Życie jest za krótkie, żeby wkurzać się o rozsypane chrupki. - Flow Mummmy
LIFESTYLE MACIERZYŃSTWO

Życie jest za krótkie, żeby wkurzać się o rozsypane chrupki.

Kiedy ostatni raz wybuchłaś? Z powodu pierdoły? Bo mleko wylało się na kuchenną podłogę, bo woda zachlapała kafelki w łazience, bo chrupki “ktoś” rozsypał zupełnie niechcący, a Ty przecież przed sekundą wycierałaś cały stó? Bo talerz leży w zlewie zamiast w zmywarce, bo znowu okruchy na dywanie chociaż tyle razy prosiłaś, żeby jeść przy stole… Przypomnij sobie ten ostatni raz, nieważne czy był dzisiaj, wczoraj, czy tydzień temu… Przypomniaj jak bardzo miałaś wtedy dość i jak cholernie te pieprzone chrupki, na Twojej dopiero co umytej podłodze, rozwaliły Ci humor, psychikę i resztę dnia. Żałosne co? Spoko, wszystkie to znamy…

Wiesz kiedy najczęściej wybucham? Oczywiście nie licząc PMSu, bo wtedy sama jestem jednym wielkim wybuchem, tudzież niewypałem. PMSu kompletnie nie biorę pod uwagę, bo z hormonami to się moje drogie niestety nie dyskutuje. Mam na myśli zwykły wybuch, który zdarza się każdej z nas. Ja najczęściej wybucham, kiedy mnie coś przerasta – zawsze z powodu pierdółki, nigdy przez poważne sprawy. Wybucham bo mam dość, bo jestem zmęczona, bo szlag mnie trafia, bo zły horoskop, karma i wróż Maciej. Bo wszystko do dupy. Wtedy nawet grzywka chujowo się układa. A nie, sorry. Grzywka tak już ma. Pamietajcie żeby mi przypomnieć o tym, kiedy następnym razem będę chciała wyglądać jak paryżanka…

Życie jest za krótkie, żeby wkurzać się o rozsypane chrupki i rozlane mleko. Nie warto… Ja wiem, że wtedy zazwyczaj życie przerasta, boli i uwiera, i te chrupki to symbol porażki, rozpaczy i rozwalenia emocjonalnego. Wiem. Robiłam to samo. Wściekałam się o bzdury, które zupełnie nie miały znaczenia, które tylko mnie dobijały, a przy okazji krzywdziły moich bliskich…

W poniedziałek kupiłam Edkowi kapcie. Akurat byłam obok sklepu obuwniczego, a pamiętałam, że te przedszkolne, to już o pomstę do nieba wołają. Kupiłam takie, w których uważałam, że się zakocha – ze “Spidermanem”. W domu zachwyt, dziękuję mamusiu, ale nie, jednak nie chcę, bo kolega ma podobne i ja nie chcę takich samych. Ale Teodorku to nie szkodzi, będziecie mieli razem takie. Nie, nie chcę. Ale skarbie mama kupiła i nie ma jak oddać (co za ściema!). Nie będę ich nosił! Teodor będziesz, bo tamte masz już zepsute! I tak przez godzinę.

Rano zapakowałam kapcie i zabraliśmy je do przedszkola. Tam powtórka – nie i koniec. Ja spocona, wkurzona, bo przecież 3 latek nie będzie wymyślał. Po 10 minutach STOP. Bez jaj. To tylko kapcie. Ja też czasami zwracam kupione dla siebie buty i ubrania. Jaki problem? Po co stwarzać aferę tam, gdzie jej zwyczajnie nie ma?! Po przedszkolu pojechaliśmy po takie same, ale niebieskie. Edek zachwycona, ja zawstydzona, bo dziecka posłuchać nie chciałam, bo sama robiłam trudności. Wstyd. Człowiek niby dorosły, a taki głupi…

Olej te chrupki, masz okazję, żeby nauczyć dziecko do czego służy odkurzacz. Olej, bo szkoda życia na pierdoły. Szkoda Twojej złości, ich łez, smutku, strachu, każdej innej złej emocji. Zostawmy te rzeczy na poważniejsze sprawy. Na te na które mamy wpływ, na te niezależne od nas, złe, okropne. Wiem, że czasami najtrudniej powiedzieć “nie szkodzi”, że zmęczenie, poirytowanie i ciągła powtarzalność tych samych czynności potrafi momentami dobić (tak, mam tu na myśli nasz ukochany URLOP macierzyński). Wiem, bo pamiętam siebie z czasów tego urlopu. O matko… Co ja wyprawiałam…

To nie tak, że mi się takie chwile słabości już nie zdarzają… Oj zdarzają i to zbyt często niż bym chciała. Ale pracuję nad tym. Pracuję, bo pierdoły naprawdę nie mają znaczenia. Bo nie chcę, żeby moje dzieci pamiętały mamę jako wieczną frustratkę czepiającą się wszystkiego. Nie, nie chodzi o to, żeby cały czas pobłażać, ale o to, żeby wiedzieć kiedy trzeba odpuścić. Że nie trzeba reagować “o boże znowu!!!!”, można “kochanie, musisz to naprawić”.

Olejmy rzeczy nieważne. Olejmy je totalnie, bo zwyczajnie szkoda na nie życia. I nie, nie chodzi o to, żeby od razu zacząć mieszkać w chlewie, jeść tylko na mieście, bo przecież “go with the flow” i rodzina forever, ale o to, żeby zacząć oddzielać rzeczy ważne od tych mniej istotnych.

Tego życzę i Tobie i sobie…

 

 

 

   Send article as PDF   

Leave a Comment