Trudno być mamą dorastającego dziecka. - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

Trudno być mamą dorastającego dziecka.

Byłaś kiedyś w księgarni na dziale “poradniki”? W sumie głupie pytanie. Większość z nas była, zwłaszcza kiedy w naszym brzuchu rósł nowy człowiek. Nie wierzę, że istnieją kobiety, które w momencie zajścia w ciążę, nie sprawdzają co się z takim maluchem dzieje, w którym tygodniu zaczynają rosnąć mu paznokcie, włosy, albo w którym momencie przechodzi na tegoż człowieka nasza zajebistość. Sprawdzamy, analizujemy, przeżywamy każdy nowy centymetr tworzącego się w nas życia. I to jest fajne. Naprawdę miło ten czas wspominam pomimo zgagi jak stąd do Moskwy. Szanuję ten czas.

Pierwszy szok przychodzi po narodzinach dziecka. Bo w większości książkach niestety wciąż można wyczytać bzdury pt. “będziesz zmęczona”. Czemu bzdury? Bo zmęczona to ja jestem teraz, kiedy dzieci są większe. Wtedy to nie było zmęczenie, a nierówna walka z organizmem o to, żeby nie tracił przytomności za każdym razem kiedy na horyzoncie pojawiały się łóżko, poduszka, ewentualnie kawałek wolnej podłogi, która nie została zaatakowana przez pieluchy, maty, bujaczki i pierdylion innych pierdół potrzebnych do wychowania dziecka. Do tego trzeba jeszcze dodać próbę odgadnięcia czy to “łeeeeeee” (powinnaś teraz w głowie usłyszeć płacz dziecka, mam nadzieję, że udało mi się go dobrze oddać) oznacza głód, zbliżającą się kupę czy beknięcie.

Następna grupa poradników to “jak poradzić sobie z buntem dwulatka”. W sumie wszystko super, bo jednak człowiek nie rodzi się z umiejętnością zachowania zimnej krwi, kiedy taki maluch ryczy na środku sklepu, że “ten dinozaur się na mnie patrzy”. Takich rzeczy trzeba się nauczyć, co prawda w książkach też można wyczytać dziwne rady, no ale rodzic, po małej szkole przetrwania pt. “nie wiem o co chodzi mojemu roczniakowi” to już wie, że nie ma co świrować, trzeba ten etap przeżyć i tyle, a sponiewierane nerwy będzie można naprawaić później.

No i teraz muszę Ci kochana powiedzieć, że tego “później” to nie będzie…

Wiesz pewnie, że moje nastarsze dziecko ma 10 lat. 10 lat!!! I szlag mnie trafia, że nie ma na ten temat żadnych poradników, żadnych esejów, wykładów, nic kuźwa nie ma! Człowiek zostaje z tym sam i za cholerę nie wie jak to ogarnąć.

Kolejny temat dla rodziców to już “okres buntu”, czyli imprezy, fajki, alkohol. Serio. Tego raczej się nie przeskoczy, jasne że są wyjątki, i że każda mama wierzy, że “to mojego dziecka nie będzie dotyczyć”, ale osobiście uważam, że to jak marzenie o schudnięciu 10 kg w tydzień. Raczej nierealne. No chyba, że po głodówce, grypie jelitowej, ewentualnie częściowej resekcji żołądka.

Wiesz co jest najgorsze w takim 10 latku? Ok, jeżeli mnie znasz, a zakładam, że trochę tak, to na bank wiesz, że właśnie zaczynam płakać. No ryczę, nic nie widzę, wiec za błędy przepraszam. Nie no, obiecuję je poprawić, żeby siary nie było.

Wiesz co jest najgorsze w takim dziecku, które tym dzieckiem powoli przestaje być? To, że kompletnie, jako rodzice, nie jesteśmy na to gotowi, a przynajmniej ja nie jestem.

Nie myśl tylko, że ja uważam, że 10 lat to dużo. Nie nie, to wciąż dzieciak bawiący się resorakami, ale to też już człowiek mający “swoje sprawy”.

Jeżeli masz dziecko w wieku poniżej 5 lat, to jestem pewna, że jedną z Twoich potrzeb (już nawet nie pragnień, a potrzeb) jest chwila dla siebie. Moment w ciągu dnia lub tygodnia, który spędzasz w samotności, kiedy nikt nad uchem nie jęczy, nie stęka, nie marudzi. Powiem Ci teraz coś, co mam nadzieję weźmiesz do siebie: chciej tych momentów, ale doceniaj te jęki i marudzenia, bo obiecuję Ci, że za chwilę będziesz za nimi cholernie tęsknić, bo taki 10 latek już nie jęczy i nie marudzi. Taki 10 latek ma swoje sprawy, swoich kolegów, a Ty nagle sobie uświadamiasz, że już nie jesteś całym jego światem, i to jest (muszę to napisać, sorry) w chuj przerażające.

Nie napiszę tu nic mądrego. Nie udzielę żadnej porady, bo zwyczajnie takiej nie mam. Nie wiem co zrobić, żeby zatrzymać czas, jak sobie poradzić z uczuciem, że nie jesteś już dla swojego dziecka wszystkim. Niby człowiek wie, że to nastąpi. Niby wie, że taka kolej rzeczy, że trzeba się starać, aby dziecko zawsze wiedziało, że jest najważniejsze. I jasne, robię to. Staram się jak tylko mogę, ale wiesz, to po prostu uderza. Gdzieś pomiędzy codziennymi spraw, płaceniem rachunków, zabawą, bajkami, gdzieś pomiędzy tym wszystkim dzieci nam zwyczajnie dorastają. I pomimo tego, że to jest tak bardzo logiczne, to serio trudno pogodzić się z tym, że przestajesz być dla kogoś całym światem. I to jest cholernie, ale to cholernie przerażające.

 

PS.

Napisałam ten wpis po jednym z live’ów, które robiłam na Instagramie (TUTAJ moje konto, wpadaj bo często tam sobie rozmawiamy). Poryczałam się wtedy, pisałyście mi, że macie podobnie. To niesamowite jaką siłę dają kobietom inne kobiety. Szanujmy to, dbajmy o to, dzięki temu naprawdę życie jest piękniejsze, a problemy przestają tak boleć.

   Send article as PDF   

2 komentarze

  • Pieszesz tak jak bys czytala w moich myslach.Tez mam 3 dzieci i z moim srednim synem 10 lat mam dokladnie tak samo.Kilka dni temu kiedy rano przechodzil obok mojej sypialni do lazienki,a przechodzi tak od 10 lat codziennie rano ,nagle zauwazylam I dotarlo do mnie jakiego mam juz doroslego syna.Zawsze widzialam w nim mojego malucha az tu nagle zdalam sobie sprawe jaki facet mi wyrosl.I choc staram sie jak moge to czuje jak sie oddala bo zaczyna miec swoje zycie,swoje sprawe.Strasznie to przykre i absolutnie nie jestem na to gotowa ale taka chyba kolej rzeczy.?

  • Dobrze powiedziane “pomiędzy”. Kilka lat temu rzuciłam pracę, bo chciałam czuć każdy przepływający moment w moim życiu. Jeszcze bardziej chciałam te momenty przeżywać świadomie od kiedy stałam się matką. Czas biegnie niezależnie od tego, czy pracujesz, czy siedzisz w domu z dziećmi, dzieci dorastają, tak jak trafnie piszesz “pomiędzy tym…a tym”.
    Dla mnie faza “buntu dwulatka” to właśnie początki odrębniania się tej drugiej istoty ludzkiej, jaką jest Twoje dziecko i aktualnie mnie to fascynuje (w przyszłości pewnie będzie też przerażać)
    A odnośnie poradnika, którego nie ma, NAPISZ 😉

Leave a Comment