Trudno być "dobrą mamą" w dzisiejszych czasach. - Flow Mummmy
MACIERZYŃSTWO

Trudno być “dobrą mamą” w dzisiejszych czasach.

Wiem wiem, nie ma co uogólniać, porównywać, itd itd.  Z drugiej jednak strony wszystkie to robimy! Porównujemy wielkość brzucha, długość piersi (tak tak, długość!), ilość przebytych tygodniowo spacerów, zbudowanych wież z klocków i zorganizowanych herbatek dla księżniczek . Śmiem twierdzić, że dawno temu, kiedy jeszcze tyłki dzieci (tj. nasze) opakowane były w tetrę, matki były po prostu “mamami”. Nikt ich nie oceniał, nie mówił, że dając dziecku kawałek czekolady, chcą co najmniej skrzywdzić potomka, a każdy siniak na kolanie nie kojarzył się z “rażącym zaniedbaniem”. Było lepiej. Było mniej tv, internetu nie było wcale, zadaniem rodziców było “tylko wychować”. W dzisiejszych czasach, od matek, wymaga się znajmości niezbędnej do wychowania małego geniusza, który w wieku 6 miesięcy chodzi, kiedy kończy roczek mówi biegle w minimum 2 językach, a po ukończeniu 2 lat rozwiązuje zadania z całek, pochodnych i granic ciągów.

4

Kiedyś człowiek martwił się czy dziecko jest najedzone, śpi wystarczającą ilość godzin i czy nie ma za czesto kataru. W dzisiejszych czasach matki biegają do logopedy, ortopedy, psychologa i przejmują się każdą kropką na ciele malucha. Dobrze? Jasne, że tak. Świadomość zdrowia i rozwoju dzieci jest większa, za co naprawdę powinnyśmy być wdzięczne. Ale czy nie jest tak, że zdarza nam się wariować na tym punkcie? Że zapominamy, co w tym wszystkim jest najważniejsze?

Sama często łąpię się w pułapkę “idealnego życia”. Wiesz, takiego w którym dzieci pięknie siedzą przy stole, nie marudzą, bo przecież nauki savoir vivre mają wpajane od drugiego miesiąca życia, przesypiają noce od momentu przyjścia ze szpitala, a matki codziennie znajdują czas na peeling, maseczkę, ćwiczenia z trenerem i romantyczną kolację z mężem.

Dzisiaj, jeżeli dajesz dziecku mleko krowie, od razu znajdą się osoby, wyzywające cie od “nieodpowiedzialnych”, cukierki muszą być tylko z syropem z daktyli, bo przecież zwykły cukierek ma w sobie cukier, a to “cichy zabójca”, warzywa powinnaś uprawiać we własnym ogródku, mieszkać na wsi, bo jak to tak dzieci w bloku trzymać, pracować w domu, żeby mieć dla maluchów więcej czasu i robić pierdylion rzeczy, na które zwyczajnie nie ma siły!

Macierzyństwo przestało być macierzyństwem, a stało się konkursem na bycie naj. Czy tylko mi to przeszkadza? Matka nie może mieć rozstępów, cycków do pasa, powinna biegać w szpilkach, a dres zakładać tylko podczas codziennych ćwiczeń, bo przecież kij z tym, że dziecko chore leży, w szpilkach musi zapierdzielać też po domu, bo znajdą się przecież tacy, którzy wypomną jej to, że się dla męża nie stara. Ma być sexi, flexi całą dobę, z podłogami czystymi z których można jeść, z półkami bez kurzu i oczywiście bez blizny po cesarce. Wiadomo, bo ja rodzić to tylko w bólach, a karmić nawet wtedy, kiedy się po prostu tego nie chce. Musi się chcieć i koniec!

Wpadam w wir bycia “idealną”. To właśnie wtedy piekę dzieciom eko babeczki, z tym syropem daktylowym co kosztuje miliony monet, wtedy też wstaję o 4 rano, żeby pozapierdzielać na orbitreku, bo wiadomo, że na czczo, to najefektywniej. Prasuję wszystkie rzeczy, łącznie ze skarpetkami, które o swojej parze zdążyły już zapomnieć. Dopiero po tygodniu, dwóch zaczynam dostrzegać, że orbitrek owszem, zajebisty, ale może nie o 4 rano, bo jednak sen jest potrzebny, że skarpetek to wolę nie cerować, a kupić druga parę, bo co jak co ale pracuję i na skarpetki mnie stać, a jak dziecku dam zwykłego lizaka, to odwdzięczy mi się takim uśmiechem, którego nie widzę u niego po tych eko sreko słodyczach.

Umiar. Tego się uczę codziennie. Lubię mieć w domu czysto, ale jeść z podłogi nie zmierzam, więc nie pucuję jej tak, żeby móc ją bezpiecznie lizać. Ćwiczenia? No jasne! Ale nie o 4, tylko wtedy, kiedy po południu włączam dzieciom bajkę, żeby móc zadbać o siebie, być zdrowszą i silniejszą, a nie dlatego że Jadźka spod 2 ma lepszą figurę ode mnie. Wierzę, że są mamy, które kochają uprawiać eko ogródek na kuchennym parapecie, ale ja taka nie jestem, więc po co mam oszukiwać innych, a przede wszystkim siebie? I dołować się, bo przecież “kochająca matka dba o swoje dzieci”.

Kiedyś kobiety martwiły się o to, czy ich dziecko jest bezpieczne, szczęśliwe i zdrowe. W dzisiejszych czasach matki muszą sobie radzić nie tylko z tym wszystkim, muszą codziennie walczyć z oceną innych, którzy myślą, że wiedzą lepiej, co jest dla ich dzieci dobre.  Z przekonaniem, że jak dziecko biega po sklepie, to jest źle wychowane, a jak złąmało rączkę, to “pewnie matka nie dopilnowała”. I tak się zastanawiam, czy tylko ja uważam, że te pampersy zamiast tetry, kompletnie nie rekompensują mi tego, że czasami, zamiast zwyczajnie się cieszyć, że mam cudowne dzieci, boję się że ktoś mnie nazwie “złą mamą”, tylko dlatego, że ma inne poglądy od moich?

   Send article as PDF   

12 komentarzy

  • Chyba jestem nie w temacie. Powiedzcie mi, czemu dawanie dziecku krowiego mleka jest złe? o_O to jakie ma pić? No ja rozumiem, ze pierś przewyższa mm (bez ironii – tak po prostu jest), no ale potem przychodzi czas, że dziecko przestaje matkę ssać, lub rezygnuje z butli i co??? ma żyć bez nabiału czy co? Naprawdę się pytam, Flow może ty mi odpowiedz, bo sama poruszyłaś ten temat 😀 kurczę no, ale mam teraz do myślenia, bo moje dziecko je kaszę mannę na krowim mleku odkąd skończyło 8 miesięcy, matka ze mnie jak z koziej dupy trąba 😀
    A wracając do tematu, ja nie chciałabym być mamą w ,,tamtych” czasach. Wolę w tych. Mam automat do prania a nie franię nad którą się człowiek chylał przez pół dnia, żeby poprać brudy dzieci, mam pampersy, mam w razie wypadku mm, mam samochód, w który wsiadam w każdej chwili i jadę do sklepu, do lekarza czy znajomej na ploty, a nie w konia na wozie jak kiedyś, mam sklepy zaopatrzone we wszystko – ciuchy dla siebie i dzieci, w jedzenie, kosmetyki. Mam wolność wyboru do którego lekarza idę, gdzie chcę rodzić i jak chcę rodzić. I nie śmiejcie się, wiem o czym mówię – pochodzę ze wsi i moja mama wychowała nas pięcioro właśnie w takich warunkach. Momentami nie wiedziałam czy ją podziwiać czy się nad nią litować. A że teraz uczestniczymy w konkursie pt. ,,jestem najlepszą mamą na świecie”… no cóż, dużo zależy od nas – czy zanurzymy się w nim bez reszty, czy jednak zachowamy zdrowy rozsadek i będziemy robić swoje. Wiem, że nie da się tak całkowicie odciąć od tego wyścigu, no ale przynajmniej warto próbować 🙂

    • z mlekiem krowim jest tak, że tak naprawdę nikt z nas nie powinien go pić, bo większość ludzi go zwyczajnie nie toleruje (nie mylić z alergią). Oczywiście w procesie ewolucji (serio) człowiek wykształcił sobie system obronny przeciw laktazie (bo to o nią chodzi), i nietolerancji jest co raz mniej, ale jednak. Moje dzieci też piją krowie mleko, chociaż ono serio nie ma prawie kompletnie wartości odżywczych, ale staram się nie przesadzać. Po sobie widzę, że w momencie gdy go odstawiłam, lepiej mi w żołądku. Aaaa jogurty są spoko, bo tam już laktaza jakieś właściwości zmienia – ale to już nie pamiętam, kiedyś , dawno dawno temu, kiedy miałam etap weganizmu, dużo o tym czytałam.

      • Nie laktazie tylko laktozie. Laktoza to cukier mleka a laktaza to enzym który go rozkłada. Ale przecież zarówno mleko matki jak i mleko modyfikowane (oprócz tych specjalnych bezlaktozowych) mają laktozę w składzie. Ba… mleko matki ma jej więcej niż mleko krowie. Moje dziecko ma nietolerancje laktozy i po kp był dramat (zaczęło sie juz w szputalu). Musi na to przyjmować laktazę w kropelkach.

  • O rany Flow… Justynko droga ma… Co tam się stało pod tym Wrocławiem? Skąd taki tekst?

    • a musiało się coś stać? 🙂 nic się nie stało 🙂 ja sobie radzę świetnie z takimi sytuacjami/tekstami. Mam trójkę dzieci, mało kto ma odwagę dawać mi rady. Ale wiem, pamiętam, jak boli gdy ktoś ocenia…

      • Ok spoko, bo odczułam w tym teście dużo złości i niechęci do kogoś konkretnego 🙂 Już myślałam ze jakaś życzliwa Cię odwiedziła 🙂

        • hahahha nie no co Ty 🙂 W sumie czasami odwiedzają, ale wiesz gdzie mam takie osoby? No gdzie?! 😛

  • Siedzę właśnie w szpitalu z moją malutką gdyż ma zapalenie płucek. Za własnymi plecami słyszałam: jak to mogło się stać że ona aż tak zachorowała pewnie nie dopilnowana. A guzik! Pilnowałam, dawałam syropki, oklepywalam nic nie dało. Pojechaliśmy z nią na pogotowie – zapalenie pluc. Trudno. Powoli sie kurujemy. Wczoraj sie nasluchalam jaka to ja be mama jestem bo daje dziecku ktore ma osiem miesiecy kasze manna na KROWIM mleku (to nic ze dwoje dzieci tak wykarmilami nic im nie bylo) i dostaje do jedzenia na obiad to co my jemy. Ok rozumiem to jakbym do obiadu dodawala od groma soli ale tak u mnie nie ma jestem zdania ze jak ci za malo soli to sobie dosyp. Atu godzinna tyrada na ten temat.
    Wpis cudowny i prawdziwy. Pozdrawiam ze szpitalnej izolatki.

  • Kochana Flow jak zawsze “wyciśniesz” sedno z tematu☺Bo My wszystkie zaczęłyśmy się starać żeby inni myśleli że jesteśmy jak w reklamach i wtedy będziemy, hmm… lepsze. Oczywiście g… prawda. Co z tego że szoruję podłogę jak i tak znajdzie się ktoś kto( najczęściej teściowa lub inna matka) i tak znajdzie plamkę ? Niestety jedna drugiej z chęcią pokaże że źle zamiast się wspierać
    Mimo wszystko wiosna już niedługo Buziaki wiosenne dla Was dziewczyny

  • Piękny tekst! Wreszcie zdrowe podejście. Nie wiem jak z dziewczyn rocznik 80/90 wyrosły takie dziwaczne matki. Byłam kiedyś świadkiem dyskusji o dziecięcych przypadłościach i jedna z młodych mam wręcz z dumą powiedziała że jej XYZ jest JEDNAK uczulony na gluten (zabrzmiało to jakby odniosła ulgę, że jej dziecku jednak też coś jest i będzie o czym miała perorować). Masakra. Pewnie, że o dziecko trzeba dbać, ale na siłę też nie ma co wyszukiwać problemów.

  • Jakie to prawdziwe… az smurno sie robi na sercu ze az tak lasnie jest. Na placach zabaw slyszy sie tylko “za chude, za grube, za male, za duze, ja to bym tak w zyciu nie zrobila itd.” Jednak mam wrazenie ze to domena jednak niestety nas polek. Mieszkalam troche w Irl. I tam jakos mniej interesuje sie zyciem innych a bardziej swoim, chyba ze akurat mieszkalam wsrod takich ludzi 🙂

  • REWELACYJNY post, kolejny. Ważny temat. Dziękuję, Flow!
    ps Mam tylko jeden problem – nawet wiedząc że jest się WYSTARCZAJĄCO dobrą mamą, ciężko czasem mieć tyle siły w sobie aby oceniającym pokazać środkowy palec, zwłaszcza gdy to nie są baby z okien a najbliższe osoby. Gdy w efekcie ciągłego podkopywania zaczyna się przestawać wierzyć sobie i swojej intuicji, bo a nuż widelec to oni mają rację, dlatego choruje/mi nie wychodzi/jest niejadkiem/whatever. ugh!

Leave a Comment