"Obiecaj mi, że będę żył..." - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

“Obiecaj mi, że będę żył…”

Zgodzisz się ze mną, że macierzyństwo to największa miłość świata – nie ma większej. To uczucie, które obezwładnia Cię totalnie, staje się sensem życia. Pewnie wiedziałaś już o tym dawno temu, nawet wtedy kiedy ciążę dopiero planowałaś. Czy domyślałaś się jednak, że bycie matką łączy się także z olbrzymim strachem?

Zaczyna się jeszcze przed ciążą: boisz się, że wpadniecie, że to “zniszczy” Twoje plany. Robisz wszystko (czyt. stosujesz antykoncepcję), żeby tylko misterny plan, który sobie przygotowałaś na te parę najbliższych lat nie runął. Później ten strach zamienia się w ten o planowaniu ciąży: jak długo zajmie to całe “zachodzenie”, kiedy będzie można cieszyć się z upragnionych dwóch kresek. Pierwszy cykl i sukces? Tylko nielicznym się zdarza. Najczęściej czeka się 3 do 6 miesięcy, może dłużej. Z każdym jednak okresem stres się wzmaga, i to bardzo mocno…

14

Zaliczyłaś wpadkę? Poczułaś jak ziemia pod Twoimi nogami się rozstępuje? Miałam to. Płacz, krzyk, dramat. Wyszło najlepiej jak mogło wyjść, ale stres był. Myśli: po co? dlaczego ja? dlaczego teraz? Pewność, że nic nie będzie już takie samo.

Jesteś w ciąży. Mało tego, ogarnęłaś już tą myśl i cieszysz się jak szalona. Co teraz? Boisz się jak diabli, dzień w dzień zastanawiasz się czy wszystko jest ok, czy dzidziusiowi dobrze, czy rośnie zdrowo.  Podczas badania przezierności karkowej wariujesz, a gdy słyszysz “Wszystko jest w porządku” płaczesz ze szczęścia.

Najgorzej jeśli coś się dzieje: plamienia, problemy – to wszystko sprawia, że każdy dzień przyprawia nas o zawroty głowy, pragniemy tylko jednego: zdrowia dla naszego maluszka.

Poród? To samo. Nawet jeśli wszystko jest dobrze, przebiega według ustalonego planu (czy to cesarka czy sn), to w chwili kiedy dziecko przychodzi na świat, pragniesz tylko jednego: usłyszeć jego płacz. Wtedy wiesz, że wszystko jest dobrze, bo maluszek oddycha, a ta sekunda zanim to się stanie, zanim dziecko weźmie pierwszy oddech, jest najdłuższą sekundą w historii.

Pierwsze chwile w domu to jest dopiero coś. Musisz nauczyć się żyć z nową osobą u boku. Z kimś kto jest całkowicie zależny od Ciebie. Tu jeszcze nie chodzi o wychowanie, tu chodzi o przetrwanie. Dajesz maleństwu życie, bez Ciebie sobie nie poradzi. Więc kochasz, karmisz, tulisz, przewijasz, dbasz z całych sił, wszystko by on/ona był szczęśliwy, zadbany. Wszystko dla tej kruszynki, dla tego kawałka Ciebie.  Wiesz, że jest ciężko, czujesz to całą sobą, ale co tego? To jest nieważne.  Najważniejsze jest Twoje dziecko.

Wychowanie? Począwszy od dumy kiedy dziecko pierwszy raz złapie coś w swoje rączki, przechodząc przez małe zawały serca kiedy zaczyna chodzić, a kończąc na całonocnych imprezach – to jedno wielkie zamartwianie się. O wszystko! Czy dobrze je, czy nie jest mu za zimno, za ciepło, wygodnie, czy nic go nie boli, i czy ta gorączka to na zęby czy to jakiś wirus? Przeżywasz wszystko: każdy uśmiech, każdą łzę.

I wiesz co: takie martwienie się jest dobre, to dzięki niemu kochamy AŻ TAK.

Źle jest kiedy musimy się martwić bo dziecko zaczyna chorować. Co ja pieprzę? To jest najgorsze na świecie! Cierpienie dziecka to najgorsza rzecz na świecie. Nie ma większego gówna – inaczej tego nawet nazwać nie potrafię. Największy ból świata: choroba własnego dziecka. Taka przez którą Twoje dziecko może po prostu umrzeć.

“…każdego dnia od nowa zaczynamy umierać z synkiem, bo nikt nie daje mu szans na życie. Siedzieliśmy nad łóżkiem Pawełka, a świat nagle skurczył się do wielkości tej malutkiej piąstki, w której uporczywie zaciskał nasze palce. Być obok i nie móc nic zrobić – potworne uczucie. Najchętniej zabralibyśmy Pawełka i uciekli tam, gdzie mu pomogą. Tylko gdzie? Czy jest takie miejsce?”

Więc siedzę i ryczę. Piszę to i płaczę, myślę o tym chłopcu, o Pawełku który dzięki WAM będzie żył. Dzięki obcym ludziom, którzy dzień w dzień boją się o własne dziecko, którzy na samą myśl o jego chorobie umierają z rozpaczy i którzy w momencie kiedy słyszą o cierpieniu innych rodziców, robią wszystko by im ulżyć, by uratować życie ich synka.

Kwota potrzebna do przeszczepu Pawełka została zebrana. JESTEŚCIE CUDOWNI! Niestety to nie koniec. Pieniądze wciąż są potrzebne: na opiekę szpitalną, na leki, na noclegi. To od NAS zależy czyjeś życie. Nie dajmy mu umrzeć. Pieniądze są nic nie warte jeśli nie niosą ze sobą pomocy innym.

Proszę, udostępnijcie ten post i każdy inny związany z tą akcją. Pomóżmy, bo możemy… Po prostu.

   Send article as PDF   

7 komentarzy

    • nieprawda. takie akcje po prostu TRZEBA wspierać – nie ma innej opcji!!!!!

  • O moj Boze to ogromna trgedia.
    Nie moge calego przeczytac bo ciagle rycze…

  • To nasze Państwo zawodzi na każdym kroku….brak mi słów…..skoro można pomóc i jest jakaś szansa to trzeba!!! A nie hospicjum dla maluszka!!! W jakim kraju my żyjemy!!!

  • …a świat nagle skurczył się do wielkości jego malutkiej piąstki… Momentalnie scisnelo mnie za gardło ;-( żadne dziecko nie powinno chorować, to takie niesprawiedliwe dla niewinnego maluszka. Trzeba pomóc.

  • Dziękujemy, że wsparłaś akcję. O dziwo, wiele osób było o to proszonych a tylko mały procent nie przeszedł obok <3

  • Ta historia i to dziecko ruszyły mnie szczególnie. Jest w wieku mojego synka i przebywa 47km od nad, w brukselskim Saint Luc.
    I serce rośnie, a wiara w człowieka wraca, kiedy widzę, jak bardzo Polacy potrafią się zmobilizować i sprawić by niemożliwe stało się możliwe – po raz kolejny już. Jak mimo zebranej już kwoty wymaganej do operacji widzę puszki w polskich sklepach, których zawartość powędruje do malucha i jego rodziców. Jak Polonia w Belgii się mobilizuje i np. na jednej z grup sprzedażowych na fb decyduje, że wszystkie ogłoszenia wystawiane przez kilka najbliższych dni będą dotyczyły tylko tej akcji – i wiesz co? Jest niesamowicie dużo chętnych z obu stron – tych, którzy wystawiają na ten cel swoje rzeczy (zamiast zaczekać i w poniedziałek sprzedać je z zyskiem dla siebie) i jak wielu jest chętnych, którzy nie skąpią kasy na licytacje.

Leave a Comment