Dzieci. Oczekiwania vs rzeczywistość. - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

Dzieci. Oczekiwania vs rzeczywistość.

Jak miało być? Jak w reklamie pieluszek? Soczków? Gry w scrabble?  Wiesz co mam na myśli?

Większość nas, zachodząc w ciążę, miała swoje oczekiwania. Nie mów, że Ty jedyna ich nie miałaś. Oczekiwania są zawsze, i to wobec wszystkiego. Nawet kupując rajtuzy na zimę oczekujesz czegoś: chociażby tego, żeby było cieplutkie, nie gryzły, nie pruły się, wyszczuplały, podnosiły tyłek, a w ogóle kosztowały mniej niż dychę.

I teraz pomyśl, jeżeli takie oczekiwania mamy wobec zwykłych rajtuz, to jakie mamy wobec naszego przyszłego potomstwa?!

Już ich tam od razu nie żałuj. Wobec siebie mamy jeszcze większe. No chyba, że jestem jedyną kobietą w Polsce, która oczekuje, że do wakacji jej figura będzie łudząco podobna do figury Ewki Chodakowskiej. Tak tak. Oczekuję tego od siebie i koniec. A, że wszyscy wiemy jak najpewniej będzie, to już inna historia 🙂

Wracając do dzieci…

20

Tutaj problem jest o wiele większy, bo nasze oczekiwania względem ich nie budujemy sami. One się właściwie budują same! Naogląda się taka ciężarna kolorowych pism i myśli, że jej największym i jedynym problemem zbliżającego się noworodkowego okresu, będzie wybór koloru stanika do karmienia, zapach balsamu do ciała i ilość wesołych gazów, które wydali jej dziecko. Niestety rzeczywistość okazuje się tak samo brutalna jak film “Piła” (pamiętacie to?!) – często, aż nie do zniesienia.

Na szczęście, moje ponad 9 letnie doświadczenie w byciu opiekunką, sprzątaczką, kucharką, lekarką, pielęgniarką oraz pilotem myśliwca, czyli matką, sprawiło, że dziecięcy świat przestaje mnie zadziwiać. Tak wiem, przede mną jeszcze okres buntu, ten ulubiony i wyczekiwany czas wszystkich rodziców. Zanim jednak do niego dojdzie, minie jeszcze kilka dobrych lat, więc może w tym czasie ewolucja sprawi mi niespodziankę i zdążę obrosnąć w grubszą skórę. Tak, na to po cichu liczę.

22

A może tak zaczęć po kolei?

NIEMOWLĘ.

O tak. Zdecydowanie tak.

To tutaj rodzic uczy się, że dziecko z okładki kolorowego magazynu w niczym nie przypomina tego, które właśnie zostało przyniesione do domu. Mało tego! Ono nawet nie przypomina dzieci pojawiających się w filmach (te zazwyczaj akurat śpią).

I co? I szok! I zgrzytanie zębami! Bo co z tego, że “nie jestem głupia, wiem że dziecko płacze i marudzi”. Tak tak. Co innego wiedzieć, a co innego przeżyć. Moi rodzice też kiedyś o paru rzeczach “wiedzieli”, a dopiero jak je “zobaczyli” to okazały się one problemem 🙂

Generalnie, tak naprawdę, obsługa niemowlęcia jest prosta, o ile zaakceptuje się kilka faktów:

– można żyć w bałaganie

– można żyć śpiąc 4 godziny na dobę, i to na raty

– można chodzić przez tydzień w piżamie (oby nie tej samej)

– można czuć żal, gniew, rozgoryczenie.

Jedna uwaga. Po takim “chwilowym poużalaniu się” nad sobą, pojęczeniu i popłakaniu (czy jest na sali ktoś, kto tego czasami nie potrzebuje?!) warto jednak zwęzić poślady i ogarnąć siebie, męża i dzieciaka. Jeżeli nie dajemy rady same, wtedy zgłoszamy się do psychologa. Po to ten ktoś jest! Żeby pomagać! Mało tego, zaczynam podejrzewać, że cała instytucja psychiatrii i psychologii została powołana do życia właśnie na potrzeby matek. Serio. To ma sens.

ROCZNIAK. W sumie dwulatek też.

Wszędzie wlezie, wszystko weźmie, człowiek jest przekonany, że jego dziecko skrzywdzi się wszystkim czego się tknie. Oczy dookoła głowy, na stopach, ramionach i brzuchu to norma. Musimy widzieć wszystko! Do tego pierdylion upadków dziennie, siniaki nawet na powiekach i palcach u stóp. Człowiek codziennie martwi się, że do jego drzwi zapuka opieka społeczna, bo naprawdę ciężko czasami sobie wyobrazić, że te guzy na głowie, te 15 sztuk, to od nauki chodzenia. I ten ciągły zawał serca na widok potykającego się o swoje nogi malucha.

Z drugiej jednak strony to przecież najfajniejszy okres ever!

21

PRZEDSZKOLAK.

Czy tylko ja, codziennie, niezmiennie od 9 lat, pragnę “czegoś” (najlepiej kieszonkowych rozmiarów, tłumacza jakiegoś, ewentualnie aplikacji może) co mi wytłumaczy o co chodzi dziecku, które:

  • 3 minuty wcześniej mówiło, że nie chce zupy, a teraz drze się, że mu ją zabrałam ze stołu
  • twierdzi, że “nienawidzi” mandarynek, bo przecież wiadomo, że mandarynek nie da się nie lubić, je trzeba od razu nienawidzić, chociaż jeszcze wczoraj zjadł ich kilogram pod łóżkiem
  • uważa, że bycie muchą musi być fascynujące, no chyba że jest się tą muchą, która wpada do oka, wtedy to bezsensu
  • jęczy już drugą dobę (tak tak, DOBĘ)
  • etc.

Oczywiście jak każdy język, także język maluchów ma swoje dialekty, odmiany i czasowniki nieregularne. Z drugiej jednak strony, wszyscy doskonale wiemy, że wszystkie dzieci świata jęczą z tych samych, bliżej nieokreślonych, powodów.

I te niekończące się pytania: “a dlacemu”, “a co to”, “a po co?”… Nic dodać, nic ująć.

Cierpliwość naprawdę powinna być sprzedawana matkom na kilogramy.

23

UCZEŃ.

Foch goni foch. Nawet komentarza brak, bo z nerwów się zielona robię.

 

Dzieci nasze kochane, naprawdę, czy stałoby się coś wam, gdybyście były odrobinę milsze?

Tyle w temacie… :))

24

 

   Send article as PDF   

3 komentarze

  • Mój ulubiony okres to właśnie teraz kiedy dziecko ma 7 lat. Poszło już do szkoły, mam więcej czasu dla siebie, ale nie o ten czas chodzi. Widzę po prostu ilu rzeczy się uczy, znajduje zainteresowania, nowych przyjaciół. Wspaniałe 🙂

  • Fajny wpis 🙂 Moje dziecko jest teraz w wieku dwóch lat i w pełni zgadzam się z tym, co napisałaś – trzeba mieć oczy dookoła głowy!

Leave a Comment