To wszystko kiedyś minie. - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

To wszystko kiedyś minie.

To zmęczenie, to uczucie pustki. Te wszystkie nieprzespane noce, opuchnięte powieki, załzawione poduszki. Miną… A Ty zostaniesz sama z marnym wspomnieniem czasów, które chciałaś, żeby tak szybko minęły.

Pamiętam doskonale czasy, kiedy każdy kolejny dzień przypominał ten poprzedni. Kiedyś każde wyjście z domu traktowałam jak imprezę na galę, minimum oskarową. W myślach zastanawiałam się co założę, bo przecież nie mogłam wziąć byle jakich spodni, bo w jedną połowę się jeszcze nie mieściłam, w drugiej połowie wyglądałam jak ostatni kloszard, a trzecia połowa była dedykowana ciąży, więc niebardzo skoro już nikogo, aktualnie, moje ciało nie produkowało. Planowałam uczesanie, na twarz szpachlę, i to taką z minimum 5 warstw, bo byle dziadostwo nie było w stanie zakryć moich sińców pod oczami. Wyjście do sklepu to była taka ekscytacja! Cisza, spokój, i to uczucie, że 15 osobowa kolejka do kasy, to jak wygrana w totka.

Pamiętam, że powtarzałam sobie wtedy jak mantrę “to wszystko kiedyś minie”. Te nocne pobudki. Nocne karmienie. Te wieczne zmienianie pieluch (trudno to sobie wyobrazić osobie, która nie miała dzieci z małą róźnicą wieku, ale uwierz mi na słowo, był czas, kiedy ja nic innego nie robiłam, tylko przebierałam pieluchy, i to dosłownie!). Te krzyki o wszystko, chociaż najczęściej kompletnie o nic. Kolki, które musiały same przejść, tyle że nikt nie wiedział kiedy i jak, i czy w ogóle to możliwe.

“To wszystko kiedyś minie.” Pamiętam, że najczęśniej wymawiałam te słowa w łazience, albo na schodach. Tam najczęśniej uciekałam, kiedy tylko względna cisza i samotność, mogły mnie uratować. Były wystarczająco daleko, żeby przez sekundę być samej, ale też dostatecznie blisko, żeby słyszeć co się dzieje, i w razie czego biec na pomoc. Na schodach też zazwyczaj jadłam. Ale to później. Na poczatku jadłam tylko na stojąco, z lęku, że jak tylko usiądę, to zaraz i tak będę musiała wstać, więc nie róbmy scen, taki wysiłek nie był mi do niczego potrzebny. Siadałam na schodach, specjalnie trochę wyżej, tak żeby być przez sekundę “niewidzialną”. Dopiero dzisiaj zdaję sobie sprawę z tego, że te małe dziwactwa, te małe ucieczki, czesto ratowały mnie przed postradaniem zmysłów.

“To wszystko kiedyś minie.” I wiesz co? Minęło. Może nie wszystko, ale minęło. To co zostało, stało się codziennością – niezauważalną, kompletnie nieprzeszkadzającą w codzienności. Jedyne co kłuje, boli, uwiera, to to, że minęły nie tylko te złe rzeczy, ale także te, na myśl których ryczę z tęsknoty (nie, to nic strasznego, jeżeli mnie znasz, to wiesz, że moja dzienna dawka wylanych łez wynosi dużo powyżej średniej).

Minęło to małe, słodkie ciałko. Miny, pamiętasz te miny? Małe dzieci robią najsłodsze miny świata, kompletnie nie kontrolując tego. Te stópki, które można było zamknąć w dłoni. Te “śpiewy” przed snem, a raczej stękania, pamiętasz je jeszcze? Minęło, wszystko minęło.

To wszystko kiedyś minie, nie tylko te złe rzeczy. I tak sobie teraz myślę, że przecież to tak logiczne, ale kompletnie się o tym nie myśli. Nie jest się świadomym, a gdyby się było? Gdybym myślała o tym, że tak tęsknić będę, to uciekałabym do łazienki tak często? Siedziałabym w niej krócej? A może zaciskałabym zęby i delektowała się każdą sekundą ze strachem, że nie będę tych małych, kiedyś zupełnie nieistotnych, a teraz znaczących wszystko, rzeczy pamiętać?

   Send article as PDF   

15 komentarzy

  • W tych czasach, o których piszesz byłaś jeszcze za granicą i wtedy właśnie zaczęłam czytać Twojego bloa. Szukałam pomysłu na to, żeby Hubert zaczął wcześniej zasypiać, a nie o 23-1 w nocy. Po Twoim ostatnim vlogu dałam kobiecie pieniądze, tylko powiedziałam Jej, żeby mi przysięgła, że to nie na alko. Nie wyglądała na pijana, ale brzydko pachniała. Mówiła, że mąż wyrzucił Ją z domu i chciała 4,50 zł (myślę, że to taka zagrywka, bo wiadomo, że dostanie 5,00 zł), bo zbiera na bilet autobusowy.

  • A idź Flow z tymi swoimi wpisami! Ostatnio jeżeli płaczę, to tylko przez Twoje wpisy! 🙁

  • ależ wpis 🙂 daje do myślenia, szczególnie mi, mam 25 lat, skończyłam studia, dobrą pracę, wspaniałego narzeczonego i swoje pasje. Ciągle zastanawiam się czy macierzyństwo jest dla mnie.

  • Rozumiem Cię doskonale. Chyba jestem narazie na tym etapie “chce uciec”. Mam 3 synow z czego najstarszy 3 lata i do spokojnych dzieci nie należą. Głowa mi pęka pod koniec dnia i staram się cieszyć każdą chwilą ale różnie to wychodzi…

    • o matko… serio. O matko. Kłaniam się w pasi wysyłam morze cierpliwości… albo nie. OCEAN cierpliwości…

  • Sama prawda ostatnio wyboldowałm sobie tą świadomość i napawam się tymi mega arcy ciężkimi błchostkami

  • No i się popłakałam :). Popłakałam się bo mam doskonałą świadomość że wraz z tymi śmierdzącymi pieluchami miną też te przesłodkie uśmiechy odsłaniające ledwo co wyrastające pięć zębów, miną te małe rączki łapiące mnie na nogę gdy nieporadnie stara się utrzymać równowagę, miną te wrzaski radości na widok wracającego do domu taty. Już wiem że będę za tym tęsknić jak za niczym innym na świecie 🙂

  • Obserwacja z gatunku „genialna”.
    Właśnie „uciekłam”. Teraz, po chleb i siedzę w kawiarni na małej czarnej. Delektuje się tym miejscem jakgdyby to bul luksus. Zaraz wracam do wrzeszczącego domu gdzie nie mam czasu żeby wypić ciepła kawę, a ból pleców poczuje dopiero o 22 w łóżku.
    Doskonale rozumiem idee pieluchowego domu… jeden powiedział pampersom papa a drugi je zaadoptowal (3,5 i 1,5).
    Kawa mi stygnie 🙂
    Pozdrawiam!!

  • Dzięki Ci tak po ludzku za ten tekst. Aktualnie mam ten stan, gdzie jak mantrę powtarzam, że to minie, że muszę jeszcze wytrzymać, dać radę tak jakby to po mnie spływało. A nie spływa…4,5 miesiąca dzikich kolek, tulenia małego kiedy serce kroiło się z bólu. Bez pomocy. Siłą rzeczy stałam się specjalistką w tym temacie. Tylko wiedza nijak pokrywała się z rzeczywistością. Matka zombie, wstaje i karmi, stres bo nigdy nie wiadomo kiedy atak. Minęło…od 2 tygodni mam syna. Syna, którego obecność wreszcie daje mi radość. Gdzie mogę się cieszyć wśród innych mam. To co przeżyłam to moje. W sercu głęboko schowane.

    • Miałam tak samo!! Dopiero jak skończyły się kolki to zakochałam się w moim synku na 1.000.000%. A po miesiącu przyszło ząbkowanie hehehe

  • Piękny tekst….jeden z najpiękniejszych jakie kiedykolwiek czytałam o rodzicielstwie……

Leave a Comment