Jedzenie od którego tyjemy. - Flow Mummmy
LIFESTYLE

Jedzenie od którego tyjemy.

Co byś wymieniła w pierwszej kolejności? Chipsy? Czekoladę? Co jeszcze? Bitą śmietanę z owocami? Lody z polewą karmelową? Solone orzeszki? Na myśl o której z tych rzeczy poczułaś tęsknotę, albo miłość dla której warto rzucić wszystkie dotychczasowe plany? Na myśl o którym jedzeniu ślinianki zaczynają Ci śwariować?

Tyjemy od nadmiaru kalorii. Koniec kropka. Ruch jest dodatkowym (ale turbo ważnym dla zdrowia!) bodźcem, dzięki któremu możemy jeść więcej  i nie tyć (albo chudnąć).

Tak, to jest tak proste:

JESZ WIĘCEJ KALORII NIŻ DOBOWO SPALA TWÓJ ORGANIZM = TYJESZ

JESZ MNIEJ KALORII NIŻ DOBOWO SPALA TWÓJ ORGANIZM = CHUDNIESZ

JESZ TYLKO KALORII ILE DOBOWA SPALA TWÓJ ORGANIZM = WAGA STOI 🙂

Czysta fizyka.

Ale wróćmy do tego jedzenia. Wiesz, że jedzenie od którego tyje człowiek, jest wysoko spersonalizowane?

Są grupy osób, którzy tyją od chipsów i paluszków. Są takie, które tyją od lodów, inne od galaretek, albo serniczków. Są też takie, które tyją od bananów, albo rodzynek. Albo awokado! Oczywiście znajdzie się też grupa osób, która tyje od coli, piwa, albo kawy. Yhym. Wiesz skąd te rozbieżności?

Tyjemy od rzeczy, które najbardziej lubimy, które jemy pomimo braku uczucia głodu. Znasz to? Siedzisz przy stole u mamusi na obiedzie, pełna po 3 dokładkach ziemniaków, nie wiesz czy iść się położyć, czy może wstać, ale trochę lipa bo spodnie już dawno rozpięte, więc ktoś może zauważyć, ale na hasło “kto chce serniczka?” w jednej sekundzie tworzy Ci się dodatkowe miejsce w żołądeczku.

To samo dzieje się z chipsami. I co z tego, że kolacja już dawno zjedzona, że pyszna, zdrowa i że już nawet z dumą wrzuciłaś sobie 5 zł do słoiczka w nagrodę za to, jak pięknie jadłaś tego dnia. Bo nagle wszystko rozpieprza mąż, przynosząc paczkę czipsów. Pal licho jak ich nie kochasz taką miłością jak ja. Zjadasz kilka i tyle. Nie ma problemu. Ale jak je wielbisz i ubóstwiasz (#pringelsyforlife), to przecież wyrywasz paczkę mężowi (czy konkubentowi), w nosie masz, że krzyczy i przenosisz się do swojego czipsowego świata, gdzie dipy leją się strumieniami.

Albo popcorn. Zrób sobie kiedyś sama popcorn w domu, ale wielkości takiej jak podają w kinie, i spróbuj zjeść go tak o. No tak o, bez filmu, przy stole. Dałabyś radę? Ja nie. Ale w kinie? Ja już swój kończę na reklamach, bo jem go nieświadomie, a później kłócę się z M, że co za mąż z niego skoro się popcornem nie dzieli.

Jest taka żywność, którą jemy pomimo pełności żołądka, braku głodu, czasami nawet ochoty na jedzenie (tak, to ja). Tak, najczęściej jest to żywność wysokoprzetworzona, tłusta, słodka, o miłej konsystencji. Ale każdy z nas ma właśnie tę swoją ulubioną. Ktoś zje gałkę lodów i ma dość na miesiąc, za to czipsami obsypuje się w suchej w wannie, a dla kogoś, obudzenie się z twarzą w pudełku po lodach jest najpiękniejszym marzeniem.

Właśnie dlatego ktoś na luzie może jeść na “diecie” bułki i spoko, bo potrafi zjeść jedną, a ja wolę ich unikać, bo u mnie 5 to i tak mało. Najlepiej z kilogramem masła.

Co w takim razie zrobić?

Przede wszystkim poznać co jest Twoim problemem. Tak, bo to jest problem. Bo zazwyczaj mówimy o jedzeniu, które oprócz wyrzutu insuliny nie daje nam nic :/

Nie jeść jej. Nie kupować. Jeść raz w miesiącu.

Brzmi strasznie? W cholerę.

Ale tylko do momentu, w którym zrozumiesz, że Twoje życie to nie tylko przyjemność jedzenia 🙂 Jest o wiele więcej, znacznie fajniejszych rzeczy 🙂

PS.

Już za kilka dni premiera DRUGIEJ CZĘŚCI FIT FLOW BOOKA!!!!  UHUUUUUUU!

 

   Send article as PDF   

Leave a Comment