Walcząc o szczęście... - Flow Mummmy
Uncategorized

Walcząc o szczęście…

Lubię siebie. Autentycznie. Lubię i szanuję, chociaż nie było to przez większość mojego życia tak oczywiste.

Długo zajęło mi odnalezienie rzeczy które sprawiają mi przyjemność. Długo zajęło mi poznanie samej siebie. Teraz jestem na etapie życia w którym wiem co jest najważniejsze, w którym wiem co mam robić by być z siebie zadowoloną, dumną, by być szczęśliwą.

Image-1 (6)

 

Jedną z takich rzeczy jest niezależność. Dziwnie brzmi to w ustach Matki trójki dzieci, ale w błędzie są Ci którzy myślą, że mając potomstwo (jedno, dwójkę czy więcej –  bez różnicy) kobieta powinna skupić się tylko na nich. Nigdy nie zgodzę się z takim myśleniem.

Nie lubię kiedy coś lub ktoś mnie ogranicza. Ciąża mnie ograniczała, dlatego pomimo tego, że lubię to jak w ciąży wyglądałam (do pewnego etapu), pomimo żadnych większych dolegliwości, okres ten najlepiej mi się nie kojarzy.

Lubię czas spędzany z samą sobą. Jednym z moich marzeń są samotne wakacje. Nie takie dwutygodniowe. 3-4 dni zupełnie by wystarczyły. Zresztą –  i na nie przyjdzie kiedyś czas.

Za dwa dni Teodorek kończy miesiąc, a ja? Cieszę się jak durna bo dzisiaj pierwszy raz byłam pobiegać. To nic, że sapałam, dyszałam i trwało to chwilę. To nic, że pomimo dobrej rozgrzewki i mega rozciągania zakwasy będę leczyła przez jakiś tydzień. Kocham biegać, z zazdrością patrzę na sukcesy innych na tym polu. Tęsknię za czasami kiedy 15 km nie było problemem (więcej niestety nigdy nie wyciągnęłam). I tak –  mam na to czas. Dlaczego miałabym nie mieć?

Kluczem do sukcesu, w każdej dziedzinie jest umiejętność rezygnacji z rzeczy mniej ważnych. Dla mnie taką rzeczą jest duża ilość snu. Nigdy nie należałam do osób które lubią pospać do południa. Nie jest dla mnie problemem wstać o godzinie 4 czy 5, o ile w nocy spałam ciągniem chociaż 4-5 godziny. Średnio to się jeszcze udaje, z racji tego, że Teodorek jest malusi, ale… Dam radę! Nie muszę trenować codziennie, 2-3 dni w tygodniu wystarczą.

To samo dotyczy blogowania. Pytacie: “jak znajdujesz na to czas?”. Piszę późnym wieczorem, zamiast oglądać film. Piszę rano, kiedy wszyscy jeszcze śpią, piszę na telefonie kiedy usypiam małego na rękach. Na wszystko jest jakiś sposób.

Mam marzenia. Jak każdy. Niestety dopiero od niedawna robię wszystko, żeby się spełniły.

Zawsze marzyłam, żeby przebiec maraton. Nie jakieś 5 km. Półmaraton? Ok, na początek, ale moim marzeniem są te 42,195 km.

Mam marzenia związane z blogiem. I one też powoli się realizują. W tym miesiącu spełni się jedno maleńkie: liczba odsłon przekroczy 100,000! Pamiętam jak w pierwszym miesiącu byłam dumna, że na blog weszło prawie 1000 osób. Teraz dziennie jest tutaj prawie 2 razy więcej osób! Chociaż tak naprawdę najważniejsze w tym wszystkim jest to, że po prostu uwielbiam to robić!

Cholera no! Nie ma, że nie ma czasu! Nie ma, że “może później”, “od jutra”. Warto spełniać marzenia! Tu i teraz. O to przecież w życiu chodzi!!!

 

P.s.

Już niedługo niespodzianka dla wszystkich, którzy biegają, chcą biegać lub jeszcze się wahają. 🙂

 

   Send article as PDF   

13 komentarzy

  • Ale mi się to dobrze czytało! Aż taki przypływ energii poczułam, żeby wreszcie moje życie wyglądało tak jak naprawdę tego chce. Koniec z wymówkami 🙂 pozdrawiam!

  • Jak ja bym tak chciała umieć pisać na telefonie, z rana, wieczorem – ot tak po prostu… Ty masz ten flow, ja muszę wszystko przemyśleć tysiąc razy, każde słowo, zdanie, a i tak mam wrażenie, że błędów co nie miara i nudy na pudy. Piszesz, że kluczem do sukcesu w każdej dziedzinie jest umiejętność rezygnacji z rzeczy mniej ważnych. A ja bym powiedziała, że kluczem jest umiejętność NIErezygnacji z rzeczy ważnych! Bo to one trzymają nas przy życiu. I widzisz, zbieram się już tydzień do napisania o pasji. W końcu mi się uda 😉 Buziaki supermanko!

    • co ja tu czytam? jakie nudy? co ja bym dała, że umieć tak pisać. są blogerki które się starają robić to tak jak Ty- ale sztuczność bije na kilometr, a Ty? Wy? uwielbiam… szczęście, miłość i prawda od Was bije, po oczach razi!… tyle.. koniec… :*

  • Fajny wpis! Ja mam 2,5 m córeczkę. Zapisalam sie na fitness i basen. Aktywnosc ruchowa daje mi zastrzyk energii, ktora pozytkuje dla niej:-)

  • Podziwiam Cie za ten entuzjazm. Skąd Ty bierzesz tyle energi w sobie? Samo zaparcia? Ile razy próbowałam sama biegać hehe kończyło sie to na moze tygodniu biegania i miałam dosc. Jedynie w czym wytrwałam to w ćwiczeniach przed ślubem 😛 hehe. Teraz sobie cały czas wmawiam ze jak tylko urodzę biorę sie za siebie. Choć mam jeszcze fest duzo czasu do porodu to juz sie psychicznie nastawiam. Sprzedaj mi troche swojej energii i samozaparcia moze mi sie uda 😛 miłego dnia 🙂 całusy dla ślicznych chłopaków:*

  • Jestem mamą dwójki dziewczynek (trzy latka i roczek) i codziennie walczę, żeby nie zaniknąć jako jednostka. Ciężka to praca i nie raz muszę siłą wydzierać czas dla siebie, ale naprawdę warto!
    Miło się czyta jak ktoś z takim przekonaniem, optymizmem i werwą pisze, że macierzyństwo to nie tylko pasmo męczeńskich prac, ale również (a może przede wszystkim) okres w którym z podwójną siłą powinnyśmy zawalczyć o Własne JA.
    Dziękuje za ten post.

    P.S. Powyższy komentarz pisałam 15 min. ponieważ moje starsze dziecię przerywało mi regularnie w sprawach najwyższej wagi :/ Dobrze, że młodsza śpi, bo co by było gdyby obie grasowały 😉
    Pozdrawiam NiezapominATKA

  • Mogłabyś być moim prywatnym motywatorem:) serio!

    To cudownie, że wiesz co dla Ciebie dobre, co daje Ci szczęście. Ja niestety wciąż jeszcze uczę się jak nie zaspokajać oczekiwań innych tylko walczyć o siebie.

  • Tak trzymać, trzeba działać, cały czas! 🙂 Dzięki za motywacyjnego kopniaka, jak Ty dajesz radę przy trójce to i ja przy jednym dziecku sobie poradzę 😀

Leave a Comment