Nie, jeden telefon nie naprawi czyjegoś życia. - Flow Mummmy
LIFESTYLE

Nie, jeden telefon nie naprawi czyjegoś życia.

Nie jestem “typową” rozwódką. Nie mam za sobą traumatycznych przeżyć, nie musiałam leczyć się latami przez jakiegoś gnoja, któremu role w życiu się pomyliły. Nie szarpałam się o dziecko, nie życzę mu najgorszych chwil, cieszę się jego szczęściem i liczę, że on cieszy się moim. To nie zmienia jednak faktu, że rozwód przeżyłam. Wszystkie inne dylematy i problemy mnie dotyczą, a pokazywanie, że jeden telefon może nagle spowodować, że “rodzice znowu będą razem”, sprawia, że mam ochotę krzykną “co wy kurwa robicie?!”.

Widziałaś tę reklamę? Z całą miłością do firmy T-mobile (z którą nawet kiedyś współpracowałam i z czego byłam cholernie dumna!), z całą WIELKĄ miłością do pani Doroty Wellman, ale niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego oni to zrobili? Dlaczego zagrali na uczuciach dzieci, które widząc to, na pewno pomyślą, że “mogą coś zrobić, żeby rodzice byli razem”. Jakby nie było im wystarczająco ciężko. Jakby nie mieli wrażenia, że cały świat im się rozpieprza na małe kawałeczki.

Skąd bierze się taki brak empatii? Taki brak szacunku do przeżyć innej osoby? Ja rozumiem, że miało wyjść pięknie, że miało wyjść ładnie, miło, z uczuciem, świątecznie. Ale wyszło okrutnie. Zwyczajnie okrutnie. Bo jeden telefon nie załatwi sprawy. Jasne, może być początkiem, ale hej. Serio? Naprawdę chcemy dzieciom jeszcze bardziej to utrudniać? Tę prawdopodobnie najtrudniejszą rzecz w ich życiu?

Ja wiem, że są pojedyncze przypadki debilizmu. Na przykład wtedy, kiedy czytam, że najstarszy syn pewnie woli być z tatą niż ze mną. Tak. Przeczytałam coś takiego. Albo kiedy ktoś pyta “to ile masz alimentów?!” z takim podnieceniem w głosie, jakby to miało jakikolwiek wpływ na poziom mojego szczęścia, albo poziom nieszczęścia byłego. Tylko właśnie – pojedyncze przypadki, a nie cały sztab ludzi, który myśli “jak na tragedii zarobić hajs”.

Rozwód to jedno z najbardziej hardcorowych i najtrudniejszych przeżyć, jakie może “przytrafić” się człowiekowi. To nie “popłaczesz i ci przejdzie”. To stres, a kiedy są dzieci to totalna walka o ich szczęście, o dobre relacje, o brak traum i cierpienia. Często to walka o szacunek, o dojście do prawdy, o ostatnie podrygi  dobroci, pokazania “byłeś/byłaś ważna”. Mało tego, rozwód to dopiero początek, bo jeżeli są dzieci, to jeszcze długo “byli” muszą się jakoś ze sobą dogadywać. Tak MUSZĄ. Bo nie chodzi o nich, tylko o szczęście, przyszłość, uśmiech na twarzach ich dzieci.

 

   Send article as PDF   

Leave a Comment