Czy wiesz czyje są Twoje dzieci? - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

Czy wiesz czyje są Twoje dzieci?

Myślałaś kiedyś o tym? Zastanawiałaś się co by było gdyby? Ja mam jedną teorię na ten temat, ale tylko dlatego, że moja rodzina jest mi bardzo bliska.

Moje dzieci są całej mojej rodziny. Banalne? Niekoniecznie. Okazuje się, że w tych czasach nie zawsze.

1204

Od zawsze byłam bardzo zżyta ze swoją rodziną, chyba miałam tylko jeden taki rok (ten nastoletni of kors), kiedy na myśl o wspólnych wakacjach było mi słabo (kumacie, że wolałam imprezy niż górskie wycieczki?). Moi rodzice, pomimo kilometrów które nas dzielą na co dzień, są zaangażowani w wychowywanie dzieci. Bo jak inaczej? Kiedy jesteśmy w PL jest logiczne, że zostaną z dziećmi parę razy wieczorem, żebyśmy my-starzy mogli iść na randkę. I nie, to nie jest przywilej tego, że mieszkamy daleko i przez to rzadko się widzimy. Mieszkając w Polsce, standardem było, że na jeden dzień weekendu i jedną noc zabierali do siebie Filipka. Dla nas to była norma.

Wykorzystywanie dziadków? Oczywiście, że istnieje takie zjawisko, ale można o nim mówić tylko wtedy kiedy któraś ze stron czuje się w relacji źle. U nas nikt tak się nie czuje, mało tego – nam ten układ odpowiada. Może dlatego, że nikt nie postrzega opieki nad dziećmi jako kary i nadludzkiego wysiłku?

Moje dzieci są całej mojej rodziny. Dzięki temu nie boję się o przyszłość, o marudzenie “musimy iść do babci”, o to że jeśli staną się jakieś straszne rzeczy naszym życiu, to mogę być spokojna, bo ktoś mi i moim dzieciom pomoże.

Moje dzieci są całej mojej rodziny i dlatego nie jesteśmy z M jedynymi decyzyjnymi osobami w ich życiu. Najważniejszymi, ale nie jedynymi. Babcie i dziadkowie też mają wpływ na ich przyszłość, też mają prawo decydować o pewnych rzeczach. Mało tego – też uważam, że są od tego by dziecko wychowywać, nie tylko rozpieszczać.

Moje dzieci są całej mojej rodziny i dzięki temu będą miały poczucie, że rodzina jest najważniejsza na świecie. Każdy jej członek jest najważniejszy na świecie. Hierarchia? Jasne, że jest, ale dziecko samo czuje, że to rodziców kocha najbardziej – nikt go przecież nie musi do tego przekonywać. Zresztą mam mądrych rodziców i dziadków którzy wiedzą, że to rodzic jest najważniejszy i to on ma ostatnie słowo.

Dzisiaj są chrzciny naszego Teodorka. Po co, skoro nie jesteśmy osobami praktykującymi, a nawet nie do końca wierzącymi? Bo moje dzieci są całej mojej rodziny i na tym sakramencie zależało babciom i dziadkom. Bo skoro moja rodzina jest rodziną wierzącą to moim zdaniem jest logiczne, że chrzcić swoje dziecko będę – nawet w sytuacji kiedy nie uważam tego za konieczność.

Nie ma nic ważniejszego od rodziny – moje dzieci też mają to wiedzieć.

   Send article as PDF   

10 komentarzy

  • Z tych samych powodów ochrzciliśmy Miłkę, choć ponad pół roku zastanawialiśmy się, czy to słuszne, skoro nam do kościoła zupełnie nie po drodze… Ja też mam dziadków w rozjazdach, ale jak przyjeżdżają to ja mam urlop! I oni się cieszą, bo ich wnuczka (jak na razie jedyna) to ich oczko w głowie, więc chcą z nią spędzać jak najwięcej czasu! Babcia = wakacje 😀

  • Właśnie ciekawa byłam tej kwestii. Szanuję, choć kompletnie dalekie jest to co piszesz od moich poglądów (jeśli chodzi o chrzest). Nie ochrzczę swojej córki, ale o Bogu będę jej mówić. Ważniejsza jest dla mnie wiara, niż tradycja. Pozdrawiam!

  • I dokładnie z tego samego powodu, rok temu odbył się chrzest naszego syna 🙂

  • No dobra. Ale kwestia wiary to chyba jednak powinna być indywidualna decyzja dziecka. Nie teraz, ale kiedy będzie rozumiało. Nie rodziców, nie dziadków. I ono może Wam kiedyś za tę decyzję nie-podziękować.

    • oczywiście, że tak. Właśnie dlatego istnieje coś takiego jak apostazja. Poza tym w obowiązku rodzica jest wyjaśnienie dlaczego było ono ochrzczone. nie mam najmniejszych wątpliwości, że nawet jeżeli nie będzie wierzące (moje dziecko) to zrozumie naszą decyzję.

  • U mnie tez tak samo. Moje dzieci sa calej rodziny. W szczegolnosci dziadkow. Czasami wrecz zycza sobie spedzic spokojne popoludnie u dziadkow i odpoczac sobie od rodzicow ha ha ha pozdrawiam serdecznie beata

  • U mnie stety lub niestety dziecko jest tylko moje. Tatuś ma córkę 6 letnią z poprzedniego związku, której matka zdecydowała się ją oddać rodzinie i teraz najważniejsza jest ona. Dziadkowie od strony taty zawsze uważali starszą za ważniejszą (“bo przecież ona wychowuje się bez ojca!), na wszystko pozwalają, jest ich oczkiem w głowie i dzięki temu rośnie na rozwydrzone i rozpieszczone dziecko. Kiedy dzwonią do męża nigdy nie zapytają się o naszą córkę, która ma pół roku, tylko o tamtą. Moja mama mieszka 100 km ode mnie i rzadko u nas bywa, a mój ojciec alkoholik mimo, że mieszkamy razem, widział małą raz (oczywiście po pijaku bo jakby to wyglądało na trzeźwo?!). Ciężko mi, gdy o tym myślę, bo ja miałam podobną sytuację, gdy byłam mała, z tą różnicą, że miałam jeszcze i ciągle dzięki Bogu mam kochającą babcię. Wiem, że muszę być silna dla mojej Gadułki i na pewno wszystko się w końcu ułoży i nawet jeśli nie będzie miała dużej, kochającej rodziny, to będzie miała kochającą ją nad życie matkę 🙂

  • Jeśli rodzina kocha dzieci i chce dla nich jak najlepiej to jak najbardziej jestem za współuczestnictwem w wychowywaniu. Moi rodzice kochają moje dzieci nad życie. Teściowie… niekoniecznie. Według nich klaps to świetny sposób wychowawczy… Jak córka miała rok, teściowa zostawiła ją sama w baseniku w naszym ogrodzie i poszła ‘coś’ robić… Jest jeszcze dużo takich drastycznych przykładów i słów, np. nie lubię małych dzieci, jesteś gruba – nikt Cię nie będzie chciał. Dlatego nie wyobrażam sobie, żeby takie osoby wychowywały moje dziecko. Po prostu nie pozwolę na to.

  • Tydzień temu był chrzest naszego Adasia-myślę,że z tych samych względów,co u Was,bo sami jesteśmy zagubieni w kwestii Kościoła. Jednak,gdy dorośnie nie mamy zamiaru narzucać mu,co ma robić i w co/kogo wierzyć. Jeśli chodzi o wpływ rodziny w wychowanie,to jest podobnie,ale czasem wkurzają “cenne” rady,ale dajemy radę 🙂 Wszystkiego najlepszego dla Tedusia z okazji chrztu 🙂

  • Hmm…….. mi zapadły w pamięć słowa mojej mamy “mnie rodzice ochrzcili, zaprowadzili do komunii św., więc ja jako matka mam obowiązek swoim dzieciom tez te sakramenty zapewnić…a przystąpienie do kolejnych już tylko zależą od dziecka…”(powiedziała tak w rozmowie z proboszczem który kręcił nosem że rodzice przez X lat żyli bez ślubu kościelnego) powieliłam tą “tradycję”…to co mi było dane dałam też moim dzieciom…..mimo że na co dzień praktycznie nie praktykująca jestem więc może nie powinnam się wypowiadać….

Leave a Comment