Straszyć czy zachęcać? 5 rzeczy, które mówię każdej koleżance w ciąży. - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

Straszyć czy zachęcać? 5 rzeczy, które mówię każdej koleżance w ciąży.

“Macierzyństwo to najcięższa praca świata.”

“Bólu porodowego nie zapomina się nigdy.”

“Karmienie piersią to na początku prawdziwy dramat.”

To tylko niektóre zdania, które można wyczytać w necie na temat macierzyństwa, ciąży i porodu. Mało tego! U mnie na blogu znajdziesz o wiele gorsze określenia tych “zdarzeń” :). Czy to mnie jednak powstrzymało przed tworzeniem i rodzeniem dzieci? Dla przypomnienia – akurat w tym temacie jestem dużo powyżej średniej krajowej 🙂

Są kobiety, które absolutnie o wadach bycia mamą nie chcą mówić. Nie do końca rozumiem dlaczego. Bycie mamą jest naprawdę cudowną sprawą, i jakby trudne nie było, jest tego warte. Dużo razy czytałam, że mój blog to skuteczny odstraszacz od macierzyństwa, chociaż z drugiej strony zdarzały się głosy zdziwienia, kiedy pisałam, że nasze państwo niestety za promocję posiadania dzieci mi nie płaci. Tak, też nad tym ubolewam. Mój M również.

Mam to szczęście, że ze wszystkich moich koleżanek i przyjaciółek, mamą jestem najdłużej. Niektóre z nich niedawno urodziły, inne mają tę przyjemność dopiero w planach. Moje najstarsze dziecko za sekundę zacznie mi przyprowadzać dziewczyny do domu! Mało tego!!!! Wczoraj sobie uświadomiłam, że moja mama, dzięki mnie, w wieku 41 lat została babcią! To tylko 9 lat więcej niż mam ja! Dobra, tutaj skończę bo właśnie jestem na skraju paniki, więc serio, zostawiam temat mojego wieku i doświadczenia w tym temacie.

Podchodzę do bycia mamą w sposób jak najbardziej naturalny. Nie rozpływam się nad swoimi dziećmi jak nad dziełami sztuki, oczywiście płaczę na samą myśl o tym jak ich kocham i jak są cudowni, ale z dugiej strony są dla mnie ludźmi – oprócz zalet mają też wady. Jak wszystko niestety na tym świecie. Nawet czekolada je ma! Więc skąd pomysł, że macierzyństwo nie?

Jeszcze chwilę temu, jedna z nabliższych mi osób – moja siostra, była w ciąży. Niesamowite jak ten czas leci, bo chociaż urodziła całkiem niedawno, to jednak wydaje się, że wieki temu. Miała to szczęście (hehehe lubię sobie sama komplementy prawić 🙂 ), że miała mnie – osobę, która powie jej jak jest, bez zmyślania, koloryzowania, ale też dramatyzowania. Przynajmniej mam nadzieję, że tak było, bo już dawno temu obiecałam sobie, że w temacie macierzyństwa oszukiwać nie będę.

Jakie rzeczy najczęściej mówię?

1. Macierzyństwo BYWA cholernie trudne.

Tak. Taka jest prawda. Najmocniej się to odczuwa na samym początku bycia mamą. Później człowiek zaczyna się przyzwyczajać i pewne rzeczy stają się codziennością (np. korzystanie z toalety w towarzystwie). Nie oszukujmy się – macierzyństwo, oprócz ogromu miłości, to też stracenie kontroli nad własnym życiem. Oczywiście są ludzie, którym aż tak bardzo to nie przeszkadza, ale są też takie kobiety (jak ja), dla których zderzenie z tym,  jest bardzo bolesne psychicznie. No i przede wszystkim – tu kluczowe jest słowo BYWA! Bo jasne, że nie jest takie cały czas 🙂

2. Najlepiej przygotować się na najgorsze.

Jestem wielkim zwolennikiem takiego podejścia. Lepiej miło się zaskoczyć, niż niemiło rozczarować. Oczywiście nie mam na myśli tu jakiś hardcorowych zdarzeń, ale nastawienie “poród jest straszny” i “nie będę spać przez najbliższy rok” może naprawdę (wg mnie oczywiście!) przynieść więcej pożytku niż szkody. Gorsze jest nastawienie “moje dziecko będzie od razu przesypiać całe noce”, a później w wieku 3 lat lecieć z nim do lekarza bo “panie doktorze! ona dzisiaj w nocy się nie obudziła! spała! chyba coś jej jest!” (pozdrawiam w tym miejscu moją mamę 😀 ).

3. Ciąża to czas dla Ciebie!

Lubię myśleć o ciąży jak o przygotowaniach do maratonu – żaden biegacz, przed samym startem, nie biega! Treningi to życie, a ciąża to okres przed startem. To ma być najbardziej chillowy okres w życiu kobiety! Jasne, łatwo mówić a trudniej zrobić, ale ja naprawdę uważam, że wtedy kobiety powinny być szczególnie chronione! Ciąża to nie choroba? Niby tak. Szkoda tylko, że dolegliwości wtedy jest tyle, że trudno wyliczyć na palcach obu rąk. No i przede wszystkim – produkcja człowieka!!! Czy to mało?!

4. Dmuchaj na zimne.

Zawsze! Oczywiście zbyt duża panika nie jest wskazana (pamiętasz Rachel dzwoniącą do doktora Parówki? :P), ale bycie mamą, zaczynając już od okresu ciąży, to naprawdę OGROMNA odpowiedzialność. Za życie! Należę do osób, które wolą żałować, że coś zrobiły, niż że czegoś nie zrobiły. Wiesz co mam na myśli? Pamiętam jak siostra pytała mnie co myślę o deponowaniu krwi pępowinowej, co odpowiedziałam? Zawsze! Nie wiemy co będzie za kilka lat. Nie jestem osobą, która lubi być przygotowana na najgorsze (bo jednak “złe” to nie to samo co “najgorsze”), nawet nie mam oszczędności na czarną godzinę. Inaczej wygląda jednak sprawa, kiedy chodzi o nasze dzieci. Deponowałam krew 2 razy. Z Edkiem niestety nie miałam tej przyjemności. Nie wiedzieliśmy czy w Irlandii zostajemy, czy wyjedziemy. Zresztą mniejsza o to, najważniejsze, że do tej pory żałuję, że tego nie zrobiliśmy. Pamiętam, że będąc z Filipkiem w ciąży długo się nad tym zastanawiałam, bo to było 10 lat temu! Wtedy jeszcze nikt nie za bardzo wiedział co później z tymi komórkami macierzystymi zrobić! Mimo wszystko się zdecydowałam. Wiesz dlaczego? Bo co jeśli kiedyś jej będziemy potrzebować? To jak z jazdą autem bez fotelika. Wiesz, że jedziesz tylko dwie ulice dalej. Wiesz, że nic się nie stanie, bo będziesz jechać 10km/h. Niestety nie wiesz jednego – czy w tym czasie jakiś wariat nie wjedzie w Twój samochód z prędkością, która będzie dla Was zagrożeniem. Dla mnie korzystanie z banku krwi to spokój mojego ducha, a on – zwłaszcza w okresie macierzyństwa – jest na wagę złota. Uwierz mi, mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała z tej krwi skorzystać, ale… niestety życie bywa strasznie okrutne 🙁 “Musisz być gotowa na wszystko” – dokładnie takie jest macierzyństwo! Wiesz sama jak to jest, wystarczy że raz weźmiesz o jedną pieluchę za mało, zapomnisz chusteczek nawilżanych albo nie spakujesz dodatkowego ubrania na zmianę. Gwarantowane jest, że będziesz ich potrzebować! Krew pępowinowa jest na to co nie mieści się w głowie (i nawet nie chcę, żeby się mieściło 🙁 ), a co dopiero w damskiej torebce (if You know what I mean 🙂 ). Wszystkie informacje na temat deponowania komórek macierzystych znajdziesz na stronie www.pbkm.pl.

5. Nie bierz na siebie całej odpowiedzialności.

Pisałam o tym nie raz, a temat niestety wciąż jest tutaj dziwnie bulwersujący – zaangażowanie taty w wychowanie. O ile kiedy dziecko ma lat kilka, nie jest to nic dziwnego, tak na samym początku często kobiety świrują i boją się zostawić maleństwo z tatą. Skąd o tym wiem? Z autopsji 🙂 Przecież logicznie rzecz biorąc, takie zachowanie kompletnie nie ma sensu! Najpewniej (bo jednak różnie bywa, wiesz o tym) w tym samym czasie zostaliśmy rodzicami! No ok, może faktycznie kobiety mają więcej sprawności w temacie przewijania, bo jednak 3 dni w szpitalu się było, ale to są 3 dni! Nie warto zamęczać siebie ciągłym “bieganiem” wokół malca, tylko dlatego, że uważa się, że coś zostanie lepiej wykonane. Dziecko ma oboje rodziców. Pamiętajmy o tym 🙂 Źle założona pielucha to nie koniec świata. Nawet moim rodzicom się takie zdarzały!

Koloryzowanie macierzyństwa, w moim mniemaniu, kompletnie nie ma sensu. Można niestety wtedy bardzo mocno się przekonać, że bywają chwile, które sprawiają, że człowiek ma ochotę wyć do księżyca, ewentualnie uciec z domu w piżamie, bo przecież wiadomo, że szkoda czasu na pakowanie. Jasne, że nie warto straszyć wielkimi tragediami porodowymi, chorobami genetycznymi itp. Ale reszta? Całonocne pobudki? Bolące piersi? Krwawiące sutki? Ból po cesarce taki, że się chodzić nie da? Życie! Trzeba przeżyć i tyle. Na szczęście natura jest cwańsza niż nam się wydaje i wyposażyła dzieci w najpiękniejszy uśmiech, najcudowniejsze rączki i najsłodsze stópki świata, które nam to wszystko, ten cały ból i trud, wynagradzają.

   Send article as PDF   

7 komentarzy

  • U mnie początki macierzyństwa były koszmarem – serio. Kochałam dzieciaki nad życie, ale byłam całkiem sama. Mąż przez prawie 3 pierwsze lata naszego syna wychodził z domu o 6:30 i wracał o 21 a nawet później. Mieszkaliśmy u teściów gdzie nie miałam żadnego wsparcia ani pomocy bo przecież to nie dziecko teściowej tylko moje i ona wnuków nie chciała w ogóle oglądać. Dla niej priorytetem jest spanie 12 godzin i kolejne 12 leżenie na łóżku z laptopem na kolanach i czytanie pierduł na pudelku czy przeglądanie facebooka. Miałam przesrane. Dopiero gdy córa się urodziła, to po pół roku (czyli i tak najgorsze musiałam przetrwać sama do szóstego miesiąca małej) mąż zaczął wcześniej wracać do domu np koło 17. Dopiero zaczynał się udzielać w roli ojca. A później okazało się że syn ma autyzm i już musiał mi chociaż trochę pomagać. Wcześniej wyglądało to tak że to są moje dzieci i ja mam się nimi zajmować i wszystko w domu robić bo pan i władca ma tylko pieniążki do domu przynieśvć i lezeć na kanapie bo zmęczony po pracy. Oczywiście obiadek i kolacyjka pod nos podstawione musiały być codzoennie. Mam żal o to do męża. Może dlatego ostatnio nie układa nam się najlepiej.
    Niemniej jednak poradziłam sobie w tych trudnych chwilach bo musiałam. Nie miałam kogo prosić o pomoc. Mąż chce trzeciego dziecka – ok. Ale Ty bierzesz tacierzyński a ja idę do pracy. Nie naciska.

Leave a Comment