5 minut i mnie nie ma. - Flow Mummmy
LIFESTYLE MACIERZYŃSTWO

5 minut i mnie nie ma.

Sporo ostatnio się dzieje. Tak w moim życiu, jak i w mojej głowie. Układam na nowo kawałeczki, jakoś staram się odnaleźć. Zresztą myślę, że większość nas trochę takim życiem obecnie żyje. Bo Covid, restrykcje, choroby, bo wakacje, które już dawno przestały się kojarzy z beztroską, a jedynie “jak ogarnąć pracę z dziećmi w domu?!”.

Ostatnio jestem przewrażliwiona. A może po prostu wylało się ze mnie to, co już dawno się wylać powinno? Dla własnego zdrowia psychicznego, które i tak nie jest w najlepszej formie, od tygodni nie włączam tv. Za dużo nerwów i krzyków mnie to kosztuje.

“5 minut. Tyle potrzebowałabym na spakowanie siebie i moich dzieci, i wyjechaniu gdzieś, gdzie nie będzie im grozić niebezpieczeństwo.” – powiedziałam kiedyś w trakcie rozmowy na temat tego, co się w naszym kraju dzieje. Bo sobie wyobraziłam “a co gdyby?”.

Co jeżeli, któryś z moich synów zakocha się w chłopaku?

Wiesz, to trochę jak ryzykowanie swoim życiem, a właściwie życiem swojego dziecka. Bo przecież w Polsce, tej katolickiej, tej tolerancyjnej, z “kochaj bliźniego jak siebie samego” wyrytym nie tylko w sercu, ale i na klacie, co by było od razu widać i nikt nie miał wątpliwości, że z pobożnym mu przyszło rozmawiać, to jednak nie wiadomo czy cię za orientację tylko pobiją do nieprzytomności, czy może jednak psychicznie zniszczą.

Jak wtedy tłumaczyć dziecku, że to “świat” się myli? Jak tłumaczyć “będzie dobrze”?

5 minut. Zabrałabym tylko to, co najpotrzebniejsze.

“LGBTQ+ “to nie są normalni ludzie””. Jak tłumaczyć dziecku, że to nic, że ludzie się cieszą, że biją brawo i skandują “jebać pedałów” słysząc takie słowa? Jak powiedzieć “oni wszyscy się mylą”, tak żeby dotarło, żeby już nie raniło? Przecież nie wiem, nie mam pojęcia.

5 minut. Tyle zajęłoby mi podjęcie decyzji, że spierdalamy. Dosłownie i to jak najszybciej. Daleko od rodziny, znajomych. Trudno. Za to z bezpieczeństwem w głowie, że tam gdzie będziemy, nikt nie powie “wypierdalaj, albo ci zajebie”, za to że kocha się inaczej, niż ludzie by sobie tego życzyli.

I tak. Płaczę okrutnie za każdym razem, kiedy myślę, że są tysiące ludzi, których ktoś nazywa “innymi”, “gorszymi”, bez praw, które im się należą. Bo tolerancja powinna kończy się tam, gdzie zaczyna się krzywda innego człowieka, nie tam, gdzie mi, Tobie, sąsiadowi, czy Zbychowi spod sklepu pasuje. Nienawidzić w imię “boga”? Za taką pobożność to ja dziękuję, postoję…

 

   Send article as PDF   

Leave a Comment