Nigdy nie byłam super szczupłą osobą. Zawsze uważałam się za zupełnie przeciętną dziewczynę. Nie wiem na ile to źle, na ile dobrze. Tak po prostu było.
Wszystko zmieniło się, kiedy zostałam mamą. Wiem, dziwnie to brzmi, ale wtedy nabrałam wielkiego szacunku do swojego ciała. Że potrafi stworzyć coś (a dokładniej dzieci haha), co jest, nawet nie wiem jak to nazwać, wszystkim? Życiem? Miłością? Szczęściem największym?
Tyle, że była też druga strona medalu… Chociaż nie! Kij z tym co z moim ciałem zrobiły ciąże! hej! Na to niekoniecznie miałam wpływ (chociaż umówmy się, nie musiałam wpierdzielać tyle batoniczków). Ja i tak uważam, że miałam mega szczęście, bo obyło się bez rozstępów itp. Także luz. Nie w tym tkwił problem.
Problem tkwił w tym, że ja wpierdzielałam wszystko co mi się nawinęło pod rękę! Po prostu żarłam! To była moja rozrywka. I tak, w pewnym momencie, nawet nie wiem kiedy, moja waga pokazała 65 kg. Ok, to może nie jest dużo, tyle że WAGA O NICZYM NIE ŚWIADCZY.
Jestem dość niską osobą – 164 cm, a i tak nie wiem czy nie oszukuję pisząc to, bo jest szansa, że jednak 163 cm. Druga sprawa: co innego ważyć 65 kg i mieć mięśnie. A ja tych mięśni nie miałam! Nic a nic! To był sam tłuszcz, który DOSŁOWNIE wylewał się z moich spodni. I to codzienne “spoko, od jutra się za siebie wezmę”. Znasz to?
Wierzę głęboko w to, że każde ciało jest piękne. Jest tylko jeden warunek – to ciało musi być zadbane! To ciało które dobrze się odżywia, uprawia sport (który uprawiany być musi! serio! dla samego zdrowia! dla opóźnienia demencji, dla zwalczania chorób serca i wszystkiego innego o czym teraz nie myślimy, bo po co?). A moje ciało nie było zdrowe. Było przepełnione czipsami, czekoladą, piwem i taco frytkami (kto był w Irlandii ten wie co to jest – frytki zapiekane z mięsem mielony, żółtym serem i mega tłustym sosem).
Odchudzanie nie jest łatwe. Sport nie jest łatwy. Nic, co sprawia, że wychodzimy z ciepłego łóżeczka, spod kocyka nie jest łatwe! Ale może być. Naprawdę może być mega proste i przyjemne, wystarczy wiedzieć jak się do tego zabrać.
Nie jestem Ewką Chodakowską, ani Anią Lewandowską. Nie jestem sportowcem. Nie jestem modelką, ani w ogóle jaką zajebiście obdarowaną urodą laską. Mam 33 lata, pomarszczoną skórę na brzuchu, cycki do wymiany, ale też największą pasję w tym, żeby pokazać Ci, że da się. Bo ja wiem, że są dziewczyny, które też są w momencie, w którym sama kiedyś byłam. Kiedy szlag mnie trafiał, bo musiałam iść do sklepu i znowu mierzyć spodnie, w których wyglądam okropnie. Byłam tam. I nikt mi nie powie, że “wystarczy się zaakceptować”. Jak? Skoro to co się widzi, wcale się nie podoba, a wręcz sprawia, że jedyne na co ma się ochotę to zakopać pod ziemię?!
Wierzę, że istnieje balans. Jasne, są osoby, które na śniadanie, obiad i kolację jedzą bio sałatki. Których nie rusza widok deseru, czekolady, które całymi dniami popijają kombuchę i zagryzają ją świeżo zerwanym jarmużem. Wiem, że są! I są najszczęśliwsze na świecie. Ale to mały procent nas wszystkich!
Wierzę, że można zjeść codziennie jakiś deser. Wierzę, że nie trzeba się na diecie męczyć, bo dieta sama w sobie jest trudna! Nie musimy jej dodatkowo sobie utrudniać jedząc rzeczy, których nawet nie lubimy.
Wierzę, że każdy może pokochać ruch. Myślisz, że są ludzie, którzy po pierwszym (jakimkolwiek!) treningu krzyczą “fuck! ale było zajebiście!”. No nie! Bo zmęczenie się jest trudne. Bo każdy z nas wolałby pić kakałko i zagryzać ciasto, leżąc w tym czasie na hamaczku.
(koniecznie kliknij strzałką po prawej stronie, żeby zobaczyć jak wyglądałam 2 miesiące temu…)
Fit FLOW Book, to ebook dla każdej z Was. Każdej, która chce w końcu zakochać się w sobie na nowo i zacząć o siebie dbać. Nie dla fitnessowych freaków. Nie dla kogoś, kto żyje ze sportu. Dla nas: kobiet, które nie mają czasu stać przy garach i gotować przez pół dnia, które wcale nie chcą codziennie zastanawiać się ile listków sałaty mogą zjeść, albo dlaczego ta pieprzona waga nie spada (o tym też jest w ebooku!).
Zazwyczaj ludzie przeceniają to, co mogą zrobić w ciągu roku, a nie doceniają tego, co mogą osiągnąć w ciągu dziesięciu lat. /Jim Rohn/
W 2 miesiące można zmienić dużo. W 3 miesiące można zmienić sporo! W ciele, w głowie…
Jakieś 2,5 miesiąca temu, po zimowym przytyciu i po straconej ciąży, stwierdziłam, że przecież to jest moja pasja! Nie fitness sam w sobie (chociaż kocham!!! i w końcu wyszłam z tą miłością do ludzi i zaczęłam ćwiczyć z ludźmi!), nie dietetyka sama w sobie, ale to żeby pokazać, że to nie jest tak trudne jak nam się wydaje. Że nie ma ludzi o silnej woli, tylko są tacy, którzy ją ćwiczą. O tym jest ten ebook!
CO znajdziesz w FIT FLOW BOOK?
Przede wszystkim ponad 40 stron merytorycznej treści. Ale podanej tak, żeby każdy mógł ją ogarnąć.
W moim stylu, w moim języku.
40 przepisów podzielonych na 4 kategorie:
- śniadania białkowo-tłuszczowe
- dania “obiadowe”
- dania wegańskie
- desery.
W Fit FLOW BOOK #2 znajdziesz już same przepisy! Też 40, ale podzielonych na 2 kategorie: SŁODKIE I WYTRAWNE.
Dlaczego? Bo widzę, że części z Was podział na dania “śniadaniowe” i “obiadowe” przysparzał trochę trudności, a przecież na luzie można jeść na śniadanie zupę, a na obiad ciasto! kto powiedział, że nie? Dieta jest dla nas, a nie my dla diety!
Plan jest taki, że z tych 4 kategorii wybierasz sobie 4 przepisy dziennie. Jasne, że idealnie byłoby, gdybyś wybierała z każdej kategorii po 1 przepisie, ale hej! Jak do drzwi puka PMS, to masz w nosie rybę, czy tofu. Chcesz serniczka! Brownie! Taaak! tam też są takie przepisy…
Każdy przepis to 1 porcja. Sorry, ale mnie nie interesują przepisy na zajebiście fit ciasto, którego mogę zjeść 1/12. Kto je 1/12 blachy ciasta?! Ja od razu wpierdzielam całą! Albo grubo, albo wcale!
99% produktów kupisz w Lidlu albo Biedronce. Żadnego hibiskusa z Rodos, czy nawet nie wiem gdzie on rośnie.
Te przepisy, to praktycznie cała moja dieta, to jest to co jem na co dzień! Właśnie dlatego tak długo zajęło mi stworzenie tej książki. BO TO JEST MOJE REALNE JEDZENIE.
Jest też rozdział o kompulsywnym jedzeniu. Czymś co mnie od zawsze dotyczyło, a czego od miesiąca praktycznie nie mam. Są badania naukowe! I mnóstwo motywacji.
Mam nadzieję, mam ogromną nadzieję, że chociaż trochę pomogę Ci w batalii, którą może aktualnie sama ze sobą prowadzisz. Będę cholernie dumna będąc jej częścią! <3
TUTAJ LINK DO SKLEPU