Starsze, nieznajome kobiety, pozwólcie młodym matkom wychowywać dzieci po swojemu! - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

Starsze, nieznajome kobiety, pozwólcie młodym matkom wychowywać dzieci po swojemu!

Przyznam się bez bicia – zapomniałam jak to jest! Zapomniałam jak cholernie wkurzające to potrafi być, jak bardzo drażni, jak podkopuje wiarę w to, że całkiem świetnie człowiek sobie radzi. Zapomniałam, ale dzisiaj na własnej skórze doświadczyłam tego fenomenu. Fenomenu obcych kobiet zaglądających do wózka.

Zacznę może jeszcze raz. Otóż wiosna od jakiegoś czasu jest już faktem. Oczywiście jak to wiosną bywa, czasami pogoda potrafi dobić i skutecznie odstraszyć od spacerów, no ale są też dni piękne, ciepłe, podczas których kiszenie się w domu jest zwyczajnie źle widziane – przez męża, dzieci i własne sumienie. Jednak nie myślcie sobie, że te spacery to jedna wielka przyjemność. Oj nie nie. Z dziećmi przecież też bywa różnie, są takie co to lubią bujać się w wózku godzinami, no ale dla równowagi istnieją też typy, które czując powiew, nawet ciepłego, wiatru na twarzy, z miejsca są wkurwione (pozdrawiam z tego miejsca moją mamę, która to nie miała ze mną łatwego życia 😀 ). Trzeba pamiętać o pierdylionie rzeczy do zabrania: pieluchach, chusteczkach, ciuszkach, smoczkach, czapeczce. Nie od dziś wiadomo, że w Polce to w czapeczce chodzi się cały rok. Kij, że pot leje się z czoła, że 25 stopni w cieniu, że dziecko małe w gondoli nawet podmuchu wiatru nie czuje. Czapeczka musi być. Brak czapeczki to prawie jak wyrok. Wiadomo. Jakby tego było mało, to my matki, musimy zmagać się z jeszcze jednym PROBLEMEM – starszymi kobietami, które na każdym kroku chcą nas uczyć, jakimi matkami powinnyśmy być.

Od razu mówię – ja zapomniałam o problemie. Moje najmłodsze dziecko ma już 2,5 roku, do tego urodziło się w Irlandii, gdzie nikt nie wpierdziela się matce do wychowywania dzieci, tam istnieje tolerancja nawet na dziecko z gołymi stopami w zimie. Nikomu nic do tego. Kiedy już do Polski wróciliśmy to: a) Teodorek był w miarę duży i b) nikt nie odważył się dawać rad matce trójki dzieci. Aż do dzisiaj…

Dzisiaj dzień słoneczny, pogodny, no widzicie same 🙂 Dzisiejszego dnia zostałam poproszona przez siostrę o wzięcie na spacer jej pierworodnego synka. Ja, jako zajebista ciocia, na spacer już się doczekać nie mogłam. Przyszłam, zabrałam, idziemy (już we dwójkę). Nagle maluch ryk. I to nie taki ryk, ze człowiek myśli “oj bidulek coś sobie przypomniał, zaraz mu przejdzie”, tylko ryk taki, że już w myślach wyciągałam telefon i dzwoniłam do M, żeby szybko przybiegł, bo jednak ten spacer to nie na moje siły. Niestety na wyciągnięcie telefonu nie było czasu, dziecię się darło, płakało, a ja cała w stresie błagałam niebiosa o znak, że zaraz mu przejdzie, bo przecież jak mam żyć z takim ryczącym maluchem (i to nie moim!).

Nagle, wśród tego ryku i jęku podchodzi do mnie starsza pani i mówi:

– “ojoj, pani dzidziuś tak płacze, co mu jest?”

na co ja, pół żartem półserio, żeby trochę rozładować stres, który dawało się wyczuć nosem, mówię:

– “aa, to nie mój. To prawie mój. No coś płacze”. I próbuję go dalej uspokajać, stukam delikatnie paluczkiem w smoczek, bo przecież tak płacze, że nie czuje że go ma.

– “no ale co pani robi?! proszę mu tak tego smoczka nie wciskać! udusi go pani!”

Na co ja, wkurwiona jak nigdy mówię:

– “proszę pani, ja 3 dzieci odchowałam i wszystkie jeszcze żyją. Dziecku siostry też nie planuję zrobić krzywdy”

– “niech go pani lepiej do matki zawiezie, bo go coś ewidentnie boli”

Tu już nie odpowiedziałam. Odwróciłam się i poszłam, bo szlag by mnie zaraz trafił.

Ja rozumeim, że nie wolno odwracać się od krzywdy dziecka, ja wiem, że dzieci to trochę takie dobro narodowe, bo przecież na emeryturę czyjąś robić będą, no ale serio?!

Młode mamy, które niestety codziennie tego doświadczacie. Które dzień w dzień, na tych spacerkach, na które tak czekacie, bo przecież wtedy dziecko śpi, a Wy macie sekundę, żeby pomyśleć o czymś innym niż “przynieś, podaj, pozamiataj”. Wielki szacun dla Was. SZACUN TOTALNY, bo ja bym zwariowała. Zapomniałam jak to jest, gdy obca osoba sugeruje ci, że jesteś do dupy. Szacun i nie dajcie się. Bo Wy jedne wiecie, co jest dla Waszego dziecka najlepsze :*

Teraz czekam na Wasze historie! Jestem pewna, że jest ich cała masa!!!

 

 

   Send article as PDF   

19 komentarzy

  • Szczęściara ze mnie, bo nigdy nie miałam wątpliwej przyjemności obcować z tymi “wszechwiedzącymi” ekspertkami od cudzych dzieci 🙂 A może ja po prostu już z daleka zabijam wzrokiem matki lwicy i strach się do mnie zbliżyć 😉

  • Czytam i płacze… Ale chyba aż tak zabawne to nie jest. Ja pamiętam jak poszłam na spacer z synkiem koleżanki. Plan był taki, że ona idzie spać a ja idę na 2 godzinki na spacer. Było upalne lato, koło godziny 17 więc słońca nie było ale było baaardzo ciepło. Mały miał na sobie jedynie body. Po karmieniu wzięłam go na ręce i siedząc na ławce czekałam aż mu się odbije. Nagle podleciala Pani i delikatnie mówiąc mnie ochrzaniła…A gdzie czapeczka? A gdzie skarpetki? Gole nogi!? A czemu kocykiem nie jest przykryty – przecież go zawieje! Do południa było chyba ze 40st. Ja w sukience na ramiączkach, pot spływa mi po tyłku a tu taki bulwers. Wtedy to była taka pierwsza sytuacja i szczerze? Nie wiedziałam jak się zachować bo totalnie się tego nie spodziewałam

  • Witamy w Polsce ponownie ? ja też się nasluchałam ? mój ulubiony z wycieczki do zoo – “o!plecak wiezie w spacerowce a dziecko idzie!” Co z tego, ze syn podróż w spacerowce uważał za karę… oceniać obcych najlepiej ?

  • Czytając ten post widzę moją o zgrozo teściową….brrrr….
    Jak młody miał jakieś 7-8 miesięcy i wychodziłam z nim na spacer (na dworze +25 w cieniu) a ta ryja drze jak ja mogę dziecko bez swetra z kapturem brać na dwór.
    Odnośnie płaczu dziecięcia Twojej siostry. Ty wychowałaś troje, masz doświadczenie – jeśli ten płacz wydał Ci si e niepokojący i bardziej przeraźliwy niż kiedykolwiek Twoich dzieci powiedz o tym siostrze. Nie chcę straszyć ale mój syn tak strasznie przeraźliwie krzyczał – okazało się że ma autyzm. Nie chcę straszyć, ale lepiej dmuchać na zimne. Takie moje osobiste doświadczenie, ale może komuś pomóc w szybkiej diagnozie.

  • A propo czapka i na plusie 25 stopni. Zeszłoroczne lato….na zewnątrz w cieniu 30 na plusie, zatem moje wtedy 8 miesięczne dziecie miało na sobie jedynie luźny t-shirt i równie luźne bawelniane szorty (jedynie dla kamuflażu pieluchy). Ofcourse ze było bez skarpetek!!! Nagle trzymając małą na rękach i przemierzając w ukropie Krakowski Kazimierz na moim szlaku pojawiają się dwie starsze Panie (równie rozebrane jak my) które nie omieszkaly rzucić tekstem “o jezu!! Takie gołe nóżki!! No nie wiarygodne!” 🙂 nie szarpalam się usmiechnelam i poszłam dalej….bo po co wchodzić w nic nie dająca dyskusje? 🙂

  • Mi jeszcze nikt obcy nic nie powiedział… Ale teściowa?! (Mieszkamy razem) Hubert miał mega kolki, co noc płakał po kilka godzin bez przerwy, nawet i 6 się zdarzało. Fajnie, bo przychodziła Go ponosić, ale kurwica mnie brała bo te kolki to MOJA wina, bo jadłam to i tamto. I tak codziennie. A ja byłam na takiej diecie że dziwię się że zęby i włosy nie wypadły mi od braku jedzenia. No i do tej pory, a Hubert ma już prawie 16 miesięcy, czapeczki, tarte jabłuszka, duszone widelcem obiadki i w ogóle bardzo ostrożnie z nowymi potrawami np. wafelki, wędlina inna niż drobiowa za 30 zł/kg, owoce i warzywa nie z własnego ogrodu to trucizna, piasek do ręki tylko z piaskownicy, która musi być zamykana, a każda inna ziemia (szczególnie zwykły czarny piach z podwórza) jest toksyczny. Czaicie bazę?

    • No nie… bo ja się z dzieckiem nie cackam w sensie trzymania go z daleka od bakterii, ale wedliny tanszej niz ta lepsza za ok 40 zl nie podała bym, zresztą wedliny prawie nie podaję. Mięso lepsze kupowałam tylko jemu, zero słodyczy do 10 miesiąca (bo potem babcia lubiała podać), żadnych soczków słodzonych, zamiast tego woda. Dziecko ma 5 lat, jest zdrowy, zje czasem coś slodkiego bo nie zabraniam ale nie rzuca się jak inne dzieci, soczków nie lubi, pije wodę. Własnego ogrodu nie mam ale warzywa z targu, jajka ze wsi – można zawsze kogos takiego znalezc. Moze przesada z tym cieplym howem “czapeczki/skarpetki/piasek” ale co złego w wybieraniu wedliny za 30 -40 złotych, mięsie tylko cielęcym, warzywach z ogródka, braku slodyczy :)?

  • U mnie tatuaże są najgorsze. Lato w Polsce zawsze jest ciekawe. I jeszcze ze obrączki nie nosi, pewnie nie wie kto ojcem jest. A jak dla zwaly nosiłam to że pewnie ślub był bo dziecko wpadka. Nie dogodzisz. No i że ogólnie jestem za młoda, bo urodziłam w wieku 22 lat, a wyglądam czasami ma naście. Chciałoby się tym starym babom przypomnieć ile one miały jak rodziły.

  • Mnie wkurzają wszystkie te kobitki w sklepie, na ulicy, w przychodni itd które widząc mojego 2,5-letniego synka od razu wyjeżdżają z tekstem ” a co to taki duży chłopak i jeszcze ze smoczkiem??!!” No i zaraz zaczyna się straszenie, ze zaraz Monia zabiorą, przekupstwo ” oddaj Monia a dam Ci cukierka” itd….! Nosz kurna mać to moje dziecko i mi ten moń nie przeszkadza!!! I może właśnie dostał go do paszczy po kilkugodzinnej przerwie bo ja akurat chce w ciszy zrobić szybkie zakupy lub cokolwiek załatwić nie słysząc 1000 “mamaaa” tego dnia. A może powinnam zaprosić taka babę do domu wtedy kiedy Julian ma 15 zapalenie oskrzeli w ciągu dwóch lat a choruje non stop. Może się przekona, ze ten cholerny moń daje dzieciakowi ukojenie w bólu, rozdrażnieniu i gorączce a mi kilka w porywach do kilkunastu minut na zjedzenie czegoś i załatwienie toalety. A może powinnam była zaprosić taka babę w grudniu kiedy Julus całkiem przypadkiem, w zabawie oddał Monia swojej cioci i przez calutki miesiąc był bez i świetnie sobie radził, świetnie poza spaniem bo usypianie to była tragedia. Dziecko które wcześniej od urodzenia niemalże, zasypiało samo, tylko z misiem i moniem, po odstawieniu Monia musiało być bujane, noszone, głaskane i ktoś powie No i co przecież to miłe! Tak miłe, pod warunkiem, ze nie trwa godzinę za każdym razem i nie odbywa się w towarzystwie wrzasku i buntu malucha, który w dodatku jest po raz kolejny chory, z wysoka gorączka i ząbkuje. Po miesiącu bez Monia skapitulowalam, podałam go i…cud się stał. Dziecko w ciągu 5 minut wróciło do opcji misio, Monio, buzi, papa i spać! Wreszcie budził się wyspany i zadowolony i nawet pediatra i logopeda ( julo ma lekki niedosłuch) stwierdzili,ze to była dobra decyzja bo w takim przypadku ważniejszy jest zdrowy i spokojny sen dziecka i…mamy tez przy okazji. Czemu takie głupie baby w sklepie wtrącają się w takie sprawy??!! przeciez nic o nas nie wiedza. Czy każdej wścibskiej babie na mieście, w parku, w sklepie mam tłumaczyć, ze podanie Monia nie było w naszym przypadku chęcią zatkania płaczącej buzi, tylko zaleceniami neonatologów kiedy Kilkudniowy Julo leżał w ciężkim stanie na Oiomie bo urodził się bardzo chory i w drugiej dobie, życia przeszedł poważna operacje ratująca życie. To Pani Dr mówiła ” proszę przywieźć Monie, bo mimo iż maluch jest w śpiączce to musimy pobudzać jego odruch ssania”. Itd itd takich sytuacji można wymieniać mnóstwo. No ale cóż takie życie zawsze trafi się ktoś kto niby chce pomoc a wkurza nas do potęgi. W takich sytuacjach staram się obrócić sprawę w żart, dając do zrozumienia , ze mi Monio/Pielucha/przytulanka czy cokolwiek nie przeszkadzają i jak najszybciej się ulotnić. ?

  • Po opublikowaniu dopiero stwierdziłam, że wszystkie ” Monie” są z dużej litery ? Ale to nie dlatego, że aż tak gloryfikujemy i kochamy ten przedmiot a raczej mój telefon odczytuje to jako skrót od Monika ?

  • Na szczęście do tej pory nie padłam ofiarą żadnej obcej starszej Pani… Niestety te ‘nie obce’ od czasu do czasu rozszarpują moją pewność siebie, albo przynajmniej takie próby podejmują. Co ja się nasłuchałam na temat jesienno-zimowych spacerów, spacerów w deszczową pogodę, spacerów w wietrzną pogodę i spacerów w słoneczny dzień to moje… I na temat dziecka leżącego na podłodze – bo wiadomo, że od tej podłogi ciągnie. Serio można czasem odnieść wrażenie, że wszyscy wokół znają moje dziecko lepiej – nawet ciocia, która widzi je pierwszy raz w życiu.

  • Ścieżką rowerową jedzie młoda mama na rowerze towarzyszy jej dwójka dzieci 4-5 lat też na rowerkach, zbliżają się do przejścia przez jezdnię z możliwością przejazdu rowerem (skrzyżowanie ze światłami). Dzieci zatrzymują się przed przejściem – chcą jechać gdzie indziej. Mama namawia je bezskutecznie, aby jechać dalej. W końcu mama przejeżdża jezdnię sama (światło jeszcze ma zielone) i woła dzieci z drugiej strony jezdni. W międzyczasie zmienia się światło dając pierwszeństwo przejazdu samochody. W tym momencie dzieci wjeżdżają na jezdnię. Podbiegam zatrzymuję je w ostatniej chwili tuż przed nadjeżdżającymi samochodami i wycofuję na chodnik. Dzieciaki są skołowane i zaczynają płakać. W końcu z drugiej strony wraca mama. Nie wytrzymałem zwróciłem uwagę (tylko 3 słowa: “jak tak można?”). Odpowiedzi nie przytoczę nie była miła ( dziękuję też nie było). Na tym przykładzie i w oparciu co napisała powyżej młoda Pani z wózkiem – widać, że rzeczywiście młode mamy i ich pociechy należy pozostawić swojemu losowi. Niech decyduje natura, tylko silniejsi i inteligentniejsi przetrwają.

    • hmmm skołowałaś mnie tym wpisem. Naprawdę.
      Ja rozróżniam chwile niebezpieczne, a takie kiedy się zwraca uwagę, bo np. dziecko nie ma czapeczki. To są dwie różne kwestie.

  • Za mną przedwczoraj starsza, nieznajoma kobieta krzyczała na ulicy, żebym założyła dziecku czapkę! (Nie muszę chyba wspominać, że było ponad 20 stopni i zero wiatru).

  • Ja wyjątkowo mam pecha to bab, które wiedzą lepiej niż ja. O czapce to słyszę bardzo często. O histerii też się mądrzyli obca babka nawet chciała mi córkę na ręce brać. Jak córki wzięłam w deszcz na letni na spacer ubrałam w gorsze ubrania i pozwoliłam biegać po kałużach oczywiście z dala od innych ludzi aby nie zachlapać. To z drugiej strony ulicy babka krzyczy, że pobrudzą się i bezstresowo je wychowuje. 🙂 Ale aktualnie mi to już nie przeszkadza w puszczam jednym uchem drugim wypuszczam.

Leave a Comment