Czas na Dzień Szczerości, czyli jak naprawdę wygląda życie z 3 dzieci :) - Flow Mummmy
LIFESTYLE

Czas na Dzień Szczerości, czyli jak naprawdę wygląda życie z 3 dzieci :)

Poranek.

Słońce delikatnie smyra swoimi promieniami mój policzek. Otwieram powoli zaspane oko. Drugie wciąż jeszcze śpi, wciąż jest nad morzem, o którym tej nocy śniłam. Jednym uchem nasłuchuję fal i odgłosów mew, a drugim? Drugie rejestruje cichutkie tup tup tup. Tak! To dzieci powolutku skradają się, żeby zacząć dzień od buziaków i przytulasów! No najlepiej!

Ok, ja nie wiem skąd to wzięłam. Ale czy nie tak sobie właśnie wyobrażamy idealne, cukierkowo różowe macierzyństwo?

Lećmy dalej… Na grubo albo wcale.

Śniadanie.

Wstajemy po tych przytulaskach, a na stole co? Śniadaniowy flat lay! Dla niewtajemniczonych, FLAT LAY to te wszystkie pięknie ułożone bułeczki, dżemiki, owocki, kubeczki, które widzimy rozstawione niby byle jak, niby bez jakiegokolwiek wysiłku w postaci potu lejącego się z czoła, no czysta poezja dla zmysłów.

W rzeczywistości znowu słyszę “czy my musimy jeść tylko zdrowe rzeczy?!”, ewentualnie “ja nie jestem głodny! Spider Man nie je!”. Oooo! Albo moje ulubione: “jak ja mam być grzeczny, jak mi każesz jeść rano tylko owsiankę?!”.

Może wytłumaczę Wam jak naprawdę wygląda macierzyństwo cytatem. Pochodzi on z fantastycznego moim zdaniem serialu “Rodzice” (“Breeders”, który jest dostępny na platformie HBO GO):

– “Jesteście z Paulem szczęśliwi?”

– “Hahaha nie bądź głupi! To znaczy jest ok, nie jesteśmy nieszczęśliwi, ale wiesz jak to jest…”

– “No właśnie nie…”

–  “Kto jest szczęśliwy z dwójką dzieci poniżej 7 roku życia? Tak naprawdę szczęśliwy, jak wtedy kiedy jesteś na wakacjach w Portugalii, wypijasz kilka piw, jedząc wielkie pomidory.”

– “…”

– “Okej… jeżeli ktoś się wspina na wielką górę, z przywiązanymi do pasa dwoma mini lodówkami, to raczej nie jest wtedy szczęśliwy. Oczywiście w końcu doczłapie się na szczyt, ale to nic przyjemnego. Jasne, dostrzeżesz ładne widoki, ale w tym samym momencie lodówki się obsrają.”

– “Jasne…”

– “Pomijając cały ten chaos, ja i Paul wciąż się kochamy, ale nie mamy czasu na miłość. Srające lodóweczki są bardzo absorbujące.”

I wiesz co jest najlepsze? Że znajdą się osoby, które ten cytat oburzy! “Ale jak to tak?! Dzieci to największe szczęście na świecie!”.

No jasne! Tyle, że jednocześnie to cholernie trudne do opanowania, wychowania i w ogóle ogarnięcia szczęście…

 

Nastał aktualnie bardzo trudny, dla nas rodziców, czas…

Z jednej strony wiemy doskonale, że dzieci są dla nas całym światem. Jeżeli któreś z moich dzieci potrzebowałoby w tym właśnie momencie nerki, to jedyne o co bym zapytała to czy lepiej wykonać cięcie nożem kuchennym czy budowlanym. Serio. To nie podlega żadnym wątpliwościom! Z drugiej jednak strony… sama wiesz jak jest… Dzieciaki są cholernie trudne, bo one nie myślą “co mogę zrobić, żeby mamusi i tatusiowi było miło”. One mają tylko jedną myśl “co zrobić, żeby mi było miło”. I jeżeli to oznacza wysmarowanie Sudocremem telewizora, krzyki i piski przez 12 godzin dziennie, granie na flecie, a na końcu obsikanie toalety, to one w to wchodzą jak w miękkie masło! Na legalu. A Ty tylko stoisz i myślisz “jak? JAK TO MOŻLIWE?!”.

Serial “Rodzice”, to moim nieskromnym zdaniem jeden z lepszych seriali opisujących rodzicielstwo.

Ok, bywa przejaskrawiony, ale życie też takie jest! Ile razy zdarzył Ci się pomyśleć “no wyjdę z domu i nie wrócę!”. To nie oznacza, że zaczynasz od razu pakować walizkę z czystymi majtkami, ewentualnie balsamem do ciała, bo resztę rzeczy kupisz w pobliskim markecie, ale jednak do wygodnych majtek i nawilżonej skóry człowiek szybko się przyzwyczaja, więc nie przesadzajmy, nie będę zaczynać nowego życia w niewygodnych majtach i swędzącą skórą, aż taka zdesperowana nie jestem.

Kiedy rodzic myśli (a każdy tak myśli!!! no nie wierzę, że nie!) “Mam dość! Chcę spokoju!”, to nie zaczyna szukać w czeluściach internetu ludzi, którzy w 2 godziny ogarną mu lewy paszport (jakby miał się on nam na coś teraz przydać), nie kupuje biletów na najdalej wysuniętą wyspę świata, gdzie już do końca życia będzie mógł zbierać owoce, łowić ryby rękami i myśleć “o taką ciszę walczyłem”.

Każda z nas doskonale sobie zdaje sprawę z tego jak rodzicielstwo wygląda naprawdę. Że to totalny chaos, masakra, ciężka orka, a do tego odpowiedzialność za drugiego człowieka. I to nie taka za to, czy ten człowiek będzie najedzony, ubrany, bezpieczny. To też, ale to przede wszystkim odpowiedzialność za jego przyszłość – za to czy będzie szczęśliwym człowiekiem, jakie związki będzie tworzył. No horror! Czujesz ten ciężar odpowiedzialności? A myślisz, że skąd u mnie problemy z kręgosłupem?! A do tego dobrze by było przecież zadbać też o siebie! O męża! Praca, zmywanie, pranie… no życie…

“Breeders” ma także drugie dno (oprócz tego, żeby pokazać ludziom “stary! nie martw się! my też nie ogarniamy!”): opowiada o relacji partnerów, w których życiu pojawiają się dzieci. Bo czy tego chcemy czy nie, to w pewnym momencie jesteśmy tylko rodzicami, partnerstwo schodzi na dalszy plan, bo przecież wiecznie krzyczące mini lodóweczki wymagają 100% naszej uwagi. Wiesz co jest jednak zabawne i na wskroś prawdziwe (oczywiście nie u wszystkich par, ale ja mam to szczęście, że u mnie się sprawdza)? Nic tak nie łączy dwójki ludzi jak wspólny wróg 🙂

“Breeders” powinien być obowiązkowym serialem dla wszystkich ludzi posiadających dzieci. Śmiech przez łzy – tak w skrócie można go opisać. Zresztą chyba właśnie tak najlepiej opisać całe rodzicielstwo.

Dobra info jest takie, że serial możecie obejrzeć za darmo! Serwis HBO GO oferuje wszystkim bezpłatne 7-dniowe członkostwo! TUTAJ znajdziesz wszystkie potrzebne informacje.

Aaaa! I koniecznie daj znać, jak już obejrzysz co trzeba, jak Ci się podobało!!!

Zdaję sobie sprawę, że nie jest łatwo myśleć “Boooooże! Tylko moje dzieci tak krzyczą?! Tylko mi jest tak ciężko?!”. Kochana! A Ty myślisz, że z czym ja codziennie się zmagam?! Koniec końców, kiedy największy dół mija, dochodzi do mnie, że “Bez jaj! To są dzieci! Moje dzieci! Wyhodowane w moim własnym brzuchu!” i wiesz co wtedy robię? No rozpakowuję z walizki te majtki, balsam, a później idę grać z nimi na tym flecie, w imię zasady “jeżeli nie możesz ich pokonać, to się do nich przyłącz”.

 

 

 

   Send article as PDF   

Leave a Comment