Jestem wierząca. A Ty? - Flow Mummmy
LIFESTYLE

Jestem wierząca. A Ty?

Wiesz, że bez wiary bylibyśmy nikim, nie osiągnęlibyśmy nic? Tak właśnie myślę. Trwalibyśmy, egzystowali, bez żadnego poczucia sensu istnienia. Trochę kiepsko… Nigdy nie pisałam Ci o tym w co wierzę, a wiara, od jakiegoś czasu,  odgrywa w moim życiu ogromne znaczenie…

Ale może zacznę od początku…

 

Pomyśl teraz – czy powiedziałabyś komuś, komukolwiek, relacja jest tu bez znaczenia, że jest głupi, gruby, beznadziejny? Nie mówię tutaj o sytuacjach, kiedy przekomarzasz się z mężem czy koleżanką. Chodzi mi o prawdziwą zjebę, taką, która idzie w pięty, rozwala poczucie pewności siebie na minimum 2 dni, sprawia że ryczy się do lustra i zaczyna myśleć poważnie o otwarciu butelki wina. Jeżeli zdarzało nam się kiedykolwiek kogoś obrazić, to pewnie dlatego, że ten ktoś nas skrzywdził. Agresja rodzi agresję. Tak po prostu jest. Ale czy mówisz tak do osób, które kochasz? Lubisz? Z którymi chcesz być na dobre i na złe? Niee… Więc dlaczego zdarza Ci się myśleć tak o samej sobie?
“Jestem wierzący, wierzę w siebie”. Wierzę, że to siebie powinnam słuchać, sobie ufać, wierzyć, że jestem taka jak być powinnam. Nie, oczywiście, że uważam, że nad wadami powinno się pracować. Ta praca też się przecież z miłości bierze! Dbasz o coś na czym Ci zależy, czy zlewasz z tego, bo w sumie i tak jest do dupy, więc na ciul się tym przejmować? Tak jak z samochodem. Jak coś się pierdzieli, nie mówisz “och samochodziku, ty taki cudwony, nawet z tą dziurą w misce olejowej”. Nie! Zawozisz do mechanika! Przecież to takie logiczne!

To tak jak z marzeniami: jeżeli nie masz żadnych, to do czego dążysz? Egzystujesz, zgadzasz się na to co przynosi los, a przecież nie o to chodzi. Nie tego chcę nauczyć swoje dzieci. Chcę, żeby wiedziały, że mogą w życiu osiągnąć wszystko czego tylko pragną, a jedyną drogą do tego jest wiara w samych siebie, w swoje możliwości, w swoje pasje, umiejętności, w całokształt. Że można, że da się, że w życiu o to chodzi, żeby być pewnym siebie i sięgać po to czego się zwyczajnie chce.

Jesteś dla siebie wyrozumiała? U mnie z tym różnie. Mam problem z tym, że przecież nie muszę wiedzieć wszystkiego, pomimo tego że bym chciała. A przecież to takie ważne aby być dobrym dla siebie. Nie dobijać się, nie zamęczać. Przypomnij sobie pierwszy upadek swojego dziecka. Pierwsze rozbite kolano, albo guz na głowie. Co myślałaś? Pewnie biczowałaś się przez następny miesiąc, jak nie dłużej. Bo oczywiście, że to nasza wina kiedy dziecko zrobi sobie krzywdę (tylko błagam, wyczuj sarkazm…). To nie jest wyrozumiałość. To masochizm.

Wiesz o czy marzę? Że kiedyś moje dziecko (które, to nie ma większego znaczenia, chociaż myślę teraz o całej trójce 🙂 ), przyjdzie do mnie, z najbardziej aburdalnym pomysłem świata, a ja, zamiast powiedzieć “synu daj spokój”, powiem “ok! to teraz rozkmińmy jak to zrobić!”. Tak chcę żeby było!

“Jestem wierzący, wierzę w siebie”. Bo od siebie powinno się zacząć! Zawsze od siebie! Leciałaś kiedyś samolotem? Słuchałaś co stewardessa zawsze mówi? “Najpierw tlen podaje się sobie, dopiero później dziecku”. Nie nauczysz niczego swojego malucha, jeżeli sama tego nie potrafisz. To proste! Zresztą już ostatnio TUTAJ o tym pisałam. Wiara w siebie to podstawa, zawsze i wszędzie…

I tak, bycia dla siebie dobrym też trzeba się nauczyć. Stawiania siebie na pierwszym miejscu także, wiary w siebie, w swoje możliwości tym bardziej. A warto. Uwierz mi, że warto. Bo człowiek, który wierzy w siebie osiąga sukces. I nieważne co tym sukcesem jest. Nawet jeżeli chodzi tylko i wyłącznie o brak tekstów “ależ jestem beznadziejna”…

 

   Send article as PDF   

Leave a Comment