"Zrobiłaś dziecko to teraz z nim siedź!" czyli o pomocy dziadków w życiu młodych rodziców. - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

“Zrobiłaś dziecko to teraz z nim siedź!” czyli o pomocy dziadków w życiu młodych rodziców.

Myślisz, że to wymyślony cytat? Że w dzisiejszych czasach wszyscy wiedzą, że rodzice to też ludzie którzy powinni, dla zachowania zwykłej życiowej równowagi, mieć czas tylko dla siebie? Że logicznym się wydaje, że matka nie może być więźniem swojego domu? Że wraz z porodem, jej zwoje mózgowe wcale nie zaczynają pracować na innych częstotliwościach, a gotowanie eko zupek nie podnosi poziomu adrenaliny do takiego samego stopnia jak kiedyś całonocne wypady na miasto z koleżankami?

Niestety, uwierz mi, są ludzie którzy wciąż tak myślą. Najgorsze, że tymi ludźmi najczęściej są same kobiety.

“Potrzeba całej wioski, żeby wychować dziecko”. To nie stara głupota, mrzonka. To prawda, wciąż aktualna, pomagająca nam – matkom nie zwariować, wypić herbatę, wykąpać się, wyjść na chwilę z domu, chociażby na klatkę schodową, czy na spacer przed dom, żeby uspokoić myśli. A kto powinien być najbliżej dzieci, oprócz ich rodziców? Czy tylko mi się wydaje, że właśnie dziadkowie, że najbliższa rodzina?

6

Pamiętasz pierwsze chwile ze swoim dzieckiem? Nie pytam o wzruszenie, przytulanie, noszenie i całowanie, o cały ten zachwyt nad maleństwem, które dopiero co pojawiło się na świecie. Pytam o potrzeby, o podanie wody, potrzymanie dziecka które płacze już drugi kwadrans, o możliwość powiedzenia “nie mam siły” bez żadnego zwrotnego “nie przesadzaj”.

Mam szczęście, i to ogromne, że wciąż jestem dzieckiem swoich rodziców, że mój mąż wciąż jest synem swoich rodziców. Wiesz co to znaczy? Że wciąż możemy liczyć na ich pomoc, także w kwestii wychowania swoich dzieci. Wróć! Wychowania naszych dzieci. Skoro jesteśmy rodziną, to jak mogłoby być inaczej?

14

13

Mam szczęście, bo moi rodzice wiedzą, że wychowanie dziecka to nie pączek z różą w maśle, że to wyboista droga, w której rodzina musi sobie pomagać. Że o wiele łatwiej wychować dzieci, kiedy ma się zaplecze w postaci kochających bliskich.

Nie, nie wsadzam wszystkich do jednego wora. Wiem, że są różni ludzie, różne babcie, dziadkowie, ciotki od których chcemy (z różnych powodów) trzymać się jak najdalej. Tyle, że to nie jest norma. Normą powinien być dom w którym dziadkowie są blisko swoich wnuczków. Normą są weekendy u babci na wsi, a jak nie na wsi to chociaż na spacerze, basenie, cokolwiek. Byle blisko. Byle uczyć dziecko, że rodzina jest wartością najcenniejszą.

Oczywiście, że są różne sytuacje. Sama pamiętam czasy, kiedy mając jeszcze tylko Filipka, każdy weekend był tym “wolnym”, bo rodzice co weekend mojego synka zabierali na noc do siebie. Co weekend. Bo tak chcieli. Bo tęsknili. Bo kochają go tak jak ja go kocham. Teraz? No jasne, że sprawa jest utrudniona, w końcu nie ma co porównywać opieki nad jednym dzieckiem do zajmowania się trójką. Wciąż jednak zabierają ich na wycieczki, basen, byle razem. Bo chcą uczestniczyć w życiu swoich wnuków.

Czy mam wyrzuty sumienia, że zostawiam dzieci ze swoimi rodzicami czy teściami, żeby pojechać gdzieś z mężem na weekend? A czy w ogóle powinnam takie wyrzuty mieć? Serio? Czy mama i tata, zostawiając dzieci ze swoimi rodzicami, robią tym rodzicom lub dzieciom krzywdę? W głowie mi się nie mieści, że można odpowiedzieć “tak”.

Przykro mi kiedy słyszę, że są relacje rodzic – dziadek, w których nie ma miłości, zaufania, kiedy ktoś się cieszy, że zerwał kontakty z rodziną. Przykro mi, ale wierzę, że nikt nie robi takich rzeczy bez powodu.

9

Czy można przesadzić? Oczywiście. Jak we wszystkim. W jedzeniu czekolady i lodów też, czego mój tyłek jest ostatnio najlepszym przykładem. 🙂 Babcia nie powinna być nianią, no chyba, że sama bardzo tego chce, w przeciwnym razie to chyba nie do końca fair.  Nie ma co się oszukiwać – nawet młode babcie mogą czasami nie mieć tyle siły, żeby biegać, skakać, tańczyć i śpiewać – tak, to są standardowe czynności małego dziecka 🙂 Pomoc to pomoc, a nie całodobowa izba opiekuńcza. I ona powinna mieć swoje granice. Ale i tutaj chcę wierzyć, że to jest dość jasne.

Mam czasami wrażenie, że cały świat zwariował. Większość matek wariuje (ja w pewnym momencie też!), hoduje eko warzywa na parapecie, chustuje dziecko nawet w ręczniku (nie śmiej się, w Irlandii widziałam na własne oczy), wraca do tych wszystkich starych sposobów “wychowawczych”, ale kiedy przychodzi co do czego to nie daje nikomu dziecka wziąć na ręce. Po co? W jakim celu? Nie wiem… Może żeby udowodnić sobie, że jest niezastąpiona?

I nie, wtrącanie się to nie to samo co angażowanie. Moi bliscy nie podważają mojego zdania, moich “metod wychowawczych”. Chociaż jakby się przyjrzeć głębiej, to przecież ta “moja metoda” właśnie od nich się wzięła 🙂

11

10

A jak jest u Ciebie w rodzinie? Twoi rodzice/teściowie/rodzeństwo angażują się w wychowanie dzieci? Pomagają? Chcą? A może chcesz wszystko SAMA i wytłumaczysz mi po co taka postawa? Bo naprawdę chciałabym ją zrozumieć. Bez oceniania. 🙂

2

 

 

   Send article as PDF   

104 komentarze

  • Ja mieszkam blisko teściów, którzy są generalnie kochani dla moich dzieci. Jednak nie chciałabym zostawiać dzieci u nich zbyt często i tak nie robimy z mężem. Mnie mocno irytują ich stare metody wychowawcze, a w pewnym momencie stwierdziłam, że częste zwracanie im uwagi jest nie na miejscu, naprawdę darze ich szacunkiem. Mam jednak mocny zgrzyt z oszukiwaniem dzieci, karmieniem ich na siłę, kiedy świetnie radzą sobie same, porównywania ich, używania słowa grzeczny /niegrzeczny tak czesto, że wychodzi mi to bokiem. Korzystamy więc z ich pomocy, ale jak na to jak blisko siebie mieszkamy, to robimy to raczej rzadko. Chcę, żeby dzieci miały kontakt z kochającymi dziadkami, ale jednak nie chce, żeby dziadkowie mieli na dzieci aż tak duży wpływ, a im więcej czasu, tym większy wpływ.

  • U nas z racji dystansów kilometrowych jesteśmy zdani głównie na siebie, choć czasem zdarza się, ze w kryzysach babcie przyjeżdżają i pomagają. Korzystamy z ich pomocy gdy ich odwiedzamy, z chęcią zabieramy wałówę, którą nam pakują, zostawiamy dzieci z nimi na wieczór, by raz na ruski rok wyskoczyć do kina blisko ich miejscowości. Starsza czasem na tydzień wyjeżdżała, gdy nie ogarnialiśmy się chorobowo lub gdy młodszy wrzaskun dawał centralnie po garach. Czasem żałuję, że nie mam ich bliżej, tak na co dzień, by na godzinkę podrzucić lub w chorobie. Oczywiście różnice w podejściu wychowawczym są, pewne konflikty też zaliczone, ale może dlatego, że nie jesteśmy razem na co dzień odpuszczam, zagryzam zęby na drobniejsze, mniej istotne sprawy.

  • My na szczęście możemy liczyć na pomoc i jednych, i drugich dziadków 🙂 z jednymi spędzamy weekendy, czasem pomogą popołudniu, jako że mieszkają w tym samym mieście. Drudzy mieszkają 250km od nas, widzimy się jeden weekend w miesiącu, ale wszelkie święta, urlopy spędzamy z nimi. I to jest fajne, bo mały jest rozpieszczanym oczkiem i jednych, i drugich, ale dziadkowie respektuja nasze metody wychowawcze, czyli moim zdaniem dla nas rodziców jest ok

  • Ej, ja jestem kwoką, wciąż mi się wydaje, że ja najlepiej umiem, robię, że wszystko sama. I o ile przy jednym dziecku jakoś dawałam radę, o tyle przy dwójce jest trudniej. Męczyłam się sama ze sobą, bo z jednej strony byłam zmęczona i chciałam mieć czas dla siebie, a z drugiej nikogo nie chciałam dopuścić do dzieci, do pierwszego razu. Starsza na skzydłach leci do Babci, Młodszy pomału się przekonuje, ale Kajetan, to taki mój cycuś, więc daje mu czas. Co do opieki, jedni dziadkowie zabiegają, chcą i uzestniczą, drudzy wybrali inaczej, wolna wola, nie naciskam, a i jakoś za bardzo mi nie zależy.

  • Bardzo fajny i ważny temat poruszyłaś :). U mnie problem jest tej natury, że mieszkam w Anglii a cała rodzina została w Polsce. Jednak babcia to babcia i tak od ponad 3 tygodni gości u nas teściowa wyczekując w napięciu swojego piątego (nasze pierwsze dziecko) wnuka (powinnam urodzić 4 dni temu :P). Można mówić wiele o teściowych, w końcu kawały o nich musiały skądś wziąć swój początek, ja jednak jestem przeszczęśliwa, że tu jest. Od tych 3 tygodni wypoczywam ile mogę, w zasadzie to tylko robię pranie :D, gdy mąż jest w pracy mam towarzystwo i się nie nudzę, mam z kim wyjść na spacer. Wiem, też że po porodzie wesprze nas swoją wiedzą i doświadczeniem, że będę mogła w spokoju dojść do siebie po jakby na to nie patrzeć sporym wysiłku. Ważne jest jednak to o czym pisałaś, a mianowicie ona tego po prostu chce! Chce mimo odległości uczestniczyć trochę w naszym życiu, wesprzeć nas jak tylko może i to właśnie robi 🙂

  • Tak wszystko sama, sama, zgodnie z cytatem. Proszę się o pomoc np. żeby wyjść do lekarza, pomalować przedpokój, żeby nie robić tego z małym dzieckiem (o wyjście z mężem to nawet nie mam co pytać) ręce opadają, uszy opadają. Jedna ze stron na te poważne zadania bojowe pomoże, ale fizycznie naprawę nie dają rady, więc staram się ich nie wykorzystywać za często, druga strona jak twierdzi “już se dzieci odchowała”. Poklepią po głowie dadzą czekoladkę i nara nie przeszkadzaj mały, nie hałasuj, nie dotykaj itd.

    • Dokładnie tak jak i u mnie. Wpadnie teściowa na 5minut ,rzuci małemu 10zł na czekoladę,da mi sto rad że dziecko bez bucików po domu biega,że przeze mnie katar i że przeze mnie nie poszedł do przedszkola (przeziębiłam dziecko,wyrodna matka) i narka,cześć i czołem. Tyle ją mały widział.

  • Kocham moją mamę i tatę, na swój sposób. Oni mnie także. Jednak od kiedy pamiętam zawsze brakło okazywania sobie uczuć, poświęcenia czasu sobie nawzajem – bo często było coś ważniejszego do zrobienia. Teraz ja próbuję zwalczać zakorzenione w sobie zło. Nie chcę żeby moja córka czuła to co ja. Mieszkamy z rodzicami, mąż pracuje w innym mieście i przyjeżdża na weekendy i wolne. Normalne, że chcielibyśmy czasem wyjść we dwoje do kina, na kawę czy spacer, jak dawniej. Ale tego nikt nie rozumie, albo nie chce zrozumieć. Bardzo zabolało mnie, kiedy kilka grubych miesięcy temu mówiąc mamie, że potrzebuję gdzieś wyjść sama, odetchnąć, zrobić w spokoju zakupy bo na łeb dostaję usłyszałam “ja wychowałam waszą dwójkę i jakoś na łeb nie dostałam”, czułam jakby mu ktoś podciął skrzydła. Niedawno znów to poczułam, kiedy bąknęłam, że wybrała bym się do kina, ale wpierw trzeba by było sprzedać małą. “My z ojcem też nigdzie nie wychodziliśmy jak byliście mali”. Chciałam coś odpalić, ale nie miałam siły. Szkoda że nie ma się tak oczekiwanego zrozumienia i wsparcia w najbliższych osobach…

    • Aga, pewnie Cię to nie pocieszy, ale ja też jestem w takiej sytuacji. Matka często mi wytyka, że ona sama się dziećmi zajmowała, bo nie miała już ani rodziców, ani teściów. A najbardziej to mnie zastanawia skąd w moich wspomnieniach, że bardzo często się mną sąsiedzi zajmowali? 😛 Pasowało by tutaj powiedzenie “Zapomniał wół jak cielęciem był”!

    • Dobrze Cię rozumiem..moja mama wychowując mnie i mojego brata (brat jest ode mnie 2 lata starszy) całe życie właściwie nigdzie nie wyszła, nie zrobiła czegoś dla siebie, dobrze nigdy nie wróciła do pracy. Sprzatala gotowała zajmowała się dziećmi. Bohaterka? Nie…dziś wiem że to nie o to chodzi żeby aż tak się poświęcać. Ale dziś mając dziecko często słyszę właśnie takie porównywanie ” ja nie miałam pomocy a zajmowalam się 2 dzieci i domem” . Niby mogę poprosić mamę o to żeby zajęła się młodym godzinkę czy dwie…ale swoje musi powiedzieć. Niestety, nasze 2 pokolenia to dwa różne światy. Tylko nie dajmy sobie wmówić ze sobie nie radzimy, że jesteśmy gorszym matkami tylko dlatego że chcemy też czasem coś dla siebie zrobić.

  • Ojj chciałabym, żeby rodzina nam czasem pomagała i uczestniczyła w życiu córki.. Ale niestety dzieje się to tylko przy okazji naszych odwiedzin u nich. Mieszkamy 90 km i 150 km od dziadków i rodzeństwa. Jak dotąd odwiedzali nas przy okazji (przeprowadzka, chrzest). Chociaż jak przyjeżdżamy do dziadków to bawią się z córką (nawet teściowie już coraz więcej), to przykro mi jest jak patrzę na dzieci wychodzące z dziadkami na zwykłe spacery raz w tygodniu, moja córka nie ma takiego szczęścia. Jeśli chodzi o rodzeństwo to męża siostry wykazują niemal zerowe zainteresowanie kontaktem z siostrzenicą… a moje siostry mają też swoje dzieci, więc jako taka pomoc nie bardzo wchodzi w grę. Weekend we dwoje też odpada (nawet gdybym już nie karmiła piersią) bo dziadkowie, jak to dziadkowie, mają trochę problemów ze zdrowiem. Tak więc musimy radzić sobie sami

  • Hej.
    Od niedawna czytam Pani blog, ale jest to jedno z niewielu miejsc gdzie mogę znaleźć zrozumienie.
    Jestem prawie 21-letnią mamą rocznej dziewczynki. Córkę wychowuje sama. Dzidzia ma dwie babcie i jednego dziadka, jednak kiedy przychodzi co do czego, że chciałabym odetchnąć 5 minut zajmuję się nią moja mama. Chociaż wydaję się że skoro mieszkam z rodzicami to powinno być łatwiej, jednak w moim przypadku tak nie jest. Spędzam z córką 24/24, a jedyne kiedy mogę odetchnąć to raz w miesiącu na 2-3h, ponieważ każdy ma coś do “roboty”.

    Pozdrawiam.

  • Hej, czytam Cię już od jakiegoś czasu. Tak jakoś raźniej mi znosić trudy mamowania 2,5 rocznego bąbla i 10 miesięcznej bombki 😉
    “Trudy” głównie dlatego, że jestem właściwie sama, bo tata bąbli wraca z pracy po 19, na swoją mamę nie mogę właściwie liczyć, bo ze względu na jej chorobę i charakter to jej bardziej trzeba pomagać. Tata mój w Polsce ( a ja w Anglii) choć i tak zawsze w delegacji. Teściowie w Hiszpanii, no i tez słabo z zdrowiem. No i musiałam ponarzekać, bo bardzo pozazdrościłam tej waszej instytucji babć i dziadków.
    Muszę przyznać, że pierwszego malca do roku z oczu nie chciałam spuszczać, ale teraz to marzę o weekendzie. wyjściu, spacerze, siłowni czymkolwiek bez dzieci..czasem najchętniej to bym uciekła i zostawiła ich samych w domu 😉
    Odpowiadając na Twoje pytanie to myślę, że wynika to z przekonania, że “sama się najlepiej dzieckiem zajmę” no i coś w tym chyba jest o ile nie padasz na pysk i nie masz ich poprostu dość…
    Pozdrawiam strudzone i te mniej strudzone mamuśki!!!xxx

  • U mnie w rodzinie nie ma problemu z zostawieniem dziecka z dziadkami, czy to moimi rodzicami czy teściami 🙂 Teściowa często sama proponuje, że odbierze malucha z przedszkola i weźmie go do siebie, choćby na parę godzin 🙂 Jak mały jest chory, to po prostu przenoszę się do swoich rodziców, zostawiam małego u nich i pilnuje go albo moja mama albo tata albo moja babcia (czyli prababcia), a ja wiem że mogę spokojnie jechać na zajęcia 🙂

  • Trudny temat przynajmniej dla mnie. U mnie to właśnie rodzice opiekowali się rok małym, ja poszłam do pracy(mały miał 1,5 roku). Nigdy nie miałam super relacji z mamą, ani z tatą (tata za moich dziecięcych czasów był alkoholikiem, nie chce nawet pamiętać swojego dzieciństwa, kiedy miałam jakieś 12 lat opanował się, chodź nie powiem,że później nie zdarzały mu się wpadki. Po pijaku bardzo się go bałam…trudny temat. Mama….podkopująca całą pewność siebie, ona ma tylko rację, nie wspierała mnie emocjonalnie, byłam drugim dzieckiem, brat był pierwszy. Zawsze miałam wrażenie, że brat był ważniejszy, lepszy pod każdym względem…..Teraz jest tak, że mam swoją rodzinę, mieszkam na swoim…brat 31 lat nadal z rodzicami. Najgorsze jest to, że nie potrafi sam podejmować decyzji..uzależniony od rodziców, Ale nie o tym miałam pisać. Po roku ich opieki nad moim dzieckiem na gwałt szukaliśmy przedszkola, by nie posyłać do go moich rodziców. Z ich strony obraza wielka, że oddajemy małego do przedszkola i “zabieramy mu dzieciństwo”. Na szczęście wszystko się udało. Nawet nie wiesz jak odpoczywam psychicznie, ja i mąż…:):)mały zachwycony przedszkolem, ma kontakt z dziećmi, bardzo dużo się nauczył, odpieluchował, zaczął więcej jeść. Nigdy nie będę mu zakazywać kontaktu z dziadkami, ale drugi raz bym się nie zdecydowała na ten krok…..Tera nawet jak choruje z mężem na zmianę z nim siedzimy. Po prostu nie chcemy wracac do tego co było…Teściowie są starsi i schorowani nie dali by rady w ten sposób nam pomóc…także trochę sie rozpisałam. Pozdrawiam 🙂 Wiem, że nie wszyscy maja takich rodziców jak jak i strasznie tego im zazdroszczę, bliskiej więzi, wsparcia ze strony rodziców, prawdziwej miłości rodzicielskiej…

  • Ja bym bardzo chciała, żeby ktoś pomagał i chciał. Tak chociaż raz w miesiącu zabrać je na spacer albo do kina, albo raz na kilka miesięcy zostal z nimi na noc ( i żeby nie była to przy okazji ta noc między Wigilią, a Bożym Narodzeniem).
    Ale niestety nie zawsze jest tak kolorowo i fajnie się te dzieci kocha tak “po wygodnicku”. Wpadnę na kawę, przyniosę kinderki, chwilę porysuję i się zmyję…

    • No właśnie. Tego określenia ” kochanie wnucząt po wygodnicku” mi brakowało do tej pory. Mam dwójkę dzieci. Rok i trzy lata. Mieszkamy u rodziców męża na piętrze. Przez te trzy lata nikt nigdy nie zaproponował ze posiedzi z dziećmi. Nie wiem co to kino od tego czasu. Ani randka. Nic. Ja się nie proszę o pomoc. Taki charakter. Ale gdy np. Padło pytanie co robimy w sylwestra a ja powiedziałam w żarcie ze to zależy kto i ile czasu z dziecmi posiedzi (nigdy dzieci nie zostawiamy nikomu) od razu od tesciow uslyszalam ze oni to wyjezdzaja do Wrocławia, a od siostry męża- btw matki chrzestnej która tez mieszka w tym samym domu, ze ona do Zakopanego. Tesciowie siedzieli w domu w sylwka, a siostra meza na ost chwile poszla do kolegi. Ja bym dzieci nie zostawila w sylwestra, ale raz na pol roku chociaz poszlabym z mezem gdzies. Chociaz na 2 godz. Tesciowa potrafi tez nieraz glupio spytac czy np . byliśmy w kinie na jakims tam filmie. Ja na to ze nie chodzimy do kina bo z dziecmi nie wpuszczaja. I temat milknie. Na górę nie przychodza a jesli juz to na tak krótko, ze dzieci tylko placza ze chca do dziadkow ze czemu juz poszli… dobrze ze niedlugo córka idzie do przedszkola, moze będzie troche mi łatwiej. …

  • Poczytałam komentarze pod Twoim postem na fb. Napisałaś, że taka rodzina jak Twoja to norma i dziwisz się, że często rodzice nie angażują dziadków do zajmowania się wnukami. Otóż nie. Bardzo przykre to jest, ale Twoja rodzina to wyjątek. Nie zawsze dziadkowie dążą do utrzymywania ścisłych kontaktów z wnukami, czasem rodzice nie są w 100% przekonani, czy mogą na tyle zaufać dziadkom, aby oddać im swoje dziecko na noc. Tak jest i koniec. I bardzo często nie wynika to z tego, że matka chce być superbohaterką i chce udowodnić, że ze wszystkim da sobie radę sama. Czasem też jednak rodzice są stuknięci i uważają, że skoro zrobili dziecko to tylko oni powinni się nim zajmować, ale to chyba rzadziej.
    Ja też oczywiście korzystam z pomocy dziadków. Chcę iść do kosmetyczki – proszę bardzo, teściowa zostaje mi z dzieckiem. Mieliśmy remont w domu- moja mam praktycznie przez tydzień całe dnie siedziała ze szkrabem. Chcę iść na duże spokojne zakupy spożywcze? Nie ma problemu, jakaś opieka zawsze się znajdzie do dziecka. Nie gniewaj się, ale ja bym nie oddała na każde weekendy dziecka, booo… bo po co tak naprawdę? Nie mówię, że w ogóle nie, ale nie w każdy weekend. Ja jestem raczej z obozu, że to moje dzieci i to ja przede wszystkim (no i mój mąż) mam się nimi zajmować. Nikt nie mówił że będzie lekko. A jedynie w pojedynczych sytuacjach korzystać z pomocy dziadków.
    Kiedyś napisałaś taki post, ze twoje dzieci są całej twojej rodziny i dlatego je ochrzciłaś, aby zadowolić dziadków. Sprytnie to sobie wymyśliłaś swoją drogą i nie ukrywam, ze wzburzył mnie ten wpis 🙂 Nie, dzieci są Twoje i ochrzciłaś je bo ty tak chciałaś (mogę się tylko domyślać z jakich powodów, skoro jesteś niewierząca- kiedyś o tym wspominałaś), a dziadków do tego bym nie mieszała. I to samo tyczy się angażowania dziadków w wychowywanie i zajmowanie się dziećmi. Od tego są rodzice, a dziadkowie mogą doraźnie tylko pomóc.
    P.S. Flow, to jest tylko moje zdanie. Nadal Cię szanuję, nadal Cię uwielbiam i nadal będę Cię czytać. No ale czasem musi się zdarzyć, że nawet największy fan nie zgadza się z czymś ze swoim idolem 😀 Trzymaj się!

    • I zapomniałam jeszcze dodać, że nasze relacje z dziadkami są bardzo dobre 🙂 my odwiedzamy ich, oni odwiedzają nas, kochamy się, spotykamy się i jest git. Moje powyższe wywody dotyczyły podrzucania dzieci dziadkom, a nie ogólnych kontaktów z dziadkami. Bo dzieciństwo bez dziadków jest bardzo, bardzo smutne… 🙁

    • oj nie nie! ja napisałam, że taka sytuacja jak u mnie powinna być normą! Ja jestem przerażona tym, że nie jest! To miał być miły post, a ja od wczoraj nie śpię bo nie mogę uwierzyć, że tak dużo jest ludzi którzy nie mają wsparcia w swojej rodzinie 🙁 jestem przerażona, zdołowana. Naprawdę nie tak powinno być! Nosz cholera jasna! Co się na tym świecie porobiło?! Naprawdę mi przykro, no dojść do siebie nie mogę! 🙁

      • Masz rację, taka sytuacja jak Twoja powinna być normą. Wielka szkoda, że nie jest 🙁 czemu tak jest – nie mam pojęcia. Nie jestem specjalistą więc nie będę się wymądrzać. Ale kochana, nie dołuj się! Ja wierzę, ze jesteśmy kowalami swojego losu i wiele rzeczy mimo wszystko można wypracować. Także relacje z dziadkami 🙂

  • Cześć Flo 🙂 U nas przy dwójce malutkich dzieci pomoc dziadków jest nieoceniona.Byłoby mi bardzo trudno,gdyby trzeba było sobie radzić w pojedynkę.Dojrzewam do wyprawienia córki na weekend do dziadków 😉 Czasem boję się, że z braniem tej pomocy przesadze i dopadaja mnie wyrzuty sumienia.Czy to już tak jest?Czy to tylko mój problem z proszeniem o pomoc?

    • Ja znowu tak mam, ze moją mamę proszę o pomoc bez problemu, a znowu przy teściowej mam jakieś dziwne opory. I tak ją proszę, i tak, ale jakoś w głowie mi się kłębią takie myśli, że nie zaopiekuje się moim dzieckiem jak należy. Te zarzuty są idiotyczne, bo teściowa świetnie sobie radzi z mym dziecięciem. Dlatego przyznaję, ze to ja mam problem i to ja muszę nad tym pracować 🙂 dobrze chociaż że mam tego świadomość 🙂

  • Ja wychowuję sama swoje dzieci przez 24 godziny na dobę, przez 365 dni w roku, od 12 lat, bo… nie mam innego wyjścia. Jest mi bardzo ciężko. Jedni dziadkowie nie żyją, moi rodzice nie angażują się, mąż bardzo dużo pracuje , ja też pracuję po kilkanaście godzin tylko, że w domu. Jestem bardzo samotna i zazdroszczę ciepłych relacji rodzinnych. Nawet jak popełniam błędy wychowawcze to nikt mi tego nie wytknie, ani nic nie podpowie, bo nie ma kto.

    • jakie to jest smutne 🙁 naprawdę. czytam Wasze historie i płakać mi się chce 🙁

    • Ja mam tak samo. Do dupy. Robię się okropnie wredną matką i frustratką. 5 lat w domu z małymi przerwami na przedszkole, bo dziecko alergik 🙁 Biegunki, nietolerancje i nieustający śluz w nosie (duszności w nocy, czuwania, inhalacje). Dopiero po 5 latach wyszły jasne klarowne badania nietolerancji pokarmowych. Zazdroszczę tym co mają dziadków. Przerobiliśmy 3 opiekunki i koszmar. 4 razy podejście do przedszkola i musieliśmy zrezygnować. Dzieciak ciągnie do dzieci, ja ciągnę do pracy. ZWARIOWAĆ MOŻNA. Ale 5 lat prawie bez snu staje się nie do zniesienia. Dziadkowie nasi nie żyją, jedna babcia daleko i jeszcze pracuje, inną się opiekujemy, bo już schorowana i po 80ce. W międzyczasie napisałam doktorat po nocach i w końcu mi zdrowie wysiadło poważnie, bo brak snu, bo non stop na nogach, bo cukier i kofeina. A ostatnio, jak odebrałam wyniki małego (czytaj: muszę wszystkie posiłki mu przyrządzać, bo nie może jajek, pszenicy, owsa, mleka itp, sezamu, soi itp) to o powrocie do pracy mogę na razie zapomnieć i o wysłaniu małego do przedszkola też (musimy unikać infekcji i mieć swoje żarcie). WYĆ MI SIĘ CHCE!!! Skończyłam studia za granicą, napisałam doktorat po nocach z dzieckiem (!), ale nie mogę się uwolnić z kołowrotka sprzątania, gotowania, zakupów, sprzątania, gotowania, innych spraw tysiąca. NIENAWIDZĘ KURZU I ZDROWYCH DIET!. Mam dosyć. Wymiotuję ekologią, zdrowym odżywianiem, itd. 5 lat zasuwu, inhalacji po nocach, 3 lata karmienia piersią, żeby dziecko wyprowadzić z alergii. Boże jak mam dosyć. Kasa się skończyła, ledwo zipię :[

      Jak patrzę na znajomych, to na więcej niż jedno dziecko decydują się ci, którzy mają wsparcie w dziadkach, albo dużo kasy, albo wpadną. Ci co nie mają dziadków/za dużo kasy to kończą na jednym dzieciaku. I jeszcze jedno: mało jest normalnych rodzin, gdzie dziadkowie mądrze wspierają rodziców i wnuki. Naprawdę mało i Flow, dziękuj Bogu, że masz takich rodziców. Pozdrawiam 🙂 Fajny blog 🙂

  • Ehh, chciałabym, żeby u mnie było samo angażowanie się, a nie tylko angażowanie i wtrącanie, z naciskiem na to drugie. Moje zdanie jest ni nie warte, nawet mąż nie bierze go pod uwagę, jeśli chodzi o wychowanie F. Bo w końcu on wie lepiej :-/ obawiam się, że z wiekiem Franek zauważy, że wszyscy mają moje zdanie tam, gdzie słońce nie dochodzi, i on będzie traktował mnie tak samo 🙁 btw. – mieszkamy z teściami, więc to chyba dużo wyjaśnia.

  • OJ CIĘŻKI TEMAT! U nas sytuacja taka, że moi rodzice ponoć nie maja kondycji do zajmowania się moimi dziećmi (10 i 4 lata). O samotnym weekendzie z mężem mogę tylko pomarzyć 🙁

  • A ja właśnie przeprowadziłam sie do Anglii i licząc na pomoc tesciow z dziećmi (4,5 r, 8 mcy) zostałam kompletnie bez pomocy ze stertą kartonów, w obcym miejscu…. Babcia, która wydzwaniała jak to tęskni raptem ma ważniejsze sprawy… Zakupy, pranie dywaników w łazience, kanapki dla 32letniego synka…. A mi ma byc cieżko 🙂 bo jej kiedyś tez było cieżko! Na szczescie obcy ludzie pomogli a moja mama juz leci do mnie 🙂 babcia teściowa straciła status babci 🙂

    • Jesteś nienormalna 🙁 Teraz własną Mamę wykończysz własnymi dzieciakami bo chcesz odpocząć… ;-/

      • hahaha mamo! to Ty?! A tak serio. no jestem, nic nie poradzę. Tak już mam, że uważam że rodzina powinna sobie pomagać. A ja psychiczna 🙂

  • Moi rodzice są 700km od nas, teść pracuje od dnia do nocy, teściowej brak. Rodzeństwa brak. Znajomych, którzy chcieli by zostać z dziećmi brak… Mąż w pracy. Pierwszy raz wyszłam z domu sama po 2 latach od porodu. Nie mam presji bycia jedyną i nie zastąpioną- tak po prostu wychodzi.

  • Tylko pozazdrościć…..ja czasami się żale, że nie mam już siły, że jestem sama przez cały tydzień z dwoma maluchami z jednym wymagającym bardzo…(mąż jest kierowcą).ale słyszę tylko, że oni też pracują i są zmęczeni, że tak jest właśnie z dziećmi….no tak pracują, ale po pracy odpoczywają….a ja pracuję cały czas…naprawdę jest mi ciężko i marzę chociaż o połowie dnia dla siebie. Kocham swoje dzieci nad życie, ale czasem chciałabym nabrać energii aby być szczęśliwą mamą dla nich…

  • Jeszcze będąc w ciąży nie mogłam się doczekać żeby zobaczyć moich Rodziców w roli dziadków. Oni sami szykowali się do tej roli od momentu ogłoszenia “szczęśliwej nowiny”. Ale jak to mówią- człowiek planuje, Pan Bóg krzyżuje- miesiąc przed urodzeniem się ich pierwszego wnuka brali udział w wypadku, w którym zginęła moja Mama. Wiem że byłaby najlepszą babcią na świecie i strasznie brakuje mi jej pomocy przy dziecku. Tato bardzo mi pomaga i jest poprostu zakochany w naszym synku, ale babcia to jednak babcia. Rodzice męża starają się nam pomóc, ale wiem że nikt nie pomoże mi i nie doradzi tak jakby zrobiła to Ona.

    • Brakuje ci twojej Mamy przy pomocy przy dziecku????A nie MAMY jako MAMY??????? ? Strasznie smutne…przykro mi utraty Mamy ale dziwie to opisalas.

    • To co napiszę nie tyczy się wszystkich tu obecnych,le większości jak najbardziej.Wy albo udajecie albo nie zdajecie sobie sprawy ze jakvdecydujecie się na dzieci to na 100% i na zawsze.Wy nie potrzebujecie pomocy tylko jej zadać. A ze swoich Rodziców robicie służacych ? Przecież jeśli nie wpadka to była wasza decyzja żeby mieć dziecko.Wasi Rodzice wychowali was I teraz chcą odpocząć. Kochają wnuków ale czują zapewne presję. Wam się wydaje ze wasze dzieci są aniołami i każdy pragnie ich obecności? To dlaczego zadacie odpoczynku.Wasze niektóre posty są przerażające i nic wam nie dogodzi.

  • Mieszkamy z moimi rodzicami, więc naturalne jest, że Mama mi pomaga. Widzi co i jak robimy z Młodym, jakie metody stosuje itp. I serio, robi tak jak ja. Nie martwię się kiedy muszę wyjechać np na jakiś egzamin lub szybkie zakupy, bo wiem że wszystko będzie OK. Mój Tata wprost uwielbia Młodego i vice versa. Dziadek wraca z pracy i już radosne śmiechy 😉 co do drugiej strony – jest tylko babcia, dziadek nie doczekał wnuka. Brat narzeczonego ma też syna, ponad rok starszy. Widziałam jak opiekuje się nim babcia i jakoś nie chcę zostawić z nią mojego szkraba. No i druga sprawa – zupełnie nie rozumiemy się w kwestii wychowania i zachowania co do dziecka. Nie bujamy dziecka, od urodzenia, noszony przytulany itp ale nie hustany tak że głowa odpada lub wózek trzeszczy. Prosiłam żeby tak nie robić – na drugi dzień pół rodziny narzeczonego wiedziało że zwróciłam uwagę jego mamusi. Jeszcze nie je kinderkow? Jak to?! (błagam, Syn ma nieco ponad pół roku i zajda się bananami! I pije soki 100% z owoców). Może to wina matki drugiego wnuka gdzie dziecko nie dostawalo owoców bo przy pierwszej próbie plulo – po co dawać skoro pluje, albo zamiast wody/soku Kubuś play bo słodki. Ciastka są super, w każdej ilości. No i chyba apogeum – “cio to psyjechal do baby? Ksies brum brum? Oć do baby mama wypije helbatke” no dramat! Moja rodzina używa normalnych słów, tylko z czułością, jesteśmy przez to gorsi? Wg mnie wręcz przeciwnie 😉

  • Ja jestem właśnie z tych co ograniczyły pomoc Teściowej do minimum, choć mieszka tuż za rogiem. Dlaczego? Bo jest mega męcząca. Bo pytam ją czy przyjdzie troszkę do małej a ja ogarnęłabym troszkę dom. Przychodzi…i się zaczyna. A czy nie jest jej za ciepło/zimno? A umyjesz jej rączki bo dotykała lustra? A dobrze ją trzymam? A może tak mieć ułoźone nóżki? A ona wszystko chwyta lewą ręką, musicie jej przekładać do prawej. I wiele, wiele podobnych kwiatków, więc po godzinie wysłuchania miliona pytań i tysiąca złotych rad jedyne o czym marze to żeby sobie już poszła.
    Po dwóch takich razach zwyczajnie nie proszę już o taką pomoc. Staram się teź żeby odwiedzali nas jak jest mąż bo przy nim się hamuje z tymi cennymi radami 😛

    Oczywiście z zostaniem z małą nie ma problemu jeśli potrzebujemy coś załatwić:-) Ale wtedy zostają sami więc mi uszy nie wiedną od tych głupot 😛

    A po powrocie do pracy mała idzie do żłobka bo jestem zdania, że babcie juz swoje dzieci wychowały i moich nie muszą. Zresztą co innego czasem bawić wnuki nawet przez cały weekend a co innego opiekować się dzieckiem 5 dni w tyg po 9h – to ciężka praca i to na cały etat.

    Mam nadzieję, że to co napisałam jest zrozumiałe bo w międzyczasie walczę z małym wcale nieśpiącym dzieckiem 😛

  • Niestety na wsparcie dziadków liczyć nie możemy, moi rodzice daleko a jak się już widzimy to mama tylko krytykuje że dzieci bałaganią, hałasują, są niewychowane, rozpuszczone a są … poprostu normalnymi dziećmi moim zdaniem:) a teściowa jest wdową mega zapracowaną i często sama potrzebuje pomocy. Rodzeństwo ma swoje rodziny.. Jakoś sobie radzimy ale szału nie ma.. Nocowanie u dziadków? Moja mama chyba by zeszła na zawał:) Mój tata za to jest super dziadkiem jak sie widzimy ale to jednak 600 km …:(

  • Moi rodzice o wiele bardziej angażują się w wychowanie naszej córki, niż teściowie. Rodzice mieszkają 200 km od nas, teściowie 200 metrów… mogę policzyć na palcach jednej ręki ile razy przez 10 miesięcy teściowie byli na spacerze z naszym dzieckiem. Nie liczę na więcej, spacer raz na 2 tygodnie byłby już czymś ;(

    • Moi rodzice mieszkają jakieś 2 km od nas teściowa też ,to samo miasto ale moi rodzice nigdy jeszcze nie byli z wnuczkami na spacerze a najstarsza ma już 8 lat! Raz jeden moja mama z teściową zostały same z pierwszą córcią jak miała 7 tygodni bo musiałam iść na wizytę kontrolną do ginekologa- całą godzinę patrzyły jak śpi. Teściowa pomoże ale trzeba poprosić.

  • Odkąd Mała skończyła dwa miesiące mieszkamy z moimi rodzicami (my na parterze mamy osobna kuchnię, łazienkę i pokój po dziadkach, rodzice mieszkanie na górze), tato wraca do domu w weekendy, mąż pracuje na zmiany. Każdy, kto patrzy na naszą sytuację z zewnątrz zazdrości mi pomocy mamy “bo ona tak się nie mogła doczekać aż się wprowadzicie”, “bo możesz jej na chwilę podrzucić Małą i posprzątać/ ugotować”, “bo zawsze w razie czego jest na górze”. Rzeczywiście, zawsze jest, ale tylko po to, żeby wytknąć, że nie założyłam dziecku skarpetek, że ma zimne rączki, że już powinnam przestać karmić piersią (8 miesięcy), że jeszcze nie byłam z dzieckiem na spacerze, a już po południu. Albo męczyć pytaniami w stylu “czemu Mała tak płakała?”. Potrafi stanąć w drzwiach i przez 15 minut zachwycać się tym jaka jej wnusia jest piękna i wspaniała, ale nie weźmie jej na ręce, a jak tylko dziecko zaczyna marudzić, to ona ma coś bardzo waznego do roboty. Nigdy nie przyszła sprawdzić, dlaczego dziecko płacze, nawet kiedy mąż wyjechał na trzy tygodnie, bo niby nie chce się wtrącać. Kiedy jestem w podbramkowej sytuacji i chcę na chwilę “sprzedać” córkę, to muszę zdać sprawozdanie z tego, co i jak długo będę robić. I i tak dziecko za chwilkę ląduje na dole, bo marudzi, albo jest już śpiąca, trze oczka, chce jeść itp. Uwielbiam za to jak ktoś do nas przychodzi, bo wtedy jest the best babcia ever. Zawsze znajdzie jakąś zabawkę, którą wnusia zostawiła na górze i akurat wtedy musi ją oddać. Nagle zaczyna wiedzieć, kiedy Mała je, chodzi spać i ile czasu ostatnio płakała (i to zawsze ma lepszą wiedzę na te tematy niż ja). Zanim się przeprowadziliśmy, to były plany codziennych spacerów z wózkiem, niestety cyt. “Wnusia babcię zawiodła, bo ryczy na spacerze” i dopiero ostatnio wysiedzi chwile w spacerówce, bo prawie przez 6 miesięcy wytrzymywala tylko w chuście. Za to teściowa, która przed narodzinami córki była rodem z kawałów, teraz świata poza Małą nie widzi i choć czasem rzuci jakąś niechcianą radą, to respektuje moje zdanie i widać, że spędzanie czasu z wnuczką sprawia jej przyjemność i dzięki temu jakieś trzy godziny w tygodniu, które spędzamy u rodziców męża są dla mnie chwilami odpoczynku.

  • nie mogę narzekać, bo w razie sytuacji alarmowych dziadkowie na pewno zajmą się naszymi dziećmi. kiedy coś się dzieje, zawsze mogę liczyć na jednych i drugich. natomiast jeśli chodzi o zafundowanie rodzicom “wolnego”, to raczej mają małe chęci. bynajmniej nigdy tego nie proponują. trochę inaczej było przy naszym pierwszym synu – pierwszy wnuk w rodzinie, wypieszczony, wycałowany, a ja mogłam liczyć raz na jakiś czas na nocne szaleństwa – czy to w gronie koleżanek, czy w domowym zaciszu 😉 i odespaniu do południa. w tej chwili od drugiego porodu minęło półtora roku /między dziećmi jest 6 lat różnicy/, a my wyszliśmy z domu 2 razy i wolne mieliśmy tylko do 1:00 po czym babcia taksówką wracała do siebie, a ja i tak byłam jej wdzięczna. za każdym razem kiedy potrzebuję pomocy, mam wyrzuty sumienia. bo widzę ich miny i mi się odechciewa… chciałabym, żeby im się chciało. żeby bardziej potrzebowali kontaktu z maluchami, bo moim zdaniem tracą coś cennego. i niestety działa to w dwie strony.

  • Oj dziadkowie! Jak dla mnie instytucja przereklamowana. Mam przy sobie tylko moja mamę, a teściów ponad 200 km. Mama jest cudowną i ciepłą osobą, ale kompletnie nie sprawdza sie w roli opiekunki. Doraźnie zostaje z córką i choć przez telefon deklaruje, że dałaby sie pociąć za wnuczkę to po paru godzinach przebiera nogami zeby sie zabierać. Siostra, ktora ma 7latkę ten temat juz przerabiała i dlatego miała dwie opiekunki;) Teściowie to trudny temat-małomiasteczkowi, teść na rencie. Dzwonia sporadycznie, pytaja najczesciej o pogodę i czy Niunia zdrowa. Przyjezdzaja prawie wcale, bo bez auta i za “drogo” trasa. Nie było ich na 1, 2 i zapewne nie bedzie na 3 urodzinach. Jak juz sa tu to załuje, ze poprosiłam o pomoc, bo to kolejne osoby do obsługi. Jak jestesmy u nich to moje zdanie sie nie liczy i po powrocie musze “odkrecac” dziecko przez tydzień. Raz uslyszałam tekst od teścia, gdy zabronilam przekupywania kolejną czekoladką :”Jak bedziesz kiedys dziadkiem to…?!” Jestem matką wtf?! Także ehhhhhhh!!
    Jak byłam nad morzem rok temu z 1,5 roczną to widziałam dziadków z nieco starszymi, zajmującymi się non stop przez tydzień-u mnie impossible:(((

  • Będę straszną teściową …. W mojej rodzinie maluchy to jednak sprawa rodziców. Wierzcie mi naprawdę nie pytałam teściów ani rodziców czy chcą być dziadkami i czy przypadkiem na najbliższe lata nie planują jakiś innych zajęć niż spędzanie czasu z wnukami. A cała czwórka to jednak ludzie rozwijający swoje pasje. Decydowałam sama, wychowuje sama. Chociaż czy rzeczywiście sama? Jak ja odchodzę od zmysłów to wkracza do akcji mój mąż. A ja w tym czasie chodzę do szkoły (uznałam to za dobry sposób na odskok od obowiązków dziecinno-domowych), do kina, na kawę. Jak chcemy gdzieś wyjść razem to angażujemy koleżankę (z założeniem, że w razie czego my też siedzimy z ich pociechami). Do babć i dziadków chodzimy się bawić i wyciągamy ich na spacer, na basen, do muzeum, ale zawsze z rodzicem. Dzieciaki i dziadkowie mają kontakt i frajdę, ale faktyczne prace np. ubieranie w kurtki, schylanie się itp. to jednak należy do nas. Może dlatego, że cała czwórka jakieś tam problemy zdrowotne ma, chociażby z kręgosłupem, oczyma (a te dźwigania nie lubią). A do tego oni po tygodniu pracy i odchowaniu swoich dzieci (nas) mają teraz czas na własne (czasami nawet lekko szalone) pasje. A wnuczęta widząc jak realizują się dziadkowie (i to nie koniecznie w domu), mama (w szkole), tata (na kursach) też wiele zyskują.

  • Przepraszam, kilka “żali” się mi przypomniało. Pozwalam sobie je z siebie wyrzucić 😉 Na co dzień mój syn chodzi do przedszkola, córką, a żeby ominąć żłobek zajmuje się moja mama, spędzają razem ok 5 h. Nadarzyła się nam nie tak dawno okazja na powiększenie mieszkania, co za tym idzie na niemały remont (łączenie pięter). Dla ograniczenia nakładów finansowych wynajęliśmy jednego fachowca, mąż robił za pomocnika, a ja za dostawcę materiałów i sprzątacza. Dzieci musiały być z nami, bo żaden z dziadków nie wpadł na ten genialny pomysł, aby zająć się wnukami. My oczywiście w swojej dumie jakoś tak zapomnieliśmy poprosić. Tylko czy to na pewno ta nasza upartość? Jednego dnia “przyznałam” się mamie, że z pracy skoczę zajrzeć jak chłopakom idzie… kiedy przyjechałam po dziecko awantura na czym świat stoi, że jak ja mogę tak matkę wykorzystywać? Więc dzieci siedziały w tym całym kurzu, gruzie…

    • Jak ja to dobrze rozumiem…też właśnie zakończyliśmy dwumiesięczny remont, podczas którego pomieszkiwaliśmy u moich rodziców. Podobnie jak Wy, aby ograniczyć nakłady finansowe, to co mogliśmy , robiliśmy sami. Najpierw usłyszałam “trzeba było sobie firmę załatwić”, kiedy zapytałam czy mogę skoczyć na 2-3 h pomóc mężowi w mieszkaniu, a innym razem powiedzieli mi,że jak chcę z kimś dzieci zostawiać ( 5,5 i 1,5roku) to mogłam sobie opiekunkę załatwić ( dziadkowie oboje po 48 lat….)

  • Dziekuje mojej mamie ze od samego poczatku moge na nia liczyc bo to prawda ze bez pomocy byloby ciezko a matka to nie synonim dla “robot”.

  • Z tesciami mieszkamy na jednym podworku, jednak nie moge na nich liczyc. Tesciowa siedzi w domu caly dzien i nie ma praktycznie zadnego zajecia, a mimo to nigdy nie zaproponowala mi pomocy. Raz zaprowadzilam Malego, zeby moc posprzatac, przyniosla go po 10 minutach- “idz do mamy, babcia musi wstawic obiad”. Powiedzialam nigdy wiecej. Zreszta, to sa ludzie, ktorzy ogolnie lubia nam robic pod gore, troche za sprawa kochanej synowej (zona starszego syna), ktorej dzieci wychowywala cala rodzina. 🙂 (uwaza tylko ja, a ma 5 synow, no coz). Chcialabym moc na kogos liczyc, z racji tego, ze niedlugo na swiecie pojawi sie drugi syn, ale nie mam zamiaru sie prosic. Mam niedaleko mlodsza siostre, ktora wiem, ze mimo swoich obowiazkow chetnie mi pomoze w trudnych chwilach 🙂 a w weekendy moge liczyc na towarzystwo mojej mamy, ktora niestety bardzo duzo pracuje.

  • Hej, czytałam tego posta z dużą zazdrością – w pozytywnym tego słowa znaczenia. Jestem mamą dwulatki, którą tak naprawdę interesuje się tylko moja teściowa. Niestety mieszka 350km stąd, więc przyjeżdża raz na 2 miesiące. Moi rodzice nie lubią dzieci i nie interesują się małą, choć to ich jedyna wnuczka. Przykro mi gdy widzę inne dzieci Zdziadkami… Pozdrawiam serdecznie 🙂

  • Nie chcę sama. Moja córka miała ogromne problemy z alergią i, uwierz mi, pierwsze pół roku to była ciągła walka o to, żeby nie płakała z bólu cały dzień. W tym czasie tylko w moich ramionach potrafiła się jako tako uspokoić. I niestety stało się tak, że mając rok nie potrafi wytrzymać beze mnie godziny. Kiedy zostaje z mężem, bo ja idę do lekarza czy sklepu, to chodzi po domu i mnie szuka, potem staje pod drzwiami i albo płacze albo powtarza “mamama”. Mąż próbuje ją zająć ale po chwili przypomina sobie, że mamy nie ma i wszystko zaczyna się od początku. Wiem, że to okres przejściowy i czekam na ten czas kiedy będę mogła spokojnie wyjść z domu nie martwiąc się o to, że moje dziecko tak bardzo przeżywa ten czas w domu. Powiedz mi jaki to ma być dla mnie relaks kiedy wiem, że moje cudne dziecko siedzi w domu przez ten cały czas i po prostu płacze. Próbujemy na różne sposoby, ale coś takiego jak noc u dziadków to jak na razie nie możemy sobie pozwolić… Zazdroszczę. I gratuluję, bo zawsze łatwo ocenić kogoś jeśli się nie zna jego historii.

  • U nas sytuacja jest co najmniej chora od strony teściów. Moja mama (ojciec nie żyje) wypada do nas lub my jedziemy do niej i jak jest podbramkowa sytuacja to pomoże. Jednak jest z nią jak z chorągiewka jak zawieje tak się interesuje, podobnie moje rodzeństwo, które swoich dzieci jeszcze nie ma. Fenomenem są moi teście. Będąc w ciąży miałam obiecaną pomoc od teściowej. Urodził się syn pojawiła się po tygodniu i do 6 miesiąca widziała wnuka 3 razy. Mieszka 15 km od nas, autobusy kursują do nas 3 na godzinę! Jak my ich nie odwiedziliśmy to ona tym bardziej. Mieliśmy normalne relacje, ale ona nie przyszła na chrzciny mimo, że odbywały się w parafii do której ona należy! Zaraz po chrzcie wyjechała na południe Polski i nie ma zamiaru wracać. Brak słów. Teść schorowany, ale wnuka widuje.

  • Mogę liczyć na swoich rodziców w każdej sytuacji, jeśli oczywiście mają wolne. Z teściową mieszkam, ale ona do nas nie zagląda, nie pilnuje dzieci, nawet nie zaproponuje pomocy przy dzieciach, żebym spokojnie zrobiła zakupy lub posprzatala. Synek ma 3 lata, a córkę urodziłam w grudniu 2015. Wróciłam z porodowki kilka dni przed wigilią i mialam pustą lodówkę, a mąż do 20 w pracy, tesciowa nawet do nas nie zajrzala. A wigilii też nie zrobiła i nas nie zaprosiła, mimo że mieszkamy w jednym domu. Wszystko zalatwiam z dziećmi, sprawy urzedowe, zakupy. Z mężem byłam na randce cztery lata temu jak byłam w ciąży ze starszym, ale lubię spędzać czas z moimi dziećmi i patrzeć jak się rozwijają:). Poza tym nie czuję się zobowiązana pomagać teściowej gdy nie będzie na siłach, ponieważ ona mną się nie interesuje i mi nie pomaga.

  • Niestety, tak jak dziewczyny piszą to wielkie szczęście móc korzystać z pomocy dziadków- ja tez nie raz usłyszałam ze moja mama nie miała potrzeby nigdzie wychodzić wiec dlaczego ja mam no i oczywiście nie ma kondycji zająć się wnukiem (przynajmniej tak twierdzi), teściowie daleko, wiec bardzo sporadycznie przyjeżdżają na kilka dni, na szczęście mamy super nianie na godziny inaczej moglibyśmy zapomnieć i czasie dla siebie, a o czymś takim żeby oddać dziecko na noc to sobie mogę tylko pomarzyć. bardzo zazdroszczę Flow 🙂

  • Raany.My generalnie mamy tak: syn ma 4latka jak był w brzuszku to było “wnusio,wnusio,kochany wnusio”. Kochany wnusio przez całe swoje życie został “wciśnięty” teściowej może ok 4 razy,gdy my chcieliśmy trochę odetchnąć. Słyszę teksty,że skoro sobie zrobiliśmy to musimy wychować,bo ona ma własne życie. Przestaliśmy prosić o jakąkolwiek opiekę. Nie powiem Wam jednak jak mojemu mężowi jest przykro,że jego mama nie zabierze wnuka nawet na godzinkę raz w miesiącu żeby chociażby się z nim zobaczyć. Wpada do nas tylko jak ma jakąś sprawę na dosłownie 5min i znika. Wspomnę że moja teściowa nie pracuje. Natomiast moja mama pracuje dosyć ciężko przez wiele godzin w tygodniu i pomimo tego SAMA dzwoni i PROPONUJE że zabierze małego do siebie. Gdy młody jest u mojej mamy i wpada z “wizytą” teściowa i dowiaduje się,że małego nie ma to sypie tekstem (niby w żarcikach),że ZNOWU SPRZEDALIŚMY dziecko. Brak słów.

  • No niestety ja jestem zdana sama na siebie. Mąż pracuje, moja mama w innym mieście, a teściowie? Szkoda gadać. Teściowa mówi, że jej dzieci uwaga, uwaga “nie płakały”, a nasza córka płacze tak, że biedulka nie wie co z nią zrobić i wtedy momentalnie wychodzi z naszego mieszkania. Ech… czasem mam ochotę sobie w łeb strzelić przez to samotne siedzenie z małą…

  • Witam. Mam dwoje dzieci, dziadkowie są dość blisko jednak nie wyobrażam sobie zostawić dzieci u teściów chociaż na 15 minut. Niby celowo nikt im nie zrobi krzywdy ale nie odważę się na to. Teściowa #1 na wszystko chce od razu podawać leki, nawet na zadrapanie leki przeciwbólowe (próbowała dawać bez mojej zgody ale udało mi się interweniować), lizaczki na apetyt mimo że dzieciaki bardzo ładnie jedzą, witaminki… Cała apteczka nie potrzebnych rzeczy i obraza na mnie że nie chcę tego zabrać i podawać dzieciom. #2Wpychanie słodyczy na siłę, gdy akurat moje dzieci nie szaleją za słodyczami. A jedyna zabawa to najlepiej posadzić przed telewizor z paczką cukierków #3 Przegrzewanie jakby wiecznie było -30. Gdy synek był mały zostawiłam go przykrytego lekkim kocykiem gdyż w domu u teściów było strasznie gorąco. Teściowa spytała czy jemu nie za zimno tak, odparłam że może być nawet zbyt ciepło i wyszłam do toalety. Gdy wróciłam mały (miał wtedy 2 miesiące) przykryty był bardzo grubym i ciężkim kocem po samiutkie usta. Byłam w szoku, przez tą chwilę spocił się tak że musiałam go przebrać. #4 Była taka sytuacja że nie chciała mi oddać dziecka 🙁 Gdy odjeżdżaliśmy po wizycie wzięła małego na ręce i stwierdziła że on zostaje z nią po czym zaczęła uciekać po domu abyśmy go nie zabrali. Dobrze że mąż interweniował bo nie wiem co bym kobiecie wtedy zrobiła.
    Do tego szereg innych mało przyjemnych sytuacji.
    Tak więc wizyty pod czujnym okiem rodziców 🙁

  • Smutne to komentarze pod Twoim wpisem..
    Niestety ja rownież sie do nich dołączę, gdyz nie mam możliwości zostawiania swojego synka u teściów, głownie z powodu odległości -180 km zarowno do jednych jak i do drugich dziadków. Ale postanowiliśmy z mężem ze aby nie zwariować raz na dwa tygodnie bierzemy znajomą nianie a my idziemy “poszaleć” prze żre kilka godzin. Nie jest to tanie rozwiązanie, ale niesamowicie korzystne dla mojej psychiki 🙂
    Moze jak mały podrośnie i bedzie chciał, to bedziemy go czasem zostawiać u dziadków np. na weekend. Czesto brakuje mi pomocy ze strony dziadków, zeby zajęli sie małym przez godzinę, dwie w ciagu tygodnia, tak zeby mozna było swobodnie wyjsc do lekarza, fryzjera, zrobic zakupy, ale cóż, taka drogę wybraliśmy, większe miasto do zycia, sami, lepsza praca, z dała od rodziny 🙂

  • Moje dzieci spały poza domem dwa razy – tj. jedno raz u kolegi i drugie dwa razy u koleżanki. Niestety trafił nam się “dream team” który nie odczuwa żadnej potrzeby bliższego poznania wnuków. Moja mama tak dla przykładu – miała do mnie pretensję o kontakty z moim ojcem a jej byłym mężem w związku z tym przestała odzywać się do wnuków na dwa lata (mieli wtedy odpowiednio 4 i 6 lat). Zapomniała o ich urodzinach, świętach, itp. A i wcześniej maks to była jedna wizyta na miesiąc. Pozostali ograniczają się do kontaktu raz na rok – ale tylko jak my dzieci przywieziemy. Jest oczywiście ciężko – bo każdą rzecz trzeba robić albo osobno albo z dziećmi. Ale w sumie niespecjalnie mnie to dziwi – jaki rodzic taki dziadek. Większość osób korzystających na co dzień z pomocy rodziców nie zdaje sobie sprawy z tego jakie ma szczęście. Za normalne traktują sytuację, gdy muszą iść do sklepu czy do fryzjera, zostać dłużej w pracy i to nie jest kolosalny problem, bo zawsze ktoś będzie. Normalne wydaje się, że jak jesteś z jednym dzieckiem w szpitalu to mama czy tata przywiezie zupę a nie musi tego robić mąż z drugim dzieckiem przy sobie.

  • U mnie tak jak u większości z Was. Teście mieszkają jakieś 100 km od nas ale jak tesciowa została z synem godzinkę , ma1,5 roku, to od razu mi powiedziała ze ona nie ma siły za nim biegać i żebym nie liczyła na pomoc wiec jak do nas przyjeżdżają (rzadko)to bawi się z synem z pozycji sofy… oh jak pięknie się bawisz itp. Moi rodzice mieszkają blisko i czasami (raz na miesiac) zajmą się nim godzinę i za każdym razem są obiecanki ze wezmą go na cały dzień żebym odpoczela czy poszła do kina i na tym się kończy… Aha i zawsze słyszę ze nie mam prawa narzekać na syna bo on jest grzeczny i przesadzam

  • Pozazdrościć… jestem mamą rocznej dziewczynki. Tesciowa mieszka obok, ale pracuje, czasem w dzień godzinę, dwie zostanie, ale jeśli chodzi o wieczorne wyjścia to nie ma mowy bo wcześnie chodzi spac. Zawsze jest zmęczona. Moja mama by została jakby miała do pomocy 5 innych osób! Zawsze coś musi, od roku może została z małą z 5 razy. Wieczorami jak chce by została to twierdzi “że dziecko do dwóch lat przynajmniej wymaga poświęceń i trzeba sobie darować życie towarzyskie”! Do tego obie kiedy tylko moja to forsuja swoje metody wychowawcze (odmienne od moich) i ciągle wciskają dziecku jeść co mnie irytuje! Ostatnio z okazji urodzin chcieliśmy z mezem wyskoczyć do kina (pierwszy raz chyba od półtora roku)… jedna była zmeczona, druga zajeta- masakra! Szkoda, że jak wazyly się nasze losy co do mieszkania to każda przekonywała, miec dziadków w pobliżu to skarb :/

  • ja mogę liczyć na pomoc mojej teściowej, odbiera synka ze żłobka a ja po pracy (czyli po jakiejś godzinie) odbieram go od babci. Gdy poproszę o godzinkę dodatkowej opieki bo muszę coś załatwić nie ma problemu, ale żeby tak na weekend wziąć na spacer, na basen itp… nie słyszałam takiej propozycji…. a teraz kiedy mój mąż wyjechał na pół roku, a ja jestem w drugiej ciąży i pracuję, taka godzinka czy dwie dla siebie na weekend to byłaby cudowna sprawa. Ale nie chcę się narzucać, słyszę przy piątku że są zmęczeni, bo sami pracują, to aż głupio prosić. Chyba ta godzinka dziennie przez 5 dni w tygodniu im wystarcza, a moje rodzeństwo… sami mają swoje rodziny, więc mimo dobrego kontaktu, to spotkania są wspólne, czekam z utęsknieniem więc na męża- dobrze, że mamy teraz takie czasy, że mężczyźni nie wstydzą się i wręcz pragną zostać z dzieckiem i odciążyć swoją kobietę, pozdrawiam

  • Ech… My byśmy bardzo chcieli, niestety odległość i stan zdrowia dziadków robią swoje… Moi rodzice już wiekowi (65 i 74 lata), mama z astma, tata z przepukliną kręgosłupową. Bardzo by chcieli i przejmują naszą dwójkę kiedy tylko mogą ale po weekendzie tylko z nimi potem przez tydzień dochodzą do siebie. Więc staramy się tego nie nadużywać. Co do teściów… Teściowa od prawie roku znajduje się w stanie wegetatywnym po udarze, nie ma szans na powrót nawet minimalnej samodzielności, a teść został sam w domu z gospodarstwem i niechodzącą (pra)babcią pod opieką, bez samochodu… Staramy się żeby dzieci miały jak najwięcej kontaktu z dzadkami ale niestety na wsparcie z ich strony nie możemy zbytnio liczyć 🙁 a że mężu często wyjeżdża, czuję się jak więzień włsnego wyboru…

  • Moja mama jest zbyt schorowana żeby zajmować się dziećmi.jeszcze córka (6,5roku) to ok.ale syn ma 14 miesięcy. Zostawiam ich raz w tyg.na 2 godz.zeby na spokojnie pozałatwiać swoje sprawy i tyle.A teściowie? Jakby mogli to by dzieci zobie zabrali a mnie wysłali w kosmos.I własnie przez to ich zachowanie,nie zostawiam im dzieci.młodszy został parę razy ale tylko dlatego zeby mi nie wypominali że tego nie zrobiłam.Zazdroszczę tym którzy narzekają że teściowie mieszkaja setki km od nich.Uwierzcie że lepiej narzekać że ich nie ma i nie pomagają niż mieć ich wiecznie na głowie i się denerwować.

  • Ja czasami korzystam z pomocy teściów, ale nie jestem wielką fanką bo teściowa z dziecka by mi najchętniej świnkę zrobiła… Tak syna dokarmia, że aż głowa boli. Ja bym nie zjadła połowy tego, co próbuje w małego wcisnąć, a co dopiero trzylatek. Posłaliśmy go niedawno do przedszkola, żeby uniknąć podrzucania do dziadków, ale też nie jestem do końca zadowolona, bo wciąż się przeziębia. Najgorzej z katarem, już nie wiem jak z tym walczyć. Macie jakieś pomysły?

    • Ja zrobiłam małemu testy na nietolerancje pokarmowe i wyszło mu głównie mleko i jajko. Jak odstawiliśmy te rzeczy, to od dwóch lat nie było kataru, odporność lepsza bo nic go nie podrażnia. Nie jest łatwo, ale warto. Wcześniej był tydzień w przedszkolu, dwa tygodnie w domu.

  • Hej. Tak jak przeważnie pod każdą Twoją notką na blogu podpisuję się rękoma, nogami i wszystkimi częściami ciała, tak tym razem całe MOJE subiektywne ciało mówi NIE. Zadroszcze kontaktów z rodzicami. ” Całej wioski potrzeba, żeby wychować dziecko” tak, jeśli Twoje poglądy są zgodne z poglądami tej całej wioski. U mnie tragedia. Wychowuje dwójkę dzieci sama. Mąż pracuje na dwa etaty, a ja zamieniłam się już w przysłowiową kura domową. Kontakty z rodzicami są bardzo ciężkie. Niby wszystko jest ok, ale oni mają swoją wizję świata, a my swoją. Nie potrafimy rozmawiać. Właściwie to chyba nigdy z nimi nie rozmawiałam. U mnie w domu się słuchało, a nie słyszało i się mówiło, a nie rozmawiało, jeśli wiesz co mam na myśli. “Dzieci i ryby głosu nie mają”. Nie chcę tego dla moich dzieci. Teściowie… pokłóceni. Żyją ze sobą jak pies z kotem. Odnoszą się do siebie źle przy wszystkich. Nie akcepują mnie. Po prostu im się nie podobam…hehe. Z kim mam moje nieskażone jeszcze żadnym jadem dzieci zostawić? A do tego jeszcze dochodzi religia… Moi rodzice innej wiary, teściowie innej, a my niewierzący… Możesz sobie tylko wyobrazić przez co muszę przechodzić…

    • Eeeeej, ale w takiem sytuacji to oczywiście, że się nie da. Nie i koniec. Nie zmienia to jednak faktu, że warto się starać, rozmawiać… Naprawdę uważam, że warto.

  • witaj,
    ja nie chce SAMA.. ale nie mam innej opcji. mimo ze tesciowa mieszka 5 min drogi od nas… cora ma 18mcy i przez ten caly czas mama mojego meza jest tylko babcia z doskoku.. nigdy nie bylo jej kolo nas gdy potrzebowalismy pomocy. jej obecnosc w naszym zyciu ogranicza sie wylacznie do bycia babcia na pokaz, babcia ktora szasta kasa i kupuje drogie prezenty a nie potrafi 5 min pobawic sie z cora drewniana lyzka i garnuszkiem aluminiowym (aktulanie no1 w zabawie). gdy nas odwiedza nigdy nie zapyta czy mi cos pomoc jak sie czuje. przychodzi robi zdj dziecku zeby pokazac kolezankom i znika. od czasu do czasu zadzwoni zapraszajac do restauracji na obiad bo wyyyypada tam sie pokazac.. a jak juz ulegne na aki obiad wracam z niego umeczona jak styrany robotnik po calym dniu w kamieniolomach no niestety nie wszystkie warszawskie restuaracje ĄĘ są odpowiednie dla naszego zywego zlota…

    • 🙁 naprawdę mi przykro czytając takie komentarze :/ No ale co zrobisz? No nic… smutne to strasznie 🙁

  • A u mnie jest taka sytuacja, ze teściowie są baaardzo, bardzo apodyptyczni. Teść były, nie były – sama juz nie wiem, alkoholik. Siostra męża chora bardzo poważnie, jego matka- bardzo zaborcza, dytkatorska osoba. Sama bałam się jej przez pierwsze 3 lata małżeństwa, którego omal nie rozbiła…. Była i nadal jest (!!!) chorobliwie zazdrosna o swojego syna…. Każdego poucza, krytykuje, podśmiewa się…. A wielka, wielka szkoda, bo tesiowie mieszkaja blisko- w tym samym miescie. Natomiast moja kochana mama, mieszka około 150 km od nas. Kocha wnuczęta nade wszystko, ale….sama musi zajmować się swoja leżącą już mamą- moja babcia. A tak bardzo chciałabym mieć do kogo się odezwać, pośmiać, wyjść raz na 2 tygodnia z mężem na spacer, do kawiarni, czy do kina…. Marzenie! Pomysleć, że kiedyś, przed dziećmi tyle podróżowalismy, zwiedzaliśmy cała Europę, troszkę Afryki, Azji….:( Teraz tylko mamy zdjęcia i wspomnienia, które blakną.

    Pozdrawiam wszystkie samotne, czasem przemęczone, ale zaradne Mamusie:)) Kochane….., jesteśmy super! Damy rade!

  • Mam szczęście, bo moi rodzice są blisko mnie, są bardzo pomocni i często zabierają starszą córkę do siebie na weekend, żebyśmy mogli odpocząc, tzn. zająć się tylko jedną córką 😉 Za jakiś czas będą zabierać obie, jak tylko młodsza podrośnie, już nie mogę się doczekać i nie boję się mówić tego głośno 🙂 Kocham moje dzieci, ale kocham też czas spędzony tylko sama ze sobą. codziennik-kobiety.blogspot.com

  • Smutne to. Przeczytałam Twój wpis i poczytałam komentarze i niestety obraz który się maluje jest przerażający.. Moja mama sama wspomina że jak ona była dzieckiem to mieszkali z nimi dziadkowie i ona i jej siostry były wychowywane przez “wszystkich”. Dziadkowie, a głównie babcia pomagała jej mamie, prowadziły “wspólne gospodarstwo”. Teraz moi rodzice mieszkaja 120km od nas więc na co dzień nie możemy liczyć na ich pomoc. I choć jak jesteśmy u nich to czasem uda się wyskoczyć do kina czy na zakupy, i deklarują że chętnie z dziećmi zostaną to za każdym razem jak jest taka sytuacja mam potem wyrzuty sumienia. Ale nie że dzieci mi szkoda, że oni się nimi dobrze nie zajmą, przeciwnie, ufam im w tej kwestii bezgranicznie. Po prostu mimo że niby chętnie zostają z młodymi to zawsze jest jakieś ale, że za długo nas nie było, że po co poszliśmy, i całą radość “że udało się wyrwać” szlag trafia.. A teściowa.. jest na miejscu i jak najstarszy mój syn był mały bardzo nam pomagała. Przychodziła zabrać go na spacer, opiekowała się gdy poszłam do pracy itp. Ale niestety wszystko do czasu, teraz powierzam jej dzieci tylko w nagłych wypadkach i raz w tyg może zabrac dziewczynki na spacer i odebrać syna ze szkoły. A to dlatego że gdy syn miał 5 lat nastąpiła niezgodność w kwestii wychowywania go, no nie spodobała jej się nasza decyzja co do tego co młody może krótko mówiąc, i wtedy usłyszałam że “ona go tyle lat wychowywała a my go teraz zmarnujemy”.. no szkoda gadać, mimo że minęły już 3 lata to ja się nadal gotuję jak sobie to przypomnę..

    • oj nie dziwię się :/ Też bym się zagotowałam, ale… Widzisz, Ty wiesz, że babcia i tak jest potrzebna. Ograniczasz spotkania, ale nie zakazujesz.. <3

  • Ja myślę, że dziadkowie mogą, ale nie muszą zajmować się wnukami. Prawda jest taka, że oni już swoje dzieci wychowali i jeśli nie czują chęci to wystarczy jak od czasu do czasu się pobawią/pójdą na spacer itp. ale bez opieki całodniowej/nocnej. Ja osobiście mam to szczęście, że jedni i drudzy dziadkowie chcą spędzać czas z córką (1,5 roku). Jeśli ktoś ma rodzinę chętną do pomocy to pewnie, że fajnie jest z tego skorzystać. Byle by nie przesadzić i jednak samemu wychowywać swoje dzieci 🙂 moim zdaniem czas na imprezowanie do białego rana w każdy weekend nie jest zarezerwowany dla rodziców małych dzieci. I o ile zostawianie dziecka w dzień żeby odpocząć, coś załatwić to dla mnie jest super opcja, o tyle zostawiania malutkich dzieci na kilka dni to już nie rozumiem (znam kilka przypadków, że dzieci kilkumiesięczne/roczne zostawiali z dziadkami na 2 tygodnie(!), żeby na wakacje pojechać).

    • a ja rozumiem 🙂 a dokładniej: zazdroszczę! Mało tego! Moi rodzice sami kiedyś wzięli mojego najstarszego synka (miał wtedy 4 latka) na tydzień na wakacje. NIkt ich o to nie prosił. Jechali sami i postanowili go wziąć ze sobą. Bo tak. Bo mieli ochotę 🙂

      • Jeśli dziecko też wykazuje entuzjazm to w porządku. 4 latek może się wypowiedzieć na ten temat, ale dla mnie zostawianie rocznego czy półrocznego maluszka na długo to nie jest dobre rozwiązanie. Ale to może moja natura matki-kwoki 🙂 i uważam, że wakacje powinno się spędzać rodzinnie. No chyba, że ktoś ma taki luksus, że może jechać i z dzieckiem i bez. Opcja, że starsze dziecko jedzie najpierw z rodzicami, a potem z dziadkami to wiadomo, że super. Ale z dziadkami zamiast z rodzicami to już nie. Chociaż różni ludzie- różne potrzeby 🙂

  • Obraz polskiej rodziny …na pozór wszystko gra ale jak się przysluchac to fałszuje. Niestety czasem wnuki traktuje się jak pieska którym można się pochwalić. Doświadczyłam tego na swoim przykładzie. Dziadek poproszony o to by został z moim synem wykręcił się pilną robota. Mówi się trudno ale jak był odpust czy 1 listopada to nagle nie miał pilnych spraw i za rączkę przed całą wiarą paradował z M. Czasem płakać mi się chce jak widze jak ten mój 3 latek domaga się uwagi od dziadków ale oni go zlewają. Jedziemy ponad 80 km a oni go Przekrzykuja, nie pozwalają by coś powiedział, pochwalił się. A widzą go raz w miesiącu.teściowa za granicą pracuje i czasem mały jej nie pamieta to pretensje do mnie czemu babci nie poznaje.poprosiłam żeby przyjechała do nas na tydzień to tylko się zaśmiał. Ciuszki i czekolada mają to wynagrodzić bo przecież oni 5 mieli.z tym ze tam dzieci dzieci wychowywały.jak na razie mają tylko 1 wnuka i deklarują ze zabiorą go na tydzień we wakacje. Tylko ze nic o nim nie wiedzą. .. dobrze ze choć moja mama jest blisko.jak jej potrzebuje to zostanie z młodym ale nauczyłam się żeby nie wykorzystywać babci za często.
    Jakoś musze dawac rade sama z M.bo mąż wiecznie w trasie.sobotę spędza z nami a w niedzielę po18 juz go nie ma. Ale ja żeby nie zwariować urywam się z domu w sobotę na 2 godziny i zostawiam chłopaków samych.tyle mojego.pozdrawiam was dziewczyny.

  • mam 2 chłopaków i niestety zero pomocy ze strony dziadków. babcia widuje wnuki z okazji świąt/urodzin + raz (r-a-z!) w roku zabiera na wycieczkę (na 2 góra 3h). przy spotkaniach następuje cyrk pt babcia roku i obiecanki czego to babcia nie kupi i gdzie nie zabierze, choć wszyscy wiedzą, że to nie nastąpi. dobrze, że chociaż mój mąż jest z tych angażujących się bo inaczej chyba palnęłabym sobie w łeb 😀

  • Poryczałam się. Obecnie mam dwoje dzieci, starszy 2,5 roku, młodszy to świeżaczek kilkumiesięczny. Nie mam w zasadzie żadnej pomocy od rodziny, a mieszkamy w jednym mieście. Jak urodził się pierwszy syn, było mi mega trudno, dość że brak doświadczenia, to typowy high need baby. Cztery pierwsze miesiące życia krzyczał, bo to nawet nie był płacz, nie spał ciągiem dłużej niż 15 minut. Byłam wiecznie głodna, półprzytomna i za przeproszeniem, brudna, do toalety biegiem. Oboje z mężem czasem płakaliśmy, ale daliśmy radę. Teraz z dwójką o dziwo jest mi łatwiej, bo młodszy to wersja “dla początkujących” ? a starszy juz jest mądrym chłopcem. Nie zmienia to faktu, ze nawet na spacer mi ich nikt nigdy nie zabrał. Kilka dosłownie razy ubłagałam wyjscie do sklepu, po przysłowiowe bułki. Jak urodził się pierwszy, od mamy usłyszałam, że mam ciężko ale każdy tak miał i tyle własciwie ją widziałam. Teściowa jeszcze w ciaży mi powiedziała, ze swoje odchowała. Potem się obraziła, ze wg niej za rzadko odwiedzamy i juz nawet nie dzwoni pytać czy dzieci zdrowe czy cokolwiek. Przy drugim juz nie miałam cienia wątpliwości, ze coś się zmieni. Choć teraz o dziwo mama czasem wpadnie na godzinkę pobawic sie ze starszym, ale czasem i trzy tygodnie nie odwiedza. Czasami śmiejemy się ze starym, ze dla rodziny jesteśmy atrakcją weekendową na chłodne miesiące. Jest mi po ludzku przykro, smutne pocieszenie , ze nie musze nikomu dziękować, ale chyba to nie swiadczy zbyt dobrze o relacjach w naszej rodzinie. Mam też koleżanki, które mając dzieci nie wiedza co to gotowanie zupek czy odpieluchowanie, bo byly wyręczane przez rodzinę. To też skrajność, ale myślę, że w gruncie rzeczy dziadkowie naszych dzieci tracą coś bezpowrotnie…. Daję radę i jestem z siebie dumna, choć bywa ciężko. Tylko to mi pozostaje.

    • Mąż jeśli nie da na nianię chociaż 50 pln nie kocha… on chce, by matka dzieci jego się wykończyła, to gratuluję postawy, dlatego CHWALĘ SINGIELSTWO I UWAŻAM, ŻE TO JEST NAJLEPSZA RZECZ, KTÓRA MOŻE SIĘ PRZYTRAFIĆ CZŁOWIEKOWI

  • To w takim razie ja Cię pocieszę. Moi rodzice pomagają nam bardzo i chcą tego. Zdaję sobie sprawę, że mają własne życie i nie dzwonię po pomoc z dnia na dzień (chyba, że pilna sprawa), ale jak mam dość czy chcemy gdzieś z mężem wyjść, to zawsze wezmą małego do siebie. Ba, oni są wręcz zwolennikami, żebyśmy od czasu do czasu wyszli gdzieś we dwójkę “bo to wtedy łatwiej w małżeństwie” 🙂 Ostatnio byli z nami na weselu. Ja tylko z sali wracałam nakarmić małego, a oni dwa dni z nim siedzieli. Kochają go bardzo i lubią z nim spędzać czas, mimo że jest jeszcze maluteńki (a może właśnie dlatego! 😀 ). Teściowa może nie jest aż tak skłonna, nie wiem czy się boi czy za bardzo szanuje moje metody wychowawcze (inne od jej w 100%), ale udostępnia nam swoje mieszkanie w weekendy kiedy mam zjazd (stamtąd bliżej na uczelnię) i gotuje wtedy obiady. Jedynie teść ewidentnie się boi takich małych dzieci, nie umie ich trzymać i czeka aż wnuk podrośnie i chociaż główkę będzie umiał trzymać. Jednak nie jest nieobecny, przyjeżdża, popatrzy, zawsze pyta się o małego i udziela rad tyle na ile umie. Udostępnił nam swój dom na czas oczekiwania na własne mieszkanie (sam mieszka z konkubiną gdzie indziej). Nikt się nie wtrąca, nawet jak się nie zgadzają z naszym sposobem wychowania to i tak go szanują, udzielają rad jednak nic na siłę (czasami mi się owe podobają i z nich korzystam). Są jeszcze takie domy jak Twój 🙂

  • U nas jedni dziadkowie mają mnóstwo czasu, drudzy bardzo mało, ponieważ są tancerzami i praktycznie co weekend wybywają na zawody. Ci drudzy spędzają z nami każdą wolną chwilę i mimo że dzieje się to rzadko, bardzo to doceniamy. Ci pierwsi kochają spędzać czas z Michałkiem i widujemy się bardzo często.
    Jednak ważne jest to, że kiedy chcemy z mężem gdzieś wyjść albo wyjechać nigdy nie owijamy w bawełnę. Prosimy wprost o pomoc. Bez żadnych aluzji. Czasami dziadkowie się zgadzają, a czasami nie. Prosta sprawa i nie ma niedomówień. ?

  • Niestety urodziłam synka dość późno. Moi rodzice są rozwiedzeni od lat. Mama bardzo schorowana. Niestety niewiele może pomóc. Natomiast teściowie,to kompletna porażka. Po porodzie mieszkałam z nimi i z mężem. To co tam przeżyłam,to nikomu nie życzę. Z mężem czekaliśmy na ich przeprowadzkę do ich nowego mieszkania. Oni w ogóle nie kwapili się do “ruszenia tyłka”. Atmosfera gęstniała. Wyolbrzymiali swoje zasługi,jak to nam pomagają,a prawie nie zniszczono naszego małżeństwa. Straciliśmy przez nich pieniądze i zdrowie. Ja wyniosłam się z synkiem do swojego rodzinnego domu,bo stwierdziłam że ja trafię przez teściową do wariatkowa,albo dla zdrowia swojego i synka wynoszę się. Może jestem bardziej zmęczona i zagoniona,ale mam spokój psychiczny i wolę nie mieć żadnej pomocy niż wymawianą, podszyta toksycznymi relacjami.

  • fajnie, fajnie, ale ja jako dziadek czuje sie totalnie wykorzystywany przez syna i synową. wiem, ze sa mlodzi, ze maja wlasne zycie, ale zrzucanie na nas tylu obowiazkow tez nie jest w porzasku. my z zona jestesmy jeszcze mlodymi rodzicami, co prawda duzo juz widzielismy ale nadal jestesmy aktywni, w lozku tez 😉 co prawda ja biore maxona, ale jednak sprawnosc to sprawnosc, a moj syn zawlaszcza moj czas i traktuje nas jak nianie na telefon jakbysmy nie mieli wlasnego zycia. nie podoba nam sie to i nie wiemy jak mu grzecznie o tym powiedziec.

    • Wiele dzieci wykorzystuje tak rodziców i ja się temu sprzeciwiam. Masz prawo do swojego życia. To co najwyżej przysługa z Twojej strony a nie obowiązek. Popieram!

  • moi rodzice bardzo chętnie zajmują się młodym, tata choruje i dzięki temu nie myśli o chorobie, wychodzi z domu zamiast marnieć, babcia jest z nim od 5 miesiąca życia jak tylko musiałam wrócić do pracy, na szczęście nie ma zgrzytów co do sposobu wychowania
    niestety dziadkowie od strony ojca nie bardzo się interesują, co mnie cieszy bo babcia nie miała oporów przed tym żeby palić papierosy przy dziecku czy zajmować się nim pod wpływem alkoholu wymieszanego z lekami
    niestety nie wszyscy są idealnymi dziadkami, ja się cieszę że mogę liczyć na wsparcie chociaż ze strony moich rodziców, inaczej było by bardzo cieżko

  • Wiesz co, daj spokój, co dziadkowie, to inna historia… Skoro swoje dzieciństwo pamiętam jako jedno długie pasmo “przecierpieć, przeczekać”, to czemu miałabym swoje dziecko dawać pod opiekę tym samym ludziom…? Ja już jestem dorosła i mi już krzywdy nie są w stanie zrobić, ale dziecko nie wie jeszcze, co jest OK, a co nie jest OK. Nie chcę, żeby moja córka/syn słuchała tych samych tekstów, których ja słuchałam całe dzieciństwo, bo to się potem długo goi.

  • kurcze.. Przeczytałam wszystkie historie i muszę stwierdzić że jednak mamy raj na ziemi… Mam 3 synów i mimo to mogę spokojnie wyjść z mężem na imprezę lub pojechać gdzieś na weekend. Teściowa przychodzi do dzieci dwa razy w tyg bo zapisałam się do szkoły językowej. Jak mąż akurat nie siedzi w pracy to wychodzę na rower lub na fitness. Szczerze mówiąc nie zdawałam sobie nawet sprawy, że inne mamusie mają tak ciężko z pobyciem sam na sam że sobą…

  • Nie miałam swoich dziadków na miejscu, moja mama musiała wychowywać nas dwie bez ich pomocy. Nie rozumiem, dlaczego teraz miałabym oczekiwać, że będzie ochoczo zajmować się moim dzieckiem, skoro przy swoich sama musiała się wykazać. Mnie właśnie na odwrót, denerwuje oczekiwanie, że ktoś powinien pomagać. Może jeśli zechce, ale nie powinien. To bonus a nie obowiązek. Rozumiem, że moja mama ma swoje życie, a ja decydując się na dziecko, wiem też na co się piszę. Wiem, że nie będzie łatwo, ale nie mogę oczekiwać, że ktoś przejmie ciężar mojego życia na własne barki.

  • Moja mama uważa za swoją ogromna pomoc przyjście do nas na herbatę lub obiad, kiedy oczekuje pełnej obsługi i chwile pobawi sie z wnuczka, ale ani jej nie ponosi, ani nie przewinie, ani nie nakarmi. A kiedy mowię jej, ze nie spałam od 1,5 roku i padam ze zmęczenia (jestem w ciazy) i ze nie mam siły na kolejna jej wizytę, słyszę, ze sama jestem sobie winna bo nie chce jej pomocy…

  • A ja mam teściowa która jak tylko jej zostawisz dzieci to zrobi wszystko po kolei odwrotnie niż rodzice sobie życzą. Np.dziecku bratowej która jest niewierząca kupi różaniec i zabierze do kościoła…. Córce która ma lekko okrągłe kształty kilka razy powiedziała żeby się odchudziła (dziecko miało wtedy 2,5 roku) – niby wszystko w imię babcinej troski . Na wszystko ma gotowa receptę i wszystko wie lepiej niż my. Kiedy moja córka miała bardzo hardkorowe kolki teściowa zarzucała mi że to dlatego że nie biorę jej za często na spacer. A ja jej nie brałam właśnie dlatego że spacer to była męka i walka o przetrwanie każdej minuty. Więc teściowa stwierdziła “żebym sobie poszła się wyspać i żeby jej zostawić dziecko to ona zaprowadzi swoje porządki”. Teściowa niestety mimo różnych rozmów i tłumaczeń nie potrafi się zmienić. Nic na siłę. Nie wymagam tego od niej. Ale zaufania w związku z tym wszystkim nie mam. Nie boję się że zrobi krzydwe dziecku – zupełnie nie o to chodzi. Bardziej o zaufanie , że ktoś uszanuje moje wybory i metody wychowawcze. Jakiekolwiek by nie były. Nie jestem już małym dzieckiem, potrafię sobie poradzić z konsekwencjami wyborów życiowych jeśli popełnienie błędy. Nie chcę jej tez nic narzucać, dlatego uważam że lepiej jak dzieci zostaną że mną albo z mężem. Mimo że czasem padamy na pysk że zmęczenia. Ale.ogólnie dajemy radę , nie jest tak źle. 🙂

  • A ja się nie zgodzę. Możluwe, że to kwestia pierwszego dziecka u mnie, ma 5,5miesiąca. Jest dla mnie całym światem i nie widzę potrzeby pozostawiania pod opieka “innych”. Karmię co 2-3h, a karmienie trwa około 30-40minut (degustator) więc ciężko w tym czasie “podrzucić” komuś dziecko. Poza tym skoro zdecydowałam się na dziecko, świadomie podjęłam decyzję o rocznym wolnym od pracy na rzecz dziecka to liczyłam się z tym, że nie zawsze będzie kolorowo, a przyjemności (kino, zabawa, randka z mężem) będą musiały zaczekać. Matką zostałam po 30-tce, spełniłam się zawodowo by nie odczuwać frustracji ze zmiany zajęcia.
    Dziadkowie owszem, może i by chętnie się zajęli ale do tego trzeba się przygotować. Na codzień nie odwiedzają a potem nagle chcą bym zostawiła dziecko pod ich opieką. Nie znają zachowania dziecka, nie wiedzą jakie ma preferencje. Jedni i drudzy dziadkowie należą do pokolenia, że dziecko ma być posłuszne i podporządkowana. Jeśli płacze-przejdzie mu, jeśli nie podoba się leżenie-to musi się przyzwyczaić itp itd. Nie szanują naszych metod wychowawczych, stale tylko słysze, że to mam robić tak a nie tak… Karmię piersią a wciąż słyszę-daj butle, jest głodne (bo ciumka rączkę/zabawkę), bo płacze; trzeba dopajać dziecko bo go pragnienie męczy… Daj czopek bo dziecko musi zrobić kupę przynajmniej raz dziennie.. Wrrrr…
    Czego nie zrobię, fala krytyki więc wolę się odciąć i radzić sama, niż wysłuchiwać tego wszystkiego i pogrążać się w przygnębieniu…

  • Zazdroszczę, chciałabym pomoc dziadków, mieszkamy daleko od siebie ale byłabym ogromnie wdzięczna gdyby pojawili się chociaż raz na pół roku. Niestety , nawet gdy będąc w ciąży prosiłam o pomoc bo mam już jedną córkę to nawet nie odpisali, nawet zapomnieli kiedy mam termin porodu. Obcy ludzie kontaktowali się że mna w terminie porodu a moi rodzice nic. Przyjechali na chrzciny z pretensja i przez dwa dni pili alkohol, nawet małej na ręce nie wzięli, starsza córka chciała bardzo by pojechali z nią na konie, chciała pokazać dziadkom jak jeździ, oni nie pojechali. Potrafią się nie odzywać przez rok lub dłużej, im nie zależy, sprawili tylko przykrość mojej córce która jak sama mowi nie chce z nimi kontaktu bo nie są dobrzy. Nawet raz na rok nie potrafili poświęcić jej 2 godzin.
    Teściowa z kolei nienawidzi mojej starszej córki i nawet dzień dobry jej nie odpowiadała, a gdy córka pochodziła do stołu, ona obchodziła, takie dziecinne zachowanie, za mną też nie przepada a że córka podobna do mnie więc może dlatego jej nie lubi, trudno to wytłumaczyć bo kontakt z wnuczka ma raz na kilka lat

  • Co tu pisac.Jestem mama 2naluchow 2 i4 lata.Wychowuje je z mezem sama.Tesciowa daleko jak jej nie odwiedzimy sama sie nie zainteresuje Matka i ojciec blisko ale z racji toksycznosci zmuszona bylsm zerwac wszelkie kontakty wybietajac mniejsze zlo.Brat alkoholik.:(

  • Tak wszystko sama i bez problemu powiem dlaczego. Moja mama wnukami interesuje się na 5 minut po tym czasie już jej przeszkadzają i to nawet nie sam na sam, a teściowej raczej unikam jak zaproszę ja na kawę rano to wyzbyć się jej nie mogę a zamiast pomagać oczekuje, że będę jej słuchać , ale dziećmi się interesuje kocha ich tylko jak byłam w szpitalu rodzić 2 i mąż zostawił z nią 1 przez cały dzień dała mu do jedzenia i tu uwaga….. Danonka! Cały dzień ! Wrócił też wtedy do pieluszek bo nie nadarzała go na nocnik jak wolał bo jeszcze nie mówił i jak chciał siusiu krzyczał ee a nie siku więc tu cytuję… Nie wiedziała! Tak więc… Tak wszystko sama!

  • A ja mam 5 dzieci i zero pomocy z żadnej strony…jak bym zaproponowała matce czy teściowej zostanie z dziećmi bo albo chcemy sami wyjść (nawet na rocznicę slubu) albo że ja chcę wyjść to by zabiły śmiechem. ..na robiłam dzieci to teraz mam…fajnie…a ja padam na twarz i moja psychika juz na skraju załamania. ..

    • JA UCZĘ MOJE DWIE CÓRKI, ŻE SINGIELSTWO TO NAJLEPSZA RZECZ, KTÓRA MOŻE SIĘ CZŁOWIEKOWI PRZYTRAFIĆ… NAJWYŻEJ MOŻNA MIEĆ PSA, A NIE DZIECI, O FACECIE JUŻ NIE WSPOMNĘ, OBRZYDLISTWO.. ja uwielbiam moją niezależność i samotność, a czasem i sąsiadom nie odpowiem na dzień dobry:)

  • Ja niestety na pomoc rodzicow tez liczyc bardzo nie moge. Zawsze smieje sie, ze zrobilam ich dziadkami za wczesnie. Mama ma 52 a tata 58 lat. Ciagle jeszcze pracuja a wrecz haruja bo jesli tylko jest okazja to potrafia pracowac non stop z weekendami wlacznie. Moji rodzice rozwiedli sie kiedy mialam 7 lat. Moje dziecinstwo bylo szczesliwe dzieki moim dziadkom, rodzicom ojca. Zawsze spedzalam u nich weekendy, wolne, bylam u nich kiedy chorowalam. Bardzo kochalam swoich dziadkow i jestem im wdzieczna za ich milosc i wiele szczesliwych chwil. Moi rodzice mogli na Nich polegac, pomimo, ze babcia tez pracowala i dziadek dorabial. Niestety chyba nie pamietaja tego i nawet nie doceniaja jakie mieli szczescie i jak to pomagalo w zyciu. Dzisiaj kiedy czasem o tym wspomne slysze raczej wyrzuty w swoja strone. Bo to byly inne czasy, inne okolicznosci i tak bez konca. A tak naprawde byli to poprostu inni ludzie. Jakby im sie to wtedy oczywistym zwyczajem nalezalo. Nie potrafia przyznac, ze mieli latwiej, przez gardlo im to nie przejdzie.
    Moi rodzice ciagle powtarzaja, ze Oni pracuja, ze maja prawo odpoczac, pobawic sie, maja prawo do swojego zycia. Mieszkamy wszyscy 10 minu od siebie a bywa tak, ze dziadkowie widza swojego wnuka raz na dwa miesiace i nawet nie wykazuja checi spotkania sie z Nim, chocby mial to byc tylko popoludniowy spacer.. Kiedy widza malego to oczywiscie, wielka milosc i tesknota ale to na chwile tak przy okazji.
    Rozumiem, ze maja prawo do swojego zycia i naprawde nie zasypuje ich prosbami o pomoc. Ale mysle, ze spedzenie z wnukiem chociazby jednego dnia w miesiacu to chyba nie przesada. Mieszkamy za granica i nie mamy tu wiecej rodziny. Ja pracuje, maly chodzi do szkoly, pozniej do swetlicy. Jesli ma wolne w szkole to tez chodzi do klubu. Bywa tak, ze moja mama ma wolne w tym samym czasie ale zawsze cos do zalatwienia. Tato jesli juz naprawde trzeba to pomoze ale rowniez sam z siebie nie zainteresuje sie wnukiem. Przykre to bardzo tym bardziej, ze mna w sumie tez jakos bardzo sie nie interesowali. Kiedys ktos mi powiedzial, ze niektorzy ludzie nie powinni miec dzieci. Co za tym idzie nie beda chcieli miec wnukow. Najbardziej w tym wszystkim zal mi mojego syna ktory ma teraz 6 lat. Wychowujego Go sama. Jego tata choc mieszka 5 minut od Nas, zabiera Go do siebie moze raz na cztery miesiace. Dziecko dorasta ze swiadomoscia, ze ma bliskich ktorzy niby Go kochaja ale nie maja dla Niego wogole czasu. Staram sie bardzo wylamac ze schematu swoich rodzicow i poswiecac mu sama wiecej uwagi choc nie zawsze mi to wychodzi, kiedy jestem przytloczona codziennymi obowiazkami. Przepraszam, ze zboczylam troche z tematu. Chyba potrzebowalam to z siebie wyrzucic.
    I dziekuje, fajnie sie Ciebie czyta

  • Ja jestem szczęściarą bo rodzice i teście są blisko. Córka ma 3latka przez rok starałam się sam nią zajmować parę razy z teściową i moja mam zostala. Od 13msca z teściową siedziała raz w tygodniu z moja mama jak miała wolne. Nawet 3razy u mojej mamy na noc była a my wesele lub wyjście ze znajomymi. Za to każda babbcie raz do roku braliśmy na wakacje ( moglismy sobie pozwolić 2 razy w roku na jakiegoś Groupon a) placilismy i staraliśmy się z mężem żeby babcia na wakacjach nie zajmowała się wnusia tylko odpoczywała a my na zmianę np jedliśmy czy piliśmy piwko z babcia a drugie latało za mała:)) Teraz jestem w drugiej ciąży i też zostaną teściową i mam na zmianę ale tylko rok bo potem damy do przedszkola. Czemu a no właśnie że uważamy z mężem że babcie i tak dużo nam pomogły i to nie jest ich obowiązek, nie wykorzystujemy ich i staramy się odwdzięczać wozimy do lekarzy na wieś po zakupy czasem finansowo tez pomagamy.

Leave a Comment