Nie zajeżdżaj się, jeszcze zdążysz się zmęczyć. - Flow Mummmy
LIFESTYLE

Nie zajeżdżaj się, jeszcze zdążysz się zmęczyć.

“Nie mam czasu”, “bosze ile mam roboty”, “multitasking forever” – hasła, które w kiedyś wierzyłam wiarą totalną. Bo przecież od dziecka jesteśmy uczone, że jednak praca to zawsze popłaca, a lenistwo jest be, i to tak cholernie be, jak nie do końca oblizana łyżka po jogurcie. Lenić się nie wypada, nie ma kiedy, kto ma na to czas. To ja Ci powiem, że ja mam. Mam czas pracując w domu, mając trójkę dzieci i męża, i kota Krzysia i te wszystkie obowiązki, które masz i Ty. Mam czas, bo sobie ten czas znajduję.

 

Ja wiem, że każda z nas prowadzi inne życie, ma inną pracę i ilość dzieci. Do tego mąż, kochanek, koleżanki, przyjaciółki i sąsiedzi. Cały wachlarz obowiązków, spotkań, spraw do załatwienia “na wczoraj”. Ale wiesz co nas łączy? A przynajmniej co powinno? Nie, nie wagina, czy cycki, bo one też w każdym przypadku są inne. Łączy nas obowiązek dbałości o siebie.

Kiedy ostatni raz poleżałaś na kanapie? Ale nie dlatego, że musiałaś, bo w głowie taka karuzela, że szkoda byłoby się wypieprzyć na świeżo umytą podłogę. Poleżałaś bo tak, bo chciałaś, bo powinnaś, bo zasłużyłaś. Bez wyrzutów sumienia. Bez myślenia “o kurwa, jeszcze muszę zrobić…”. Bez ratowania świata, dolewania wody do niekapka, mycia jabłek czy myśleniu o imprezie, którą organizujesz za 13 lat i 24 dni. Ja mam na myśli leżenie z czystą przyjemnością. Z gazetą, książką, włączonym ulubionym serialem. Nie wiem dlaczego, ale myślę, że mogłabym się posilić o stwierdzenie, że ostatni raz leżałaś jakieś, tak strzelam, 10 lat temu, ewentualnie w czasach, kiedy nogi nochi puchły Ci od samego powietrza, czyli w ciąży.

Ja leżę regularnie. Nazywam to roboczo medytacją, chociaż jestem pewna, że obok medytacji to to moje leżenie nawet nie stało, ale zawsze jest miło fajnie nazwać coś co się robi. Wiesz, coś jak risercz, projekt, kiedy w rzeczywistości chodzi o szukanie nowych butów na Zalando. Niby to samo, ale zawsze lepiej odpowiedzieć mężowi “robię risercz”, niż “tak kochanie, znowu mam ochotę rozjebać trochę kasy, którą odkładaliśmy na nowe auto”.

Leżę bo lubię. Bo dzięki temu zbieram myśli, chociaż nie będę oszukiwać, staram się wtedy nie myśleć o niczym, totalnie niczym, co z początku było dosyć trudne, ale człowiek z czasem nabiera wprawy. Oczyszczam emocje, jestem spokojniejsza. Te 15 minut nastraja mnie do całego dnia. Wiesz co jest najlepsze? Że ja tak często leżałam, tyle że miałam przy tym ogromne wyrzuty sumienia, więc leżałam dalej, tyle że z poczuciem winy.

Większość z nas zapomniała jak się odpoczywa. Odpoczynek to nie scrollowanie Facebooka czy Instagrama. Tak nie odpoczniesz, tylko wpędzisz się w poczucie winy, że zamiast gotować zupę, to o niej czytasz. Bez sensu. Lepiej wyłączyć wszystko i skupić się na sobie. Nie na brudnych naczyniach, praniu które od tygodnia czeka na powieszenie. Skoro wytrzymało tyle dni, to 15 minut nie zrobi mu różnicy. Naprawdę. A Tobie zrobi, i to ogromną. Pod warunkiem, że zrobisz to z przyjemnością, poczuciem obowiązku i troski o samą siebie. Tylko nie pisz mi, że nie masz czasu. Masz. Odłóż na chwilę telefon i go znajdź.

Nie zrozum mnie źle, nie namawiam Cię to permanentnego nieróbstwa. Co to to nie. Ja też lubię mieć co jeść, zapalać w nocy światło w łazience, kupować nowe buty. Bez pracy nie ma kołaczy, wiadomo nie od dziś. Ale praca pt. “będę robić coś ważnego przez 5 minut, później polajkuje pierdylon postów na ig, później zrobię kawę, zapomnę jej wypić, znowu popracuję 3 minut” kompletnie mnie nie robi. Wolę dać z siebie 3 godziny intensywnego działania, niż cały dzień takiego pierdu pierdu, czyli robię coś, zajęta jestem, ale w sumie kompletnie nie wiem czym.

To samo z ogarnięciem domu. Znasz pewnie taki typ sprzątania, tu podniosę, tam pościeram, o! jaki zajebisty serial, tak synku? chcesz kanapkę? I minimum 4 godziny z głowy, a syf jak był tak jest. Lepiej nastawić minutnik na 20 minut, posprzątać co się da, a resztę wykorzystać na kawę, leżenie, coś produktywnego. Bo tak, leżenie, relaks, to też coś produktywnego, coś dla nas, dla naszego spokoju w głowie, w której często, w dzisiejszych czasach, zwyczajnie mamy małe burdello.

Naucz się odpoczywać, daj sobie do tego przyzwylenie, traktuj jak obowiązek. Nie tylko podziękują Ci za to spokojniejsza głowa i lepszy sen, ale myślę, że mąż też będzie zadowolony. A dzieci? Czy jest coś dla nich lepszego od uśmiechniętej, a nie wiecznie wkurwionej mamy? Śmiem twierdzić, że nie 🙂

   Send article as PDF   

1 Comment

Leave a Comment