Życie ma sprawiać radość. - Flow Mummmy
LIFESTYLE MACIERZYŃSTWO

Życie ma sprawiać radość.

Nie martw się, to nie będzie kolejny coachingowy tekst z serii “jak się cieszyć błahostkami”, “jak czerpać radość z życia garściami”, ewentualnie “jak zniszczyć życie mężowi i na tym skorzystać”. Nie będzie to pochwała życia tu i teraz, chociaż doskonale wiesz, że trochę właśnie taką filozofię życia przyjęłam. Nie martwię się o to, co będzie jutro, bo nie do końca wiem, czy to jutro nadejdzie. I nie, nie ma tu ani krzty pesymizmu. Nikt nigdy nie dawał gwarancji na to, że świat nagle nie przestanie istnieć, nie walnie w nas meteoryt, nie wybuchnie jądro Ziemi… Uwierz mi, dinozaury też myślały, że będą żyć “happily ever after”.

Zdołowałam Cię? Nieee, nie świruj. To nie tak, że ja chodzę non stop zapłakana, bo “o matko! jutro świat się kończy! leżmy i nic nie róbmy!”. Nie, nie! Właśnie taka postawa sprawia, że mi się chce robić wszystko! Z drugiej jednak strony jestem przygotowana na to, co ewentualnie może się wydarzyć, a uwierz – zawsze się coś dzieje. Powiedz na głos “jestem szczęśliwa” i usłysz jak życie mówi “hold my beer”. Tak to działa. “Moje dziecko już tak dawno nie było chore!” I nagle ciach, pyk, abrakadabra, Twoje dziecko ma ospę, zapalenie oskrzeli, anginę i niezidentyfikowaną narośl na oku. Tak o.  “Toż to jakieś czary!” Skończyłam 32 lata, w grudniu kończę 33, znam życie i zdradzę Ci pewien sekret – musisz być przygotowana na każdy scenariusz. Pamiętasz, jak kiedyś napisałam Ci o wypadku Brusia, który wydarzył się, kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Irlandii?  (jeżeli nie, to TUTAJ przeczytaj). Najgorszy dzień mojego życia. Najgorszy!!! Wtedy miałam jeszcze w głowie, że nic, kompletnie nic złego mi się przecież nie może przytrafić. Moje dzieci? Przecież są bezpieczne! Non stop! Nie, nie mówię o guzach na głowie i siniakach na kolanach. Mam na myśli hardcorowe wydarzenia. Są bezpieczne, bo przecież staram się jak mogę. Wtedy nie wiedziałam, że zawsze, ale to ZAWSZE wystarczy ta jedna sekunda, podczas której świat wali się jak domek z kart… Do tej pory nie wiem, jak to się stało, że nie musieliśmy płacić za opiekę medyczną (w Irlandii jest płatna, chyba że ma się Medical Card, a my nie byliśmy szczęśliwymi posiadaczami takich “luksusów”). Pewnie lekarze zlitowali się widząc takiego maluszka i roztrzęsioną matkę. Wiesz, co zrobiłam tydzień później? Usiadłam i zrozumiałam 2 rzeczy: po pierwsze – mam wielkie szczęście w życiu. Do ludzi przede wszystkim. Po drugie – że koniec beztroskiego życia. Ekstremalne sytuacje zaskakują nas jak śnieg na Wielkanoc. Człowiek się tego nie spodziewa, żyje sobie  z myślą “hoho, założę swoje nowe czółenka”, a tu cyk i trzeba odkopywać kozaki ze strychu, bo śniegu po pachy. Zrozumiałam, że przezorny zawsze ubezpieczony! Wiesz co moja mama mi powtarzała całe dzieciństwo? “Justynko! Bielizna zawsze ma być czysta i ładna! Co jak wydarzy się wypadek?! Oprócz tego, że będziesz cierpieć, to jeszcze będzie Ci wstyd, że masz dziurawe majtki”. No i ja to szanuję, taką postawę szanuję! I dlatego tydzień po wypadku ubezpieczyłam siebie i swoje dzieci (męża też oczywiście). Na zaś. Nie z myślą “o boże drogi, na bank coś nam się stanie!”, ale “oby te pieniądze nigdy nam nie były potrzebne”.

Nikt i nic nie ochroni nas przed wypadkami, przed nieszczęściami. Mało tego! Jesteś mamą – masz dziecko, dzieci i doskonale wiesz jak wygląda prawdziwe życie! Moi synowie, oprócz najgorszego oparzenia Brunka, mieli: rozwalony łuk brwiowy (malutki, niespełna 2 letni Brusio niechcący kopnął Fifka siedzącego na ziemi, który uderzył głową o stolik! takie coś!), rozwalone wędzidełko (słomką do picia! niby nic, ale krew była wszędzie, nawet na ścianach), tysiące siniaków, miliony guzów, szycie wargi. A to dopiero początek. Mało tego! Większość tych wypadków działa się, kiedy byłam obok. Kilkanaście, kilkadziesiąt centymetrów! Możemy sobie wmawiać, że “ja ochronię swoje dziecko”, “nigdy nic mu się nie stanie”, ale to jedno z większych kłamstw, jakie człowiek mógł wymyślić. Nie da się ochronić dzieci. Nie da się ich powstrzymać, jedyne co możemy, to je ostrzegać, a to i tak nie gwarantuje nam sukcesu. Maluchom  przytrafiają się wypadki. Nam dorosłym zdarzają się wypadki. Mówmy o tym głośno, bo takie jest życie. Koniec kropka. Im szybciej to zaakceptujemy, tym szybciej zrozumiemy, że trzeba być na nie przygotowanym. Wracając do “naszego” wypadku w Irlandii – tydzień później ubezpieczyłam nas od chorób, nieszczęśliwych zdarzeń i całego zła świata. Nie, to nie tak, że jak się ubezpieczysz, to nagle stajesz się hardcorem, a życie staje się pozbawione ryzyka. Nie, nie. Po prostu masz pewność, że w razie “w”, nie będziesz miała kolejnego zmartwienia, czyli wielkiego rachunku za leczenie lub rehabilitację. Dla mnie to ogromna zaleta. Życie ma sprawiać radość. Nie możemy się trząść na każdym kroku, bo umknie nam wtedy wszystko co ważne. Cała radość, szczęście i beztroska wyparują i znikną jak zapach ulubionych perfum. Nie takiego życia chcę! Chcę się cieszyć, bawić, przytulać, całować, bo kto wie co nas jutro czeka. “Żyj tak, jakby każdy Twój dzień miałby być tym ostatnim – w końcu okaże się, że miałeś rację” jak to powiedział kiedyś James Thurber. I ja Ci powiem, że ja mu baardzo wierzę…

Ile wiesz na temat udzielania pierwszej pomocy? Tak szczerze? Bo że klepać po plecach w razie zakrztuszenia to wie każdy, że do zimnej wody poparzenie – to też logiczne, ale co dalej? Ja przyznam Ci się bez bicia – do niedawna nie wiedziałam za dużo. Moja wiedza to było kilka podstawowych działań, które w razie wypadku nie byłyby wystarczające. A przecież to rodzic jest zawsze pierwszy na miejscu zdarzenia, nie lekarz, nie pogotowie. To nasza wiedza i umiejętności zadecydują, jak zakończy się wypadek… Nationale–Nederlanden ruszyło właśnie z akcją edukacyjną w tym zakresie. Na platformie Youtube  firma udostępniła filmy instruktażowe na temat udzielania pierwszej pomocy. Czy tylko ja uważam, że zapoznać się z nimi powinien każdy, dosłownie KAŻDY, rodzic? Zresztą nie tylko rodzic, ale każda osoba pracująca z dziećmi. To nie jakieś widzimisię, tylko wiedza, która w realny sposób pomoże uratować życie. Chociaż nie będę kłamać – najlepiej by było, gdyby żadne z nas nie potrzebowało z niej nigdy skorzystać.

Nationale-Nederlanden w swojej ofercie posiada ubezpieczenie na dziecięce wypadki. Co je wyróżnia? Po pierwsze ubezpieczyciel wypłaca pieniądze od razu po wypadku (bez konieczności czekania na zakończenie leczenia, oświadczenia, papiery, dokumenty). Po drugie – płaci także za skręcenia i zwichnięcia, a nie tylko złamania. Po trzecie, najważniejsze moim zdaniem, w razie konieczności opłaca pomoc korepetytora oraz rehabilitanta, czyli pomaga także po zakończeniu leczenia, a przecież to właśnie wtedy następuje zazwyczaj najtrudniejszy czas… Codziennie modlę się, żeby nic złego nie spotkało mnie ani mojej rodziny. Świadoma jestem, że nie zdołam jej ochronić przed całym złem świata, przed krzywdami, wypadkami, chorobami. Ale jak to mówi moja babcia – przezorny zawsze ubezpieczony…

   Send article as PDF   

Leave a Comment