"Ja nie chcę być najważniejsza." - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

“Ja nie chcę być najważniejsza.”

Niektóre mamy za szczyt swoich marzeń uważają bycie “niezastąpioną”. Może nie mówią o tym głośno, ale słysząc “beze mnie sobie nie poradzi” (nie wiem czy mąż czy dziecko) tak właśnie o nich myślę. Czy to źle? Nie.. W sumie nic mi do tego, jednak jedyne o czym wtedy myślę to “biedna rodzina”.

Bycie rodzicem zobowiązuje, to jasne. I na tym powinnam skończyć, ale… Wciąż (!) dużo osób myśli, że to bycie mamą zobowiązuje, tatą już niekoniecznie. Kto tak myśli? Mam wrażenie, że często same kobiety mają do rodzicielstwa taki właśnie stosunek (jak facet tak myśli, to jest po prostu frajerem). Faceci już dawno przestali się bać pieluch, karmienia a przede wszystkim odpowiedzialnego wychowania. Blog Ojciec, Art Tata – blogi pisane przez facetów! Dlaczego zatem wydaje mi się, że wciąż mało facetów jest w takim samym stopniu odpowiedzialnym za swoje dzieci, jak podczas ich “tworzenia”?

Wiesz, że są kobiety które myślą, że ich dziecko sobie bez nich totalnie nie poradzi? Że zginie w tłumie, padnie na zawał, odpadnie mu ręka, straci głos, nie wiem co jeszcze. Drastycznie? Trochę, ale tak jest. Nie mówię tu o mamach noworodków, tu jednak duże znaczenie odgrywa biologia – jesteśmy “zaprogramowane” na swoje dziecko. Co jeśli to zaprogramowanie przeciąga się na parę następnych lat? A może kilkanaście? Niemożliwe?

Nie chcę być najważniejsza dla swoich dzieci. Moje dzieci mają rodziców, a nie rodzica. Nie chcę by z każdym problemem przybiegały do mnie, bo mają też tatę, który w wielu sprawach poradzi im o niebo lepiej co mają robić. Nie chcę by płakały za każdym razem jak wychodzę, bo mają wiedzieć, że wrócę, a w czasie kiedy mnie nie ma jest ich tata. Zresztą nawet nie o tego tatę chodzi – ja chcę, żeby moje dzieci uczyły się samodzielności, a nie budować w nich poczucie “to ja – mama jestem zajebista, a Ty beze mnie tak średnio”.

Chcę być ważna, ale nie najważniejsza. Nie chcę by moje dzieci za mną łaziły krok w krok, żeby nie umiały spać same, żebym musiała im towarzyszyć zawsze i wszędzie. Mogę to robić, ale dlatego że chcą, a nie dlatego, że bez tego sobie zaczną wyrywać włosy z głowy. Jestem ich mamą, oczywiście! Ale jestem też osobą, jednostką, człowiekiem i potrzebuję prywatności, potrzebuję iść sama do toalety, kawiarni, na spacer. Potrzebuję dla swojego zdrowia psychicznego i zdrowia moich dzieci. Poza tym…. mąż by mnie chyba zeżarł gdybym umniejszała jego rolę. Po prostu.

Dlaczego, skoro uważamy swoje dziecko za kolejny cud świata, co chwilę myślimy “za mały, za duży, nie teraz, za chwilę, innym razem” jeżeli rozchodzi się o ich samodzielność? To nie my mamy być najważniejsze w ich życiu – jasne, że w pierwszych latach tak jest, ale jest też cudowny tata, a przede wszystkim  najlepsze “ja”. Dziecko ma umieć zadbać o siebie, walczyć o swoje, nawet jeżeli tym “swoim” jest kanapka z szynką i dżemem.

Nie chcę być najważniejsza, chcę żeby moje dziecko wiedziało, że to na swoje szczęście ma pracować, nie na moje. Ma to wiedzieć od najmłodszych lat, na to pracować i o to walczyć. Inaczej skończy w wieku trzydziestu lat ze mną w domu, a ja dalej będę robić mu śniadania, przeganiać kolejną “synową” i płakać, że “on taki dobry, a świat taki niewdzięczny”.

Myślisz, że moja postawa wynika z wygody? Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach dajemy dzieciom przyzwolenie na bycie niesamodzielnymi “bo są za mali, bo inne czasy, bo mają czas” i czasami ze swoimi zdaniem “da sobie radę” czuję się jak mała egoistka (!).

   Send article as PDF   

15 komentarzy

  • o nie, to właśnie nie jest wygodne! Pozwalać dziecku być samodzielnym to przecież znaczy, ze trzeba pozwolić, żeby samo się ubrało (a to trwa 5 razy dłużej niż jak mama założy), pozwolić, żeby samo jadło (a jak nakarmię to będzie raz dwa i mnie syfu do sprzątania), pozwolić, żeby pomagało w porządkach, mimo, że samemu by się syf ogarnęło wielokrotnie szybciej.
    Wygodniej jest dziecko wyręczyć, upupić i przekonać, że jest za małe i nie potrafi.
    Żeby prawdziwie dziecko usamodzielniać potrzeba czasu i cierpliwości, której dzisiaj wielu brakuje, bo zapierniczamy z życiem aż brakuje tchu. I mądrego decydowania na co już czas a z czym jeszcze poczekać, bo zbyt wysokie wymagania (niedostosowane do wieku) mogą z kolei przytłaczać młodego człowieka, a nie motywować do rozwoju.

  • to zjawisko znano już setki lat temu, dlatego obowiązywała zasada, że dziećmi (no, chłopcami) do 7 roku zycia opiekowały się kobiety, a potem przechodzili pod kuratelę mężczyzn. fajnie to zresztą opisał Wańkowicz w “Szczenięcych latach”.

    a drugi powód jest taki, że kiedyś dzieciństwo to był “ten męczący okres przed dorosłością, oby jak najkrótszy”. A teraz jest “szczęśliwe dzieciństwo/niewinne dzieciństwo/nie niszczyć dzieciństwa” itd. diametralna zmiana podejścia.

  • Podzielam Twoje zdanie. Dziecko powinno uczyć się samodzielności. Niestety ja byłam jedynaczką i moja mama robiła dużo rzeczy za mnie. Gdy miałam niecałe 12 lat zmarła i to brutalne zderzenie się z rzeczywistością, że muszę tacie zrobić śniadanie, obiad, kolację podać ubrania, posprzątać(tata jest niepełnosprawny). W zasadzie teraz mając te dwadzieścia parę lat staram się żeby to wszystko było nawykiem, ale nie powiem czasem jest ciężko. Dlatego my uczymy naszego synka samodzielności już od małego, owszem czasem pomagamy Frankowi, jak nie może sobie z czymś poradzić taka nasza rola;)

    • o matko, podziwiam, podziwiam i jeszcze raz podziwiam. Niestety chociaż o tym nie chcemy (!!! i dobrze) myśleć, to nie wiemy czy za tydzień wciąż będziemy w życiu naszych dzieci, i co wtedy będzie? one muszą umieć żyć też bez nas, i z myślą “mama mnie nauczyła”, a nie “życie mnie nauczyło”

    • dokładnie: umożliwiania, pomagania i dbania o nie kiedy same nie potrafią

  • Świetny tekst i zgadzam się w zupełności. Dzieci trzeba uczyć samodzielności, żeby nie wyrosły na życiowe “ciapy”. 😉

  • mądre słowa, właśnie tego mi było potrzeba w ciągu kilku ostatnich dość ciężkich dni, dziękuję 🙂
    ps. zaglądam tu od niedawna ale nadrobiłam zaległości i przeczytałam wszystkie wpisy od powstania bloga 🙂 jesteś super babką i wspaniałą mamą 🙂 często Twoje słowa są dla mnie otuchą i potwierdzeniem, że nie zwariowałam, że inne mamy też tak mają, dzięki raz jeszcze, pozdrawiam! 🙂

    • dziękuję strasznie! i mega się cieszę, ze dołączasz do nas “wyrodnych matek” hhahaha

  • Dzięki, że o mnie wspomniałaś. To miło znaleźć się w tak zacnym towarzystwie!

    Wydaje mi się, że wszystko polega na sprawiedliwym podziale ról i obowiązków w naszej rodzinie. A sprawiedliwy podział, to taki, który uwzględnia nasze możliwości, nasze aktualne samopoczucie, to, że ktoś ma jutro trudny dzień, albo poprzedniej nocy spał tylko godzinę… Powinniśmy wsłuchiwać się w siebie. W nasze dzieci także… Trudno czasem znaleźć na to czas, ale to chyba jedyna droga… 😉

  • Popieram w 100% każde słowo które napisałaś 🙂 . Bo zamiast Matką, można stać się zakładnikiem swojego dziecka (jakkolwiek strasznie to nie brzmi). U nas też w jak największą ilość rzeczy angażuje się Tata. Młody jest jeszcze mały, ale pozwalamy mu odkrywać otoczenie w jak największym stopniu. Musi być samodzielny, w końcu na mężczyznę ma wyrosnąć, a nie na maminsynka 😉

  • Dzięki za ten tekst. Też mam takie podejście, tzn. staram się… Chyba pokażę to mężowi, którego mama niestety tak właśnie wychowała… I tak próbuje wychować naszego syna, który jest pod jej opieką, gdy my zarabiamy na chleb i Pampersy…

  • Nie oszukujmy się – taka postawa jest wygodna, ale co w tym złego? Rodzice: chcecie wychować dzieci na zaradnych i samodzielnych ludzi, czy na “kaleki życiowe”, co do 40-tki są przy mamusi (znam osobiście takie przypadki). Nie czujemy z mężem, że krzywdzimy nasze dzieci takim podejściem do sprawy. Wręcz przeciwnie – nasza starsza córka (5,5 roku) jest dumna, że tak dużo już potrafi. “Dziś są inne czasy…”, ale Rodzice nie dajmy się zwariować! Pozdrawiam serdecznie

Leave a Comment