"Nie mogłam czekać, musiałam napisać..." - Flow Mummmy
Uncategorized

“Nie mogłam czekać, musiałam napisać…”

Ten tekst nie jest mój. Jest jednej z Was, dziewczyny która jest tu na tym blogu chyba od początku (!!!). Po ostatnim wpisie, zapytała czy zechciałabym opublikować jej historię.

postpartum-mom-face

Depresja poporodowa nie jest częstym zjawiskiem. Z drugiej strony choruje na nią 10-20% kobiet – to jest bardzo dużo! O ile baby blues (o swoim pisałam TUTAJ), jest zupełnie naturalnym stanem, tak depresja wymaga pomocy lekarza. To groźna choroba przez którą cierpi nie tylko osoba nią dotknięta, ale całe otoczenie.

Na szczęście, dzięki takim historiom, wiem że z pomocą można z niej wyjść. Bo najgorsze co można zrobić to się jej wstydzić i nie poprosić o pomoc…

____________________________

“Dziecka chciałam ,ale jakoś ciągle w moim życiu było coś ważniejszego do zrealizowania, miałam milion pomysłów, zajęć, pasji, ale mąż nie odpuszczał. Osiągnęłam też już pewien wiek, więc stwierdziłam, że jak nie teraz to kiedy?

Już w ciąży czułam, że coś jest nie tak, wyobrażenie o posiadaniu dziecka było mega abstrakcyjne… A rzeczywistość, z która się zetknęłam po porodzie była zupełnie inna od tej, której się spodziewałam.

Myślałam, że noworodek głownie śpi i je, wiec “wjedzie w moje życie” delikatnie, powoli, przyzwyczaimy się do siebie – pomyślicie – naiwna, ale na serio tak myślałam. Z moim dzieckiem było inaczej – do dziś nie lub spać 🙂 Nie chcę tu wnikać w szczegóły czy moje dziecko było wymagające czy nie, bo to wcale nie musi mieć związku z rozwojem depresji. Ja podejrzewam dlaczego u mnie się ona rozwinęła, ale wiem, że nie to jest najważniejsze, najważniejsze to się do niej przyznać i zacząć z nią walczyć.

Co czułam? Od pierwszych chwil czułam się bardzo nieswojo, jakbym miała problem z normalnym okazywaniem uczuć. Byłam spięta, skrępowana, nieobecna, jakby to wszystko działo się obok mnie, jakbym w tym w ogóle nie brała udziału. Syn nie wzbudzał we mnie niczego o czym piszą wszystkie Mamusie na Facebooku. Tak na prawdę był mi totalnie obojętny.

Pierwszy tydzień był OK, ponieważ mąż był na tacierzyńskim, ale jak wrócił do pracy to się zaczęło. Nie potrafiłam pogodzić się z tym jak bardzo zmieniło się moje życie. Najgorsze dla mnie było to, że nic ode mnie już nie zależało, ja o niczym nie decydowałam, nawet o tym kiedy pójdę siusiu. Ale tak na prawdę to do końca nie wiedziałam o co chodzi, w mojej głowie kotłowało się milion myśli, panował chaos, którego nie potrafiłam opanować. Chciałam, żeby wszystko było jak dawniej. Niewiele było tam miejsca na ciepłe myśli o dziecku. Na późniejsze pytanie mojej terapeutki, jaką byłam wtedy mamą odpowiedziałam – technicznie idealną, ale emocjonalnie dno! Wszystkie czynności pielęgnacyjne wykonywałam mechanicznie, z pustym wzrokiem, bez słów, czułości. Ale dziecko było nakarmione, ubrane… Dobrze, że Tato dawał mu ładunek miłości za dwoje…

Kiedy zostawałam sama czułam straszną bezsilność, potrafiłam leżeć na podłodze i płakać aż w końcu usypiałam, ale nie to było najgorsze. Jak się okazuje – depresja to nie tylko smutek, przygnębienie i marazm – bardzo często to rozdrażnienie, a nawet trudna do opanowania złość – tak bardzo bałam się, że kiedyś nad nią nie zapanuję… i uwierzcie mi, to jest najtrudniejsza rzecz, do której się przed Wami przyznaję.

Nie miałam komu o tym powiedzieć, totalnie. Czułam się jak kosmitka. Ani mężowi, ani Mamie – bałam się że nie zrozumieją, że mnie znienawidzą. Byłam tak bardzo niepełnosprawna emocjonalnie. A przecież nie potrafiłam tego ukryć, kiedy mąż wracał z pracy musiał mnie zbierać “z podłogi”, stawiać do pionu – był taki dzielny….

Już po miesiącu zaczęłam podejrzewać, że coś nie jest w porządku, poczytałam na forach, ale jeszcze kolejny miesiąc dojrzewałam aż poprosiłam o pomoc. Diagnoza psychiatry była natychmiastowa, zalecenie: leki i psychoterapia…. ale leki wiązały się z odstawieniem od piersi i kolejny problem – już i tak jestem fatalną matką, a do tego będę musiała przestać karmić i już totalnie będę wyrodna….

Na szczęście trafiłam na wspaniała terapeutkę, nauczyła mnie rozumieć coś ważnego!!! Że nie każda mama musi być idealna i zakochana po uszy w swoim dziecku od pierwszych chwil, że czasem można się na nie zdenerwować, że czasem można mieć wszystkiego dość, chcieć rzucić to wszystko w cholerę i uciec na Seszele, że milion zdjęć na Facebooku z opisem miłości do swojego dziecka wcale nie jest normą macierzyństwa, że każda Mama ma inaczej, w swoim tempie do wszystkiego dojrzewa. ale co najważniejsze, że już jestem dojrzała – bo potrafiłam się przyznać do tego, że mam problem i chcę z nim walczyć. Dzięki temu nauczyłam się kochać swojego Synka w taki mój nieidealny sposób:)

Mam nadzieję, że mu to wszystko wynagrodzę. Nadal mnie wkurza, ale potrafi też tak rozczulić, czasem mam go ochotę zacałować do nieprzytomności, a jak śpi to nie mogę się oprzeć żeby go nie pogłaskać i już wcale nie chcę, żeby było jak dawniej:)

Cały czasem drzemie we mnie lekkie poczucie winy, ale wiem, że nie mogłam temu zapobiec…
Wiem też że przy następnej ciąży pójdę do mojej psychoterapeutki jeszcze przed porodem, przepracuję wszystko, drugi raz już się nie DAM!

 

BOŻE, JAK JA SIĘ PORYCZAŁAM……

Trochę się boję krytyki ze strony czytelniczek, ale mam nadzieję, że jeśli zdecydujesz się wykorzystać moje doświadczenia, to komuś w ten sposób pomogę choć troszkę.

Wiem, że w takim stanie dobrze jest wiedzieć, że są też inne Mamy, które mają podobnie, że się nie jest samemu!!!”

_____________________________

Ta końcówka miała być tylko dla mnie, ale po prostu musiałam ją opublikować.
Dziękuję  :*
   Send article as PDF   

65 komentarzy

  • Abstrahując od listu, który mnie szalenie wzruszył…muszę Ci napisać Justyna, że robisz kawał fantastycznej roboty!

  • Ale sie poryczalam wspaniały wpis nie każda kobieta zaraz po urodzeniu kocha swoje dziecko bez opamiętania nasze uczucie roslo z dnia na dzien :*

    • mi się naprawdę wydaje, że tak jest u większości! tylko jakoś tak się dziwnie utarło, że trzeba JUŻ, TERAZ, NATYCHMIAST. Ja nie mówię, że nie ma uczuć, bo są: jest odpowiedzialność, wzruszenie, oddanie, ale miłość przychodzi… u mnie też tak było… tylko z Bruśkiem ona przyszła nagle, chyba drugiego dnia.. Fifka i Teodorka po prostu kochałam z dnia na dzień co raz bardziej.

  • Tez sie poryczalam. Super babka z tej dziewczyny. Trzeba o tym mowic,bo ja my same siebie nie bedziemy slychac i wspierac i mowic jak roznie moze byc to mozna sie pogubic w tym lukrowym macierzynstwie serwowanym przyszlym mamom. U mnie tez na poczatku bylo troche dziwnie (np.chcialam swietego spokoju po porodzie i nie bylo tej slawnej fali milosci z pierwszym spojrzeniem),ale szybko minelo na szczescie. Ja mialam problem z kp i wyrzuty i masakra i jak poczytalam,ze inne mamy tez tak mialy i ze nie jestem z tym sama to odpuscilam sobie:)

  • Brawo za odwagę! Dobrze, że ktoś chce podzielić się swoimi doświadczeniami (nie zawsze słodkimi jak wata cukrowa). Najważniejsze, że finał historii jest pozytywny (a informacja, że z takim stanem można, a nawet trzeba walczyć i, że to się udaje jest cenna – pomimo tego, że nie jestem jeszcze mamą). Być może dzięki takim historiom, łatwiej mi będzie dostrzec nieprawidłowości (i szybciej uporać się z takim problemem- jeżeli wystąpi). Nie ma chyba nic gorszego niż bezsilność.

  • jakbym czytala o sobie, tylko moje dziecko ma juz prawie rok a ja nie mam odwagi isc do lekarza 🙁

  • ehhhh też miałam ciężko, ale zakończyło się bez psychologa! kurde dlaczego kobietom się nie mówi, że tak może być?! Ja to bałam się rozmawiać z ludźmi, żeby nie pomyśleli, że jestem jakąś wyrodną matką! obwiniałam siebie, że widocznie nie dojrzałam do macierzyństwa, że za szybko się “zdecydowałam” (bo nie planowałam), że być może nie powinnam mieć dzieci i że w ogóle nie nadaję się na matkę! Myślałam, co ja teraz z tym dzieckiem zrobię?! Bożeeee drogi to był horror, ta gonitwa myśli i ciągłe niezrozumienie siebie! Myślałam, że nigdy nie pokocham małego! Udawałam, że wszystko pozornie jest ok…mąż też chwilami nie rozumiał co się dzieje, bo najzwyczajniej w świecie nic mu nie mówiłam, nie chciałam, bałam się, sama nie rozumiałam…
    na szczęście wszystko się ułożyło, zawalczyłam o spokojne myśl i teraz kocham małego nad życie 🙂

    • nie mówił? ja nie mówiłam? mówiłam! tylko co usłyszałam “tylko ty mówisz, że jest tak ciężko, przesadzasz”, Gig też mówiła! :*
      zawsze wszystko się układa 🙂

      • taaaaa mówiłyście, że ciężko i, że przerąbane, ale bez dokładnego opisu o co chodzi :p toż to trzeba jakaś rozprawkę napisać dla takich kobiet! 😉

  • Nie każda z nas jest ideałem i dzięki Bogu że są takie mamy, które się do tego przyznają. Ja sama również chodzę od ponad pół roku do terapeuty i nie wstydzę się tego bo jeżeli choć jedna z osób której to mówię zdecyduje się leczyć tak jak ja to będzie wielkie szczęście 🙂 nie dla mnie czy dla niej samej (choć poczuje wielką ulgę na pewno) ale przede wszystkim dla jej otoczenia, bo wiem jak destrukcyjne potrafi to być dla rodziny. W moim przypadku to nie depresja a agresja, której obecności w sobie nie rozumiałam nigdy i która objawiała się wybuchami wrzasków o wszystko i na wszystkich, poczuciem lęku który odreagowywałam na innych. Teraz to rozumiem i zaczynam rozumieć skąd się bierze i przede wszystkim że jeśli nie opanuję swoich reakcji to moje dzieci będą dokładnie jak ja. Wierzą, że mam siłę by przerwać ten łańcuch krzyków i strachu. Długa droga jeszcze przede mną ale wiem dla kogo to robię i dlaczego, kocham swoje dzieci i męża choć nie zawsze zawsze ich rozumiem ale może jak zrozumiem i pokocham samą siebie będzie mi łatwiej z nimi.

    Tak ja Ty Kochana Justynko popłakałam się czytając ten list i kontynuuję pisząc swój. Nie łatwo jest się przyznać przed samym sobą do problemu a mówić innym o tym że się go ma to jak przenoszenie gór ale wiem sama po sobie że nie niemożliwe. A więc mówmy o tym że coś jest nie tak i szukajmy drogi do rozwiązania tego bo same sobie z tym nie poradzimy.

  • Tak samo czułam się po porodzie. Poczucie winy, porażki, bo nie udał się poród drogami natury. Dziecko, które chciało wisieć na cycku ale już ssać nie było łaskawe. Pokarmu niewiele (bo nie ssie!). Dziecko u piersi 24h/dobę. Był czas, że nawet stanika nie ubierałam, bo nie było sensu – non stop z piersiami na wierzchu. Każda próba odpięcia ssaka kończyła się rykiem. I to wszechogarniające uczucie straty. Wszystkiego. Życia takiego, jakim było. Bezradności i ubezwłasnowolnienia. Już nie byłam sobą, byłam mleczarnią, opiekunką i jeszcze wszyscy oczekiwali, że będę tryskać radością i miłością…A ja nic takiego nie czułam. Częściej czułam złość i frustrację niż radość, o miłości nie mówiąc. Wstyd mi teraz strasznie. Wstyd mi, że potrafiłam czuć złość i niechęć do tego malutkiego chłopczyka, którego teraz kocham nad życie i z każdym dniem coraz mocniej. I chociaż wciąż potrafi wkurzyć, to jest najcudowniejszym, najwspanialszym, najukochańszym chłopczykiem na świecie. I życia sobie bez niego nie wyobrażam 🙂

    • Jakbym czytała swoją historię. Dobrze wiedzieć, że nie jesteśmy same jak jakieś kosmitki. Jak widać ten początek bez uczuć i euforii nie jest czymś dziwnym, że przytrafia się wielu mamom. Najważniejsze, że mija i że z dnia na dzień jest lepiej.
      Gratuluję odwagi bo trudno jest się przyznać…

    • Miałam bardzo podobnie począwszy od szpitala który przypominał rzeź (zakończony kleszczami) powrót do domu miał być piękny , ale niestety tak nie było .Brak pokarmu i presją otoczenia próbuj , próbuj na pewno się uda , a dziecko głodne co za tym idzie 24h płaczące dziękuję Bogu ze trafiłam na wspaniałą Panią neonatolog która kazała przestać się katować jak sama powiedziała nie każda z nas urodziła się do tego żeby karmić piersią
      się nie dam …A mój mąż twierdzi ze czas najwyższy bo swoją nadgorliwa miłością kalecze synka która ma już 9 lat

      • nie wiem o co chodzi z tym komenatzem, próbowałam go skleic wiec mozesz pisac po kawałku 🙂 ja go skleje w całość 🙂

  • Brawo za poruszanie tak ważnych i dotyczących wielu mam tematów! Mnie ten problem nie dotknął, ale powiedzmy szczerze – chyba każda z nas ma czasem dość, sytuacja ją przerasta, ba – wkurza się na swoje dziecko a to wcale nie oznacza, że jesteśmy złymi, wyrodnymi matkami. Każdy człowiek ma prawo do gorszego momentu i do wsparcia i pomocy, kiedy tego potrzebuje. Świetnie, że są takie miejsca jak to, gdzie można je otrzymać. Keep up the good work!

  • Dla mnie macierzyństwo było czymś w rodzaju mega łupnia prosto w głowę bez ostrzeżenia, a nawet gorzej… Z zapewnieniem że będzie cudownie… Poproszę więcej takich tekstów… One są na prawdę potrzebne… Kaska- matka 4 miesięcznego chłopczyka…. =)

  • Jest tyle takich matek z problemami, a nadal siedzą cicho. Depresja jawi się im jako problem niereagowania na otoczenie, dziecko wyjące z głodu i braku nad nim opieki, obezwładniającą niemoc. A to nie tylko to. To także bycie robo-matką, mechanicznie wykonującą swe czynności opiekuńczo-karmiące, to także brak w tym wszystkim samej siebie, tej dawnej, przedciążowej, choćby na chwilę, choćby odrobinkę. To brak wsparcia, zrozumienia, negowanie przez społeczeństwa negatywnych emocji. Bo macierzyństwo przecież to same tęcze i jednorożce. Jakoś nikt nie mówi, że tęcza jest dopiero po deszczu, a jednorożce robią śmierdzące kupy…
    Mówmy głośno!
    http://swinki3.blox.pl/2015/01/Mowimy-za-cicho.html

    • tęcza jest dopiero po deszczu – najpiękniejsza metafora! i podsumowanie wpisu!

    • A hasło ze jednorożce robią śmierdzące kupy to powinien być claim dla tego bloga!!!!

    • Szczere do bólu 🙂 Mam też nadzieję że w końcu co niektóre mamy otworzą oczy i przyznają się, że nie są ideałem bo udając niedościgniony ideał robią nie tylko sobie krzywdę ale także innym m.in mamom które widząc idealnego robota – co sprząta, pierze, gotuje, zajmuje się dziećmi i wszystko ma naj – uważają siebie za najgorsze, bo nie ogarniają nic.
      Sama wiem jak się czułam gdy czytałam o mamuśkach co to nie robią i czego to dziecku nie braknie uważałam siebie za shit mamę. Ale teraz widzę, że pomimo, iż nie jestem ideałem i nigdy nim nie będę walczę o siebie i szczęście swoich dzieci, bo pomimo bałaganu wszechobecnego i moich problemów, moim dzieciom nie brakuje niczego 🙂 i pomimo że zdarza mi się nadal na nie krzyczeć z bezsilności i nie umiejętności ich ogarnięcia to wiedzą że je kocham i nie dam zrobić im krzywdy.

  • I niech ktoś jeszcze powie,że jeden z Twoich tytułów “Macierzyństwo odebrało mi życie” jest nie na miejscu. Właśnie,że odebrało! to które było zanim dziecko się pojawiło, a my z dnia na dzień musimy nauczyć się żyć na nowo, na nowych warunkach i zasadach. Bywa to trudne i musimy często walczyć same ze sobą, by w końcu wygrała miłość do dziecka ;-*

    • wydaje mi się, ze mówi tak tylko ktoś kto albo nie czytał w ogóle wpisu, ale nie potrafi czytać ze zrozumieniem… 🙂

  • To samo bylo u mnie! Z corka tego nie mialam… Milosc totalna od poczatku. Moj syn jako drugie dziecko byl zaplanowany wyczekany i co? I jak sie urodzil nie czulam nic… Wszystko robilam jak automat.Wylam non stop. I generalnie bylam w rozsypce… Dopiero w okolicach jego 9mca zycia zaczelam czuc pierwsze “podrygi” milosci matczynej. Wyrzuty sumienia mnie wykanczaly bo Syn byl dzieckiem idealnym- nie plakal praktycznie wogole,noce przesypial cale, usmiechal sie swiadomie od 3tyg zycia no cud miod malina… Pomogly mi kolezanki i kuzynka oraz oczywiscie partner.Obylo sie bez lekow i terapii ale czasem zaluje bo “skutki uboczne” tego stanu odczuwam do dzis. Miewam doly a raczej doliny,czasem niewytlumaczalna zlosc na dzieci… Teraz syn ma 3 lata a ja zjadlabym go z milosci ;))))

  • Niektóre fragmenty jakby o mnie. Za mało się mówi o depresji poporodowej. W moim przypadku było tak, ze bardzo cieszyłam się na dziecko! zaplanowałam wszystko…. A potem bęc i płacz non stop! Co chwila! Bo mała okazała się nieksiążkowa kompletnie! Prawie wcale nie spała, ciągle przy piersi… A ja pozbawiona siebie. Dobrze, że mąż i rodzice staneli za mną murem i cały czas czułam ich wsparcie. Najgorsze to, że nikt tego nie rozumiał… Poza najbliższymi. Ze zdrowie piekne dziecko, lekki porod (mimo 4020g)… A ta beczy non stop! Trwalo to tak do wiosny… Od stycznia liczac. Potem spacery, mniej ubierania (a wiec mniej placzu) mniej usypiania… Mniej przy piersi… I bylo lepiej. Mysle ze najtrudniej jest tym, ktore sa perfekcjonistkami… bo one chca zaplanowac wszystko a tak sie nie da z noworodkiem. I tym, ktorych dzieci nie sa takie jak wszystkie… Bo mi sie wydawalo, ze bedzie spac i jesc, spac i jesc… A ja zregeneruje sily i rusze z kopyta. A tu ani spania, ani odpoczynku! I uniemozliwiajacy siedzenie bol. Ale to juz inny temat;)
    Nie mniej jednak! Dzieki za ten tekst. Dobrze wiedziec, ze nie bylo sie samym
    Ps. I tez mam caly czas pocUcie ze powinnam to malej wynagradzac…

  • Kochana! Jesli to czytasz to chcialabym Ci powiedziec ze jestes wspaniala mama… Nie mowie dlatego, żeby Cie pocieszyc (choć też tak jest), ale głównie dlatego, że tak jest!! To ze nie moglas sie odnalesc w nowej sytuacji to nic dziwnego. Najwazniejsze by umiec sie do tego przyznać! Wkoncu dziecko potrafi obrócić życie o 360 stopni 🙂

    Ps. Milosc do dziecka przyjdzie z czasem… Meza tez nie pokochalas z dnia na dzien (tak mysle) tylko trzeba bylo czasu 🙂 Pozdrawiam serdecznie! :*

  • I mnie … I mnie to spotkało … 2,5 roku brania leków , 3 rok terapii , córka była wyczekane… Teraz mam druga córeczkę … Znowu choruje ale to juz nie to co po pierwszym porodzie … Trzeba o tym mowić , trzeba odczarowac ten temat . Dziekuje.

  • Miałam bardzo podobnie. Ale rękoma i nogami zapierałam się przed pójściem do psychiatry a było ze mną coraz gorzej. Wkurzałam się o byle gówno. A bo on nie chce iść spać, to znowu nie chce jeść i tak w kółko. I tak przez 1,5 roku. Gwoździem do trumny był wieczór w którym byłam cholernie zmęczona a mały za nic nie chciał się położyć. Nie wytrzymałam i dałam mu klapsa. Nie mocnego i w pieluche ale tak się wystraszył, że płakał przez dłuższą chwilę. A ja przeraziłam się tego co zrobiłam. Bo jak mogłam go uderzyć jak on tylko chciał się ze mną powygłupiać??? Wtedy się ocknęłam. Boże co ja robię? Płakałam jeszcze przez kilka następnych godzin. Następnego dnia poszłam rano zapisać się do psychiatry. Od razu stwierdził depresję i przepisał leki. Czuję się po nich dużo lepiej. Nie otumaniają mnie a jestem spokojniejsza i inaczejdo wwszystkiego podchodzę. Dlatego apeluję do wszystkich matek:
    Jeżeli czujecie, że coś jest nie tak. Źle się czujecie. Nie czekajcie jak ja 1,5 roku. Idzcie do psychologa, terapeuty, psychiatry… Oni są po to aby nam pomóc więc korzystajmy z tej pomocy. To nie wstyd, że z czymś sobie człowiek nie radzi i jej potrzebuje.
    W Ameryce większość ludzi się leczy i jest to normalne.

  • Dokładnie…po porodzie obojętność…mega wkur*** potem od razu ze nie idzie za fajnie, ze jestem na wstępie zmęczona…a malutki mój to taki potworek.. Technicznie idealnie jak napisalas, ale złość mną targala i emocjonalnie wrak 🙁 miałam wyrzuty sumienia ciągle ze tego uczucia nie ma- ze to dziecko powinno mieć kochajĄca mamę… A tak ciągle płakał… 🙁 ale chyba udało mi się wkońcu wyjść na prosta 1,5 mca temu mniej więcej.. Kubuś ma teraz prawie 5 mcy 🙂

  • No własnie często spotyka się postawę otoczenia że dzieci to zasrany obowiązek matki, że powinna się cieszyć i w ogóle fajerwerki – tylko nikt nie ma świadomości (poza doświadczonymi w temacie) jakie to ciężkie i odpowiedzialne, w końcu wszystko się zmienia ciało, psychika, hormony, sytuacja… kobieta ma też prawo do bezsilności. Kobiety powinno się wspierać, szczególnie panowie mężowie/partnerzy w końcu urodziła dziecko które powstało z obojga. Kobieta to nie robot, ma uczucia (zwłaszcza że płeć żeńska jest z natury emocjonalna) i po prostu wszystko ją przerasta i nie powinno się od niej odwracać, uważać za wyrodną czy wariatkę. Ona czasem czuje się odrzucona bo być może nie akceptuje siebie i sytuacji po porodzie… bo być może boi się też reakcji partnera na jej wygląd…
    Kochajcie, wspierajcie a nie oceniajcie, spróbujcie wejść w sytuację młodej mamy, naprawdę sporo się zmienia…

  • Dobrze, że o tym coraz więcej się mówi. Sama jestem mamą od 7 tygodni i póki co mnie to nie dotknęło. Ale za zwyklam mowic, ze swojego babybluesa mialam gdy dowiedzialam sie o ciąży. Płakałam długo i bardzo powoli oswajalam się z sytuacją pomimo sprzyjających okoliczności -udany zwiazek, stabilna sytuacja itp. Na ewentualne problemy po porodzie bylam wręcz nastawiona, moze dlatego nie nadeszły. Ciesze sie z kazdego dnia z corka, ale dobrze rozumiem wszystkie z nas, ktore nie rzygaja tęcza, lub co gorsza przezywaja depresję. Btw wlasnie jadę na pierwsza dluzsza pseudoimpreze bez dziecka . Dziwnie mi, ale wiem , ze dobrze robie:)

  • Właśnie pipiripi jedna Ty, co nie mówiłyśmy, jak ja o niczym innym nie trajkotałam! Ja się tak Hanki bałam, że marzyłam żeby ktoś ja zabrał i oddał za 3miesiące jak już nie będzie taka wiotka! hehe dramat!! i pamiętam tą myśl ” w co ja się wpakowałam”

    • cały czas mówiłyśmy a ona “o już tam gadacie, bez przesady”. Następnym razem nas posłuchasz hahaha
      “w co ja się wpakowałam” to ja myślę minimum 5 razy dziennie haha

  • Droga Mamo, nie jesteś sama
    nie tylko ty patrzyłaś, leżałaś i płakałaś. Nie jesteś złą mamą, nie jesteś złym człowiekiem.
    Jest nas więcej i jesteśmy wspaniałymi mami.
    Nie raz się zastanawiałam, czy nie mam depresji, zresztą o to pytał i mój mąż…mi się zdaję, że nie była to depresja, ale POTĘŻNY baby blues. Nie raz pisałam o tym na blogu.
    Trzeba o tym mówić, trzeba o tym krzyczeć i niech te “zakochane” ugryzą się w jęzor zanim powiedzą o jedno słowo za dużo … nie jesteś, nie byłaś…sama…

  • ja mam wyrzuty sumienia, że nie udało się mi karmić mojego drugiego synka piersią 🙁 ma już 4 miechy, a ja jeszcze czasami płaczę z tego powodu, gdy widzę inne mamy jak karmią piersią to albo im zazdroszczę, albo jestem okrutnie zła na nie i wydrapałabym im oczy 😛 mnie też nie było łatwo, poród trwał 17 godzin i na wyczerpaniu go urodziłam, w pierwszych trzech dobach sączyły się tylko krople z moich piersi, dokarmiać musiałam butelką. Gdy wróciłam do domu, zaczęłam cudować, żeby coś z tym zrobić, kiedy już się coś polepszyło to mały już był tak przestawiony na sztuczne, że robił mi dosłownie wojny przy piersi 🙁 płakałam i wpychałam mu do buzi swojego cycka, a on darł się i darł… Potem i tak mu robiłam sztuczne. Bałam się że w ten sposób okradłam go z mojej miłości wręcz, bo ” nie ma nic lepszego niż mleko matki…”… On nadal drze się przy jedzeniu, muszę najpierw go tak zalulać, żeby już dał za wygraną, ot taki on. Więc gdybym nie wiem co robiła, pewnie byłoby tak samo 🙂 ale i tak mam fobię na punkcie karmienia piersią, jednak godzę się z tym powoli 🙂 dużo pomógł mi mąż w tym, on mnie motywował i pocieszał 🙂

  • dziękuje wam wszystkim za te komentarze. Wczoraj pół dnia siedziałam i chlipalam ale byłam tez mega szczęśliwa. Ten blog to najlepsza terapia!!!! Dzięki takim mądrym i rozsądnym mamom które tu sa aby sie wspierać a nie oceniać mozna dać radę ze wszystkimi przeciwnościami;) dziękuje Flow mummy;*****

  • Dla mnie najbardziej wstrząsający opis depresji poporodowej przedstawiła Potwora Wózkowa http://potworywozkowe.pl/2014/07/niechciane-macierzynstwo.html
    Mama opowiadała mi, że jako młoda dziewczyna miała praktyki na oddziale psychiatrycznym, gdzie jedną z pacjentek była kobieta chora na depresję. U niej skończyło się tragicznie – wyszła na balkon swojego mieszkania i rzuciła dziecko “do aniołów”, aby ono nigdy nie cierpiało. Potem sama próbowała się zabić.
    Sama miałam grubego baby bluesa, sama nie wiem jak to przeżyłam.Cytując “Macierzyństwo non fiction”: “w bólach rodzi się nie tylko dziecko, ale i matka”.

  • Jakbym czytała o sobie. Miałam wlasna wizje macierzyństwa. Ze będzie pięknie, od pierwszych dni,dziecko będzie spalo większość dnia ja będę go karmić piersią i bedzie cudownie. Nic nie było tak jak myślałam. Totalne zderzenie z rzeczywistoacia. Nikt nie mówil ze dziecko może płakać całymi dniami, o kolkach o trudzie i zmęczeniu. Wszyscy tylko o tej miloscin od pierwszego spojrzenia. Miałam trudny start. Juz w szpitalu było ciężko, lezelismy prawie dwa tyg. Milam cesarskie cięcie z powodu ułożenia dziecka. Synek nie chciał jeść z piersi, miał hipoglikemie i zoltaczke ciągle był zabieramy ode mnie i dokarmiany przez co nie chciał później piersi. Myślałam ze po powrocie do domu się zmieni, o ja naiwna. Juz przez to ze nie karmiłam piersią czułam się jak wyrodna matka, ale wolałam aby dziecko przestało płakać z głodu niż siedzieć 24 h na cycku a on ciągle był głodny. Później zaczęły się kolki i alergia pokarmowa. To było istne piekło płacz od rana do nocy. Byłam załamana. Chciałam uciekać. Nie było łatwo. Juz wtedy wiedziałam że coś jest ze mną nie tak, zamiast kochać ja nie nawidziłam, to ciągle zmęczenie, ciągły płacz dziecka było nie do zniesienia. Miałam straszne myślenia których wstyd pisać. Obyło się bez lekarza i lekow chcociaz żałuję bo może przeszło by to szybciej. Z czasem kolki przeszły, dzień się zaczął normowac, wpadliśmy z synkiem w codzienna rutynę, zaczelismy sie poznawać, było lepiej. Zaczęliśmy się kochać. , ja jego. Długo to trwało i żałuję że nie miałam tej miłości od pierwszego spojrzenia, ale synek ma teraz 10 mcy i nie wyobrażam sobie bez niego życia. Wiadomo że czasami jest ciężko ale po tym co przeszłam mam więcej siły. Pozdrawiam wszystkie mamusie nie zawsze idealne 🙂 nieidealna mama.

  • Po przeczytaniu tego tekstu mam jedną refleksję – oczywiście współczuję autorce, jednakże myślę, że matki, którym urodziły się dzieci chore lub w ciężkim stanie musi krew zalewać jak słyszą takie historie… Sorry dziewczyny, ale taka jest prawda.

    • masz rację – w końcu są w o wiele gorszej sytuacji. Nie mają jednak pewności, czy gdyby ich dzieci były zdrowe, to nie miałyby takiego problemu. Przejść przez życie myśląc “inni mają gorzej”? bez sensu wg mnie. każdy nosi swoje buty, więc cierpi przez swoje problemy, tak jak się cieszy ze swoich radości.

  • Pewnie, że patrzenie na życie przez pryzmat “inni mają gorzej” jest słabe ( choć w naszym pięknym kraju nad Wisła od lat się sprawdza), jednak czasami warto mieć taką świadomośc, nie po to by poczuć się lepiej, a jedynie po to, by docenić to co się ma. Wracając do depresji- jakiś czas temu rozmawiałam na ten temat z moim znajomym psychiatrą, który powiedział mi, że według statystyk na depresję poporodową najczęściej cierpią kobiety, które urodziły swoje dzieci dzięki metodzie in vitro lub te, które zanim zostały matkami wielokrotnie poroniły. Nie każda kobieta musi być matką. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że 30-latka, która wbrew własnej intuicji ugina się pod presją męża/rodziny/społeczeństwa bo naiwnie wierzy, że sprowadzenie człowieka na świat to “bułka z masłem” sama jest sobie winna.

    • ja nie wierzę trochę w to co czytam. Niestety na depresję cierpią też kobiety które np. starały się o dziecko wiele wiele lat. takie który się nie mogły go doczekać, bo zderzenie z rzeczywistością okazało sie bolesne. Brak intuicji powodem depresji? (tak to zrozumiałam). Kobieta cierpiąca na depresje nie powinna być matką w ogóle? Moim zdaniem powinna pójść do lekarza, ale.. są różne zdania..

  • Właśnie na odwrót – z tego co zrozumiałam autorka listu czuła, że nie do końca jest na dziecko gotowa, ale mąż nalegał, czyli owa intuicja jej podpowiadała, że to jeszcze nie ten moment, jednakowoż zlekceważyła ją. Chcę, żeby była jasność – nie obarczam odpowiedzialnością za depresję kobiet, które zostały ją dotknięte. Wkurza mnie jednak presja na bycie mamą. Trudno mi zrozumieć jak kobieta może ślepo wierzyć, że bycie mamą to sama sielanka i magia. Owszem- w dużej mierze tak jest, pod warunkiem, że jesteśmy na tyle dojrzałe, żeby to udzwignąć. Jeśli nie, to nie trudno się domyślić, że nieprzespane noce, gotowość 24/h, płacz,kupki, zupki dadzą w pewnym momencie do wiwatu. Sprowadzenie na świat nowego człowieka to ogromna odpowiedzialność i chyba każdy kto się na to decyduje ma tego świadomość, a przynajmniej powinien mieć. Trzeba pamiętać również, że co innego baby blues a co innego depresja. Uważam, że gdyby kobiety w 100% same decydowały o tym kiedy będą miały dzieci, nie sugerując się “córciu kiedy wnuki?” to być może wielu dramatów można by było uniknąć. Należy pamiętać, że deoresja to problem nie tylko samej na nię cperpiącej, ale całej rodziny.

  • Mnie poczatek macierzyństwa też przeorał chociaż nie aż tak. Pani Mamo od listu – jesteś wielka dziewczyno! Podołałaś gratuluję, całuję i ściskam!

  • Wszystko i o mnie. U mnie kluczowy dramat trwal 4-5 mcy. Na szczescie dosv2 szybko trafilam do terapeuty (maly mial wtedy 1,5-2 mce). Wazne aby o tym mowic. I nie zgadzam sie absolutnie z Pina. Moje dziecko bylo wymarzone,wyczekane, cala ciaze generalnie czulam radość. Krach nastapil przy porodzie i potem juz bylo tylko gorzej.

  • Kosmos. Ubrane w słowa, których ja nie umiałam nigdy wypowiedzieć to jak ja czułam się przez rok!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    Myślałam że jestem nie normalna.

    Miesiąc temu urodziłam drugie dziecko. Przygotowałam się do tego. Psycholog, ginekolog bardzo mi pomogli i teraz jest zupełnie inaczej. Ciesze się macierzyństwem i tym małym bobaskiem którego mam. Za 1 razem nie mogłam i nie umiałam, ale czasu nie cofnę 🙁

    WSPANIALE że opublikowałaś ten tekst. Może gdybym przeczytała go 3 lata temu moje życie potoczyło by się inaczej.

    • nie ma co wspominać złych czasów. trzeba się cieszyć tym co jest teraz! i tym co będzie. A będzie wspaniale :*

  • Przedewszystkim brawo za odwagę przyznania się do problemu i pójścia do psychologa. To jest wspaniała inwestycja w siebie i całe swoje otoczenie, choć czasem nam się wydaje że chyba postradałyśmy zmysły a za tym przychodzi wstyd. Każda taka opowieść daje mi tyle siły, sama przeszłam terapie choć niezwiązaną z dzieckiem. Może dlatego inaczej przeżyłam pojawienie się córki na świecie. Uważam że to wspaniała rzecz i warto naprawde warto iść się wypłakać i popracować ze sobą bo efekty są bezcenne.
    Ps mam wspaniałą psycholog w Warszawie jakby ktoś potrzebował.
    Ściskam mocno wszytskie Was!

  • Ja od zawsze chciałam być mamą. Miłość do tej kruszynki pojawiła się od razu. Na drugi dzień po cesarce nie pozwalałam nikomu mi pomagać, zgięta w pół ubierałam, przewijałam. Kryzys przyszedł z dnia na dzień a zaczęło się od problemów z karmieniem i tak po płynęła lawina strachu, zdezorientowania i tęsknoty za dawnym uporządkowanym życiem a w głowie tłukło się, że przecież tak bardzo chciałam, tyle się staraliśmy i teraz co? Chyba za bardzo chciałam być idealną mamą, radzić sobie sama i pokazać że nie potrzeba mi pomocy. A w rzeczywistości było na odwrót i cieszę że to zrozumiałam i poprosiłam o pomoc.

Leave a Comment