Bardzo długo na to czekaliśmy... - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

Bardzo długo na to czekaliśmy…

Bycie rodzicem, to ciągłe chodzenie z własnymi dziećmi na kompromisy. Nie, wróć. Poniosło mnie. Bycie rodzicem, to ciągłe spychanie swojego “ja” na dalszy tor, i najczęściej tak odległy jak wspomnienie pierwszej randki z kolesiem, za którym się szalało tak, jak dzisiaj szaleje się za wymarzoną parą butów, czyli bez wytchnienia.

I nie, nie piszę tego, żeby ponarzekać. Nie nie. Taki już nasz los. Zmieniają się nam priorytety – to logiczne i tak już będzie zawsze. I bardzo dobrze! Te małe ludziki, te które dzielnie produkowałyśmy i nosiłyśmy przez jakieś 9 miesięcy, są tego warte. Nie ma co się nad tym rozdrabniać. Życie. Bywa jednak tak, że z biegiem czasu, tak gdzieś w momencie, w którym nasza latorśl idzie do przedszkola, zaczynamy tęsknić za swoim dawnym “ja”. To znaczy nie to, że się wcześniej nie tęskni, bo jeszcze nie spotkałam matki, która między stertą pieluch, śliniaków i uwalonych bodziaków, nie zatęskniła za dawną beztroską, ale nagle, dla mamy kilkulatka, ta “wolność” zdaje się być na wyciągnięcie ręki.

Pierwsze symptomy zauważyłam już jakiś czas temu. Niby nic, niby standard, ale jednak było jakoś inaczej. M też to zauważył. Pozornie wszystko jest ok, po staremu, ale jednak czuje się tę “inność” w powietrzu. I to nie “inność” w złego słowa znaczeniu. Na bank znasz to uczucie!  I co się okazało?! Że mieliśmy rację! Nasze dzieci dorastają! Śmiej się śmiej, ale juz tłumaczę o co chodzi.

Pamiętasz czasy, kiedy nie można było zaplanować niczego? Totalnie niczego? Bo a to się dzieci rozchorują, a to dostaną wysypki, w mieście zapanuje epidemia, Tobie z nerwów wyskoczy 30 pryszczy i to na samym nosie, a do tego w przedszkolu poproszą Cię o wykonanie kostiumu drzewa, szopa, ewentualnie trawy. I to wszystko w jeden dzień. Umówmy się – każdy rodzic to zna.

No więc od jakiegoś czasu, zauważyliśmy z M, że nasze dzieci zajmują nam o wiele mniej czasu. Wiem, dziwnie to brzmi, wręcz trochę hardcorowo, ale pamiętam doskonale, że od hoho czasu było “nie mogę tego zrobić, bo jestem sama z dziećmi”, albo “nie mam czasu na czytanie, bo jak dzieci w końcu zasną, to ja nie mam siły żyć” itp. Otóż śpieszę do Ciebie z mega wiadomością – my już mamy ten czas za sobą!

Nie wiem jak to możliwe, ale moje dzieci są juz duże! Ale nie “duże”, że “o boże znowu trzeba kupić nową kurtkę na zimę”, ewentualnie “o matko! jak on ładnie sam je!” – są już duże bo mają swoje sprawy! Przychodzą z przedszkola i co? I idą do pokoju. Tak zwyczajnie do pokoju, zamykają drzwi i nara. I się bawią. Oczywiście co jakiś czas tam łażę, bo przecież muszę sprawdzić czy się tam przypadkiem nie dziarają, nie piją piwa, czy nie odprawiają dziwnych modłów i w ogóle oddychają, bo to jednak dziwne, że tak się zamykają w swoich pokojach, ale nie! One się bawią! Tak jak duże dzieci! Takie, które mają swoje sprawy, zainteresowania i tematy, które trzeba obgadać, kiedy rodzice nie słyszą.

Kończy się powoli czas “mama! pobaw się ze mną!”, “mama! poczytaj mi!”, “mama! co mam robić?” – oni zwyczajnie sami sobie świetnie w tym temacie radzą. I teraz powiem Ci tak szczerze, że ja sama kompletnie nie wiem, co o tym sądzić – cieszyć się? Martwić, że mnie olewają? Nie przeszkadzać, czy może wparowywać na chama do pokoju i kazać im bawić się ze mną? No nie wiem jak to ugryźć, nie wiem.

A tak na poważnie – duża w tym zasługa tego, że oni po prostu mają siebie 🙂 Oczywiście prym tu wiedzie Filip, on zarządza, rozkazuje i nadaje ton zabawie – taka już rola najstarszego brata. Ja wiedziałam, że kiedyś posiadanie dużej ilości dzieci się opłaci. Wiedziałam! No czułam to w kościach!

Co jest jeszcze ważne? Wspólne zainteresowania. U nas, oprócz standardowych samochodzików, klocków i dinozaurów, szałem są Magicube. Nie będę Wam ściemniać, chłopcy dostali je do testowania, i póki co jest turbo zabawa. Te zdjęcia były robione o 6:45! Rano! (na dowód moja fota w piżamie haha). To chyba o czymś świadczy?! Kostki są magnetyczne, totalnie wspierają kreatywność dzieci, a te dostają jakiegoś dziwnego flow w trakcie zabawy – jest cicho, chłopcy zajmują się kostkami,  a ja za każdym razem zastanawiam się czy ich ta układanka tak wciągnęła, czy może oni zwyczajnie, niczym Pinki i Mózg, opracowują plan zawładnięcia nad światem. Klocki (te które mamy) są przeznaczone dla dzieci 1,5 + i 3+. Tak wiem, moje są nieco starsze, ale so what? I tak się świetnie bawią 🙂 Przyznam szczerze, długo szukałam dla nich innej zabawki – innej czyli nie samochodzików czy superbohaterów, i Magicube okazały się strzałem w 10. Więcej informacji o nich znajdziecie na stronie http://www.magicube.pl/

   Send article as PDF   

4 komentarze

  • Podczytuję Cię, nie codziennie, bo na to czasu mi brakuje 😉 Jestem mamą trójki, syna, córki i ponownie syna, różnica wieku między nimi jest dokładnie taka, jak między Twoimi łobuziakami, dlatego często zdarza mi się pogrzebać tu w poszukiwaniu nadziei, że będzie lepiej xD I właśnie mi taką nadzieję dałaś. Czyli co, jeszcze chwila, 4 lata, jak najstarszy będzie miał 10, to w końcu usiądę z książką przy kawie? 😉
    Pozdrawiam Cię serdecznie i wytrwałości życzę 🙂

    • ja myślę, że jak najmłodszy będzie miał 3 – no chyba, że już ma, to wtedy nie wiem czemu jeszcze tej kawy nie pijesz 🙂

  • Jednak upinasz grzywkę? 😉 fajne te kostki! Myślę o czymś takim dla Huberta na święta.

  • To, ze dzieci w pewnym okresie czasu maja swoje “sekrety” i chcą się bawić się same, nie znaczy w ogóle że nie potrzebują rodziców, miłości czy uwagi. Wręcz przeciwnie! A to że masz więcej czasu dla siebie, to tylko dobrze znaczy! Pozdrawiamy serdecznie – Szwalnia Snów

Leave a Comment