"Co za rodzice! Dziecka wychować nie potrafią." - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

“Co za rodzice! Dziecka wychować nie potrafią.”

Wyobraź sobie sytuację: jesteś w sklepie/banku/poczcie. Oczywiście jesteś tam ze swoim dzieckiem. Nagle potomek Twój cudowny zaczyna się drzeć. Po prostu, ze złości. Bo ma dwa latka i wkurza go ten cień na ścianie, ta linia na podłodze i do tego chce lizaka a Ty go bezczelnie w torebce nie masz. Dwulatek jak dwulatek – drzeć się musi. Ty to wiesz, każda Matka też, czemu zatem jest Ci tak cholernie wstyd?

pl1 (1 of 1)

Dzieci nie płaczą bez powodu. Nigdy. Powód jest zawsze, choć czasami nam – dorosłym wydaje się beznadziejny. Taki dwulatek wpada w furię (dokładnie tak), przez najmniejszą pierdółkę, więc jego histerii czasami nie da się po prostu uniknąć. Wiedzą to wszyscy, więc dlaczego zaraz oceniają Cię jako “wyrodną matkę”?

Przyznam się bez bicia: zdarza mi się tak oceniać. Nie zawsze, ale jednak. Kiedy widzę ryczącego dwulatka w sklepie od razu, mimowolnie, włącza mi się “dziecka nie potrafi uspokoić”, co jest dość dziwne, bo sama swoich (a dokładniej jednego Brunka) czasami nie potrafię.

A może taka scenka: dziecko w sklepie lata pomiędzy regałami, kiedy jego mama spokojnie ogląda jakieś artykuły: “niech ona go ogarnie!”. No tak, tylko że to dziecko nic złego nie robi. Biega. Po prostu biega, czasami pisknie bo cieszy go to bieganie. Dlaczego od razu “co za bachor” lub “co za matka!” nam się ciśnie na usta? Naprawdę dziecko powinno, niczym wytresowany piesek, stać przy nóżce swojej “pani mamy”?

Jasne, są niegrzeczne dzieci. To te, których rodzicom się w główce popierdzieliło i w dupach mają takie przyziemne czynności jak wychowywanie (np. TAKIE*). Na szczęście takich jest mniej, zdecydowana większość “łobuzów” to dzieci które są po prostu ciekawe świata, pełne energii, próbujące zrozumieć jak działa świat.

Dziecko piszczy na cały sklep? I co z tego? Krzywdę komuś tym robi? Ja rozumiem, że jak piszczy w złości to trochę słabo, bo jednak rodzic jest od tego, żeby nauczyć dziecko ze złością sobie radzić, ale czy ktoś zna dwulatka potrafiącego takie rzeczy? Ja znam dorosłych co sobie z emocjami nie potrafią poradzić a co dopiero takie maluszki.

SONY DSC

Dajmy dzieciom prawo do odkrywania świata i nie katujmy wzrokiem mamy której synek zezłościł się bo zabawka mu upadła, a on tej złości jeszcze nie potrafi pokazać inaczej niż tupiąc nogą. Nauczy się, ale za jakiś czas. A ta dziewczynka śpiewająca na głos? I co, że fałszuje? Tobie to przeszkadza? W takim razie to Twój problem.

Dzieci nie tłumią emocji, pokazują że kochają, lubią. Krzyczą gdy nienawidzą, gdy coś boli. To jest w dzieciach najpiękniejsze! To my – rodzice, powinniśmy pokazać naszym szkrabom, że emocje to coś pięknego, że nie możemy się ich wstydzić. Nie pozwólmy by kiedykolwiek pomyślały inaczej…

*tekst Kamila już jakiś czas temu skomentowałam u niego na blogu, ale powtórzę jeszcze tutaj: brawa dla tego pana! Dał dzieciakowi nauczkę! Lekcję, którą zapamięta raz na zawsze! Czy chciałabym, żeby ktoś tak moje dziecko potraktował? Nie musiałby, bo nie sądzę by coś takiego zrobiło, ale… jeżeli jednak (moi chłopcy niestety nauczyli mnie “nigdy nie mów nigdy”) to po pierwsze podziękowałabym temu panu z całych sił! Gdyby się jeszcze zdarzyło, że tak jak ta matka stałabym jak idiotka i nie reagowała to bym poprosiła także kubeł (a nie jakiś kartonik) wody na mnie, bo najwyraźniej miałabym jakieś zaćmienie umysłu.

   Send article as PDF   

50 komentarzy

  • Się nie zgodzę niestety. Jestem za uczeniem dzieciaków od najmłodszego że są pewne miejsca, gdzie należy zachować się odpowiednio – oczywiście stawiając dostosowane do wieku zasady. Sklep/urząd/fryzjer każde miejsce publiczne to jednocześnie chociażby miejsce czyjejś pracy. Nie mówię o tym, ze dziecko ma chodzić przy nóżce jak piesek, ale raczej np. o nierobienie hałasu. Moja panna miała fazę na piszczenie w sklepie przy kasie. Tłumaczyłam, że pani pracuje, że jej może przeszkadzać krzyk przy uchu. Wytłumaczyłam, że na placu zabaw, na spacerze, w domu może piszczeć do woli – dotarło.
    Oczywiście na rzucanie się i histerie podłogowe dwu-trzylatków niewiele można zrobić. Ja wtedy zawsze pocieszająco uśmiecham się do stojącego nad nim rodzica, bo wiem o co chodzi 😉

    • hhmmmm.. muszę Ci trochę racji przyznać, ale nie do końca. To co piszesz ma zastosowanie do dziecka 4-5 letniego czy starszego. Do dwulatka? no błagam! Chyba, że masz boskie dzieci i kumają już wtedy podstawy savoir vivru. Nie mówię, że dzieci moje latają po sklepie jak poparzone, że tracę je z oczu, a pani przy kasie do ucha się drą. To by było z ich strony niegrzeczne. Ja mam na myśli normnalne zachowanie dziecka, który jak coś zobaczy to do tego podbiegnie, wszytskiego dotknie, a jak nawet ma ochotę sobie pobiegać w około mamy to prosze bardzo! ma moje przyzwolenie, bo nikomu tym krzywdy nie robi, a matce swojej to wręcz przysługę (nie będzie w domu afery robić bo zmęczy się dostatecznie tym bieganiem) haha

      • Nieprawda. Ja mam taką dwulatkę. Ktora słucha i nigdy mi żadnej sceny w sklepie nie zrobila . Ale ja jej od małego – dziwne nie? Przecież Male nie rozumie nic 😛 TŁUMACZE ! I da się miec dobre dziecko

        • to super! ale dwuletnie dziecko słucha, trzyletnie już nie zawsze 🙂 chociaż ja z całego serca życzę, żeby słuchała jak najdłużej 🙂

        • Gosiu jeszcze nie zrobiła.
          Mam koleżankę, której córka tez zawsze była grzeczna nigdy nic, och i ach jak miała dwa lata. Koleżanka nie rozumiała jak nasze dzieci trochę starsze mogą być niegrzeczne bla bla. Nie rozumiała do pierwszego razu swojego dziecka. Miała pecha, że ten pierwszy raz był właśnie w sklepie pełnym ludzi 🙂

        • Starsza córka nigdy nie zrobiła awantury na mieście, w sklepie czy gdziekolwiek. Aktualnie ma 9 lat. Potem pojawiła się kolejna córka jak miała około 2 latka do skończenia 3. Przerobiłam miliony awantur na mieście. Wychowujemy je tak samo. Młodsza po prostu ma innych charakter. I prawda jest taka, że gdybyśmy się nie zdecydowali na kolejne dziecka. To byśmy się uważali za przemądrzałych rodziców a prawda jest taka, że starsza ma inny charakter jest spokojniejsza. I brak jej awantur nie wynikał z naszych umiejętności wychowawczych tylko z jej osobowości. Dzieci w przedziale 1,5 roku do nawet 4 potrafią dać nie jedną awanturę. I wcale nie jest to brak wychowania tylko nie które bardziej niż inne mają problem z emocjami. Oczywiście nie oznacza, że możemy dać sobie wejść na głowę. Jednak kiedy dziecko robi scenę kluczowy jest spokój rodzica po awanturze można pogadać w czasie wzburzenia nic nie daje. Niestety inni potrafią oceniać widząc tylko fragment czyjegoś życia.

  • Mój Filip nienawidzi zakupów. Każde wejście do Lidla czy Tesco kończy się aferą….co ja mam zrobic? idziemy dalej i tyle, ludzie patrzą i coś szepcą. I tak nie ma tak źle w Irlandii mało kto zwraca na to uwagę….no chyba, że rodacy…oni mają zawsze najwięcej do powiedzenia. Mój dzieciak jest nerwowy i przytulanie i tłumaczenie koncza sie różnie, a czasem i przekupic trzeba. No coz taka ze mnie straszna mama 🙂

    • A nie lepiej tak planować sobie zakupy żeby nie iść na nie z dzieckiem. Ono daje wyraźny sygnał że tego nie lubi ….Dzieci w sklepie się nudzą. Nie mają zajęcia , więc biegają, krzyczą, coś dotykają, zrzucają itp.
      Po co siebie i dziecko narażać na nieprzyjemności???

      • heheh no pewnie! jasne, że tak najlepiej (i dla mamy i dla dziecka), tylko co z socjalizacją dzieci? To raz. Dwa: co w momencie kiedy nie mamy go z kim zostawić? Zaraz pewnie przeczytam “co innego samotne mamy”. Dziecko jest częścią społeczeństwa! to nie psy które nie powinny mieć wstępu do pewnych miejsc. Dzieci to ludzie! A to, że są głośniejsze niż inni… No są! Bo są dziećmi! Mało tego: uważam, że powinniśmy zabierać je w takie miejsca bo inaczej nie nauczą się nigdy jak mają się zachowywać. Sorry, ale trzymacie dzieci zamkniętych w domu to żadne rozwiązanie… (żeby było jasne: co innego rozwydrzony bachor – tak, nazywam rzeczy po imieniu, a co innego dziecko które po prostu zachowuje się jak DZIECKO)

        • Oczywiście, ze powinniśmy zabierać ze sobą dzieci w miejsca publiczne, do sklepów, restauracji, urzędów, ale trzeba zawracać na nie uwagę, spędzać czas z nimi, a nie obok nich, uczyć pewnych zachowań w miarę mozliwości, a nie traktować jak zło konieczne. Mnie dzieci w restauracji nie denerwują, wiadomo, są czasem głośno, czasem płaczą, marudzą, ale jak widzę dzieciaki biegające miedzy stolikami, wpadające pod nogi kelnerek, wrzeszczące mi niemal do ucha, a w tym czasie mamusia/rodzice zajmuja się plotami, swoim jedzeniem, czymkolwiek innym, ale nie dziećmi, to mnie trochę nosi.

  • Mój synek ma niespełna 10 miesięcy. Wszędzie go pełno. Raczkuje po całym domu z prędkością światła, staje przy wszystkim, piszczy, krzyczy, jest mega radosnym i przy tym głośnym dzieckiem. Mnie to baaardzo cieszy, bo rozwija się, uczy co chwila czegoś nowego, jest ciekawy wszystkiego… A tymczasem w sobotę odwiedziła nas teściowa i co usłyszałam??? Boooże, ale on niegrzeczny! Coooo kuźwa????!!!!! To ma siedzieć cicho w kąciku, oglądać, a może już czytać książeczkę i nie odzywać się niepytany???!!! Szlag mnie trafił. Pozwólmy dzieciom być dziećmi, jeśli nikomu nic złego nie robią!

  • Dobrze mowisz! Przede mna dopiero ten bunt 2 latka ale ostatnio przeżyłam podobny “lincz” otoczenia gdy wybrałam sie do knajpy na obiad z przyjaciółka (pierwszy raz sama z małym, wczesniej był pare razy w restauracji ale była tez babcia i zawsze był grzeczny, wiadomo przy wychodzeniu -ubieraniu i pakowaniu do wozka była afera, ale dało sie zjeść normalnie i porozmawiac) A teraz ja sama z Nim i nowe miejsce, nowa twarz koleżanki i do tego rosnące zeby i to wystarczyło żebym ja czuła sie jak wyrodna matka ktora “obdziera dziecko ze skory i dlatego tak sie drze” Starałam sie jak mogłam zeby uspokoić małego, szybko zjeść i sie ulotnic stamtąd. Obsługa restauracji w porzadku, nie dawali odczuć ze to nie miejsce dla nas ale pan siedzący naprzeciw -prawie mnie wbił w ziemie swoim wzrokiem!
    Dlatego ja zawsze jak widzę podobne dziecięce wybryki, uśmiecham sie życzliwie do rodzica bo wiem ze czasem poprostu nie mamy szans wygrać z tymi małymi “potworkami” a one niestety nie maja ukrytego wyłącznika 😉

  • Zgadzam się w 100%. Ja pierdyliard razy słyszałam że moje dzieci są niegrzeczne tylko dlatego że biegają o.O te pełne politowania teksty innych matek na placu zabaw “oj biedna, biegać musi zamiast się rozsiąść na ławce”. No a co mają robić na podwórku?! Siedzieć i krzyżówki rozwiązywać? Mój czterolatek potrzebował właśnie tych czterech lat żeby się wybiegać, wykrzyczeć i wypiszczeć a teraz to lux dzieciak

  • Ja na szczęście jeszcze nie spotkałam sie z negatywnymi komentarzami odnosnie rykow mojej corki (obecnie 2 i pol roku). Pamietam, ze pewnego razu wpadla w szal w sklepie, a ja myślałam ze sie pod ziemie zapadne, nie umialam jej uspokoic, byla w jakims transie.. wiec wpakowalkam ja do wózka i udałam sie do wyjscia. Owszem ludzie patrzyli, ale jedyne komentarze jakie słyszałam to “ojej, zmeczona chyba malutka”, “śpiąca”, “ale ma humor dzis…” itp. Bylo mi strasznie milo, ze ludzie rozumieja sytuację, a nie krytykują ze mam “niegrzeczne” dziecko 🙂 Dodam, ze mieszkam w Szkocji tu ludzie sa bardzo wyluzowani 🙂 Pozdrawiam

  • Zanim zostalam matka, myslalam: Boze, jak ona (ta matka) moze na to pozwolic, co za rozwydrzony dzieciak! Co za nie ogarnieta kobieta! Teraz jako matka: oj rozumiem, przeciez to dziecko, jego nie interesuje to co inni powiedza, po prostu jest dzieckiem, ktorego energia rozpiera, a matka go kocha, chocby jej nie wiadomo jakiego wstydu narobil

  • Uwielbiam te momenty w sklepie kiedy trzylatek wrzuca coś do koszyka, roczniak od razu to przechwytuje , więc starszy krzyczy, ze to jego i mu wyrywa na co młodszy się rownież drze w niebogłosy … Hmmm kocham zakupy z moimi chłopakami:) naprawdę

  • I znowu zadam pytanie…po co ??? Wiedząc , no może przewidując , że maluszek może być rozdrażniony bo zęby, nowe otoczenie, ludzie itp. Po co fundować sobie, jemu i gościom restauracji nerwy, brak komfortu a dziecku płacz i stres???
    Zrelaksowałaś się na tym spotkaniu, w spokoju zjadłaś, pogadałaś…..nie sądzę.
    A inni goście w restauracji….nie sądzę żeby przyszli na obiad z “takimi atrakcjami”.
    Drogie mamy bierzcie to pod uwagę przy wyborze restauracji. Są przecież takie gdzie dzieci są mile widziane, są zabawki,specjalne kąciki. Ja idąc z klientem na firmowy obiad nie mam ochoty słuchać płaczącego maleństwa i zdenerwowanej , szamoczącej się mamy

    • Jeżeli umiem przewidzieć ze cos moze nie byc dobrym pomysłem to tego unikam, z zębami jak jest każdy wie, jest spokój i nagle bach- zaczynaja sie trudne dni. U mnie akurat był ten spokojny okres i był radosny spokojny i pech chciał ze akurat sie to wszystko złożyło w czasie. Jasne ze sie nie zrelaksowalam, zjadłam w biegu i wyszłam. Co nie zmienia faktu, ze niektórzy nie rozumieją ze dziecko nie ma wyłącznika i nie wszystko rozumie nawet jak sie tłumaczy. Nie mam zamiaru izolować sie z dzieckiem od swiata i czekać na wyjście do czasu jak wyrosną wszystkie zeby a on sam bedzie rozumiał wszystkie zasady dobrego wychowania.
      Oczywiście nie byloby tez dla mnie przyjemnością spotkanie firmowe przy płaczącym dziecku ale “zabijanie wzrokiem” mamy próbującej opanować sytuacje nic nie daje.
      PS. Restauracja była skierowana tez do rodzin z dziećmi bo był przewijak w łazience, kącik do zabawy, klocki, kolorowanki itp.

  • E tam, a ja sie nie wstydze. Mam gdzies co inni sobie pomysla o tym, ze moje dziecko wlasnie sie drze.
    Czasem nawet w duchu przyznaje mu racje. I o zgrozo potrafi mnie nawet ucieszyc, ze wydaje z siebie dzwieki przeszkadzajace komus kto wlasnie np nieprzyjemnie sie zachowal;). Hihi
    Zeby mnie nikt zle nie zrozumial: nie klaszcze wtedy w dlonie, ale staram sie uspokoic/wyjasnic z dzieckiem co jest problemem, nazwac emocje itd. Wyjasniam dziecku tez, ze w tramwaju krzyki i piski przeszkadzaja innym, staram sie je czyms zajac. I jesli moge to nawet staram sie unikac takich sytuacji. Ale wiadomo, ze nawet te chodzace anioleczki czasem musza sie troche wydrzec i juz. I na pewno nie jest mi glupio z tego powodu, ze moje dziecko jest normalnie rozwijajacym sie czlowiekiem!

  • Poczytuję od czasu do czasu. Dzisiejszy wpis przeczytałam obowiązkowo i tym razem się wypowiem 😉
    Pracuję w handlu od 6 lat. Obecnie w sklepie wielkopowierzchniowym z odzieżą i gadżetami, dekoracjami do domu. Jak wygląda to z mojej strony? Na pewno nie jest miło rodzicom małych dzieci słuchać nieprzychylnych komentarzy innych, często również sprzedawców. Ale uwierz mi, że to, z czym spotyka się klient na zakupach różni się od tego, co my, jako obsługa sklepu, mamy na co dzień – a mamy tego wiele. Jakieś 90% dzieci, które towarzyszą rodzicom na zakupach biega po sklepie bez opieki. I nie jest to “odkrywanie świata”, tylko bieganie jak po boisku, bez zwracania uwagi na innych klientów, towar, sklepowe półki. Krzyki i nawoływanie rodzeństwa z drugiego końca sklepu. Ewentualnie histeryczny płacz dziecka, które rodzic zostawił na dziale z zabawkami, ale potem żadnej zabawki nie chciał kupić. Skakanie w butach po kanapach (zarówno tych “dla klientów”, jak i tych wystawionych na sprzedaż), jeżdżenie rozpędzonymi wózkami. I naprawdę nie wyolbrzymiam – rodzice chcąc mieć święty spokój podczas zakupów, pozwalają dzieciom na zbyt wiele. Nieraz wołałyśmy przez megafon rodziców, którzy zapomnieli o pilnowaniu swoich pociech (i to od takich ledwo chodzących, po kilkuletnie, które powiedzą chociaż jak mają na imię). To wygodne, bo dziecko zajmuje się sobą,a rodzice zakupami. Z drugiej strony rodzice maleńkich dzieci, które po kilkadziesiąt minut płaczą z niewiadomych przyczyn i tych trochę starszych, które płaczą, bo są zwyczajnie zmęczone. Ale nie. Rodzic jeszcze chce obejrzeć to i to, a dziecko ma “przestać beczeć”. Nieważne, że jest 20:30 i normalnie o tej porze już dzieciak byłby wykąpany, kończył kolację i szykował się do snu. Centrum handlowe jest przecież czynne do 21:00 i trzeba z tego skorzystać. Druga sprawa, że ludzie mają prawo do robienia zakupów w spokoju – wystarczający jest codzienny “zakupowy” zgiełk i nie dziwię się, że ludzie irytują się widząc płaczącego lub biegającego pod ich nogami dzieciaka.
    Kolejna sprawa, to fakt, że sklep to nie miejsce do zabawy – u nas są szklane dekoracje, ciężkie metalowe półki. Dzieci nieraz wpadały w dekoracje, tłukąc je, lub nabijając sobie guza. Całe szczęście, że z tego wyszedł tylko guz, a wazon ominął dziecięcą głowę i rozbił się na kawałki z dala od dziecka. Któregoś dnia jednak jakieś dziecko może mieć mniej szczęścia, a wtedy rodzice będą mieli pretensje do kierownika sklepu. Tym bardziej, że nie jesteśmy sklepem z artykułami pierwszej potrzeby, więc raz na na jakiś czas można sobie chyba znaleźć opiekę nad dzieckiem, żeby spokojnie wyskoczyć na ubraniowe zakupy.
    Najbardziej dramatycznym przykładem niedopilnowania dziecka, była sprawa poparzenia dwuipółletniego chłopca “Kretem”. Rozumiem, że być może środek ten stał w nieodpowiednim miejscu. Ale ile czasu potrzebował ten maluch, żeby samodzielnie odkręcić tzw. “bezpieczną nakrętkę” i napić się płynu? Na pewno nie były to sekundy (rodzice twierdzą często, że “tylko na kilka sekund stracili dziecko z oczu”). I na pewno matka nie pozwoliłaby dziecku dotykać tego środka, gdyby miała go cały czas na oku.
    Nie mówię, żeby dziecko zamknąć w pokoju i nigdzie nie zabierać – rozumiem, że trzeba kupić jedzenie czy środki czystości. I w tym przypadku najczęściej nie da się kombinować z zostawieniem dzieci, bo jeść trzeba, a zakupy takie robi się co drugi dzień. Ale dlaczego ludzie zaczęli traktować zakupy w centrach handlowych jako rodzinną rozrywkę na niedzielę?
    Pozostałe 10% to dzieci z natury grzeczne lub takie, którym raz się wytłumaczyło i zrozumiały. Pogadają, pośmieją się. Te starsze zadają często mądre pytania, młodsze patrzą na migające przy kasie światełka, “zrobią pa pa”, kiedy odchodzą od kasy, uśmiechną się “pełną gębą” (czyt. dwie jedynki dolne). I jeśli jestem rodzicem, to chyba wiem kiedy mogę pozwolić sobie na zakupy z dzieckiem, a kiedy jednak lepiej zostawić je z babcią/ciocią/niańką (niepotrzebne skreślić).
    Sama nie mam dzieci i może teraz wyjdę na hejterkę, ale widzę codziennie naprawdę wiele takich sytuacji.
    Rodzic jest rodzicem przez cały czas, a robienie zakupów nie zwalnia go z obowiązku pilnowania dziecka, przynajmniej do czasu aż samo nie zacznie samodzielnie rozumować.

    • ależ komentarz! 🙂
      zgadzam się z tym co napisałaś. Ja nie pisałam o patologicznych zachowaniach. Ja pisałam o normalnym wyjściu do sklepu. Bo czasami po prostu trzeba. W niedzielę pojechaliśmy wszyscy do CH, Brunek zrobił zadymę w sklepie. Trzymałam go na siłę? nie. Mój M wyszedł z nim, bo wiem że w tym sklepie nie byłam sama. Jak dla mnie mógł piszczeć, jestem przyzwyczajona, ale było tam mnóstwo innych ludzi których szanuję, i nie zamierzałam ich katować zachowaniem mojego dziecka.
      Co do pilnowania biegających dzieci – tu nawet nie ma o czym rozmawiać, chociaż przykład który podałaś średnio mi się podobał. Z drugiej jednak strony rozumiem, że nie będąc mamą nie wiesz, że pewne rzeczy się dzieją, i wystarczy ułamek sekundy, żeby się wydarzyły. Ja do pewnego momentu (najgorszego na świecie) też tak myślałam. I tak, były to sekundy, pewnie jakieś 5-10. Czasami wystarczą dwie, by wydarzyła się tragedia. Ale to nie czas i miejsce by o tym dyskutować 🙂

      • Zgadzam sie z Pania pracujaca w handlu 🙂 tez tak pracuje i to co sie wyprawia czasem jest straszne. Nie chodzi mi o to zeby oskarzac rodzicow o zle wychowanie ale o nie pilnowanie dzieci. A co jesli dziecko w ferworze zabawy (bo mama 20minut cos przymierza a maly sie nudzi) zepsuje jakis drogi towar? Ja mialam dwie takie sytuacje
        -raz dziecko biegalo w kolko i wpadlo na drogi regal i zepsul oczywiscie towar za ponad 200zl
        -dziecko bralo samo towar do reki, poprosilam rodzica o pilnowanie (bez skutku dwukrotnie), za trzecim razem dziecko towar zepsulo… no i poprosilam o zaplacenie
        Co w takich sytuacjach mamy zrobic? Prosi sie raz, drugi..a rodzice nie reaguja. Drodzy rodzice prosze was zebyscie czasem posluchali obslugi- to nie jest wymierzone przeciwko nam. Np szef nie pozwala zeby ktokolwiek siadal na taki postument bo na nim wisza lustra i zeby na kogos nie spadlo. Zazwyczaj rodzice obrazaja sie jak prosze zeby dziecko tam nie siadalo. Dlaczego? Nie wiem. Jakby spadlo na malucha lustro to by bylo na mnie. Czesto slysze w odpowiedzi “ale co pani przeszkadza ze on sobie tu posiedzi jak ja przymierzam?”. Mnie nic. Jak mu spadnie na glowe to wtedy tobie bedzie wszystko przeszkadzac…
        Szanujmy sie nawzajem…
        Dziecko bawiace sie w sklepie? Ok ale pod kontrola rodzicow.

        • no jasne, że pod kontrolą! tylko i wyłącznie! a jak coś zepsuje “rodzicu płać” 🙂 to dla mnie logiczne 🙂

    • Kreta dziecko bardzo szybko. Tak samo, jak taki bezpieczny syrop. Ja się będę wściekła że otworzyć nie mogę, a mój dwulatek cyk i gotowe, taj samo córka. Stąd mniemam, że kreta tez by załatwili właśnie w przysłowiową chwile. Dlatego wszystkie chemiczne rzeczy trzymam w miejscu, do którego nie sięgną nawet z krzesła

  • Ja mam niewyżyta i niewychowaną trójkę, ludzie się boją podchodzić i komentować, bo to jak zadzieranie z mafią 😀 Ot, taka sobie radosna, głośna patologia 😀
    btw. dzieci mi się już nie raz pogubiły w sklepie, raz stłukły sok, kiedyś dziurawiły jogurty (kupiłam wszystkie mimo protestów obsługi sklepu, “bo to wliczone w szkodę będzie”), zawsze zjadają bułkę (a przy kasie każde pokazuje co ma w rączce! tak ich nauczyłam). Jak się chce to coś tam można nauczyć.

  • Przyznam, że zanim zaszłam w ciążę bardzo wkurzał mnie krzyk, czy płacz dziecka w sklepach. Teraz kiedy widzę taką scenę, to raczej traktuję ją jak motywację, żeby po urodzeniu tak wychować dziecko, żeby oczywiście krzyczało, biegało, czy śpiewało ale nie przez rozwydrzenie, raczej ze szczęścia 🙂

  • Ja kiedy wyjeżdżam na zakupy nastawiam młodego na super zabawę. Już w domu opowiadam że jedziemy do jego ulubionego sklepu (taaa jasne, sklep jak sklep;)), pytam na co ma dziś ochotę, co mu kupić (jeśli to spożywczak to zawsze wchodzi buła, ew. soczek). Po wejściu do sklepu bawimy się w szukanie-najpierw zawsze to co On sobie wybrał. Kiedy rączki są już zajęte idziemy na poszukiwania reszty z listy. Młody zawsze szuka ze mną, ładuje do wózka i obowiązkowo wykłada towar na taśmę. Prawie zawsze zakupy udają nam się idealnie…PRAWIE! Hehe, jesteśmy tylko ludźmi, zdarzają się gorsze dni…a wtedy płacz, rozdrażnienie. Kiedy zaczyna się głośny ryk i na pytania: “ale co się stało?co byś chciał?” słyszę tylko: “bo ja…bo ja… ja chciałem..aaaaaa!!!!!!” wiem że oznacza dla mnie tylko jedno-bierz w łapę co najbliżej i do kasy!;) I to nie dlatego że mi wstyd, to przecież normalne. Po prostu nie chcę dłużej męczyć dziecka, bo on też zwyczajnie może nie mieć siły czy ochoty na robienie zakupów w jakimś zatłoczonym, głośnym sklepie:)

  • Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że sama jestem matką 5 latka, którego trudno okiełznać i upilnować.
    Niestety, ale niedawno moja ciocia nie zauważyła podczas zakupów ganiającego po sklepie 3latka, który akurat w tym momencie przysiadł za nią, zrobiła krok w tył i poleciała jak długa, waląc głową o podłogę. Mamusia dziecka zajęta była akurat czymś innym, ciocię bolał kark, miała zbite ramię, i kupę szczęścia, że nie przywaliła w metalowy regał.
    Dzieci trzeba pilnować, żeby nie zrobiły krzywdy sobie i innym.

  • Ja uważam, że nie zabieranie dziecka na zakupy to nie jest żadne wyjście. Prędzej czy później przyjdzie nam wziąć młodsze czy starsze dziecko do sklepu i zmierzenie się z tym całym “przedsięwzięciem”. Moja córka ma 6 lat i choć już nie próbuje uciekać i krzyczeć w sklepie jak było to kiedyś, to nadal próbuje sięgać na półki po co bardziej interesujące ją smakołyki. Tłumaczymy etc, ale przecież nie możemy cały czas strofować dziecka.

    • Ale co to znaczy tłumaczymy? Nie wyobrażam sobie, że mówisz do 6letniego dziecka że nie wolno czegoś a ono to nagminnie robi. Nie i już. Również ja miałam 6 lat ale do głowy by mi nie przyszło, że mama albo ojciec mówi nie a ja udaję, że nie słyszę. Pamiętam też, że doskonale rozumiałam co się do mnie mówi.

  • Ech, zmarnowałam dzisiaj czas. Skomentowałam kilka razy, kulturalnie blog Pana Kamila, który w odpowiedzi… Zablokował mnie i raczył odpowiedzieć mi w sposób, cytuję:
    “Przykro mi, ale robi Pani kurwę z logiki. I do tego próbuje mnie obrazić.”
    A moje komentarze były pełne szacunku a jednocześnie braku zgody na propagowanie używania wyrażenia “naturalna konsekwencja” jako kary. Blog Ojciec uważa bowiem, że naturalną konsekwencją uderzenia dresa jest wylądowanie samemu na izbie przyjęć… Temu Panu już podziękujemy.

  • Nie pisałam wcześniej komentarzy, ale teraz to już nie wytrzymam! Uwielbiam, i namiętnie czytam Cię FlowMum, czasami mam wrażenie, że czytasz w moich myślach, dlatego chciałabym podziękować Ci za każdy wpis:* Dlaczego tknęło mnie na coment teraz? Nie ma dnia żebym nie usłyszała o jejku jaka ta Pani Córka żywa (wtf a jaka ma być martwa), jaka głośna(zależy od fazy księżyca

    • hahaha hahaha padłam!!! no niestety – obcy ludzie najwięcej mają do powiedzenia na temat naszych dzieci 😛

      • Nie mają jeśli te dzieci nie uprzykrzają życia w każdym możliwym miejscu (publicznym) innym osobom np. wrzaskami i piskami na które jak tu widzę zwyczajnie nie reagujecie i macie “gdzieś” co inni myślą i czują. To zwykły brak szacunku dla innych.

  • Ja nie wiem czemu mi tak ucina cały czas te komentarze, raz coś chciałam skomentować, i jeszcze mam pod górkę 🙁
    No dobra ostatnie podejście…
    Ataki i histerię nie są mi obce, i pomimo, że cierpliwość się dawno skończyła, to nigdy jej nie odpuściłam. Pewnie, że ludzie patrzyli z litością czy pogardą, trudno, sorry. To tylko 5-10 minut Waszej “bulwersacji”, 20 minut (mniej więcej) moich nerwów i stresu, ale dzięki temu, ta wrzeszcząca Dziewczyna nauczy się w końcu jak wolno a jak nie, zachowywać się w danych miejscach.

    • nie wiem dlaczewgo 🙁 te poucinane pokasowałam :*
      i taka postawa jest najlepsza – w dupie co inni ludzie, nie oni wychowują nasze dziecko…

  • Dlaczego zawsze mam wrazenie,ze tylko moje dzieci takie”niedobre”??W sklepach to moj synus(prawie 3 latka)sie drze,biega,chce wszystko wlozyc do koszyka itd…Wszystkie inne dzieci grzeczniutkie…Az sie zastanawiam,czy nadaje sie na matke…

    • jesteś idealną mamą dla swoich dzieci!!!! I-DE-AL-NĄ! i nigdy nie waż się myśleć inaczej!c :*
      ps. mój się drze wszędzie… bywa 🙂

      • Nie masz niestety powodu do dumy to raczej powtarzam szacunku dla innych osób w strefie publicznej. Gdyby tak się zachowywał osoba dorosła to byłoby zakłócanie porządku. W tym wypadku to ty zakłócasz porządek bo jesteś odpowiedzialna za zachowanie swojego dziecka.

  • Mnie nie rusza odkad jestem mama,krzyk,placz,uciekanie rodzicom itp.sama to wszystko przezylam….;)
    W takich sytuacjach mysle sobie tylko “skad ja to znam” hehe…choc czasem wychodzi ze mnie wredota,gdy mam gorszy dzien i patrzac na takie zachowania jak i reakcje lub jej brak ze strony rodzica,rzuce pogardliwe spojrzenie a w duchu dziekuje Bogu,ze syn ma juz 6lat;))

  • Aaaa zapomnialam napisac,ze uwielbiam,powtorze UWIELBIAM Twoje wpisy :))

  • w Niemczech dziecko nie moze płakać zwłaszcza w miejscu publicznym bo zaraz ktos zgłosi i beda chcieli ci je zabrać. Aaaaa i pamiętaj zeby nie mowić do niego po polsku!

  • Kiedyś jak nie miałam dziecka tak właśnie myślałam…jednak teraz mam Remika, który mi na każdym kroku uświadamia jak łatwo było oceniac kogoś z boku. Jedna rzecz się nie zmieniła DO SZAŁU doprowadzają mnie mamy, które wchodzą do sklepu puszczają dzieci, a te jak opętane biegają, piszczą i plątają się pod nogami. To nie plac zabaw…

  • Moja 3 letnia autystka z wyglądem i zachowaniem całkiem zwyczajnego dziecka potrafi nieźle dać czadu. Ludzie patrzą gdy piszczy, krkrzyczy, tupie i gryzie bo jakaś sytuacja jest dla niej w tym momencie nie do przyjęcia. Nie czuję wstydu, nie mam potrzeby tłumaczyć że jest chora. Pogardliwe spojrzenia czy komentarze obezwładniam kasliwa ripostą, mam opanowane do perfekcji. Dziecko to dziecko i trzeba mieć trochę taktu zanim zmiesza się matkę z błotem bo dziecko nie zachowuje się idealnie.

  • Zgadzam sie z tekstem calkowicie oprocz jednej rzeczy bieganie..niestety ale pracowalam w sklepie budowlanym i prosze wierzcie mi to jest cos okropnego gdy takie dziecko biega po sklepie nie dlatego ze biega lecz dlatego ze w kazdej chwili moze mu sie cos stac w jednym z naszych marketow taki biegajacy dwu-trzy latek zzucil na siebie ciezka umywalke skonczylo sie w szpitalu z powaznymi obrazeniami. Sama mialam sytuacje gdy ok 4 letnie dziecko wbieglo na ogrodzona alejke pod tzw winde na krorej ja bylam u gory i sciagalam towar gdyby nie to ze spojrzalam w dol zanim zjechalam bylaby tragedia moje serce w momencie stanelo nie chcecie wiedziec ilu epitetow uzylan do spacerujacego sobie 50m dalej ojca.Sa po prostu pewne granice w koncu chodI o bezpieczenstwo tych najmniejszych.pozdrawiam goraco

    • i tu się zgodzę! co innego jak sobie truchta w dziale z zabawkami, a co innego w dziale z nożami! a rodzic jest od tego, żeby wiedzieć czy dziecko akurat może “wojować” czy to jest kompletnie nie na miejscu (bo będzie przeszkadzać, bo coś może mu sie stać itp.).

  • Dzień dobry 🙂 pisze pierwszy raz komentarz na Twoim blogu natknęłam się już jakiś czas temu na pierwszy Twój wpis kiedy miałam jeszcze fb (tak od jakiegoś czasu nie istnieje ;)) to był wpis nt jak to niby fajnie siedzieć w domu 😉 urlop macierzyński 😉 osobiście uważam ze re dwa określenia- urlop i zasiłek macierzyński – są kompletnie nie trafione! Żadnego osobiście nie doświadczyłam, ale irytują mnie niezmiernie. Pewnie się rozpisze…rzadko pisze, ale jak już to elaborat 😉 żeby mnie dobrze zrozumiano. Jestem mamą od 7,5 roku podwójna od prawie 5,5. Mam nadzieje ze w niedalekiej przyszłości zostane potrójna. Mieszkamy daleko od rodziców nigdy nie miałam do pomocy mamy cioci babci ani niani. Nasza 1 córka była planowana wyczekana wystarana i wyplakana (morze łez zwłaszcza jak wszystkie koleżanki zachodziły) w końcu się udało. Nie pracowalam przed ciaza wiec naturalnie zostalam w domu najpierw roka dslej sie zobaczy. Zlobek nie wchodzil w gre. Mała była przekochanym dzieckiem mogłam z nią zrobić wszystko. Chcieliśmy nie dużą różnicę między dziećmi i nie chciałam przechodzić drugi raz tej trudnej drogi do macierzyństwa i jak tylko sytuacja mieszkaniowa nam się zmieniła to zaczęliśmy starania o drugą ciążę. Mogliśmy Sb pozwolić żebym była w domu mąż dobra średnia krajowa plus dodatki i mieszkanie bez kredytu. Druga córka juz nie była taka wyrozumiała 😉 pierwsze pół roku dala w kość. Pisze o tym bo nie chce pisać w 3 różnych wpisach oddzielnie wole jeden wpis a łączący 3 tematy. Ten, o ambicjach i właśnie ten, który przeczytałam jako 1 na Twoim blogu czyli o “urlopie” macierzyńskim. Po 1. nie uważam ze kobieta zostająca w domu jest mało albo w ogóle nie ambitna. Dlaczego nie może być właśnie ambicją pasja i czym tam jeszcze właśnie wychowywanie dzieci (zwłaszcza jak ma się więcej niż jedno a nawet jak jedno to co?) Poza tym ja np nie miałam nikogo do pomocy i nie pracowalam przed (kończyłam drugi kierunek w 3 mcu). Poza tym to nie było na zawsze traktowałam to jako etap w życiu. Za pędów robienia kariery niegdy nie miałam. Praca dla mnie to głównie zarobek dwa wypełnienie czasu trzy wyjście z domu choć z dziećmi nie czułam się zamknięta w domu wręcz przeciwnie robiłam kiedy i co chciałam. Poza tym każda z nas ma inną sytuacje życiową materialną mieszkaniowa rodzinna innego męża inna ilość dzieci itd. Wiec ja zostałam z drugą córka wiadomo również naturalna kolejnością rzeczy i nasza sytuacja. Mąż wojskowy wiec częste wyjazdy poligony służby itp. Nie miałam kompletnie nikogo bo przyjechałam do tego miasta znając tylko męża a koleżanki same miały dzieci lub pracowały. Moja starsza córka ze stycznia nie dostała się do przedszkola na 3 a potem na 4 lata poza tym miałam druga w domu, więc siłą rzeczy…a bezsensem było “siedząc” w domu dawać do priv wiec przekwalifikowalam się na domowa mamę przedszkolanke 😀 moje córki praktycznie nie chorowały mogłam z nimi spędzać czas na różne sposoby. To był mega fajny i szczęśliwy czas. Potem na 5 lat starsza i przy niej na 3 lata młodsza dostały się obie równo do przedszkola (poszły praktycznie na 5,5 i 3,5 bo obie z początku roku) i zaczęłam szukać pracy ale szybko się rozmyslilam jak zaczęły chorować…listopad i luty praktycznie byłabym na L4…od września tamtego roku córka starsza poszła do szkoły (6 latek z 2009) młodsza do średniakow przeszła i wtedy poszłam do pracy innej niż moje kierunki ale taka jak chciałam blisko domu na pół etatu i w razie wu mogę wziąć dziecko do pracy plus firma wyrozumiała co do macierzyństwa. Wiec byłam 6,5 roku z dziećmi. Kompletnie nie żałuję. Wiele się nauczyłam właśnie rozwinęłam w różnych dziedzinach nigdy tyle nie przeczytalam jak przy dzieciach nauczylam sie gotowac zdrowo jesc oszczedzac plus to ze byłam z moimi dziećmi w domu teraz już u starszej zaczyna procentowac. Mała chodziła tylko rok do przedszkola z czego 1/3 odchorowala a po 1 roku szkoły dostała dyplom wzorowego ucznia (a my dyplom za trud wychowania i gratulacje) brała udział w konkursach recytatorskich i plastycznych oraz płynnie czyta mimo że poszła rok wcześniej do szkoły ale ja tak jak napisała jedna z pań powyżej nie tylko byłam z dziećmi w domu ale im czytałam tłumaczyłam pokazywałam robiłam z nimi różne rzeczy jeździłam na wycieczki nawet choćby autobusem miejskim po mieście. Zawsze mialy pelne sniadanie cieoly obiad itd Dziewczynki są spokojne i samodzielne starsza bardziej mi może była więcej lat w domu. Ale co do art do którego pisze to się zgadzam z Tb w 100%. Ale nie zgadzam się z co Po niektórymi komentarzami. Czytając komentarz pani pracującej w handlu od razu pomyślałam że nie ma dzieci ale zgadzam się ze bezpieczeństwo ponad wszystko! Niestety nie rozumie pani trochę matek. Nie każda ma zostawić z kim a właśnie rzadko która ma niestety albo się nie ma babci czyt nie żyje albo ma się daleko jak ja albo babcie same jeszcze pracują. Poza tym jak się dzieci mają nauczyć zachowania w danym miejscu? Jak ich nie bd zabierać do sklepu restauracji do kina do zoo? No ale od 1 razu się nie nauczy…wychowanie to proces i twierdzenie ze kilkuletnie dziecko nie jest wychowane to fakt nie jest! Ono jest dopiero wychowywane! Zanim zrozumie ze w sklepie nie wolno biegać czy piszczec trzeba powtórzyc 59 razy i być w sklepie tyle samo. No i tekst nie reaguje? Nie zawsze nie reagowanie jest złe. Jakbym chciała reagować na każde piskniecie dzieci to tym sposobem zwracaly by moja uwagę na każdym kroku. Z nikim bym nie porozmawiala ani na żywo ani przez tel nic bym nie zrobiła ani w domu ani w sklepie ano kolo siebie. Czasem brak reakcji jest najlepsza reakcja. Co do boskości dzieci moja córka była takim dzieckiem zakupy z nią to była przyjemność siedziała patrzyła miała chrupka czy bule w lapce i luz. Nie krzyczała nie biegała cierpliwa w kolejce także nigdy nie byłam przepuszczana. Z drugą zdarzyło się ze mąż musiał wyjść żebym dokończyła większe zakupy albo przerywalam wychodzac jak bylam sama…ale bylo ze musialam dokonczyc. Latwo mowic powinna pilnowac. Kto ma dzieci ten wie ze wystarczy naprawdę chwila nie uwagi albo skupienia uwagi na czymś innym. Niestety nie mamy oczu wokół głowy i w piętach. Gdyby mamy mialy ciagle pilnowac dzieci to by nie jadly nie spaly nie kupily sobie ani dzieciom ciuchow jedzenia ani niczego innego nigdzie nie wychodzily z nikim nie rozmawialy i najlepiej przestaly zyc. Zresztą nie rozumiem co przeszkadza np na duzym ciucholandzie biegajace dzieci smiejace sie ja jak jestem sama i widze takie dzieci to usmiecham sie. Wiem ludzi wkurza radosc i beztroska dzieci ze nie musza byc sztywni i ze doroslym nie wypada. Robiliśmy duży remont ze starszą córka jak miała 1,5 roku była grzeczna choć ciężko było w markecie budowlanym po 2 h i ktoś mógł powiedzieć ze mogli zostawić z kimś innym a nie męczą siebie i dziecko. Tylko my nie mieliśmy z kim. A chcieliśmy oboje wybrać razem panele farby płytki itp. Łatwo się komuś mówi ale jakby matki chciały tak robić jak piszą panie wyżej to by nigdy nigdzie nie wyszły. Jak ja się umowie z koleżanką do rest to skąd mogę wiedzieć jaki humor bd miało dziecko za 3 dni. I co mam odwołać a potem jakiś czas np nie bd mogła koleżanka. Wszystko takie proste się komuś wydaje jak nie jest w danej sytuacji. Zresztą widać po komentarzach jak wiele matek pisze co myślały zanim zostały matkami a jaka jest rzeczywistość. Wiadomo nie mówimy o skrajności jak we filmie. Ale to rzadkość rzadka rzadkość. Poza tym co dla kogo jest nie grzecznym bo jak biegające o radośnie popiskujace dziecko to niegrzeczne to ja nie mam pytan…(moze zakneblowac przywiazac do nogi? Albo najlepiej zostawic samo w domu zeby innym w zakupach nue przeszkadzalo tylko jak coś się stanie bd znowu wina rodzicow) tylko ja takie rzeczy spotykam tylko w necie w realu wręcz ja dostaje od ludzi ze strofuje zbytnio czy że to tylko dziecko żebym dala spokój. W necie spotykam takie obwinianie za wszystko rodziców a w realu rozmawiajac z innymi rodzicami z przedszkola szkoły czy jak do mojej pracy przychodzą z dziećmi słyszę inne teksty. W realu ludzie są jakby bardziej wyrozumiali i mówią np jak pani napisała ojej może głodne może zmęczone może śpiące. Bez takich powinna pani nad nią zapanować. Nie dziwię się młodym kobietom ze nie chcą mieć dzieci jak takie teraz ocenianie krytyka i wszystko jest wina rodziców. Dobrze piszą tutaj niektóre mamy trzeba się nie przejmować i robić swoje co dla nas i naszej rodziny najlepsze. A oceniać nas za wychowanie mogą tylko nasze dzieci jak dorosną a tu znaczna większość ocenia pozytywnie swoich rodziców wiadomo każdy popełnia błędy jestesmy tylko ludźmi i nie mamy studiów do wychowania. Ocenianie na poziomie kilkulatka rodziców ze źle wychowują czy coś robią…a skąd wiecie że to jest złe? jeszcze nie znamy skutków. Na marginesie nie tylko rodzice wychowują. Jeżeli bd mieć 3 dziecko myślę że po macierzyńskim wrócę do pracy bo raz bd miała gdzie dwa mam teraz zaufana panią sąsiadka moja która sporadycznie teraz zostaje mi z dziewczynami jak mamy taką potrzebę oczywiście nie za darmo. Ale ja i tak pracuje tylko 4 h dziennie od 13-17 wiec nawet nie odczuje dziecko zapewne połowa tego bd drzemka południowa no i po roku dopiero. Pozdrawiam serdecznie autorkę oraz mamy tutaj piszące 🙂

Leave a Comment