"Moje dzieci nie mają prawa żyć?". Walka o ciążę. - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

“Moje dzieci nie mają prawa żyć?”. Walka o ciążę.

Uwielbiam Was, moje czytelniczki. Nie piszę tego ot tak, bez poparcia dowodami 🙂 Wiele razy udowodniłyście, że zasługujecie na to uwielbienie. Jesteście zabawne, piękne, a przede wszystkim MĄDRE. Właśnie dlatego kobiety nie boją się opisywać tu swoich historii – wiedzą, że zostaną wysłuchane! I to nie przeze mnie, przez WAS. Wiedzą, że znajdą w Was wsparcie.

Dawno temu (dobre kilka lat), przeczytałam w internecie, że blogi to takie “kąciki wzajemnej adoracji” . Trochę w tym racji, ale czy to źle? Może faktycznie zrobiłyśmy sobie takie miejsce, gdzie wszystkie się lubimy, żartujemy, ale mi jest z tym fantastycznie. Co z tego, że ja założyłam tą stronę? Po raz kolejny udowodnię Wam, że to Wy ją tworzycie. Dzięki swoim historiom, komentarzom. Dziękuję Wam za to z całego serca, bo ten blog to miejsce w którym sławne “kłótnie matek” nie mają racji bytu 🙂

Chcę Wam dzisiaj pokazać kolejny mail napisany przez jedną z Was. Przepiękny i cholernie wzruszający… Dowód na to, że marzenia się spełniają, że warto walczyć do samego końca (pół dnia po nim ryczałam, następne pół latałam za dziećmi i je przytulałam).

29

 

“Moja historia zaczyna się jak chyba każda inna.

Poznaliśmy się z mężem 7 lat temu, po 2 latach byliśmy już małżeństwem. Co po ślubie? Oczywiście dzieci. Bez parcia, bez stresu, coś w myśl “co ma być to będzie”. Niestety z zachodzeniem w ciążę jest tak, że niby “jak się uda”, a jednak każda z nas chce “tu i teraz”. Skoro decyzja została podjęta, to nie ma na co przecież czekać. Wszyscy przecież już czekają.

Co miesiąc wierzyłam, że okres nie przyjdzie. Co miesiąc płakałam bo wymarzonej ciąży wciąż nie było.  I tak przez prawie rok.

Po tym czasie zgłosiliśmy się do lekarza. A właściwie ja się zgłosiłam. Celowo wybrałam od razy specjalistę ds. niepłodności. Nie miałam siły tułać się od lekarza do lekarza. Miałam dość zmarnowanego czasu, do tego czułam, że coś jest nie tak.

Pierwsza wizyta: usg, badania i diagnoza – PCO czyli zespół policystycznych jajników powodujący brak samoistnej owulacji. Miliony badać, tysiące tabletek. Najgorszy okres mojego życia. Nienawidziłam widoku ciężarnych kobiet. Umierałam słysząc, że kolejna kuzynka czy koleżanka jest w ciąży. Co miesiąc działo się to samo: pełna nadziei pierwsza połowa cyklu i ten jeden dzień w którym cała wiara odchodziła.

Nie rozumiałam dlaczego ja, dlaczego mój mąż. Przeszliśmy wtedy piekło, jako ludzie, jako para. Kłóciliśmy się, nienawidziliśmy a za sekundę wspieraliśmy jak nigdy. Do tej pory zastanawiam się jak to przetrwaliśmy.

Po pół roku decyzja o inseminacji. Jeszcze większe cierpienie gdy się nie udało. Zaczęłam korzystać z pomocy psychologa, byłam bliska depresji, dość miałam tekstów “wyluzujcie, wtedy się uda”. Jak mieliśmy wyluzować? nasze problemy nie brały się z braku wakacji! One były realne! Nie mogliśmy mieć dzieci – to niszczyło nas codziennie.

Przeszliśmy 6 inseminacji, 2 poronienia. W końcu zdecydowaliśmy się na in vitro. Walka o ciążę zawładnęła całym moim życiem, całym naszym życiem. Nie znaliśmy innych tematów, zapomnieliśmy że jesteśmy też MY. Liczyło się tylko nasze przyszłe dziecko.

2 miesiące przygotowań do zabiegu. Udało się pobrać 10 komórek. Po mikromanipulacji zostało ich 7. Zaproponowano mi transfer 3 z nich, 3 zamrożono, a jedną oddaliśmy parze która nie mogła mieć swoich komórek.

Od tego czasu minęły 3 lata. Moje dzieci skończyły niedawno 2 latka. Ola i Piotruś. Bliźniaki urodzone dzięki in vitro.

Wiecie, że czas wierzę, że to dzięki tej jednej oddanej komórce mamy swoje dzieci? Że to dzięki temu, że mieliśmy odwagę dać coś od siebie mamy dzieci? Nie wierzę w boga. Przestałam chodzić do kościoła, zaraz po tym kiedy na kazaniu ksiądz powiedział, że moje dzieci nie mają prawa żyć, że są bez duszy. To był moment w którym czułam jakby ktoś mi wyrwał serce. Przecież to moje dzieci, cudowne, wspaniałe. Jak ktoś może mówić, że nie powinny żyć?!

Wierzę w dobro. Wierzę, że czasami trzeba przejść swoje piekło, żeby zaznać szczęścia.

Jestem normalną mamą. Moje dzieci też mnie męczą, też sprawiają, że mam ochotę nakryć się nogami i nie wychodzić z łóżka przez tydzień. Na szczęście 5 sekund później przypomina mi się nasza walka o nie, o to żeby żyły. Po tych 5 sekundach jestem w stanie przejść wszystko, każdy ich krzyk i marudzenie. To chyba o te chwile chodzi w tym całym macierzyństwie, żeby się nie poddawać, żeby walczyć o uśmiech dziecka. Nawet w sytuacji kiedy ma się dopiero urodzić.

Powoli dojrzewamy do decyzji o wykorzystaniu pozostałych 3 komórek. Wiemy, że w życiu liczy się tylko rodzina. Może i tym razem będziemy mieli szczęście. Głęboko w to wierzę.”

   Send article as PDF   

30 komentarzy

  • Jeden ksiądz to nie kościół… To tak jakby przez jednego kretynskiego nauczyciela przestac chodzic do szkoly… Ja na swojej drodze spotkalam tylko normalnych księży! Może warto zmienić kościół?:)

    Cudownie, że udało się zostać rodzicami! Nic tego nie zastąpi! Powodzenia dalej!

    • pewnie, że tak…. ja osobiście nie wierzę w boga, ale w moim życiu był czas kiedy chodziłam do kościoła właśnie ze względu na księdza, był świetny! co prawda po jego śmierci okazało się, ze ma dzieci, ale to w ogóle nie zmieniło mojego stosunku do niego.
      niestety jeżeli chodzi o invitro to całe stanowisko kościoła jest takie a nie inne.. na szczęście każdy może decydować o sobie :*

  • nie zagrzewaj mnie do dyskusji o księżach i kościele katolickim, bo wyjdzie ze mnie

  • Również mam PCO i także staraliśmy się o dziecko Naszczescie rok ale to był najgorszy rok w moim życiu…No i co miesiąc test i czekanie aż w końcu kiedy miałam wyrzucić kolejny do śmierci Eureko! Dwie kreski

  • Wiem co czują. Ja po 2 latach dalej jestem na etapie diagnozy co ze mną na nie tak. Bo chłopa juz zdiagnozowano. Czasem mam wrażenie ze nigdy nam się nie uda. Dzięki Bogu wkoncu trafiłam na super lekarzy w Irlandii i może wkoncu się uda. Chociaż pewnie skończy się na in vitro za kilka lat bo teraz nas nie stać. .. I to jest smutne. Na dziecko nas stać ale żeby wydać 8 tysięcy (bo tylko ICS) to nie mamy… eh boli. A wszyscy naokoło w ciąży. Chyba czas na psychologa.

  • Nie wierzę w boga bo przestałam chodzić do kościoła? Nierozumiem co ma jedno z drugim wspólnego? Bóg to nie kościół, więc dziwi mnie, że słowa jednego księdza są w stanie zachwiać wiarę…

  • Wzruszająca historia ….wiem co to znaczy czekać co miesiąc …i tylko jedna myśl może nie dostane okresu ;/ choć nie wyobrażam sobie tego na takiej przestrzeni czasu pewnie dlatego ze mam już jedno dziecko 🙁 Próbuje 4 miesiąc i dla mnie to wieczność :/ teraz się dowiedziałam ze moje pęcherzyki nie pękają 🙁 A bezsensowne objawy ciążowe mam co miesiąc i wszystkie książkowe i już jestem pewna że to ten miesiąc na pewno po czym rozczarowanie 🙁 Jestem pełen podziwu za oddanie swojej komórki, brawo dla takich kobiety 😀 Mimo przeszkód które potrafią skutecznie zniechęcić i doprowadzi do skrajność nie poddała się Pani Walki o swoje dziecko jest czym czego się nie da słowami opisać ot tak …Pozdrawiam 🙂

  • Tego fenomenu nie jestem w stanie zrozumieć. Dlaczego wiara wyklucza spełnienie marzeń o rodzicielstwie przez totalne negowanie in vitro. Myślę, że gdybym nie mogła mieć inaczej dzieci to sama bym się na nie zdecydowała.
    Moje dzieci (ilość 2), w miarę zdrowe. Młodszy miał być niewidomy, ale ta diagnoza okazała się być nieprawdziwą (pozostała wada wzroku w jednym oku i lekki oczopląs). Ale pomimo ciężkich przejść na początku, bólu, strachu i wyrzutów sumienia, które wywołała nie wiem czy osobiście jestem silniejsza. Niby doceniam to, co mam, ale kiedy starszy jest b.krnąbrny, a młodszy cały dzień jęczy i wspina się na mnie to tracę cierpliwość, nie lubię ich, czasami czuję, że jestem złą matką, bo mam ochotę schować się za szafą i nie wychodzić tydzień. Zawsze chciałam mieć trójkę dzieci, ale już wiem, że więcej nie będzie;) Mimo trudności tez sie nie poddaje, właśnie szukam przedszkola dla starszaka:)

    Autorce listu życzę wszystkiego dobrego!!! I gratuluję determinacji:)

  • Absolutnie nie chciala nikogo urazic. Uwazam ze matka jest matka a dziecko dzieckiem bez wzgledu na wszystko! Dobrze, ze jest taki blog gdzie mimo roznicy zdan wszystkie tak samo lubimy go czytac i nikt nikogo nie wyzywa;)))

  • znam to.. tak choernie dobrze to znam.. 3 lata walki, tysiace przejechanych kilometrow, tysiace wydach zł, 3 nieudane inseminacje, mnostwo lekow, zastrzykow, zabiegow, oceany łez, nerwy, nadzieja, strach, wiara… teraz sama nie wiem jak ja to wytrzymałam. ale bylo warto. my tez mamy swoj CUD 🙂

  • Nasza córka to wielki cud, staraliśmy się 3lata, wcześniej 2 poronienia, 4 lekarzy mówiło, że trzeba zrobić operację, co grozilo utratą ciąży, potem 9 miesięcy okropnego strachu. Przerażające statystyki ale warto bylo. Chetnie opisalabym moja historie, abyscie wiedzialy, ze nadzieja jest nawet w beznadzei! 🙂

  • to co opisuje ta dziewczyna wydaje mi sie znajome. Znam te emocje, to poczucie, że jest sie nic nie wartym. Ja mam jednego synka, gdy skończył rok postanowiliśmy, że postaramy sie o drugie dziecko. Zaszłam w ciąże w pierwszym cyklu. Niestety była to ciaza pozamaciczna. Po tej ciazy doczekaliśmy 3 m-ce i zaczęliśmy sie starać. I tak w ciagu 3,5 roku miałam jeszcze 4 poronienia, na bardzo wczesnych etapach ciazy. W tym jedno po inseminacji. Bo mam już 3 za sobą. I jak na razie moja historia nie ma happy endu 🙁 sił już brakuje

  • Wzruszajaca historia…. ale jaka prawdziwa. Masz racje zaden ksiadz malo tego zaden czlowiek nie ma prawa mowic tak o twoich i o innych dzieciach. To ze dziecko jest z in vitro nie oznacza ze jest gorsze czy bez duszy to sa tak samo kochane i wspaniale dzieci badz z nich dumna i kochaj calym sercen tak jak zawsze ☺

  • No właśnie… Za każdym razem kiedy tutaj wchodze okazuje się, że te wszystkie kłótnie i wyścigi mam blogerek o to, która jest lepsza, po prostu nie istnieją. U Ciebie zawsze jest miło, przyjemnie. Piszesz nie tylko o sobie ale też o czytelniczkach. Masz swoje własne spostrzeżenia, nie pędzisz ślepo za modą oraz za zyskiem… Uwielbiam to!

  • Przede wszystkim gratuluje z całego serca autorce opowiadania :*
    Jak sie okazuje wiele jest kobiet które niestety nie moga tak po prostu zajsc w ciąże.. Ja tez przeszłam swoje “piekło” Moj instynkt macierzyński obudził sie jeszcze zanim poznałam męża, rok pozniej wzięliśmy ślub pozniej jak tylko było zielone światło (u męża w rodzinie jakies tam genetyczne komplikacje) to działaliśmy, ja żyłam od testu do testu, udało sie po 4 miesiącach ale puste jajo. Dramat, rozpacz, do tego fatalne podejście lekarza. Do końca miałam nadzieje ze sie pomylił i jeszcze pojawi sie serduszko. Niestety poronilam. Pozniej przerwa i znalazłam super lekarza w większym mieście, dojeżdżałam prawie 100km, były miesiące ze jeździłam 2-3 razy w tygodniu zeby sprawdzać owulacje, pozniej dr mowi “teraz na spokojnie próbować 2 miesiące a jak sie nie uda to działamy w klinice” i udało sie! Radość była przeogromna, nawet teraz jak pisze to mam łzy w ocZach. Udało sie bylismy tacy szczęśliwi. Teraz Skarb nasz ma pol roku i jest centrum mojego wszechświata. I kiedy juz myślałam ze marzenia sie spełniają (bede miec zdrowe kochane moje wyczekane dziecko i mam kochanego męża) On wybrał inne życie, jednak bez nas… i teraz czeka mnie rozwod 🙁 Takie to życie jest.. Jedno daje, inne odbiera.. Ale moj Cud daje mi sile zeby walczyć o nasze szczescie. Przepraszam chyba za bardzo sie rozpisałam…

  • Mimo wszystko smutna to histori: “nienawidziłam kobiet w ciąży, nienawidziliśmy się z mężem”, itd. Ja chyba nierozumiem tej determinacji. Skoro tak bardzo pragnę dziecka to dlaczego nie pomyślę o tym, że w tej chwili jakaś małolata zostawia swoje przy śmietniku? I żeby było jasne – nie jestem tzw ortodoksyjnym katolem, moja opinia nie wynika z tego co zasłyszałam w kościele, bo tam nie bywam ;-). Uważam, że in vitro to błogosławieństwo ale nierozumiem dlaczego tak rzadko myślimy o adopcji? Być może łatwo mi powiedzieć, bo mam swoje bioligiczne dzieci ale o pierwszego syna też staraliśmy sie dwa lata, więc trochę jakby wiem co się wtedy czuje kiedy czeka się na te dwie kreski…

  • Pomimo ze jestem katoliczka nikt mnie nie przekona ze in vitro jest zle. Sama spotkalam sie z problemem nieplodnosci u moich dwoch przyjaciolek. Jedna jest juz szczesliwa mama blizniaczek, a druga jest wlasniew trakcie invitro. Jutro ma zabieg, strzasznie mocno trzymam kciuki ze sie uda… Jestem matka 2 dzieci i jesli jest szansa dla innych, aby miec wlasnie upragnione dziecko to dlaczego jej nie wykorzystac..? Moja rodzina za moje poglady juz dawno mnie wyklela 😉 – same katechetki i zakonnica w najblizszej rodzinie …

    • i ja właśnie nigdy tego nie zrozumiem… pozdrawiam serdecznie i również trzymam kciuki!! :*

  • Przykre jest to, że często kobiety które bardzo chcą mieć swoje dziecko mają cholerne problemy z zajściem w ciążę. A ile jest takich co się raz … i zaraz są w ciąży? Ile z tych dzieci jest “zabijanych” podczas aborcji, porzucanych po porodzie lub co gorsza od razu pozbawianych życia. I łatwo powiedzieć nie możesz mieć swoich to adoptuj. Ale niestety nic nie zastąpi własnego dziecka. Ciała z mojego ciała, krwi z mojej krwi…
    Dlatego ja nie powiedziała bym komuś kto nie może mieć swoich dzieci “to adoptuj”. To bardzo poważna i trudna decyzja.

  • Przeżyłam jedno, wczesne poronienie i o tyle bliżej jestem w stanie zrozumiec autorkę …mam syna , jestem w drugiej ciąży … Dziecko to cud, każde pojedyncze życie to cud … Tłumaczenia, ze to sie zdarza, zeby wyluzować itp. Nikomu jeszcze nie pomogły … Jednocześnie co powiedzieć ? Ludzie próbują byc mili w sytuacjach kiedy miłym byc nie wypada …,ale to nie jest efekt złośliwości , wręcz przeciwnie dobrej woli …i nie rozumiem oburzenia wierzących i kościoła ? Skoro bóg dał ludziom rozum i możliwości to widocznie chciał by je dobrze wykorzystać ? Chciał by autorka i miliony innych rodziców mogli zaznać cudu rodzicielstwa …

  • Ja sama jestem w czwartym miesiącu ciąży i chociaż problem wygląda inaczej, bo z płodnością póki co nie mam problemów, to okropnie boję się poronienia. Już raz przez to przechodziłam, rok wcześniej i nie chcę nigdy więcej.

Leave a Comment