, bo Młody przecież na spacer musi chodzić. Ale pokazałam to nosidełko znajomej fizjoterapeutce i złapała się za głowę. Bo to właśnie wisiadło nie nosidło. Sprzedałam w cholerę, a na spacer wychodziłam z Młodym max dwa razy w tygodniu, bo tak wrzeszczał. I nie – nie było mu za ciepło, za zimno, niewygodnie, nie był głodny, spragniony. Od momentu jak jeździ w spacerówce, jak ręką odjął. Bo widzi co się dzieje dookoła. Tylko zaczyna w niej wstawać i się wiercić, bo stawia pierwsze kroki…
    Jak sobie przypomnę wzrok tych wszystkich mamusiek, które mijałam na spacerze z płaczącym w gondoli dzieckiem. Nie współczucie. Jakaś pogarda, nagana. Widocznie nigdy nie miały takiego problemu.
    Apropos karmienia piersią. Mam wrażenie, że teraz nagonka jest w drugą stronę. Ja karmię 10 miesięcy i nadal mam zamiar i jest to tak niepojęte dla większości kobiet, że szok. Bo przecież zaleca się pół roku i już wystarczy. Czy wszyscy we wszystko się muszą wpi… wtryniać? Moje dziecko, moje cycki i wara od nas!

  • nie nosiłam chłopaków więcej niż 2 razy. Mam takie uczucie mniej więcej jak Ty, Lubię swoją przestrzeń. Też wiele dziewczyn mówiło “fantastyczne”,”musisz spróbować”,”jak to nie nosisz?” Itd…Nie dogodzisz społeczeństwu.

  • Nosilam swojego najpierw w elastyku, potem w kolkowej, a na koncu w nosidle mai tei. Pomysla na chuste pojawil sie z przeczytanego bloga a okazal sie strzalem w 10 gdyz moje dziecie nie znosilo wozka – na zaden spacer nie dawalo sie z nim wyjsc! W chuscie sie uspokajal i bardzo mu sie podobalo, zasypial po 2 minutach a ja mialam wolne rece zeby psa na smyczy trzymac czy zrobic zakupy. Niestety wbrew temu co fanki chustonoszenia twierdza sa tez wady – dla mnie dwie podstawowe – po pierwsze (nawet w lekkiej chiscie kolkowej) jest strasznie goraco – zawsze noszac bylam zlana potem, a po drugie jest ciezko – jak bym nie wiazala, zawsze czulam ciezar. Ale i tak uwazam ze byla to dobra inwestycja 🙂

  • Niektórym wydaje się, że pozjadali wszystkie rozumy! I że moja prawda jest “najmojsza”.
    Kupiliśmy Tulę, bo miałam wrażenie, że Bubinek za mało czasu spędza na rękach i że się ode mnie oddali. Owszem, Tula jest bardzo wygodna podczas zakupów 🙂 i ergonomiczna (i cholernie droga:P). Ale noszenie po domu – odpada. Boję się, że stuknę, puknę gdzieś młodym, czy go czymś obleję. A poza tym jest gorąco. Mały akceptuje nosidło, ale żeby za nim szalał- nie do końca.
    I nikt mi nie wmówi, że powinnam go mimo to nosić – bo to zbliża. Tak, Bubinek poczuje się bardzo zbliżony kiedy matka jest coraz bardziej rozdrażniona i zmęczona… Jasne.
    Znając jednak zapędy niektórych mam – do wszystkich “wszystkonajlepiejwiedzących” apeluję – zajmijcie się sobą. I pozwólcie mi w spokoju nie nosić dziecka.

  • Są takie blogi, które czytam dlatego, że są idealne, a są takie, które czytam dlatego, że są normalne. I za tą normalność Cię uwielbiam. Za to, że nieustannie pokazujesz, że bycie zajebistą mamą nie polega na skrupulatnym odwzorowaniu podręczników. Tylko na byciu sobą i miłości do dzieci.

  • a ja własnie zakupiłam nosidło! zobaczymy co z tego wyniknie 🙂 mam nadzieje że Tedek je polubi bo teraz jestem uziemiona na maxa bo on nie bardzo lubi wózek!!istna rozpacz(moja) On sie drze w tym wózku jak opętany! chyba dlatego że śpi tylko na brzuchu, no chyba że śpi na rękach to wtedy może być i pozycja horyzontalna 🙂

  • W ogóle gdyby nie blogi i cały internet, miałabym wrazenie ze byłam jedyną chustującą mamą w okolicy (no dobra znam jeszcze 2-3 mamy ktore chustują). I to też chustującą od czasu do czasu. Na spacer do sklepu za rogiem. Na plażę. Tam gdzie z wózkiem cieżko. Mieszkam w miejscu, któro zawyża na maksa statystyki urodzeniowe. Mam na moim osiedlu baby boom od kilku lat. Brzuch za brzuchem, wozek za wózkiem, dziecko za dzieckiem. A chust ani nosideł nie widać. I zastanawiam się czasami kto tworzy ten nasz Internet gdzie to całe chustowe szaleństwo śmiga. Na codzień tego nie widać. Syn ma miesiąc, też zamierzam go nosić w chuście, ale za chwile dopiero, jak bedzie sam mocno trzymał główkę. Ciekawa jestem czy znajdzie sie w moim podwarszawskim sąsiedztwie ktoś chustujący:) także spokojnie dziewczyny, większość mam jakie znam nic sobie nie robi z chustowej mody, a zapewniam: sa świetnymi mamami. Pozdrawiam!

  • A ja sie niemal musze tlumaczyc z chustonoszenia. Mieszkam w gorach, syna mam z samego konca grudnia, dwa razy usilowalam czerpac przyjemnosc ze spaceru z wozkiem, nie wyszlo. A ze moje gory to wies nad wsie, nasluchalam sie o tym jakim zlym rodzicem jestem. Moze i jestem, bo mna powoduje wygoda, nie tworzenie wiezi (no pewnie troche tez, ale to nie jest argument nr 1). No i moja mama przezyc nie moze ze nie mysle o braniu wozka na wakacje…

  • Dobrze powiedziane 🙂 Jestem jedna z tych mam, co to się naczytały w ciąży o chustach, noszeniu, bliskości itd. Oczywiście jesteśmy w ową wyżej wymienioną chustę za kupę kasy zaopatrzeni. Nosiłam Zuzę raz. Krzyk był niesamowity. Nie znosi tego. Potem próbowałyśmy jeszcze kilka razy, nawet pożyczyłam inny model od znajomej żeby przetestować (bo myślę sobie, głupia ja, ze może model nie taki, może źle nosiłam, może za gorąco Jej było) i efekt był ten sam. Zula nie lubi być spętana, woli sama poleżeć, poraczkować, posiedzieć. I od znajomych matek słyszę na okrągło: Ale jak to nie nosisz? Przeciez Twoje dziecko wyrośnie na zimną, emocjonalną ignorantkę, bo tylko noszenie może sprawić, ze będzie się emocjonalnie rozwijała prawidłowo. No tak… Cóż. Ja nie byłam noszona w chuście i jakąś zimną ignorantką nie jestem. A poza tym… W sumie się cieszę, bo wiadomo że kocham moje dziecko nad życie, ale lubię mię trochę swojej wolnej przestrzeni 🙂

  • fakt, każdy robi jak uważa. Nie jestem też do końca zwolenniczką akcji “nic mi nie wisi” … bo to podobnie jak z karmieniem piersią i mm. Decyzja o tym powinna należeć do matki. Wiadomo, że nic nie jest dobre dla dziecka (chodzi mi o noszenie w tuli lub np w babybjorn) jeśli trwa zbyt długo. Wydaje mi się, że 30 min raz na jakiś czas nie sprawi dziecku krzywdy, a zdrowie psychiczne matki też ma znaczenie. Dziwię się, że skoro np babybjorn są takie szkodliwe – nie są wycofane w Danii – kraju który robi wszystko zdrowo?! Ale to dluższy temat.

    Ps. Może mi sprzedaż tulę za jakiś czas?:)

    • Trzeba by chyba jednak się więcej dowiedzieć o akcji #nicminiewisi zanim się wypowie 😉 akcja nie ma na celu promowania noszenia/chustonoszenia dzieci jako jedynego słusznego sposobu nawiązywania bliskości z dzieckiem. Nie ma również na celu wmawianie komukolwiek, że jest lepszą matką/ojcem, tylko wtedy jeśli nosi… masakra. Akcja #nicminiwisi ma na celu PROMOWANIE PRAWIDŁOWEGO NOSZENIA DZIECI! Nic więcej, nic mniej. Polecam jednak czytanie ze zrozumieniem 😉 Pozdrawiam.

  • Noszę, ale tylko wtedy gdy wychodzę, wtedy gdy wózkiem sie nie da, wtedy gdy w góry idziemy, wtedy gdy sama z trójka ide i potrzebuje miec ręce wolne 🙂

  • Nie rozumiem w ogóle podziału na dobre i złe mamy ze względu na sposób tulenia, noszenia, karmienia itp. Każda matka dbająca o dziecko jest dobrą mamą, nie ma znaczenia jak to robi, ważne, że z miłością i taką zasadę wyznaję 🙂 Moja Mała Zet jest noszona w chuście gdy tego chce ale wcale nie uważam by to warunkowało jaką mamą jestem:)

  • Mnie noszenie nie jara. Dzieci chyba też nie. Próbowałam z najstarszym dzieckiem prawie 6 lat temu – dostałam wisiadło gratis z fotelikiem samochodowym. Jakieś takie nie firmowe, najprostsze. Pomyślałam, że będzie wygodniej, jak np. muszę wyskoczyć tylko po drobne zakupy do spożywczego w pobliżu. Albo do urzędu, gdzie nie da się wjechać wózkiem, nie ma windy. Albo na szczepienie/do lekarza w innej miejscowości, bo z wózkiem nieporęcznie, a najczęściej kierowcy odmawiali zabrania wózka do bagażnika (w środku nie było na niego miejsca), bo ‘nie jadę na końcowy’.
    Ulokowałam dziecko w tym wisiadle – i dupa. Za długie szelki, których nie dało się skrócić bardziej, dziecko wisiało mi na udach, normalne chodzenie uniemożliwione, nie wspominając o kręgosłupie, który cierpiał i ramionach – bolących od ciągle zjeżdżających na bok szelek. Nie dotarło do mnie aż tak chustowanie, więc porzuciłam temat.
    Teraz mam kręgosłup w kiepskim stanie i nawet nie myślę o chustowaniu. A poza tym, jest tyle fajnych wózków!

  • Ja się nigdy w realu nie spotkałam z jakimikolwiwk opiniami na temat noszenia, choć całą trójkę nosiłam. Z zainteresowaniem czy pytaniami tak, z wartościowaniem na podstawie tego, czy ktoś nosi, czy nie, nie postkałam się nigdy. I tak sobie myślę, że większość tego typu dyskusji czy burz zaczyna się i kończy w Internecie, więc może warto na tenże Internet patrzeć jednak przez palce. Ja ze względu na wszystkowiedzącość z nich bijącą blogów rodzicielskich czytam dosłownie kilka (to komplement dla Ciebie, gdybyś się zastanawiała ;), większość jest dla mnie nie do strawienia. Choć przyznaję, że te kilka to perełki, które bardzo, bardzo lubię.

    • tak tak! to z blogów to wszystko! ten jad, to wartościowanie całe, z blogów! ale ja też takich nie czytam, tylko te których autorki lubię i cenię 🙂 (i które mnie nie wkurwiają właśnie takim zero-jedynkowym myśleniem)

  • Zgadzam się z Tobą. Nie chodzi o wartościowanie mam na złe i dobre, i to w oparciu o to, czy np. noszą dzieci w chustach, czy nie. Jednak nie chodzi też o to, aby nie wyrażać swojego zdania. Ja noszę swoją córeczkę w nosidle (kiedyś w chuście), chcę to robić do czasu, aż nam będzie to odpowiadało. Zachęcam też każdą mamę do spróbowania, ponieważ uważam, że ma to wiele zalet. Oczywiście każda mama (i dziecko) podejmuje własną decyzję w jakimkolwiek temacie. Warto jednak jasno i wyraźnie wyrażać swoją opinię, nie oceniając innych 🙂
    Pozdrawiam
    TrzyRazyPe

  • Nie miałam chusty. Jak Maja się urodziła bałam się jej. Bałam się, że zrobię jej krzywdę. Jak miała 2 miesiące przyszły takie upały, że absolutnie nawet o tym nie myślałam. Ale dziecko noszę, lubię. Uwielbiam gdy się we mnie wtula. Spotkałam się z absolutnie odwrotną sytuacją – nie noś, bo się przyzwyczai. Wyhodujesz sobie terrorystkę! Tak ją nauczysz, a potem będziesz narzekać….. Także wierz mi, że u nas było zupełnie odwrotnie 🙂

  • A ja tak nie na temat. Teodor – śliczne imię. Mój syn chyba takie dostanie 🙂 Nie znam nikogo kto ma tak na imię i zastanawiam się jak się je zdrabnia. Jak mówicie do synka?

    • Tedek, Edek, Edzio, Edziula haha jeszcze Tedson, Tedula, Tedzie trochę tego jest!

      • Dzieki 🙂 my najcześciej mówimy do brzucha Teoś. A jak bedzie pózniej to sie okaże.

  • U nas skończyło się na dwóch próbach. Po kilku minutach Lenka miała dość, ja również. W sumie to trochę zazdroszczę wolnych rąk noszącym mamom, ale cóż, można żyć i bez noszenia 🙂

  • a ja nigdy nie nosiłam i nie chciałam tego robić. Jestem mamą obecnie 7 letniego Filipka i 4 letniej Jagódki.Nie nosiłam w chustach, nie miałam ani jednej nocy łóżeczka dziecięcego w sypialni (ani dziecka!!) – mieli oboje od urodzenia swoje pokoje i tam spali. Poświęcałam i poświęcam moim dzieciom wystarczającą ilośc czasu za dnia by nie potrzebowali mnie nocą, i wystarczającą ilość – by nie musieli na mnie wisieć non stop. Nigdy nie pragnęłam dzieci, które będą ode mnie uzależnione i nie pozwolą mi odejść na krok od siebie. Jak chciały byłam z nimi – jak ja potrzebowałam ugotować czy posprzątać, leżały na kocyku wśród zabawek zadowolone… Efekt – mam dzisiaj cudowne dzieci – naprawdę, zazdrości mi ich wielu ludzi -głośno to wyrażając. Są śliczni i wdzięczni za wszystko, oczywiście nie są ideałami (nie ma takich dzieci 😉 ) . Ja kocham ich nad życie, oni kochają mnie – wyrażając to dobitnie na różne sposoby i w różnych miejscach. Nie mam nic przeciwko mamom, które chcą… ale te które nie chcą – nie są gorsze. Każda matka jest cudowna. A we wszystkim trzeba zachować zdrowy rozsądek 🙂

  • Jeśli chodzi o chustowanie, to zaskoczyła mnie postawa 90-letniej babci męża. Po urodzeniu córki spytała się mnie czy chustuję dziecko? (taka z niej nowoczesna kobieta). Ja na to, że nie, bo nie ma takiej potrzeby. A babcia odpowiedziała: ja nosiłam w chuście, ale inaczej bym nic nie zrobiła w domu, bo się synowie strasznie darli. Totalny pragmatyzm, zero uczuć. Ale to było 50 lat temu 😉

  • Z każdym, po prostu z każdym wpisem (czy to starszym który gdzieś przypadkiem pojawił się jako proponowany czy najnowszym) utwierdzam się w przekonaniu ze ten blog jest stworzony dla mnie. Jestem tak bardzo blisko Twoich poglądów. Od pierwszego przeczytania zakochałam się w Twojej normalności i w poczuciu humoru. I mam poczucie ze łączy nas to, że bardzo staramy się być dobrymi mamami które karmią zdrowo swoje dzieci, czytają składy kosmetyków, lubią porady psychologiczne i dbają o prawidłowy rozwój dziecka/dzieci ale…robią to po swojemu, z głową. Nie załamujac się ze jakaś ,,zasada,, rodzicielstwa bliskości u nas się nie sprawdza. Dla mnie definicja ,,rodzicielstwo bliskości,, jest totalnie nadmuchana i przesadzona. Prawie każdy rodzic jest ze swoim dzieckiem blisko. Bliskość to podstawa. Ale czy to, że nie czekałam do samoodstawienia się od piersi mojego Syna czyni mnie Matka ,,niebliskosciowa,,???
    Umiar, umiar, umiar. To chyba jest klucz do sukcesu.

Leave a Comment