Trochę straszno, trochę śmieszno, czyli życie z hasłem "co to ma być"?! - Flow Mummmy
LIFESTYLE MACIERZYŃSTWO

Trochę straszno, trochę śmieszno, czyli życie z hasłem “co to ma być”?!

Co masz w głowie, kiedy myślisz “macierzyństwo”? Jakie obrazki, wydarzenia, słowa, emocje? Jestem pewna, że na pierwszym miejscu pojawi się twarz Twojego dziecka. Później miłość, radość, szczęście. Wyobraź sobie zatem moje zdziwienie, kiedy okazało się, że te wszystkie rzeczy, te emocje, te twarze, te uczucia, od jakiegoś czasu zaczęły ustępować jednemu wyrażeniu “what the fuck?!”.

Pamiętasz film “Kevin sam w domu?”. Głupie pytanie, jedyna właściwa świąteczna pozycja, którą zna każdy szanujący się Polak. Coś jak sałatka jarzynowa – nie masz jej w święta (byle jakie) na stole? Nie jesteś prawdziwym polakiem. Wracając jednak do filmu, tam Kevin szaleje, walczy z nowojorską przestępczością, rozpieprza chatę w imię wyższych celów. Zabawne? Śmiałaś się? Ja kiedyś też. Kiedy byłam mała myślałam “ale kozak”. Dzisiaj? Jedyne o czym myślę to “biedna kobieta”, “ale będzie miała sprzątania”, “gówniarzu na policję dzwoń,  a nie bawisz się w Sulle’go z Dr. Quieen!”. Serio. Bo jedyne co teraz widzę to swoją rzeczywistość. I nie, nie myśl sobie, że moje dzieci to tak kozaczą jak Kevin, że ratują, że gangi narkotykowe rozwalają. Nie nie. Po prostu, zwyczajnie, mniej więcej takie właśnie rzeczy przychodzą im do głowy, z tą różnicą, że oni tak mi mieszkanie rozwalają totalnie bez celu.

Człowiek szybko zapomina. Tym bardziej człowiek, który już 30 lat ma na karku, wtedy to już nawet lecytynka nie pomaga. Zapomina o rzeczach ważnych i ważniejszych, a o dzieciństwie swoim to już całkiem. Ej! A może to taka forma wyparcia? Bo wiesz, ja to miałam dzieciństwo napewno zajebiste, bo i rodzice fajni i siostra super. I pamiętam różne sytuacje, pamiętam podróże na wakacje, świąteczne granie na flecie (tak, to prawda, jestem dosyć uzdolniona, gdybyś jeszcze miała co do tego wątpliwości) i skrzypcach i różne inne pierdoły, które składają się razem w obraz pt. “dzieciństwo jest w dechę”. Wiesz czego jednak nie pamiętam? Tego jakim byłam dzieckiem!!!

Ok, w sumie to nie tak. Bo ja to może trochę pamiętam, ale ile to ma wspólnego z rzeczywistością, to tylko moi rodzice wiedzą. A dokładniej jaką to ściemę mi mózg funduje, zawsze kiedy myślę o moich dzieciach “boże! po kim oni tacy straszni!”. I nie daj boże wtedy moi rodzicę są obok, bo oni to już doskonale wiedzą co to za wzrok, i widzę wtedy ich miny, te pełne triumfu, zadowolenia, że jak cudownie, że nie tylko oni mieli ze mną tak przerąbane, że dobrze mi tak, i w ogóle “hahaha ale śmieszne”. Wiesz co mam na myśli? Znasz to uczucie? Tę drwinę? Ja znam 🙂

Wracając do temu, to ja w swoich wspomnieniach jestem naprawdę miłym dzieckiem. No ok, może i zawsze byłam przemądrzała, kłótliwa i w sumie ciężkie życie tego, który zdecyduje się na spędzenie go ze mną (sorry mężu, sam wiesz jak jest – nie jest lekko), ale bez jaj! Czy ja zachowywałam się jak tajfun?! Jak tornado?! Jak trzęsienie ziemii połączone z wojną, potopem i atakiem szerszeni?

Ale do meritum. Wiesz co mnie zastanawia od dłuższego czasu? Że moi rodzice to chyba jednak bardziej wyluzowani byli. To znaczy nie, że zawsze, bo przecież doskonale pamiętam wszystkie szlabany, kary i w ogóle nie znosiłam ich wtedy totalnie, tak jak teraz nie znoszę kolendry. Pamiętam jednak, że gdy byłam mała, to oni w luzie totalnym żyli non stop. Nie telepali się nad nami, pozwalali biegać wszędzie, jak szybko tylko potrafiłyśmy. I jasne, wkurzali się czasami, ale my z siostrą chyba jednak ciutprostszymi dzićmi byłyśmy – a może tak mi się tylko wydaje?  A ja teraz? Zawał serca co 5 sekund, bo jeden biegnie, drugi skacze, a trzeci wspina się po szufladach. Naprawdę! Czy tylko ja żyję w wiecznym strachu? Bo upadnie, bo złamie nogę, rękę, nos a przecież na operację tegoż nosa to mi jednak trochę ciut szkoda. Gdzie podziałam się wyluzowana ja?! Gdzie się pytam?! Bo przecież co z tego, że kawa rozsypana po całej podłodze, to akurat wiem że przez przypadek. Wszystkie klocki na podłodze? Po to są! Idę zatem wciąż głęboki oddech, wejść na wyżyny swojego chill, zen i wszystkiego innego i wyluzować. Bo serio, mam wrażenie, że tylko ten luz nas uratuje 🙂

   Send article as PDF   

4 komentarze

  • Zarąbisty tekst. Bardzo fajnie się go czytało. Po prostu życie, życie i jeszcze raz życie.

  • Justyna, a mogłabym poprosić Cię o tekst, jak uczyłaś swoje dzieci samodzielnego zasypiania?

  • Cukier na podłodze całe kilo właśnie je psy zlizują, ziemia z kwiatków wszędzie a moja córka jakby właśnie z kopalni wyszła twierdzi, ze to nie ona… Tak w międzyczasie gdy ja czytałam ten tekst… :/

Leave a Comment