Kiedy przychodzi kryzys... - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

Kiedy przychodzi kryzys…

Zdarza się każdej matce. Wwierca się w żołądek, opanowuje umysł, atakuje kanaliki łzowe. Sprawia, że czujemy się bezwartościowe, wyrodne, wstrętne. Przez niego myślimy o sobie straszne rzeczy, nie możemy się uspokoić, boimy się, że już nigdy nas nie opuści. Kryzys rodzicielski. Tak bliski a tak znienawidzony…

Dopadł mnie wczoraj wieczorem. Po całym tygodniu z dziećmi, bycia na każde ich zawołanie, opiekowania się i dbaniu o wszystko o co zadbać trzeba, po całym tygodniu bycia w tym wszystkim samej, walnął mnie w łeb tak mocno, że omal nie upadłam. Znasz to prawda? To uczucie kiedy już nie masz siły i jedyne czego pragniecie to zwinąć się w kłębek i przepłakać cały wieczór. Głupota? Ogromna. Ale jest ona nieodłącznym elementem macierzyństwa.

Co musi się stać, aby doświadczyć tego najbardziej gównianego stanu, kiedy nienawidzisz siebie za wszystkie uczucia które przez ten parominutowy moment Tobą targają? Niewiele. Wystarczy zły humor, wychodzący ząb, gorączka, cokolwiek co sprawia, że przez dłuższy czas nie masz dla siebie nawet sekundy. Kiedy nie możesz wyjść do toalety, zapominasz o jedzeniu, nie masz czasu się uczesać i cały dzień spędzasz w poplamionej bluzce, bo “przecież i tak znowu mnie zaraz czymś uwali”. Wiesz o czym mówię? To wtedy kiedy cały dzień nosisz na rękach, całujesz, zabawiasz, odpędzasz złe myśli i łzy złości. W pewnym momencie tak bardzo programujesz się na pomoc dla tego maleństwa, że zapominasz o sobie. Bo jak inaczej? W końcu po to jesteś! Jesteś mamą i masz przepędzać każdy ból, smutek i obawę. Nie dziw się jednak, że później wszystkie te złe uczucia wracają i kumulują się w Tobie. W końcu muszą znaleźć ujście.

Wczoraj miałam kryzys. Byłam zmęczona, rozdrażniona, z uczuciami schowanymi głęboko w sobie. W końcu musiałam wybuchnąć. Musiałam sobie ulżyć jakkolwiek to brzmi. Na szczęście dla mnie, ja wiem że takie sytuacje się zdarzają. Wiem, że mijają tak szybko jak się pojawiają, przynoszą ulgę. Nie martwię się, że w tym jednym momencie uważam się za najgorszą matkę świata, najwstrętniejszą, najbardziej egoistyczną. Nie martwię się, bo wiem że to zaraz minie, że znowu będzie dobrze, że po chwili wstanę, otrę łzy i znowu będę najszczęśliwsza na świecie. Ja wiem, że moim szczęściem są moje dzieci, dlatego pozwalam sobie na takie kryzysy, pozwalam emocjom wziąć górę – bo mam pewność, że za sekundę znikną.

Nie jestem idealna i właśnie dlatego nie boję się swoich uczuć i myśli. Co nie znaczy, że w tej jednej małej sekundzie, nie czuję się jak najgorsza osoba na świecie. To nic, za chwilę moje dzieci znowu mi pokażą, że jestem dla nich cudowna, że mnie kochają. A przecież tylko to się tak naprawdę liczy…

Zastanawiam się jak często Ciebie to spotyka? Ta niemoc, złość… Jak sobie z nią radzisz? U mnie działa cisza… totalnie kojąco…

   Send article as PDF   

32 komentarze

  • U mnie duże znaczenie ma pogoda, a właściwie pora roku. Tak pod koniec zimy jest najgorzej, bo dni krótkie, dziecko częściej łapie choróbska i siedzimy w domu, na dwór wychodzimy na krótki spacer, a wiadomo, że jak się dziecko wybiega na powietrzu to zasypia lepiej, humor ma lepszy. Co innego jakby był śnieg, ale ostatnio ciężko o niego. Także ja zimą mam takie dni często. Wiosną, latem i jesienią prawie wcale.

  • Ahhhhh jak dawno mnie tu nie było. Od kad urodził sie drugi syn (miała byc córka) 😛 takie stany łapią mnie często. Średnio raz na dwa tygodnie. Ostatnio miałam tak w czwartek. Synek zamiast isc spac to płakał i płakał a ja nie wiedziałam co mu jest. Czułam sie bezradna wyłam razem z nim tym bardziej ze Maz musiał zostac dłużej w pracy:/ Ja sama na placu boju. Pomoc w myciu sie starszego a pozniej Zagonić do spania gdzie w Szwecji to nie jest łatwe bo o 20 dalej slonce swieci hehehe. W koncu padli oboje a ja??? Siedziałam , wyłam i miałam wyrzuty sumienia, ze jestem okropna matka, ze nie umiem podzielić czasu na dwoje. Rano jak wstałam to jak nowo narodzona pełna energii i humoru 😉 czasem takie oczyszczenie jest potrzebne 😉

      • Ja tam mam od jakiegoś czsu codziennie już nie mam siły 🙁 Mam naprawdę mega wielkiego doła

  • Na szczęście rzadko 😉 ale niestety pojawiają się dni. Najgorsza jest ta niemoc i bezsilność, a wtedy cały świat cię wkurza! Dobrze, że my matki szybko się regenerujemy 😉

  • Miewałam takie momenty, np. jak o godzinie 1 w nocy Piotrek nie chciał jeszcze zasnąć, płakał ze zmęczenia, ja już prawie też płakałam ze zmęczenia bo po całym dniu marzyłam już tylko o łóżku. Masakra, straszne uczucie, masz wtedy serdecznie dosyć :/ ale wystarczyło z reguły wyjść ba 5 minut z pokoju, dziecię przekazać tacie, wziąć prysznic i od razu mijało to uczucie “wrednej matki, która ma dosyć swojego dziecka” 😉

  • Oj nie wiesz jak ja cie rozumiem….. po 10 godzin dziennie siedze sama z 2 dzieci (3latka i 6 miesiecy). Czasami to sama sie dziwie ze nie jestem w wariatkowie. A niedlugo cale 3 tygodnie bede z nimi sama …… odpoczywam dopiero jak chlopcy pojda spac…. chwile na.necie jakis film w tv i spac… ale kto da rade jak nie mama.

  • Ja też to miałam wczoraj! Przez chróbsko, ja jestem w takim stanie że w warunkach bezdzietnych zdychałabym w łóżku, a Młody ma pierwsze kaszlisko, bi się inhalacji, głównie płacze, prawie nie je, a ja jeszcze 1,5 tygodnia sama z nim i końmi. My, matki, mamy jakiś dodatkowy gen supermocy… 😉

  • Wiem co czujesz. Też mam trójkę dzieci. Od maluszka lat 2 do najstarszego lat 10. I nie raz i nie dwa puszczają mi nerwy. Mam wrażenie, jakbym się wkrecala w totalny chaos, który mnie obezwladnia i nie mogę nad nim zapanować. Czuję się jakby mnie ktoś walcem przejechał a głową nie boli tylko… nie wiem robi się kwadratowa. Mówię wtedy, że mam dzień kwadratowej głowy 🙂 Na szczęście zbieram się szybko w sobie a kiedy dzieci już śpią lampka wina i jakiś prosty serial czynią cuda. Pozdrawiam i trzymaj się, w końcu to się przecież skończy!

  • Szczęściara z Ciebie… Raz na jakiś czas przychodzi… Ja mam kryzys już chyba trzy tygodnie. Nie, to nie depresja tylko totalne zmęczenie??? Złe słowo – zwyczajnie padam na twarz!!!! Moj dwulatek ma swój kryzys wszystko nie i afera o wszystko a maleństwo marudzi bo gorąco ( tak myślę). No i jestem sama:-( Mężowski ma tysiąc rzeczy do zrobienia (poza pracą oczywiście) a ja wariuję. Potem jak piszesz siedzę i ryczę bo jak tak można??? Zero czasu dla siebie. Tak wiec trafiłaś dzisiaj w samo sedno…. Sposobu ciągle szukam, ale chociaż mogłam się wyżalić:-)

    • Rozumiem Cię doskonale…drugi miesiąc z 15 miesięczna córka mąż na wyjazdach z pracy a ją mam ochotę rozplakac się z poczucia bezsilności beznadziejności czy kiedyś to minie? Nie wiem bo trwa j z tak długo…

  • Wybaczcie dziewczyny, przeczytałem i jeszcze śmiem zostawić mały komentarz.

    Myślę sobie, że warto, nam, facetom, przypominać i mówić, że jest ciężej … i namawiać nas, wymagać od nas, abyśmy pomogli Wam znaleźć tę odrobinę ciszy, a choćby zabrać pisklęta na kilka godzin gdzieś poza dom/mieszkanie, zająć się nimi, zabrać je Wam sprzed nosa.

  • Dzięki Ci za takie posty,ja ‘miękka buła’ jestem, mam takie stany często :/ i wtedy ryczę, pomaga 🙂 Czuję się wtedy jakbym była jedyną taką na świecie, widać, nie jestem 😉 Myśli wtedy tysiąc na minutę ; ‘co ja robię źle’ itp. Pomogłoby gdyby ktoś okazałby więcej zrozumienia typu- wiem , że dostajesz w kość, ale robisz dobrą robotę. A może tylko rozczulam się nad sobą…

  • Tak właśnie wygląda moją codzienność z blizniakami. Często wieczorem przypominam sobie ze jeszcze nic nie jadłam, nie umylam zębów a moje włosy od trzech dni nie widziały szczotki ani grzebienia. Przy kasie w sklepie uświadamiam sobie ze mam do policzka przyklejony kawałek biszkoptu i ubrane spodnie od piżamy . Jestem hronicznie zmęczona do tego stopnia, ze od pół roku boję się wsiąść za kółko aby nie spowodować wypadku. Dzieci chorują na zmianę a to katar trwa u nas miesiąc, a to tzw trzydniowka dwa tygodnie do tego jeszcze zęby idą tak jakby się umowily jeden po drugim. Ale w momentach, gdy pocaluje kolejnego siniaka na kolanie moje dziecko się do mnie przytuli i od razu przestanie płakać całe zmęczenie jest nieważne.

  • ja w takich chwilach płacze tulac sie do psa. tak po prostu chlipie mu w ucho. a on zawsze wie kiedy pocieszyć. wylaczam telefon, telewizor, kompa.. i tak siedzę i chlipie i opowiadam temu biednemu stworzeniu o marnościsch tego zycia, a on siedzi i mnie całuje i wchodzi cały we mnie jakby chciał powiedziec ‘masz nas, głowa do góry!’ po chwili przypominam sobie o stercie pracy, ktora odkładałam cały dzien na pozniej i zwyczajnie nie ma czasu na smutki. mieszkamy sami wiec chcac nie chcac nie da sie zupełnie wyjsc i na chwile zapomnieć. ale w koncu nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło 😉

  • Ja najchętniej w takich chwilach poklocilabym sie z bliskimi dookoła chociaz zdaje sobie sprawę z tego ze to nie jest odpowiednie rozwiazanie. Chwila ukojenia dla nerwów i psychiki a pozniej jeszcze gorsze dno… Wiec biore telefon i wypakowuje sie do wanny zeby odpocząć i pobyć sama ze soba.

  • Ja czasami marzę o pilocie do dzieci. Mógłby mieć tylko 2 funkcje: ściszyć i zatrzymać. Nie miałabym wówczas żadnych kryzysów.

  • I mnie dopada ten stan… I watpliwosci czy dobrze ze jestem na zawolanie… Na szczescie ten stan mija.. Ulga jest bezcenna:) pozdrawiam

  • Co się dzieje z dzisiejszymi rodzicami?? Od tysiącleci rodzą się dzieci, trzeba je wychowywać, karmić, bawić, utrzymywać… ale teraz gdy jest wielokrotnie łatwiej niż jeszcze dwadzieścia lat temu, rodzice uważają że wychowanie dziecka, to wysiłek ponad ludzkie siły! Co by się stało, gdyby nagle zniknęły pampersy, gerbery i inne gotowce ułatwiające życie rodzicom? Wychowuję syna i jakoś nigdy nie miałem “kryzysu” i u żony również tego nie zauważyłem. Zostawałem z synem sam na całe tygodnie i musiałem sobie radzić w różnych sytuacjach, jednak nie odczułem by był to jakiś heroiczny wyczyn.

      • No to może dziecko masz super hehe ale z jednym to jest bajka. Co innego jak w tej samej sekundzie wszyscy coś chcą a ty musisz np. do łazienki jesteś sama. Takie stany są chwilowe, nawet nie codzienne i nie trwają cale dnie, ale bywają. Możesz być super cały tydzień a nawet miesiąc a jak przychodzi te 5 min kryzysu to maż wyrzuty sumienia ale to chyba dobrze. Nasze mamy tez tak miły mimo ego, ze musiały prać pieluchy 😛 Zresztą, może każdy jest inny ale nie znaczy dziwny.

  • Jakze prawdziwe… mam dwumiesieczne dziecko /pierwsze/ i czytajac Twoje wpisy czuje jakbys pisala o mnie. Kocham synka najbardziej na swiecie i zrobie dla niego wszystko. Tylko dlaczego nikt nie uprzedzal ze macierzynstwo to czesto walka ze soba, wrecz heroiczna o odrzucenie swoich potrzeb, zwyklego zadbania o siebie, o to by umyc zeby czy zwyczajnie sie wysikac kiedy maluszek placze bo mnie stale potrzebuje. Wyrazasz swoimi postami wszystkie moje emocje.

  • przykro mi się zrobiło czytając ten wpis i komentarze innych mam. Sama jeszcze nie miałam takiego stanu, uczucia. Może za małe mam dziecko bo 1,5roczne a lada dzień pojawi się na świecie druga pociecha. Czas z synem to dla mnie mega radocha, uwielbiam z nim być, jestem bardzo szczęśliwa, że mogę np. w związku z długim urlopem macierzyńskim. Moze jak będzie trochę starszy i pojawi się drugie dziecko to da mi popalić.

  • Moje uczucia do dzieci zmieniają się jak w kalejdoskopie. W ciągu godziny potrafię przejść od zachwytu i serduszek w moich oczach, po irytację, rozdrażnienie, złość, bo znowu brudna pielucha, bo znowu katar, bo znowu się rozlało, bo znowu starszak nie słucha. Kocham zawsze, ale myśli, którymi obdarzam moje dzieci to istna sinusoida. Uspokajają się wieczorem, gdy dzieciarnia słodko śpi w swoich łóżeczkach, wtedy dzień wraca do mnie w migawkach i pamiętam już tylko, to co było dobrego. I postanawiam (po raz trylionowy) być odtąd już zawsze miła dla moich pociech, i znowu następnego dnia stawiam czoło codzienności i znów mi nie wychodzi… No cóż, ja chyba jestem tylko matką “good enough”, ale myślę, że na dobrą sprawę to wystarczy. Kocham i jestem przy tym sobą.

  • Cisza, to prawda jest kojąca ale jak ją odszukać z dwójka malutkich dzieci w momencie kiedy jej potrzebujesz, no chyba, że mąż wrócił z pracy albo śpią ale gdy nie ma takiej możliwości wchodzę do garderoby krzyknę sobie, warknę, poprzeklinam i jest prawie ok 😉

  • O boziu jak ja potrzebowałam takiego tekstu..dziękuję Ci za niego dzięki temu czuje się mniej beznadziejna bo ostatnio często dopadaja mnie takie kryzysy..mąż w pracy długo dzidzia źle znosi takie upały a noce to istny koszmar min 4 pobudki i rano nie wiem czy się cieszyć że wstajemy czy płakać..ech..

  • Mam coś takiego, bardzo sporadycznie, ale faktycznie trwa chwilę, wtedy przez minutę lecą łzy i wszystko mija. Ale za każdym razem, mimo że czuję się wtedy właśnie jak najgorsza matka świata, staram się wychodzić z tego stanu jeszcze silniejsza. Myślę, że każda z nas coś takiego przechodzi – może po prostu inaczej to odbieramy – ale wypływa to z bycia tylko człowiekiem i jest moim zdaniem potrzebne żebyśmy stawały się coraz silniejsze, coraz bardziej cierpliwe, coraz bardziej wyrozumiałe dla naszych dzieci. Nazywam to schodami. Każdy taki kryzys to kolejny stopień, na który z dziećmi wchodzimy i pniemy się w górę do jakiejś harmonii. To nie ich wina, że wychodzą zęby, czy dzień jest gorszy. I też nie nasza. Razem musimy przez to przechodzić i stawiać czoła trudnościom, a dzięki temu uczyć się wspólnego życia 🙂 Bo nie oszukujmy się – my jako mamy (szczególnie przy pierwszym dziecku) również nieustannie się uczymy. I mimo wszystko takie kryzysy są potrzebne po to, żebyśmy oboje – ja i moje dziecko byli jeszcze szczęśliwsi. Po chwili takiego kryzysu myślę sobie, jak wychowywali się nasi rodzice – nasze babcie nie miały często nawet prądu, bieżącej ciepłej wody, pampersów, laktatorów, itp., a wychowywały często nawet 5 czy 6 dzieci. Nie narzekały, bo nie miały nawet czasu żeby o tym pomyśleć, bo czekało jeszcze całe pole do przerobienia 🙂 MY mamy wszystko czego tylko sobie zapragniemy – żele i płyny na ząbkowanie, pralki, pampersy, elektroniczne nianie, pieluchy jednorazowe, a ciągle narzekamy na brak czasu i cierpliwości. Myśl o tym bardzo mi pomaga i sprawia, że ocieram szybko łzy, wstaję i cieszę się z tego co mam 🙂 Bo Kochane Mamy naprawdę dostajemy teraz od życia bardzo wiele, tylko jakoś ciężko nam to dostrzec.

  • Uwielbiam Twoje posty, bo pokazują prawdziwe problemy i emocje! Też często miewam momenty bezsilności i wtedy najlepiej dać upust łzom :'( po jakimś czasie wszystko wygląda lepiej 🙂

Leave a Comment