Macierzyństwo nie potrzebuje terminologii. - Flow Mummmy
LIFESTYLE MACIERZYŃSTWO

Macierzyństwo nie potrzebuje terminologii.

Lubimy się “nazywać”. Lubimy szufladkować to jak jemy,  jak ćwiczymy, czy też nie ćwiczymy, co nosimy, jak żyjemy. Dlaczego? Bo lubimy “przynależeć”. Lubimy należeć do jakiejś grupy, nawet jeżeli jest to grupa na fejsie, skejci w pobliskim parku, matki chustujące dziecko, albo “sorry, nie używam platikowych słomek”. Mało tego! Nieświadomie (lub świadomie) chcemy innych przekonać do swojej racji, w imię zasady “moja prawda jest najmojsza”. Dość logiczne – skoro robimy COŚ, to zazwyczaj uważamy, że TO jest dobre i normalne że chcemy innych (nawet jeżeli mowa tylko o najbliższych osobach) do tego przekonać. I ok! Kiepsko zaczyna się robić, kiedy ktoś NA SIŁĘ chce zbawiać świat, a to “dupa a nie weganka z ciebie, bo polizałaś łyżkę po miodzie”, a to “jaka z ciebie katoliczka, skoro nie chodzisz co tydzień do kościoła?!”, ewentualnie “to jest rodzicielstwo bliskości?! to na cholerę ci wózek?!”.

Oh wait. Ale przecież sama tu szufladkuję! Tak właśnie. I mogę się bronić rękami, nogami i rzęsami, ale nie będę kłamać, że nie zdarza mi się takie myślenie. Sama pomyśl: czy nie zdarzyło Ci się chociaż raz w życiu, raz jeden jedyny, zobaczyć jakąś mamę, która szła z niemowlakiem w wietrzny, pizgający złem dzień, i pomyśleć “de fak! gdzie to dziecko ma czapeczkę?!”. Daję sobie tłuszcz z tyłka odessać, że tak. Nawet jeżeli ta myśl trwała ułamek sekundy, nawet jeżeli później wychłostałaś się wewnętrznie za to ocenianie.

Rodzicielstwo bliskości, świadome rodzicielstwo, RIE, Montessori, rodzicielstwo bez kar, z karaniem, nagrodami, eko, zero waste, surowe rodzicielstwo i to bez glutenu pomimo braku wskazań. To jak wejść do Tk Maxxa, gdzie wiesz, że znajdziesz pierdylion ładnych rzeczy, a wychodzisz z niczym, za to z pieśnią na ustach “gdybym był bogaty”…

Większość z nas, może zanim nawet jeszcze o ciąży pomyślała (lub najczęściej w czasie już trwania ciąży) planowała, zastanawiała się jaką mamą będzie. A dokładniej “jaką mamą chcę być”. Super! Tyle, że macierzyństwo, jak żadna inna rzecz na świecie, totalnie weryfikuje plany. Człowiek może sobie myśleć, że czegoś chce, z czymś będzie mu dobrze, a później dziecko pokazuje “hell no! Nie idź tą drogą mamusiu!”. Życie. Im wcześniej zdamy sobie z tego sprawę, tym lepiej. Im wcześniej to zrozumiemy, tym mniej nas rozczarowań w życiu czeka, mniej łez, mniej wkurwień na samą siebie.

Nie nazywałam swojego macierzyństwo. Chciałam, starałam się, ale nie. Zawsze było coś co mi przeszkadzało, co mnie kłuło, co się nie sprawdzało. Mało tego! Zawsze znalazł się ktoś, kto mówił “nieee, to nie jest rodzicielstwo bliskości, bo MUSISZ ze swoim dzieckiem spać w jednym łóżku”, “ale karać trzeba!”, “eeeee, co z ciebie za matka, że dziecku kary jakieś dajesz?! bez kar się wychowuje!” I jebut. Całą moją teorię na temat idealnego macierzyństwa trafiał w jednym ułamku szlag.

Zresztą, jestem pewna, że jeżeli jesteś mamą (pfffff, nawet jeżeli jesteś w ciąży! Bez dziecka fizycznie na zewnątrz!) zdążyłaś zauważyć, że ludzi udzielających tzw. dobrych rad, a dokładniej próbujących Cię przekonać do “mojej najmojszej prawdy” jest tyle, ile wymarzonych torebek czy butów, czyli od cholery. Z jednej prostej przyczyny – ile ludzi, tyle teorii, ile ludzi tyle doświadczeń i charakterów. Kropka. To, że coś się sprawdziło u Jadźki, niekoniecznie sprawdzi się u Beatki. A to, że coś działa u Zośki, wcale nie znaczy, że zadziała u Ciebie.

Każda kobieta chce być dobrą mamą. To jest tak pewne, jak fakt, że za chwilę, za jakieś 3 miesiące, będziemy płakać z tęsknoty za ciepłem. Kochamy te nasze smrody, oddałybyśmy im ostatnią nerkę i dlatego szukamy najlepszych rozwiązań, najlepszych metod wychowawczych, najlepszego modelu. Ok, kumam to, też to robiłam, też to miałam, też tak myślałam. Wiesz jednak czego żałuję? Tak cholernie mocno, tak że aż czuję ściskanie w przysłowiowym dołku? Że 11 lat temu, kiedy pierwszy raz zostałam mamą, nie wpadłam na to, że mogę mieć swoją osobistą teorię na temat wychowania swoich osobistych dzieci. Że mogę czerpać z każdego źródła coś, co będzie NAM odpowiadać, co będzie NAS, jako rodzinę uszczęśliwiać i co będzie się u NAS sprawdzać. Nawet nie chcę myśleć ile by mi to oszczędziło nerwów, rozważań i samobiczowania się, że na bank coś źle robię, skoro tamta czy inna mi tak powiedziały…

Macierzyństwo nie jest trudne samo z siebie. No bo jest trudnego w kochaniu drugiej osoby? Macierzyństwo zaczyna być trudne, kiedy chcemy wpasować siebie w coś, co nam samym nie pasuje. Bo przecież dlaczego ktoś ma nam kazać spać ze swoim noworodkiem, skoro my się boimy? Dlaczego ktoś ma nam mówić, że dziecko ma samo zasypiać, skoro my kochamy je bujać? Dlaczego ktoś ma nam kazać karmić butelką? Piersią? Używać takich a nie innych pieluch? Spędzać z dzieckiem 24 godziny na dobę? Albo wychodzić bez niego na 2 godziny dziennie? To są tylko nasze wybory. Nikogo innego…

Opieka nad dzieckiem jest męcząca, jest wyczerpująca, jest cholernie trudna. Ale macierzyństwo? Bycie mamą jest proste! Pod warunkiem, że słuchamy siebie i swojego dziecka, oraz ludzi, którzy o nas dbają, chcą dla nas jak najlepiej i nie oceniają naszych wyborów, ewentualnie pokazują nam, że jakiś wybór mamy. I uwierz mi – w momencie, w którym to zrozumiesz, będziesz o połowę mniej sfrustrowana, wkurzona i umęczona.

No chyba, że  w tym samym momencie Twoje dziecko wytarło buzię o zasłony, rozsypało pierdylion koralików na dywan, albo ściągnęło sobie uwaloną pieluchę. Ok. Może z tym, że będzie łatwo to mnie trochę poniosło, ale chyba wiesz co miałam na myśli…

   Send article as PDF   

Leave a Comment