Przyznam się bez bicia – macierzyństwo jest moją pasją. Musisz jednak wiedzieć, że wcale nie mam tu na myśli kupek, zupek, zabaw typu “akuku”, które jednak działają ciut na nas (dorosłych) odmóżdżająco oraz wszelkich spraw wychowawczych. Moją pasją zdecydowanie jest “radzenie sobie z macierzyństwem”.
Nie jestem typem mamy, która chce siedzieć ze swoimi dziećmi 24 godziny na dobę. Oczywiście rozumiem, że są kobiety, dla których jest to rola życia, ale u mnie jest trochę inaczej. Otóż jestem mamą, która totalnie szanuje swoją przestrzeń osobistą, ale też szanuje przestrzeń osobistą swoich dzieci. Moim zdaniem, przebywanie ze sobą non stop, nie jest zdrowe dla nikogo. I mówię tu o każdej relacji międzyludzkiej.
Nie zmienia to jednak faktu, że uwielbiam spędzać czas ze swoimi chłopakami. Zwłaszcza, od kiedy odkryłam, jacy są zabawni! Boże drogi, mówię Wam, boki zrywać. Non stop żartują, wariują i próbują rozśmieszać siebie nawzajem. Oczywiście to duża zasługa ich wieku. Oraz moja. Jak wiecie jestem dosyć zabawna (hahaha, przepraszam).
Już dawno temu odkryłam “sposób” (czuję się trochę, jakbym ujawniała coś super tajnego, ale oczywiście zgapiłam to od swoich rodziców, mało tego – wszyscy to znają, tyle że nie wszyscy są tego świadomi), który sprawia, że ludziom jest ze sobą lepiej (także w relacjach rodzic – dziecko). Pomyśl o wymarzonym facecie. Tylko nie strzelaj mi tutaj Bradem Pittem czy innym superkolesiem. Pomyśl o jednej cesze charakteru, która sprawiłaby, że chciałabyś być z nim już na zawsze. U mnie poczucie humoru to podstawa. Nie ma, w moim przypadku, nic ważniejszego, niż wspólny śmiech. Nieważne czy z siebie, czy z sytuacji. Śmiech to podstawa moich relacji z ludźmi, zresztą chyba mojej całej egzystencji. Nie mogłabym się przyjaźnić, być, ani nawet za bardzo lubić kogoś, kto mnie nie rozśmiesza. Pocucie humoru to podstawa mojego życia.
Moi rodzice zawsze dbali o to, żeby w domu było wesoło. Rozlałam wodę? Hahaha. Upadłam? Hahahaha. Mam kiepski dzień? HAHAHAHA. Wieczne śmiechy na sali. I powiem szczerze – dzięki temu wspominam swoje dzieciństwo najlepiej na świecie. Bardzo, ale to bardzo dbam o to, żeby w moim domu także było zabawnie. Zresztą, chyba już wszyscy zauważyli, że trollowanie bliskich to istota życia mojego i M. I tak, dzieci czasami się wkurzają, ale hej! Nasz dom, nasze zasady! Albo się śmiejecie z nami, albo… W sumie nie ma albo. Muszą to znosić. Będą nam kiedyś za to baardzo wdzięczni :))
Swoich rodziców uważam za najzabawniejszych na świecie. Wiesz, że nic tak mi się nie kojarzy z moim tatą jak kreskówka „Tom & Jerry”? To jest tak, że kiedy ogląda się ją z moim Jureczkiem (aka tatą), to nie wiadomo do końca, z czego człowiek się śmieje: czy z bajki, czy z niego, bo przecież stary człowiek (sorry tato), a zanosi się tak, że prawie oddychać nie może. Za każdym razem, kiedy moje dzieci wpadają do moich rodziców, to wiedzą, że dziadek na pewno puści im albo przygody Strusia Pędziwiatra, albo Królika Bugsa, albo właśnie słynnego kota i myszkę. I tak siedzą i płaczą ze śmiechu wszyscy razem. Czy tylko ja uważam, że to będzie jedno z najlepszych wspomnień moich dzieci? Zapomniałabym o jeszcze jednej turbo śmiesznej kreskówce – “Grizzly i Lemingi”! Czy Wy to widziałyście?! Albo “Królikula”! O animowanej wersji „Jasia Fasoli” nie wspomnę. Zdradzę Wam coś – Teodor to istny Jaś Fasola. Jest tak samo sierotowaty, tak samo wredny, no i ten miś! Edek też wszędzie łazi ze swoim miśkiem! Rozumiecie, że nawet przechrzcił jego imię z “Czesiek” na “Teddy”?! Serio. Sam widzi wielkie podobieństwo.
Nie jest tajemnicą, że pozwalam dzieciom na oglądanie kreskówek w tv. Oczywiście wiadomo, że nie ślęczymy całymi dniami na kanapie, z oczami zombiaka (wiecie, to jest to puste spojrzenie, kiedy coś widzisz, ale nie do końca kumasz, o co chodzi, inaczej tzw. “zawiecha”). Wybieramy bajki, które nam wszystkim się podobają, dzięki którym wszyscy dobrze się bawimy i śmiejemy do rozpuku. To jest według mnie istota dobrego programu – wywoływanie uśmiechu, mega zabawa i ubaw po pachy.
I teraz najlepsze info świata: te wszystkie czadowe bajki znajdziecie na kanale Boomerang! My nawet innych programów już nie włączamy (poważka, obejrzyjcie „Jasia Fasolę”, a przepadniecie). Zwłaszcza, że ostatnio, jedną z naszych ulubionych wieczornych rozrywek jest “kino”. Tak. Po kolacji, tak przez 30 minut, siadamy wszyscy razem i płaczemy ze śmiechu. Nie będę kłamać – głównie robię to dla siebie, bo po całym stresującym dniu, śmiech jest najlepszą opcją na rozluźnienie.
Muszę Ci coś jeszcze pokazać, na dowód tego, że Teodor to naprawdę istny Jaś Fasola:
Z fajniejszych newsów: czy wiesz, że z okazji Dnia Dziecka, stacja Boomerang, stała się oficjalnym opiekunem małego hipcia o imieniu Zumba? No przecież jak moje dzieci to usłyszały, to koniecznie chcą jechać do Wrocławskiego ZOO. Już, teraz, natychmiast! Nie będę ściemniać – każda wymówka jest dobra, żeby odwiedzić ZOO 🙂 No same popatrzcie, czy Zumba nie jest czadowy?!
Nie bójcie się kreskówek. Ja wiem, że idealna Matka Polka, to w ogóle od nich stroni, bo jak to tak? Przed tv? Uczyć dzieci życia trzeba! Garncarstwa! Gotowania! Lepienia z gliny! A przecież oglądanie kreskówek, które nie wiedzieć czemu, kojarzy się z “włącz dzieciom telewizor, będzie spokój”, to fantastyczny sposób na wspólne spędzenie czasu. Ja widzę problem, kiedy oglądanie telewizji to jedyne, co robią dzieci, ale to tak jak ze wszystkim – trzeba znaleźć złoty środek. Produkcje animowane kojarzą mi się z dzieciństwem, z moim tatą (tak właśnie) i z atakami śmiechu. I bardzo jestem wdzięczna za to swoim rodzicom. Za kilka innych rzeczy też, ale nie oszukujmy się, poczucie humoru, to jednak podstawowa rzecz, którą wyniosłam z domu.