Zawód: członek rodziny. - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

Zawód: członek rodziny.

Ej, a opowiadałam Ci kiedyś o tym, że pozwalam dzieciom oglądać rano bajki przed szkołą?

Tak! Ja wiem, że mamy 2020 rok, wiemy multum o pracy mózgu, o tym, że tv dla dzieci to jednak nie za bardzo, że lepiej zapisać je na jakieś skrzypce, wiolonczelę czy inne szachy, a ja co? Telewizja! RANO! Zanim w ich mózgach synapsy na dobre się rozkręcą, to ja im takie coś. Blogerka… tym to się już całkiem w dupach poprzewracało…

Może powinnam zacząć od tego, że te bajki to tylko 20 minut max, że wcześniej to moje dzieci (wg nich oczywiście) mają orkę na ugorze (przysięgam, że 10 minut próbowałam sobie przypomnieć to określenie, bo nie wiedzieć czemu, mój mózg, ten któremu się od blogerskiej pracy w dupie przewróciło, cały czas mi podpowiadał “rola na ugorze”, co w sumie miałoby sens, bo na ugorze to ja ewentualnie mogłabym robić, ale jako statysta).

Dzień zaczynamy wcześnie niezależnie czy to pandemia, epidemia, święto narodowe, kościelne, sąsiedzkie, czy nowa promka w Lidlu. Ok. 5-6 rano Krzychu, nasz kot, przyzwyczajony, że jego Pani (z Bożenki to raczej służka, więc sama sobie nadałam takie zaszczytne określenie z racji braku konkurencji) wstaje wcześnie, zaczyna naparzać w kuchni, dając tym samym znać, że hoho co tu się odpierdziela, miska sama się nie napełni. To naparzanie to zazwyczaj zrzucanie ze stołu wszystkiego, co zrzucić jest tą swoją kocią łapką w stanie. Czy zdarzało mi się o 4 rano zbierać szkło z podłogi, bo Krzyśkowi się pomyliły godziny? Być może…

Jak już wypiję kawę (uwaga moje poranki wyglądają bardzo filmowo, aż poczułam się turbo dorosła, bo często do kawy słucham jakiegoś “morning jazzu”), plus uspokoję Krzyśka porcją karmy, który jednak bywa roztrzęsiony po porannych aktach wandalizmu, to czas na budzenie dzieci. HAHAHA!

No i się zaczyna…

Tak jak NIENAWIDZĘ się spieszyć, ale to tak poważnie nienawidzę, tak nie znoszę też bycia powolnym. Tak, mam problemy. A wiesz jak to z dziećmi? “Zaraz, poczekaj, za chwilę, za rok, nie mam czasu, bo zajęty jestem niszczeniem psychiki brata” – znasz to? No u mnie to taki standard, który doprowadzał mnie do szału. A że nie znoszę (chociaż wiadomo, kilka razy się zdarzyło w momencie odcięcia racjonalizmu od mózgu), kiedy rodzic mówi do dziecka “bo ja tak mówię”, to musiałam być sprytniejsza od mojej bandy chłopaków. Łatwizna mówisz? Bo co? Bo oni mali, a ja dorosła? Moje dziecko ostatnio mi powiedziało w kłótni “ty sobie co chwilę coś kupujesz! chleb jakiś! mleko! a nam? nic! a ja tylko o batonika proszę!”. Także no wybacz, ja wiem z czym dealuję…

Jak już stwierdziłam, że hoho banda małolatów nie może być cwańsza ode mnie, bez przesady, to ja kiedyś przegryzłam kabel od telefonu, bo nauczycielka miała dzwonić, że Justyna znowu na wagarach, a przecież nie mogłam przeciąć, bo wina od razu poszłaby na mnie, więc przegryzłam i opierdziel dostał nasz ś.p. pies Max. To tak jakby ktoś miał wątpliwości, po kim moje dzieci mają charakterki. Wracając…. jak już zebrałam się w sobie, spisałam wszystkie argumenty, zawołałam chłopców i mówię tak:

“Słuchajcie małolaty, tak nie będzie, że ja tu wstaję rano, tu z psem, tu z kotem i jeszcze po bułki, i śniadanie do szkoły, łóżko pościelić, ciuchy naszykować, oddajcie mi moje życie!” To znaczy taki był plan, ale obawiałam się, że mogę dostać małego załamanka i zacząć im wypominać porody, więc zaczęłam inaczej…

“Słuchajcie chłopaki. Z tego co zdążyłam zauważyć, poprawcie mnie jeżeli się mylę, to jesteście prawie dorośli (w tym momencie każdy z nim urósł mentalnie po jakieś 15 centymetrów, aż się przestraszyłam, że przesadziłam i będę musiała im kupić nowe ciuchy i jakiś krem na rozstępy, które im się na plecach porobiły), więc musimy wprowadzić nowe zasady… Po 1. od tego momentu jesteśmy DRUŻYNĄ! Jasne? Nie ma, że ktoś jest ważniejszy, a ktoś nie (chociaż wiadomo, że jednak ja trochę jestem hehe, gdyż zarabiam hajs na ten chleb co to go SOBIE kupuję bez opamiętania), działamy razem! Razem mieszkamy, ja pracuję, wy macie szkołę, trzeba jakoś razem życie ogarnąć”.

Jak im się oczy zaświeciły! Jak oni się podjarali! Powiem tylko tyle – wyobraź sobie te wszystkie emocje, gdyby właśnie Twoje wymarzone buty zostały przecenione o 90%. Czujesz to szczęście i podekscytowanie wypisane na twarzy? No to moje dzieci właśnie.

Wiesz, ja zawsze uważałam, że mojemu macierzyństwu raczej bliżej do “dzieci to TEŻ ludzie”, aniżeli “dzieci i ryby głosu nie mają”, ale wtedy? Wtedy widziałam jak na nich spływają splendor, chwała i odpowiedzialność! Powiedziałam, że w drużynie nie ma ważniejszych, że jak chcemy tworzyć miły, zabawny (wiadomo, to najważniejsze) i CZYSTY dom, to jednak wszyscy musimy na to zapracować, że jeżeli chodzi o “dom”, to nie ma miejsca na “jaaa! oooon!”, że jesteśmy “MY”, działamy razem, razem robimy listy zadań, razem wymyślamy obiady, razem ogarniamy rzeczywistość.

Efekt? Chłopcy codziennie rano, zawsze w tej samej kolejności, którą zresztą sami sobie ustalili, bo jednak co mnie to jak się do tego zabiorą, realizują zadania:

  1. śniadanie
  2. ścielenie MAMY łóżka (!!!)
  3. ścielenie swoich łóżek
  4. poodkurzanie w kuchni i pokoju (tak sąsiedzi nas nienawidzą, ale podejrzewam Bożenę i Krzyśka, o jakąś dziwną formę pasywnej agresji polegająca na zrzucaniu sierści i doprowadzaniem mnie tym do problemów na tle nerwowym)
  5. umycie zębów
  6. naszykowanie rzeczy i ubranie się (tak, robią to sami, czasami tylko powiem “synu, masz wielką dziurę na kolanie”, na co w odpowiedzi słyszę “wiem”, wtedy ewentualnie negocjuję czy powinien ją przebrać, czy ewentualnie możemy udawać przed panią w szkole “rano jej nie było” – tutaj nie ma dobrej odpowiedzi, wszystko zależy od czynników zewnętrznych)
  7. spakowanie drugiego śniadania (tutaj nie raz były afery “dlaczego mi nie spakowałaś wody?!” na co ja “synku, a ty mi dlaczego nie spakowałeś?”, więc już teraz raczej pamiętają, że matka żyje na świecie trochę dłużej i nie ze mną te numery)

jak im wystarczy czasu, jak zrealizują wszystkie punkty planu, to wtedy

8. bajki

Teraz uwaga: te bajki, to tylko kiedy mają czas 🙂 A! i ważne! Nie ma później żadnego “jeszcze chwila!”. Mamy nastawiony budzik, który dzwoni, kiedy jest czas, żeby wychodzić (a teraz uczyć się w domu…). Na szczęście z autopsji wiem, że z budzikiem negocjacje zazwyczaj są z góry przegrane.

Wiesz co jest najlepsze? Że to przekonanie “RODZINA TO DRUŻYNA” podświadomie zmieniło także mój stosunek do nich. To znaczy wiadomo, że wciąż zdarza mi się zawołać któregoś tylko po to, żeby podał mi pilota który leży na stole, a ja aktualnie siedzę na sofie i zwyczajnie nie mam siły po niego wstać, gdyż 35 lat to nie przelewki, a umówmy się, to jeden z głównych powodów dlaczego ludzie decydują się na dzieci.

I nie chodzi tylko o to, że chłopcy czują się ważniejsi, że mają wrażenie (haha, aż chciałoby się napisać “you fools”, ale tym razem mówię poważnie), że ich zdanie liczy się jakoś bardziej, że “bo tak!” pomimo tego, że nigdy nie był jakoś przez nich specjalnie mocno respektowanym argumentem, teraz już całkiem stracił swojej mocy sprawczej.  A,  że “mama! ale jak się nasza drużyna będzie nazywać?!” słyszę teraz jakieś 167 razy dziennie? No cóż…  Jakby co, to robocza nazwa brzmi “siewcy śmierci”, ewentualnie “różowe kajaki”. Nie wnikaj proszę…

Przede wszystkim ja mam poczucie, że “hej! to było takie proste!”. Na jęczenie pt. “znowu musimy sprzątać w pokoju?!” odpowiadam “chłopcy, nie musicie, ja mogę posprzątać za was, bez problemu, ale w takim razie wy za mnie umyjcie łazienkę”. SOLVED! Poza tym sprawdza się tutaj odgórne zaplanowanie godziny na sprzątanie, wtedy mi też jakoś lżej się zebrać do roboty. Żeby było jasne: chłopcy nie sprzątają tylko swoich pokoi, odkurzają, wyciągają rzeczy ze zmywarki, sortują czyste pranie z suszarki. Teraz myślę co im jeszcze dodać, ale nie mam pomysłu.

Na jęczenie “musimy wyjść teraz z Bożeną?!” nie odpowiadam “tak!” – “a dlacemu?!” – “bo ja tak mówię!”, stosuję argument “nie musicie! luzik! ja wyjdę z nią teraz, ale wy za to wstaniecie rano i z nią wyjdziecie, ok?”.

Mało tego, jakoś tak bardziej mi się samej poukładało w głowie i hitem jest, że ja PLANUJĘ RAZEM Z CHŁOPAKAMI nasz wspólny czas. Żadne “tak, później się pobawimy”, bo to znaczy tylko, że może znajdę czas, a jak nie znajdę to sorry, miałam ważniejsze sprawy na głowie. Codziennie rano siadamy i ustalamy spotkanie “siewców śmierci” tudzież “różowych kajaków” (nazwa wciąż jest ustalana) na KONKRETNĄ GODZINĘ. Poważnie! Dlaczego? Bo nawet nie chcę mówić ile razy obiecałam chłopakom zabawę, a następnie ją odwoływałam, bo sprzątanie/gotowanie/praca/boląca głowa. WSTYD. WSTYD TOTALNY.

Jaram się, bo dzięki temu jednemu hasłu “rodzina to drużyna”, jakoś tak się milej ze sobą poczuliśmy, odpowiedzialność za kształt naszej relacji, za porządek w domu, wybór obiadu, tytuł filmu do wieczornego kina, rozlała się po każdym z nas i mam poczucie, że staramy się jak nigdy wcześniej…

A wiesz co jest najlepsze? Że ja wcale na to sama nie wpadłam! To znaczy fajniej by było, gdybym wpadła sama, ale no trudno, co robić… Już Ci tłumaczę.

21.11.2020 roku o godzinie 11:00 startuje OGÓLNOPOLSKA KONFERENCJA LIVE NA TEMAT RODZINY “RODZINA TO DRUŻYNA”.

Całą konferencję możesz obejrzeć ZA DARMO, leżąc wygodnie pod kocykiem, gotując obiad i robiąc inne fajne “pandemiczne” (aktualnie mój osobisty synonim przymiotnika “domowy”) rzeczy.

Całą agendę wydarzenia znajdziecie na stronie http://rodzinatodruzyna.pl.

Aaaa! Najważniejsze! Jeżeli masz już plany na ten weekend (jak ja, bo mam szkołę!), to po zarejestrowaniu się na wydarzenie, dostaniesz dostęp do wszystkich prelekcji na okres 14 dni.  Całe wydarzenie trwa od 11:00 do 15:00 i, przypomnę raz jeszcze bo to najważniejsze haha, jest DARMOWE!

Koniecznie sprawdź agendę! Ja osobiście nie mogę się doczekać prelekcji o komunikacji, oraz o tym że “Kobiety mogą wszystko, ale nie wszystko na raz”, z czym totalnie się zgadzam!

Jeszcze raz wklejam Ci link do wydarzenia: TUTAJ!

A ja póki co lecę na spotkanie “siewców śmierci”, tudzież “różowych kajaków”, ustalić czy te nazwy na bank powinny być w ogóle rozważane, oraz na zakupy, znowu przepuścić trochę hajsu na swój chleb i swoje masło…

 

 

 

 

   Send article as PDF   

Leave a Comment