No przecież mówiłam, że opłaca się mieć tyle dzieci! - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO Uncategorized

No przecież mówiłam, że opłaca się mieć tyle dzieci!

Dobrze czytasz! Myśl, że jestem niepoważna, szalona, nieobliczalna (haha). Tak właśnie! Posiadanie 3 dzieci to moja droga same plusy. Same grube, wypasione plusiska. Oczywiście, żeby nie było tak, że ja już totalnie jestem zamroczona, i  że nie pamiętam jak jakieś 3 lata temu zdarzało mi się płakać w toalecie z wyczerpania. Pamiętam doskonale! Ale teraz? No bajka!

3 dzieci to mega wyzwanie. Kiedyś widziałam najlepszy mem na świecie, doskonale obrazujący ten stan: „Jak to jest mieć trójkę dzieci? To takie uczucie, kiedy toniesz, a ktoś ci podaje dziecko”. Chociaż nie. To się chyba odnosiło do posiadania dziecka i bycia w ciąży. Mniejsza z tym! Konkluzja z tego taka sama – 3 dzieci to nie tylko mega wysiłek dla naszego ciała (wiesz, 3 ciąże, 3 porody, nie było łatwo!) ale i dla psychiki! Na szczęście im dzieci starsze, i im bardziej stawiasz na ich samodzielność, tym jest Ci w życiu lepiej.

Zacznę od spraw błahych: posiłki. Będę szczera – moje dzieci śniadania w 90% przypadków robią sobie same. Filip zrobi owsiankę, Brusiek wyciągnie mleko i sztućce, Edek zrobi zadymę i się poryczy. No samo się robi! Serio serio!  A ja co? A ja się wtedy maluję. Bo mam czas, bo lubię, bo już się wysypiam! No chyba, że Krzychu (w sensie nasz kot) wpada na pomysł przypomnienia nam jak to jest, kiedy budzisz się po 10 razy w ciągu jednej nocy. Nie komentujmy tego. Jestem prawie pewna, że to sprawka M, który namówił go do tego w ramach mojej akcji #wściekliznamacicy czyt. chcę mieć kolejne dziecko.

Ubieranie się? Pfffff… Dzieci same sobie ciuchy szykują! SAME! Chcą wyglądać jak obraz rozpaczy? A proszę bardzo! Zresztą nie będę kłamać – i tak było tak, że kiedy ja im te ciuchy szykowałam, to nagle 15 tysięcy razy musieli zmienić koszulkę, spodenki czy majtki. I owszem, może i efektem tego jest to, że Teodor chodzi w różnych skarpetkach. W nosie mam. Ma niecałe 4 latka, kiedy ma się chłopina wyszaleć jak nie teraz? Później już tylko garniaki, czarne skarpetki i slipy (oby nie!).

Zabawa? To dopiero czad! Moje podejście do większości zabaw wymyślonych przez moje dzieci to niestety „kiedy bawisz się z dzieckiem od 6 godzin, a minęło dopiero 5 minut”. Serio. Ja mogę z nimi kolorować, grać w gry planszowe, ale sorry, moja wyobraźnia już nie jest tak wypasiona, że mogę sobie wyobrażać bitwę Spidermana z Venomem (tak, znam nazwy większości superbohaterów). I teraz pytanie: kiedy ostatni raz Twoje dziecko chodziło za Tobą i jęczało „pobaw się ze mną!!!”. Moje dzieci (a mam ich 3, więc i szanse na to są potrójne) marudziły mi tak ostatnio…. yyyyy….. tydzień temu? Dwa tygodnie? Jakoś tak… Bawią się sami, totalnie sami. Kochają swoje towarzystwo, i tak, oczywiście że czasami mają siebie dość (właśnie wtedy najczęściej przyłażą), ale to normalne w relacjach międzyludzkich, więc moja postawa to w takiej chwili “sorry synu, sam rozwiązuj swoje problemy”. A co! Niech się uczą od małego!

Obowiązki domowe 🙂 Najlepsza część! Łuhuuu! Ok, najpierw się do czegoś przyznam: trochę zaniedbałam ten temat u dzieciaków. Oczywiście, podstawowe rzeczy jak sprzątanie w swoich pokojach (tylko błagam, nie pytaj jak sprzątają młodsi chłopcy, nie chcesz tego wiedzieć, grunt że to robią!) robili, ale nic ponad to. Na szczęście ogarnęłam się dosyć szybko (tzn. wtedy kiedy już sama na siebie byłam wściekła) i teraz hohoho! Boże ile ja mam czasu! Nie ma, że źle wytarty stół, więc wolę sama. Nie nie! Ma być czysty! Nawet jeżeli to oznacza polerowanie go przez malucha przez 10 minut (ok, może max 3). Odkurzania, zamiatanie, sprzątanie kuwety, jedzenie dla Krzycha, kurze, lustra. Sorry memory, jak to mówi mój Filip. Nie ma zmiłuj. Jasne, że często jęczą wtedy jak opętani, ale ja mam na to tylko jedną odpowiedź: „dzieci, to dla waszego dobra… żebyście na życiowych nieudaczników nie wyrośli”. I tyle. Nie sądzę, żeby to ich przekonywało, no ale cóż… Mnie płacenie aż takich wysokich podatków też nie przekonuje, a jednak to robię…

Ok, teraz minusy, żeby nie było tak całkiem słodko pierdząco…

Hałas… no umówmy się, poziom decybeli w naszym mieszkaniu już od dawna przekroczył dopuszczalne normy (czy przypadkiem z tego tytułu nie jest wypłacane jakieś „szkodliwe” czy coś? Wiesz, jak w kopalniach i innych miejscach pracy). Na szczęście im dalej w las, czyli im chłopcy są starsi, tym jest w tym temacie co raz lepiej. I tak, uwierz mi, zdarza nam się z M oglądać filmy po południu! SERIO!!! Dzieci się bawią a my chillujemy!!!

Po drugie – kasa. Pamiętam jak kiedyś mój tato mi powiedział, że nie ma większej skarbonki bez dna, niż własny samochód. Jestem pewna, że nie powiedział „a nie, jednak dzieci” tylko dlatego, że czasami bywa dość miłym człowiekiem. Dzieci kosztują miliony monet. Jedzą mnóstwo, ciągle trzeba kupować im ciuchy, zabawki, do tego jakieś atrakcje. Kiedyś miałam plan, żeby to liczyć, i w dniu, kiedy już jako nastolatki, odwalą coś mega, pokazać im tę kwotę i powiedzieć „od tego momentu, za każde przewinienie oddajesz mi 1% z tego co ja włożyłam”, ale to by było chyba zbyt okrutne. Z drugiej strony zawsze mieć dodatkową kasę na buty, czy torebkę… Priorytety górą.

Na szczęście, dla rodzin wielodzietnych (tak to my!) są od jakiegoś czasu jakieś rozwiązania w tym temacie. Tak! Mam na myśli Kartę Dużej Rodziny! Ja wiem, że na początku śmiechy chichy, że kto to w ogóle wprowadził, że o matko, że po co, itp. Ale powiem Ci jedno, jeżeli masz minimum trójkę dzieci, i jeszcze nie masz tej karty toś gapa totalna. Ja używam jej codziennie: podczas zakupów spożywczych, kiedy wpadam na szalony pomysł odebrania dzieci autobusem, kiedy idziemy do kina, a ostatnio nawet kiedy tankuję samochód! Tak właśnie! Od niedawna stacje Shell przystąpiły do programu
Karta Dużej Rodziny  i oferują rabaty na paliwo, oraz wybrane artykuły spożywcze
(można otrzymać rabat w wysokości 8 gr/litr na paliwa podstawowe i 10 gr/litr w przypadku paliw Shell V-Power, a także 3 gr/litr przy zakupie autogazu, TUTAJ wszystkie szczegóły promocji). I ok, może to nie jest jakaś zawrotna kwota, gdy się tankuje po 10 litrów, ale przeliczając to na rok, można zaoszczędzić, jakieś 400-500 zł minimum (jeżeli tak jak ja praktycznie jeździsz tylko na zakupy i po dzieci). Czy to tylko dla mnie pachnie jak nowa torebusia?!

Wiesz co mnie powstrzymuje przed zajściem w kolejną ciążę? To, że mi już jest tak mega wygodnie! Naprawdę! Bo o zmęczeniu, nieprzespanych nocach, pieluchach, ulaniach, kolkach, itp. człowiek niby szybko zapomina, ale jeszcze szybciej przyzwyczaja się do dobrego. Do tego, że dzieci już kanapeczkę mamusi zrobią, wodę podadzą, piloty od tv (podstawa każdej szanującej się relacji rodzic – dziecko), poodkurzają, wyniosą śmieci (ostatnio ulubiona czynność Bruśka obok tankowania auta). Więc siedzę tak i biję się z myślami, bo jednak tak nam dobrze te dzieci wychodzą… Ale z drugiej strony, może już swoją normę wyrobiliśmy? Jak myślisz?

   Send article as PDF   

Leave a Comment