Jednak się rozwodzimy... - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

Jednak się rozwodzimy…

Zdarza się. Niestety co raz częściej. Zawsze jest okupiony wielkim smutkiem i cierpieniem.

Parents fighting and daughter being upset

 

Rozwód jest na drugim miejscu(73 punkty na 100), zaraz za śmiercią współmałżonka, na Skali Stresu Holmesa i Rahe. Totalnie zmienia życie, przewartościowuje, każe rozpoczynać wszystko od początku. Zazwyczaj (mam nadzieję, że zawsze) jest początkiem czegoś pięknego i wspaniałego. W końcu koniec jednej miłości to początek drugiej.

Często w samym środku tego wydarzenia są dzieci. Bezbronne i wystraszone, załamane rozpadem rodziny. Dla nich rozwód nie jest początkiem, dla nich jest końcem. Zawsze. Końcem rodziny, końcem poczucia bezpieczeństwa.

Niestety bardzo często zdarza się, że dorośli zapominają w trakcie rozwodu, że są także rodzicami. Nie! Przede wszystkim są rodzicami. Nie myślą, że ich dziecku w tym momencie zawala się cały świat, że tracą największą wartość jaką do tej pory miało w swoim życiu.

Nie wierzę w małżeństwo “dla dobra dzieci”. Nie wierzę i koniec. Nie można udawać miłości i (przede wszystkim) szacunku. Nasze dzieci nie są głupie, wszystko widzą, czują, zapamiętują. W końcu zauważą, że coś jest nie tak, że mama i tata powinni się przytulać, rozmawiać a nie żyć na odległość.

Zatem rozwód. Ale mądry. Zdradził? Trudno! Do widzenia! Ale ojcem będzie zawsze! Okazał się idiotą? Też się zdarza! Ale ojcem wciąż jest.

To kobiety najczęściej wciągają dzieci w “walki rodzinne”: grają na uczuciach gdzie kartą przetargową jest właśnie dziecko. Zapominają, że karząc byłego męża w najnormalniejszy sposób krzywdzą swoje dziecko. Nie robią jemu na złość, dzięki temu nie wygrają walki z byłym mężem, który według nich okazał się idiotą. To z siebie robią idiotkę. Oczywiście w drugą stronę to także działa.

Nie pozwólmy, aby nasze dorosłe decyzje na zawsze odcisnęły piętno na życiach naszych dzieci. Minimalizujmy stresy w życiu naszego dziecka. Ono nigdy nie jest winne rozpadowi naszego małżeństwa, zawsze jest ofiarą. Tylko od nas zależy czy w przyszłości będzie potrafiło stworzyć cudowny, trwały związek. Pomimo tego, że pokazaliśmy mu, że niestety nie zawsze związek jest “na zawsze”.

Ja miałam ułatwioną sytuację – Filipek był malutki, więc na dobrą sprawę  nie pamięta, że jego rodzice byli razem. Za to wie, że potrafią ze sobą rozmawiać, przebywać ze sobą i akceptować swoje wybory. Mam szczęście bo zadbaliśmy o to, żeby nasz syn był szczęśliwy i dumny bo ma wielką rodzinę: mnóstwo babć, cioć i kuzynów. Można? Można…

 

   Send article as PDF   

11 komentarzy

  • Fajnie to napisałaś, Justyś! Ty wiesz, że ja wysoko cenię sobie Twoje podejście do życia.. Bo daje mi siłę w tych moich trudach odnajdywania szczęścia w pojedynkę. Dzięki!!!

  • Moi rozwiedli się gdy miałam 17 lat. Prawie przed maturą. To było straszne i do dziś nie potrafią nawet dzien dobry sobie powiedzieć. A skoro byłam prawie dorosła to przecież krzywda mi się nie stała, prawda. A jednak. Do dzis cos z tego czasu we mnie siedzi a mam już 31 lat 🙁 Najbardziej z tego tekstu podoba mi się to że potraficie/sz ze swoim byłym żyć w zgodzie dla Filipa i ciesze się ze tacy ludzie istnieją 🙂

  • A jak rozwiązaliście z tatą Filipka kwestię wyjazdu za granice? Czy potrzeba jest na to zgoda drugiego rodzica? Czy tata nie ma nic przeciwko,że tak rzadko widuje synka?

    • chłopaki widują się (oczywiście nie z taką częstotliwością jak wcześniej) nie aż tak rzadko jakby się mogło wydawać. często wyjeżdzamy do Polski (co dwa miesiące) no i tato Filipka jest u nas mile widziany. Jest ok 🙂 Oczywiście, że jest potrzebna zgoda drugiego rodzica jeżeli ten posiada pełnię praw rodzicielskich

  • Wszystko się zgadza. Święta racja. A Tobie zazdroszczę….że się udało, że jest jak jest. Bywa i tak, że rozwód niestety nie jest taki prosty….a matka musi wybrać “mniejsze zło” dla swoich dzieci. Ja też nie wierzę w małżeństwo dla “dobra dzieci” ale już wiem, że może być ono mniejszym złem niż rozwód, walka, przepychanki kosztem dzieci.
    Co powinna zrobić kobieta, która poświęciła pracę, karierę dla rodziny. Byle jaka praca za 1000 zł na pół etatu, żeby zajmować się dziećmi. Dwoje dzieci – jedno chodzi do szkoły, drugie do przedszkola. I dość dobrze zarabiający mąż, ojciec zajmujący się dziećmi – głównie pozornie. Nie pije, nie pali, nie bije. W oczach innych “takiego dobrego ma męża czego Ona chce?”. Poza tym przebiegły, cwany i sprytny facet. Na “wieść” o rozwodzie kobieta słyszy, żeby uważała, bo zabierze Jej te dzieci, zrobi z niej wariatkę. Innym razem, że się kiedyś uda, że się w końcu dogadają po co się rozwodzić. Już dawno skończyła się w tym związku miłość. Ona nie ma się gdzie wyprowadzić. Gdyby nawet miała…za co będzie żyć z dwójką dzieci? O ile naprawdę nie zabierze Jej tych dzieci. On taki spokojny, Ona taki nerwus. Dzieci widzą brak zrozumienia, napięcie i chyba ten brak miłości. Ale czy naprawdę lepsza dla nich będzie walkao nie? Możliwe ich rozdzielenie? A jeśli zostałyby z matką….co dalej? Tak może to strach jest….ale tu nie chodzi tylko o własny tyłek 🙁
    Takie życie też bywa. Pozdrawiam

    • oczywiście, że są sytuacje które wymagają od nas więcej. Po prostu więcej wszytskiego: energii, czasu, zaangażowania, ODWAGI. Należę do osób, które uważają że nie ma sytuacji bez wyjścia – to raz. Dwa: uważam, że wszytsko co nas spotyka jest po to, aby w przyszłości było nam lepiej. Myślę tak bo nic mnie w życiu strasznego nie spotkało? czy nie spotkało mnie w życiu nic strasznego (chodzi mi o traumatyczne przeżycie) bo tak własnie myśle? Wierzę, ze to drugie.
      Mi mama moja zawsze powtarzała: kobieta nigdy nie może być zależna od faceta. NIGDY! Choćby dlatego, że nie wiemy kim się staniemy za 10 lat, co nas spotka, w kogo zmieni się nasz partner. nie ma opcji być zależną, jakie poświęcenie się rodzinie? Ja rodzinę mam a nie się jej poświęcam. Jestem na urlopie macierzyńskim, założyłam blog. Wszystko jest do zrobienia, i wszystko warto zrobić, zeby być szczęśliwą. Nie ma wyjątków, nie ma reguły. Według mnie.
      ps. rozstając się z byłym mężem nie miałam pracy, nie miałam mieszkania. Nie miałam nic. Miałam rodziców. Poszłam mieszkać do nich. Znalazłam pracę- nie najlepszą. Zarabiałam jakieś 2000 zł z czego później 1200 przeznaczałam na wynajem kawalerki (nie licząc opłat). NIe było łatwo ale nikt mi nie powie, że nie można… Aaaa a wtedy Filipek nawet do przedszkola nie chodził- woziłam go od jednej babci, do drugiej, zostawałam na nadgodziny non stop. Szczerze? jeden z najlepszych okresów w życiu.

  • Zawsze Was z tego powodu podziwiałam. Tak sobie myślałam, że takie dzieci jak Filip mają ogromne szczęście. Myślę, że Ty mega mądra babka jesteś i to było widać.

  • hmm….tak czytam i czytam….Moj starszy syn też Filip….też z jego tatą nie jesteśmy razem…(przez 9 lat zycia młodego starałam się ogarnąć jego ojca serio,choć teraz po czasie mysle ze mozna bylo to wszystko wczesniej skonczyc no ale bylo minelo, i tak wiem ,ze tez nie bylam idealana…)…ale ojciec to ojciec…nie zabranialam wizyt ani nic z tych rzeczy nawet sama poszlam do sadu zeby ustalic czas “widzen”(jak to strasznie brzmi) zeby potem nie bylo niedomowien…ale w tym wszystkim pamietalam rowniez o dziadkach ze strony ojca….bo to ze my nie jestesmy razem to nie znaczy ze teraz mam zabronic mlodemu kontaktu z nimi,wszyscy Go przeciez kochamy….wielu znajomych puka sie w glowe ze pozwalam na wiekszy kontakt niz ten zasadzony przez sad ale kurcze potem do kogo Filip bedzie mial pretensje??? No wiadomo ze do mnie….bedzie starszy to sam bedzie decydowal czy chce isc czy nie…ja nie bronie…..wiem troche chaotyczny ten wpis …..

Leave a Comment