Prokrastynacja. 3 metody z terapii, które DZIAŁAJĄ. - Flow Mummmy
LIFESTYLE

Prokrastynacja. 3 metody z terapii, które DZIAŁAJĄ.

Przysięgam, że nie mogłam się doczekać puszczenia tych metod w świat, bo moim zdaniem są naprawdę GENIALNE!

Zacznę od tego, że prokrastynacja to nie jest lenistwo. Lenistwo jest wtedy, kiedy leżysz i masz wszystko w dupie. Prokrastynacja jest wtedy, kiedy nie robisz rzeczy, które robić powinnaś… Najczęściej powodem jest to lęk przed porażką (“nie wyjdzie tak jak bym chciała”, ktoś się nie zgodzi na coś), ale czasem też przed sukcesem (np. jeżeli przy tym projekcie osiągnę sukces, to później już zawsze będę musiała tak dużo pracować, albo ktoś powie, że nie zasłużyłam na niego). Serio, co człowiek to wymówka.

Nie bój się, nie zacznę Cię teraz diagnozować, ani robić Ci mini psychoterapii, bo przecież ja nic nie wiem na ten temat, ledwo siebie samą ogarniam. Sama musisz dojść do tego dlaczego prokrastynujesz. Sprzedam Ci jednak 3 mini narzędzia, które mi na maxa pomagają. Wiem, że to tylko doraźna pomoc, że najlepiej dość do sedna problemu, itp. Ale wiem też, że nie każdy chce to zrobić, nie każdy może to zrobić, a nawet nie każdy musi. Grunt to nauczyć się tak zarządzać naszą codziennością, żeby jak najwięcej było w niej zadowolenia, a najmniej poczucia winy.

Chcę tylko dodać, że to że człowiek musi korzystać z jakiś zasad, żeby coś zrobić, jest śmieszne, straszne i fascynujące zarazem. Niestety nie wszyscy są szcześliwcami posiadającymi zdrową pewność siebie 😀

ZASADA 2 MINUT.

To jest zasaqda do takich mini “zadań”:  jeżeli zrobienie czegoś zajmuje mniej niż 2 minuty, robię to od razu. Oczywiście te 2 minuty są umowne, może to także dotyczyć zadań trwających 15 mint.

Odpisanie na maila, zapłacenie rachunku, wyciągnięcie prania, telefon do urzędu. Wszystko co można zrobić w chwilę, ale z jakiś powodów to odwlekamy. Ta metoda w fantastyczny sposób buduje sprawczość i pewność siebie. Nie żartuję. Po kilku takich z miejsca wykreślonych z listy zadań, człowiek automatycznie chce robić więcej, bo widzi, że “potrafi”. O spokoju w głowie, braku “kuźwa jeszcze muszę TO zrobić”, które często siedzi cały czas z tyłu głowy i dosłownie męczy, nie muszę chyba wspominać. I tak, dla niektórych osób to pewnie będzie “serio? w ogólne można odkładać takie rzeczy?”. No można. Wszystko można, ale nie wszystko trzeba.

ZASADA 10 MINUT.

Hehehe, to jest do zadań dłuższych i takich bardziej związanych z lenistwem, jak np. mycie okien, sprzątanie w piwnicy, w szafie z butami. Tak, tu się idealnie sprawdza. Ja w takim odkładaniu jestem mistrzem, co przysięgam wprowadza mnie w jakiś nowy poziom bycia leniem. Potrafię na przykład pomyśleć o tym, że przydałoby się umyć w końcu okna, bo wstyd na całą dzielnię, po czym męczyć się tym myśleniem przez kolejne trzy miesiące. A nie daj losie, że zobaczę jakąś sąsiadkę, polerującą okna w tym czasie. Koniec. Biczowanie wkracza na wyższy level. Na samym końcu, jak już zabiorę się, zatargam to wiadro i ten płyn do szyb, to za każdym razem, ale to ZA KAŻDYM, myślę “godzinę mi to zajęło!!”. I wtedy biczuję się ponownie.

Wyobraź sobie, że od miesiąca chcesz zabrać się za posprzątanie szafy z butami. Wiesz,  że zajmie Ci to minimum 3 h, a kto normalny chciałby tracić 3 godziny na sprzątanie, bez wcześniejszego jęczenia, przez minimum miesiąc, o tym jak bardzo mu się nie chce. Szanujmy się trochę.

Codziennie poświęć 10 minut na tę czynność. No chyba 10 minut nie zrobi Ci jakiejś wielkiej krzywdy? I nie, nie przedłużaj tego o kolejne 10 minut (chyba, że okaże się, że jesteś w połowie i Twoje miesięczne jęczenie było dość żałosne). Jutro znowu 10 minut. Niby nic prawda? Nawet jeżeli miałaby to być tylko jedna para butów dziennie, o których zadecydowałaś czy nadają się do noszenia czy do kosza, to wciąż o jedną parę bliżej celu. Któregoś dnia najpewniej stwierdzisz, że “dobra… kończymy to dzisiaj”.

Te 10 mint nie jest bolesne, a robiąc coś codziennie przez 10 minut, najpewniej po tygodniu, dwóch czy nawet po miesiącu, będzie zrobione! Zawsze, ale to zawsze, i nikt nigdy nie zmieni mojego zdania, jest ZACZĄĆ. Gwarantuję Ci, że po kilku takich “dziesięciominutówkach”, samo rozpoczęcie jakiegokolwiek zadania, nie będzie tak bolesne, bo Twoja głowa będzie to kojarzyła z 10 minutami roboty.

Co byś zrobiła bez tej złotej, wypełnionej geniuszem zasady? Zapewne dalej byś leżała z wyrzutami sumienia, marudząc pod nosem “kuźwa jeszcze tę szafę trzeba ogarnąć…”

“ZRÓB COŚ KIEPSKIEGO”

To jest zasada dedykowana specjalnie dla mnie 😀 co prawda jeszcze o niej sobie spokojnie dumam, ale czuję, że ma turbo potencjał.

Na potrzeby sytuacji załóżmy, że Twoim marzeniem jest napisać pierwszą książkę. Oczywistym założeniem jest, że książka będzie dobra, w jakiś sposób ją sprzedasz, staniesz się milionerką, zamieszkasz na Bali itd. Plan minimum jest taki, że książka ma się podobać nie tylko Tobie i Twoim rodzicom.

Odejdźmy na chwilę od książki.

Czy zgadzasz się z twierdzeniem, że im więcej razy coś się powtarza, tym łatwiejsze się staje? Tylko bez rzucania tutaj przykładów, że jednak nie ;). Z reguły im więcej razy coś zrobisz: pieczesz ciasta, jeździsz samochodem, malujesz usta, robisz na drutach, tym łatwiej Ci dana czynność przychodzi. Pierwszy raz zawsze boli. Pierwsza jazda samochodem? Pamiętasz ten dramat? Robiłaś na drutach albo szydełkowałaś kiedyś? Przypomnij sobie pierwszy raz jakiejkolwiek czynności – prawie zawsze okupiony jest super stresem i męczarnią. A to drążek zmiany biegów zamiast na 3 dałaś na 1, oczko z drutów znowu spadło, za cholerę nie umiałaś zrobić poprawnej pompki, a z biszkoptu wyszedł zakalec. Przykłady można mnożyć.

I tutaj wracamy do książki.

A co by się stało gdybyś napisała kiepską książkę? Ale kiepską z założenia. Byle jaką. Tylko po to, żeby zobaczyć jak to jest napisać sobie krótką historię. Bez sprawdzania błędów ortograficznych czy składniowych, z literówkami, spieprzoną w połowie historią i pięcioma inymi fakapami.

Kiedy moja terapeutka mnie o to zapytała, to przyznam, że najpierw z lekka mi szczena opadła, a później pomyślałam “hmm, ale po co?”.

“A kto powiedział, że wszystko co robimy musi być dobre?. Możesz zrobić coś tylko po to, żeby poznać jak to jest to robić. Następnym razem, to już nie będzie twój pierwszy raz, odejdzie połowa stresu.” Fakt, że napisałam kiepską książkę nie zmieni tego, że NAPISAŁAM KSIĄŻKĘ. Następnym razem może historia będzie mniej zawiła, może nie pomieszam faktów, będę wiedziała na czym się skupić. Ale książka jest, została napisana. Już wiem jak to jest.

NO POWIEDZ SAMA! Czy to nie zakrawa o geniusz?!

Ja jeszcze w okół tego chodzę, ale na samą myśl się uśmiecham. Ten pomysł jest tak prosty, a jednocześnie tak nieoczywisty.

Nie martw się, mi też w głowie brzmi głos moich rodziców “po co marnować czas?”. Tylko kto powiedział, że rodzice zawsze mają rację…

   Send article as PDF   

Leave a Comment