Ile można zmienić w 5 tygodni? - Flow Mummmy
LIFESTYLE

Ile można zmienić w 5 tygodni?

To nie będzie tekst o tym jak cudownie jest ćwiczyć i jeść zdrowo. To nie będzie też tekst w żaden sposób motywacyjny, jeden z tych które głoszą “jak chcesz to potrafisz”. Nie. To będzie tekst o tym, że łatwo wcale nie jest. A napewno nie jest łatwo na samym początku.

Jakiś czas temu pisałam Ci o tym jak to przytyłam w “magiczny sposób” 8 kg (TUTAJ). Oczywiście z magią miało to tyle samo wspólnego, ile dzisiejsza władza ma z dbaniem o kobiety. Totalnie nic. Ja po prostu żarłam. Żarłam bez umiary, przez prawie cały dzień. Śniadanie jadłam w domu jak zwykle (tu akurat nie miałam sobie nic do zarzucenia), ale już od godziny 10 zaczynał się maraton pt. “snikers, czipsik dwa bratanki”. Pizza, piwo, słodycze, słodkie bułeczki, ziemniaki zapiekane w 30% śmietance. Sodoma i Gomora każdego dietetyka. Doszłam do takiego punktu, że nie byłam w stanie wciągnąć brzucha, tak bardzo był on wypełniony śmieciami. Dramat. Tym bardziej, że rok temu pokazałam sobie, że potrafię doprowadzić się do stanu w którym dumnie chodzę po sklepach i mierzę obcisłe jeansy. Naprawdę było ze mną źle.

Co się stało, że powiedziałam sobie dość? Zaczęłam tak jak rok temu: od “nastrojenia się”. Wiem, brzmi to bardzo dziwnie, ale umówmy się – na nic zdadzą się obiecanki “od jutra, od poniedziałku, jak wygram w totka”, jeżeli coś nie zadzieje się w naszych głowach. U mnie niestety nie trwa to dwóch dni, takie układanie sobie priorytetów trwa znacznie dłużej – dwa tygodnie, miesiąc. Tak tak. Ale właśnie ta “głowa” jest w odchudzaniu najważniejsza. Bez odpowiedniego nastawienia się, po prostu się nie uda. Oglądanie wyćwiczonych lasek, filmików na Youtubie osób, którym się udało. Nagle człowiek zaczyna wierzyć, że też tak potrafi, że też może mu się udać. To ten moment? Nieeee. Trzeba wiedzieć, że się uda, że można, trzeba chcieć. Wtedy dopiero zaczyna się ekscytacja z powodu jedzenia owsianki, a znika żal i smutek z powodu pożegnania się ze śmieciowym żarciem.

Pierwszy tydzień? Chyba najtrudniejszy. To ciągła walka ze starymi nawykami, głowa ciągle woła “czekolada”, a ciało ledwo się rusza z powodu zakwasów. To właśnie wtedy trzeba się okłamywać “wytrzymam jeszcze tylko dzisiaj, a od jutra olewam temat” i od rana zaczynać jeszcze raz. Pierwszy tydzień jest najtrudniejszy. Przynajmniej był dla mnie. Później jest już tylko lepiej.

Po drugim tygodniu? Zakwasy już nie sprawiają, że mąż musi podnosić cię z łóżka, jedzenie zaczyna smakować. Jasne, tęskni się za wieczorną porcją czekolady i pringelsików, ale… Można wytrzymać. Po dwóch tygodniach widać pierwsze efekty ćwiczeń. Nieznaczne, ale jednak. Mięśnie pozwalają na więcej ćwiczeń, na szybsze tempo. Zdarzają się kryzysy, ale jest ok. Kiedy zaczyna się widzieć efekty, człowiek sam siebie zaczyna “cisnąć”: jeść jeszcze lepiej, ćwiczyć efektywniej. O ćwiczeniach na diecie pisałam TUTAJ.

Po 5 tygodniach? Jest zajebiście. Nie, ćwiczenia wciąż nie sprawiają mi przyjemności, ale jak widzę jak zmieniają moje ciało, to mam ochotę wykonywać je 2 razy dziennie. Dieta? Idzie jak złoto. Praktycznie nie mam zachcianek. Piękny burger z chrupiącymi frytkami kompletnie mnie nie ruszają. Widzę ile jeszcze pracy przede mną, ale kompletnie mnie ona nie przeraża. Jasne, że wolałabym jej w ogóle nie robić, mieć nogi jak modelka, a talię jak za czasów, kiedy chodziłam do ogólniaka. Co by nie było mam już 31 lat, i niestety, ale nie będę już nigdy miała figury modelki. Moja skóra na brzuchu nie będzie już nigdy super jędrna, bo jednak 3 ciąże zrobiły swoje i nie ma co udawać, że będę kolejną fitnesiarą.

Mój brzuch robi się płaski, ramiona przestają wisieć, jestem silniejsza. Jem co 3 godziny, wypijam 2 litry wody dziennie bez żadnego problemu. Co jem? To na co mam ochotę, ale z przestrzeganiem tego ile węglowodanów, białka i tłuszczy mogę zjeść w ciągu dnia. Tutaj, tutaj i tutaj o tym pisałam. Mówienie “wystarczy jeść zdrowo, nie trzeba liczyć kalorii” to dla mnie jedna wielka bzdura. Tak niestety nie jest. Oczywiście na początek i takie działanie wystarczy, ale nie na dłuższą metę. Dowód? Kulturyści i fitnesiary na masie, jedzą wciąż super rzeczy, a tyją, bo zwiększają podaż kalorii. To zwykła matematyka i chemia. O ile na początek wystarczy zamiana “białego na ciemne”, tak później może być już różnie.

A co dokładnie jem? O tym też już pisałam 🙂 TUTAJ i TUTAJ znajdziesz produkty i jedzenie, które są w moim codziennym menu. Oczywiście wprowadziłam parę zmian – tak jem twaróg, i tak piję soki. Nie przygotowuję się do zawodów sylwetkowych, nie chcę schudnąć 10 kg w tydzień. Już nie. Póki co schudłam jakieś 3 kg. Mało, ale tylko wtedy gdy patrzy się tylko na wagę, która jest kompletnie bez znaczenia. W talii ubyło mi już 9 cm, tyle samo w brzuchu, udo mam szczuplejsze o jakieś 2,5 cm. I to nie jest sama woda 🙂 Na temat całej diety przeczytasz TUTAJ.

Odchudzanie to ciężka praca. To ogromne wyrzeczenia, to pot, krew i łzy. To ból przy wykonywaniu ćwiczeń i ból z powodu zakwasów. Ale tylko na początku. Trzeba wystrzymać tydzień, góra dwa. Później człowiek jest tak zajarany efektami, że nawet nie myśli o porażce. Czy zdarzają mi się grzeszki? No jasne! Mówiłam o tym na instastories (TUTAJ mój Instagram 🙂 ). Ale nie zamierzam mieć z ich powodów żadnych wyrzutów sumienia, bo robię je z głową. Tak jak nie schudnie się po jednym posiłku, tak nie przytyje od talerza sushi czy nawet czekolady. Trzeba znać swój umiar.

Czy jak schudnę, to przypadkiem znowu nie przytyję? Oby nie. Nie wiem. Na chwilę obecną wiem ile kosztowało mnie zacząć od nowa, wiem jak biłam się ze sobą, żeby nie zeżreć wieczorem pół lodówki. Nie warto. A przede wszystkim nie warto dla tego uczucia, kiedy zaczyna brakować spodni, w które człowiek może się zmieścić. Nie polecam.

Foty ponieżej dzielą 4 tygodnie (na pierwszej byłam tydzień na diecie, i po pierwszej sesji ćwiczeń). Byłam pewna, że tej pierwszej nikomu nie pokażę, ale… Bez przesady 🙂 Tak wyglądałam, do takiego stanu się doprowadziłam (zwróć uwagę, że i tak na niej wciągam brzuch haha). Mam nadzieję, że za 5 tygodni pokażę Ci jeszcze lepszą. Trzymasz kciuki?!

IMG_7164

   Send article as PDF   

21 komentarzy

  • Ja juz pisalam ze jest super i ze trzymam kciuki za dalsze postepy….mowiac szczerze to troche mnie zmotywowalas co prawda cwicze i jem to co trzeba ale czasami poprostu mi sie nie chce?
    Gratuluje naprawde Bo tez wiem Ile trzeba sie wyrzec ??

  • Rewelacyjne efekty 🙂 Dumna z Ciebie jestem 🙂 Chociaż na tym zdjęciu z lewej nie wyglądasz chyba tak źle jak myślisz 🙂
    Ja to znowu mam inny problem, od kiedy urodziłam Huberta waga leci ciągle w dół. Przy wzroście 174 cm, miałam 56 kg i absolutnie nie wiem dlaczego. Jem więcej niż mój mąż. Serio. Teraz staram się jeść wszystko co wpadnie mi w ręce i w jakiś miesiąc przytyłam 2 kg. Moja mama mówi, że wyglądam jak śmierć. Aż się zastanawiam czy zrobić badania krwi. Ale w sumie, tylkovw ciąży ważyłam więcej niż 60 kg. Yyy właściwie pod koniec ciąży miałam jakieś 76-78 kg B-)
    P.s. Ja tez mam tattoo (w liczbie 3 sztuk), nurtuje mnie co masz między swoimi nowymi mega umięśnionymi piersiami B-)

      • Czyżbyś… była trochę przesądna? 🙂 Ale pomysł umieszczenia go na sercu jest oryginalny 🙂 Piękny wzór. Ja mam tacik na piersi. Nuty na pięciolini.

  • Cóż… jedziemy na podobnym wózku. U mnie była przerwa 6 miesięcy w ćwiczeniach, bo nie mam gdzie iść. Teraz się zmusiłam, mąż kupił mi sztangę i ćwiczę w domu. Jem raczej ok, no bywa grzech wieczorem, najczęściej w weekend, ale nie tyje. Niestety nie chudne, ale może za moment zacznę.
    powodzenia!

  • Super że Ci się udaje :). Absolutną prawdą jest to że wszystko siedzi w głowie. Moją jedyną dietą jaką w życiu stosowałam o ŻM (żryj mniej) i faktycznie do tego musiałam się zawsze nastawić 🙂 o dziwo wtedy szło bez problemu. Za to w tej chwili najlepszą dietą była dla mnie ciąża 😀 prawie 4 miesiące po porodzie i jestem chudsza o blisko 4 kg a muszę przyznać że stężenie czekolady we krwi mam dość wysokie 😀

  • Gratulacje i trzymam kciuki za dalsze postępy 😀 mi zostało kilka zbędnych kilogramów “po ciąży” i w planach mam zrzucić 10 kg, ale nigdy nie mialam tyle siły, żeby przejść na dietę, więc wprowadzam zmiany małymi krokami. Na pierwszy rzut poszła pepsi – moje największe uzależnienie. Ku mojemu zdziwieniu poszło o wiele łatwiej, niż sądziłam. Postawiłam sobie cel, że za każdym razem jak wchodzę do kuchni, muszę wypić szklankę wody, nie ważne, czy chce mi się pić, czy nie, szklankę trzeba wypić. Oczywiście jest to woda lekko gazowana, bo zanim zacznę pić niegazowaną pewnie jeszcze trochę minie 😛 Drugim etapem było pożegnanie się z majonezem i nutellą. Same dobroci… Dzisiaj mam zamiar zacząć pić sok warzywny na drugie śniadanie, żeby przygotować się do tygodniowego lub dwutygodniowego detoksu sokowego. Pozostaje jeszcze wprowadzić wysiłek fizyczny i już jestem na dobrej drodze. Ale łatwo nie jest. I pomimo wszystkich pięknych metamorfoz, które widzimy dookoła, nie wierze, że dla kogoś to może być takie łatwe i przyjemne. Przyjemne jest zadowolenie z efektów, ale nie praca nad nimi.

  • Wow, ale zmiana 🙂 Ja również zaczęłam zrzucać warstwę zimową 😉 Stawiam na ćwiczenia, zapewniłam sobie też zdrową wodę z filtra aby nie walczyć ze stosami pustych opakowań po mineralnej. Mam ulubiony bidon a w nim mineralną z własnego kranu w kuchni 🙂 Prostota przede wszystkim 🙂

    • my na dniach też się w filtr zaopatrujemy, bo póki co wydajemy morze kasy na samą wodę! (3 zgrzewki w tygodniu!)

  • O matko, no teraz to nie mam wyjścia! Jestem na etapie dojrzewania i poszukiwania własnej silnej woli. Bo to, że jest, to wiem. Już trzy razy chudłam po 4-5 kg i… ze szczęścia odpuszczałam? waga przytuptywała z powrotem do wyjściowej. Ale się nie poddam, bo to uczucie, gdy w sklepie sięgam po rozmiar 38 jest cudowne? dietę mam, rower i ciuchy są, więc tylko działać. Podziwiam!!! Wyglądasz super?

  • O matko, no teraz to nie mam wyjścia! Jestem na etapie dojrzewania i poszukiwania własnej silnej woli. Bo to, że jest, to wiem. Już trzy razy chudłam po 4-5 kg i… ze szczęścia odpuszczałam? waga przytuptywała z powrotem do wyjściowej. Ale się nie poddam, bo to uczucie, gdy w sklepie sięgam po rozmiar 38 jest cudowne? dietę mam, rower i ciuchy są, więc tylko działać. Podziwiam!!!

  • Wiem coś o tym magicznym przybieraniu na wadzę. Przytyłam 7 kilogramów, bo trochę się zaniedbał i jadłam co popadnie. W pracy zawsze coś mi się chciało i schodziłam z koleżanką po zapiekanki, podjadałam słodycze i przybrałam na wadzę. Powiedziałam ostatnio dość. Teraz wstaję 30 min wcześniej i robię sobie sałatkę do pracy, na 2 śniadanie zabieram jogurt naturalny i mussli. Zapisałam się na fitness do fitcurves i mam zamiar pozbyć się tłuszczyku.

  • Ty mi lepiej powiedz jak sobie radzilas z tymi zakwasami ….ja mam to samo wstać samej ciężko a zamiast siadać to poprotu upadam na kanapę bo nie mam sił a dwójka rozwzeszczanych 3 Latków nie pomaga :/

Leave a Comment