Samodzielność dzieci – czy na pewno tak ważna? - Flow Mummmy
LIFESTYLE MACIERZYŃSTWO

Samodzielność dzieci – czy na pewno tak ważna?

Jestem głęboko przekonana, że pod tym tytułem posypią się komentarze w rodzaju: „oczywiście, że jest ważna!”, „jak można robić z dziecka życiową kalekę!”, „nie, no lepiej wszystko za dziecko robić!”. Wiesz co mam na myśli? A ja przecież nie podaję w wątpliwość tego, że dziecko samodzielne być musi. Ja się tylko zastanawiam, czy na każdym polu musimy mówić dzieciom „zrób to sam”?

Dzieci samodzielne muszą być – to fakt. W przeciwnym razie, kiedy przyjdzie im się zmierzyć z dorosłym światem, będą niczym Rachel w pierwszych odcinkach „Przyjaciół” – nie będą wiedziały o życiu kompletnie nic. Naszym obowiązkiem jest przygotowanie maluchów do przyszłego życia (piszę nie tylko o nas, mamusiach – cudownie zapatrzonych w swoje dzieci – ale także o ojcach, a nawet babciach).

2
Ile samodzielności, ile wsparcia od rodziców?

Wiem, że to wszystko brzmi górnolotnie, że po co myśleć o dorosłości, skoro berbeć jeszcze w pieluszce lata. Niestety, im dłużej będziemy wyręczać swoje dzieci we wszystkim, tym ostatecznie trudniej nam będzie. Nam, bo dzieci sobie poradzą. To my musimy przeskoczyć nasze uprzedzenia, lęki i wątpliwości.

Pomyśl, ile razy wczoraj powiedziałaś (albo chociaż pomyślałaś) „daj, zrobię to za ciebie”. Może pomogłaś założyć buty, koszulkę, nakarmiłaś zupą? Też to robię, a może tych grzechów mam na sumieniu nawet więcej od Ciebie? Czasami faktycznie zachowuję się jak matrona, „alfa i omega”, wszystkowiedząca i wieczniesięspiesząca Pani Domu. A wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Że ja doskonale wiem, że źle robię. Tylko, że mi naprawdę czasami brakuje czasu, siły i cierpliwości. Tak zwyczajnie, po ludzku.

Usprawiedliwiam się, powtarzając zgrane zdanie: chcę, aby dzieci wiedziały, że zawsze mogą na mnie liczyć. Czy to ma coś wspólnego z samodzielnością? Po części – tak. I teraz wyjaśnię dlaczego.

Czy Tobie zawsze się wszystko udaje? Czy nie chciałabyś czasami, żeby ktoś wziął Cię za rękę, załatwił coś za Ciebie, powiedział „zrób tak i tak”? Marzę o tym! Pomimo, że wychodzę z destrukcyjnego (i to bardzo!) założenia „wszystko sama najlepiej zrobię”, to chciałabym raz na jakiś czas usłyszeć „nie martw się, ogarnę to”. Jestem pewna, że moje dzieci myślą podobnie.

Kłopot w tym, jak odpowiednio wyważyć proporcje. Ile pomocy, ile samodzielności? Zgodnie z zasadą „złotego środka”, którą – jak to już pewnie wiecie – wyznaję.

Czy samodzielność to brak pomocy?

Czy to, że chcę, aby mój dwulatek sam zakładał buty, ma oznaczać, że w momencie, kiedy w tym nieszczęsnym trampku zawinie mu się język, to ja mam mu już nie pomóc? Bo ma „sam i koniec”?

Czy jeżeli jestem za tym, aby mój najstarszy Filip, sam odrabiał zadania domowe, to znaczy, że nie mogę od czasu do czasu obok niego usiąść i służyć pomocą kiedy powie „mamo, nie rozumiem tego zadania”?

Czy nawet w momencie kiedy mój 3,5 letni Brusio poprosi od czasu do czasu „mamusiu, nakarm mnie, bo jak ty mnie karmisz to zupka jest lepsza”, mam powiedzieć „spadaj na drzewo, jedz sam”?

Czy to tylko moje wrażenie, że nie warto w niczym przesadzać, bo zamiast pożytku, przyniesie to więcej szkody?

Pomoc rodziców w dorosłym życiu dziecka.

5
Nad tym to ja się nawet zastanawiać nie muszę. Wiesz dlaczego? Bo o ile niekoniecznie wiem, jak się wychowuje małe dzieci (serio, nawet moja trójka mnie tego nie nauczyła, wikipedia zresztą też nie dała rady), to już o relacjach z dorosłymi dziećmi wiem sporo. Skąd?

Mam najwspanialszych rodziców na świecie (mam nadzieję, że moja mama akurat tego czytać nie będzie, bo jestem pewna, że cała zaleje się łzami, a co gorsze – obrośnie w piórka i będzie cwaniakować przy najbliższej okazji). Mam rodziców, których nie boję się prosić o pomoc. Czy jestem samodzielna? Mam nadzieję, że tak 🙂 Czy oczekuję pomocy ze strony rodziny. Tak! I nawet słowo „oczekuję” jest to dla mnie właściwe.

9
„Rodzina jest po to, żeby pomagać” – powtarzane do znudzenia przez całe moje 30-letnie życie (ile?! :/). Wryło mi się tak w pamięć, że kiedy czegoś potrzebuję, nawet nie zastanawiam się, do kogo się zwrócić. Mam rodziców, mam siostrę. Po to są! A ja jestem po to, żeby pomagać im. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. Jedyny warunek – to musi działać w obie strony.
Wiesz dlaczego o tym piszę? Jakiś czas temu dostałam komentarz odnoszący się do oszczędzania pieniędzy DLA DZIECI. Nie „na dzieci”, tylko właśnie „DLA” – że bez sensu, że dziecko samo musi zacząć dorosłe życie, że niepotrzebnie, że po co rozpieszczać. Wtedy pomyślałam sobie „ale jak to?! czy to też nie jest jakiś obowiązek rodzica?!”.

Start w życie – ostatni „poważny” obowiązek rodzica.

Ok, słabo to zabrzmiało, pewnie nawet moi „skorzy do pomocy” rodzice by się oburzyli. Ale z drugiej strony, czy nie byłabyś wdzięczna, gdyby Twoi rodzice pomogli Ci zacząć dorosłe życie? Może faktycznie słowo „obowiązek” ma tu za mocny wydźwięk, ale ja sama jestem zdania, że pomoc w starcie do dorosłego życia, to mój „ostatni” poważny obowiązek jako rodzica. Wiesz już do czego zmierzam?

11
No jasne, że wiesz: KASA. Trochę to przykre, że w dzisiejszych czasach o większości spraw decydują pieniądze. Ale tak właśnie jest – dobra szkoła, fajne zajęcia pozalekcyjne, rozwijanie talentów. My jeszcze nie zdajemy sobie do końca sprawy, ile to kosztuje. A przecież to logiczne, że chcemy dla swoich dzieci jak najlepiej. Jeśli córka powie „chcę być tancerką!”, to nie będziesz liczyć, ile kosztuje sukienka, buty, cekiny, wyjazdy, tylko znajdziesz dobrą szkołę tańca. Kiedy syn będzie chciał trenować łucznictwo, to mu po prostu ten łuk załatwimy, chociaż byśmy mu go miały wystrugać same. Tak działa rodzicielstwo, tak działa wychowanie, tak działa wsparcie pomimo dziecięcej samodzielności.

Nieraz Was namawiałam do oszczędzania. Będę Was namawiać jeszcze setki razy, bo nigdy nie sądziłam, że posiadanie budżetu „na czarną godzinę” może dać tyle spokoju w życiu. Nigdy nie wiedziałam, bo zawsze wydawałam wszystko co miałam… a później obgryzałam ze stresu paznokcie, kiedy zbliżał się koniec miesiąca. Na koncie było pusto i wstyd mi było na samą myśl, że ktokolwiek się dowie, w jakiej czarnej dziurze jestem. Na szczęście te czasy są już za mną. I wierzę, że nieprędko wrócą.

Jak oszczędzać DLA DZIECI?

Doskonale sobie zdaję sprawę, że słynne 500+ to dobry pretekst, aby zacząć odkładać. Wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś dawał radę przed wpływem tej sumy na konto, to i teraz sobie poradzi. Zresztą nie trzeba od razu wszystkich pieniędzy umieszczać na lokacie. Można zacząć od 100 zł miesięcznie. Uwierz mi, nawet tego nie odczujesz. A Twój komfort psychiczny wzrośnie niesamowicie. Podoba mi się pomysł, w którym systematyczne i długofalowe oszczędzanie jest dodatkowo premiowane – to jak dodatkowy prezent w ciągu roku!

Na stronie www.500plusPremia.pl (tutaj link) znajdziesz wszystkie potrzebne informacje o nowym “dziecku” Deutsche Banku. Jestem pewna, że będą one dla Ciebie dużym bodźcem do wprowadzenia fajnych zmian 🙂

u_500premia
Takie regularne oszczędzanie to niezłe rozwiązanie. Na pewno lepsze, niż martwienie się o przyszłość dzieci, o ich przyszłe ambicje, marzenia i potrzeby. Będziesz zarabiać tyle, że będzie Cię na wszystko stać? OBY! Wierzę w to z całego serca! Wtedy, z okazji wyprowadzki, kupisz dzieciakowi auto, albo dołożysz się do mieszkania. Kasa, którą w ciągu tych lat odłożysz, może być niezłą katapultą do dorosłości.

Czy jestem odosobniona w takim myśleniu, a może faktycznie lepiej, żeby dziecko „samo na wszystko zapracowało”?

collage-1

8

10

Wpis jest efektem współpracy z Deutsche Bank Polska SA.

   Send article as PDF   

14 komentarzy

  • Mój mąż jest tym, który na wszystko musial sam zaprawcowaci nie mówie tylko o finansach…i z doświadczenia wiem, ze nie jest to dobre, brak wsparcia, nieumiejętność radzenia sobie w zyciu nawet codziennym, bo przecież mama robiła za niego, bo ona robiła lepiej… fatalna pomyłka wychowawcza.. całe szczeście udało się szybko nadrobić uff

  • Moim zdaniem post jest świetny. Oczywiście, że dzieci powinny być samodzielne, ale to nie znaczy, że mamy je pozostawić same sobie. Poza tym wiadomo, że zupka, którą karmi mama, smakuje lepiej 😉 Bardzo ciekawy wpis, wyważony i naprawdę logiczny, mimo tego, że temat wywołuje dużo emocji. Brawo!

  • “Kiedy syn będzie chciał trenować łucznictwo, to mu po prostu ten łuk załatwimy, chociaż byśmy mu go miały wystrugać same. Tak działa rodzicielstwo, tak działa wychowanie, tak działa wsparcie pomimo dziecięcej samodzielności.” – bycie mamą ( rodziciem ) !! Idealnie to ujęłaś <3

  • Moim zdaniem należy pomóc dziecku wejść w dorosłość, ale bez przesady. Mam koleżankę, która była wielce zdziwiona, bo jej mama nie dołożyła jej do mieszkania. Nie wiem czy nie chciała, czy nie miała tych pieniędzy, ale za to ja zrobiłam wielkie oczy, jak można żądać od rodziców takich rzeczy. Co innego poprosić, pożyczyć, tak, wtedy tak. Ale założenie, ze mama daj mi bo ja chcę uważam za gówniarskie. Tak się kończą sytuacje, gdy na studiach kanapki na zajęcia robi mamusia. Wiem że jest to skrajny przypadek. Ja też jestem takim skrajnym przypadkiem, bo od rodziców dostałam kompletne NIC. Na szkołę sama zarobiłam, wesele sama sobie wyprawiłam itd. To tez nie jest dobre, bo zawsze musiałam sobie radzić sama, nie miałam w nich oparcia, nie miałam poczucia bezpieczeństwa, nie miałam pewności, ze jak mi się noga powinie, to zawsze mogę iść do rodziców. Smutne to, ale chyba dzięki temu jestem mega zaradna, odpowiedzialna i pewna, że choćby się waliło i paliło to ja wyjdę z tego obronną ręką, bo już nie raz wychodziłam. Jest tak jak piszesz. Trzeba znaleźć złoty środek. Pomagać, czasem nawet wyręczyć, ale też dać dużo swobody. Niech dzieciak czasem dupę obije, nic mu się nie stanie a lekcja pozostaje na całe życie. Wszystko zależy od sytuacji.

    • hahahaha hahahha oplułam się ze śmiechu… przy tych kanapkach… tak! wtedy to już robienie z dzieci “społecznych kalek”. Złoty środek! Dokłądnie tak! Nie wyręczać, a pomagać! <3

    • Wiesz, kiedyś też stwierdziłam, że na wszystko co mam sama zapracowałam. Na studiach ze stypendium dokładałam się rodzicom bo tata stracił firmę, nas 4 w domu i ciężko było z jednej wypłaty mamy. Na studia poszłam dzienne więc nie płaciłam bo w tym samym mieście, to mi płacili – stypendia naukowe i socjalne, gdy zaczynałam studia – o matko! – 13 lat temu to około 600 złotych – dużo jak na tamten okres co nie zmienia faktu, że jak się dołożyłam i zostawało mi 250 zł + prace, których się podejmowałam (z racji studiów dziennych typu: układanie nocą towaru w hipermarkecie) potrafiłam odłożyć na wakacje (namioty – najtańsze ale wakacje 🙂 ) wychodzić co piątek na imprezy itd, w każdym razie byłam z siebie dumna, że sobie radzę i nie odstaję od innych studentów, ludzi w moim wieku. W każdym razie po studiach licencjackich wyjechałam za granicę z chłopakiem/potem mężem. Odłożyliśmy na ślub i wesele, mieszkanie (część mieszkania) i studia – bo po powrocie chciałam kontynuować ale już zaocznie, żeby móc pracować normalnie w ciągu tygodnia. Przez 3 lata pobytu za granicą wysyłałam też rodzicom pieniądze. Nie ma u mnie żadnej patologii, normalna rodzina tylko tak się ułożyło, że po wielu latach dobrej passy nagle strata firmy taty itd.
      W każdym razie byłam dumna z siebie że wszystko SAMA. Do czasu.. gdy po powrocie z zagranicy nie mogliśmy nadal znaleźć pracy, oszczędności topniały, j ja już pracy nie szukałam – zaszłam w długo oczekiwaną ciążę (między innymi z tego powodu też wróciliśmy, leczenie niepłodności)mąż znalazł pracę, wydawało się, że wychodzimy na prostą, gdy on stracił pracę, zamknęli firmę a my zostaliśmy z resztkę oszczędności i dzieckiem w drodze… Wtedy poprosiliśmy moich rodziców o pomoc – przeprowadzilismy sie do nich / mysleliśmy że na chwilę… a zeszły 3 kolejne lata. U rodzicow mieszkaliśmy dzieląc rachunki i gotując samemu – żeby nie było problemów. Byłam wtedy w złym stanie psychicznym – tzn miałam mega dołka.. że tak było dobrze a teraz z rodzicami (mimo ze dobrzy to jednak nawet z takimi ciężko mieszkać) że bez pracy – zgorzkniała nie raz obsmarowywałam tych co im rodzice dali…

      i teraz przechodzę do sedna 😉 – nie raz powtarzałam (w rozmowach z mężem, czasami przyjaciółką) że ludzie którym rodzice dają na start – na studia (na które ja zapracowałam ocenami żeby się dostać – te pierwsze, wtedy jeszcze były egzaminy a nie jakieś punkty z matury), są beznadziejni, a to wszystko dlatego, że byłam rozgoryczona swoją sytuacją gdzie sama na wszystko pracowałam a tu kicha i tak nic nie mam… ale w końcu i nam zęczęło się układać, znaleźliśmy oboje dobre prace, mamy swoje mieszkanie – po 3 latach u rodziców jesteśmy na swoim.

      I wiesz co.. chyba dojżałam poprostu do tego, żeby stwierdzić, że wcale tego wszystkiego nie osiągnełam sama jak mi się wydawało. A właśnie dzięki rodzicom – nawet już nie chodzi o to, że mogliśmy u nich zamieszkać – ale o to, że gdyby nie dali mi w dzieciństwie tyle ciepła, wsparcia itd to ja ani nie potrafiła bym się później z nimi dzielić, anie nie osiągneła bym tego co osiągnełam, bo nie miała bym tyle siły i zaparcia, żeby nie bać się wyjechać za granicę, żeby tam wytrzymać 3 lata, żeby być oszczędną i odłożyć, żeby podjąć kolejne studia po powrocie, żeby się podnieść gdy nagle straciliśmy prawie wszystko i zaczynaliśmy po raz kolejny od nowa. To wszystko mam też dzięki rodzicom.

      Myślę, że gdybyś się też zastanowiła głębiej, zauważyła byś, że wcale sama nie osiągnęłaś tego co masz, bo choćby to, że coś osiągnełaś masz dzięki temu, że rodzice tak Cie wychowali… Ostrzegam przed takim “ja sama, to tylko dzięki mnie” Bo potem różne dziwne rzeczy się dzieją i musisz zweryfikować swoje przekonania.

      Pozdrawiam

    • Złoty środek najważniejszy? Ja niestety (albo stery) miałam i do tej pory mam jak piszesz- na rodziców liczyć nie mogę. Za to nasze córki uczymy samodzielności ale i tego że na rodzinę ( rodziców i siostry) zawsze może liczyć i nie chodzi nam o kasę tylko o oparcie, wygadanie się. Flow super wpis ? jak zawsze

    • Moi rodzice utrzymywali mnie podczas studiów, teraz też często wspierają nas finansowo na tyle ile mogą np. mama kupuje wnukowi prawie wszystkie ubrania, sprawia jej to przyjemność a równocześnie nam pomaga. Dla mnie jest normalnym, że rodzice na tyle na ile mogą sobie pozwolić wspierają i pomagają swoim dzieciom. Ale nie wyobrażam sobie sytuacji, aby “żądać/oczekiwać” że rodzice dołożą nam się do mieszkania czy kupią np. samochód. Będą chcieli i zaproponują pomoc np. finansową podczas budowy, albo, że np. zapłacą za jakieś meble – ok, bardzo miło z ich strony. Nie pomogą, też ok, przecież już jestem dorosła i sobie dam radę, najwyżej poszukam tańszych używanych mebli lub będę brała pożyczkę. To ich decyzja. Wiem, że mogę liczyć na ich miłość, zrozumienie, pomoc finansową przy czymś bardzo ważnym jak np. kosztowne leczenie (tfu, tfu). Tak samo jak oni mogą liczyć, że razem z siostrą się nimi zajmiemy na starość, pomożemy jeśli będą mieli kłopoty itp.

      Co do kanapek na studiach – mieszkałam razem z koleżanką, z dumą oświadczyła mi, że przed wyjazdem na studia tata nauczył ją robić jajecznicę! 🙂 Ja może w domu dużo nie gotowałam (jajecznica, pomidorówka, ziemniaki i dania gotowe z mrożonki lub słoika) ale całe życie widziałam jak ktoś (mama,tata,babcia) gotuje więc bez problemu i bez przepisu potrafiłam odtworzyć każde danie 😉

      Dla mojego synka też chciałabym aby miał poczucie bezpieczeństwa i oparcie w rodzicach. Na razie nie oszczędzamy 500+, bo przeszłam na wychowawczy więc 500+ ratuje nas przed zjadaniem oszczędności. Ale zawsze jakieś oszczędności są i dla naszego komfortu będą więc zawsze można przeznaczyć je dla dziecka 🙂 Nie zapominam też o samodzielności 🙂
      Synek ma dopiero 19 miesięcy, więc pozwalam mu na samodzielność dostosowaną do jego wieku np. pozwalam mu wspinać się wysoko na drabinki, ale stoję obok i asekuruje (choć wg niektórych powinnam mu zabronić wchodzić na drabinki, bo się nauczy i spadnie…). Pozwalam mu mieszać w garnku zupę, ale stoję obok i pilnuję aby się nie oparzył. Pozwalam mu jeść wszystkie posiłki samodzielnie prawie od samego początku (“dobre rady”: nie pozwalaj, bo się zakrztusi/bo będzie bałagan/bo za mało zje…)

  • Przeginka w żadną ze stron nie jest dobra- ani zbyt duża pomoc, ani jej brak. Mam to szczęście, że moi rodzice dali mi wystarczająco dużo wsparcia, jednocześnie motywując do pracy i samodzielności 🙂 codziennik-kobiety.blogspot.com

  • W wychowywaniu 3 latka stawiam na samodzielnosc. Franio wie ze ma po sobie posprzatac, jak zje to wynosi talerzyk, nakruszy ba dywanie to idzie po odkurzacz. Gdy zmywam naczynia to znosi mi kubki talerze z pokoju, albo jak prasuje to podaje mi rzeczy oraz te uprasowane zanosi do szafek. Bardzo stawiam na samodzielnosc odkad dokonalam makabrycznego odkrycia ze moj maz robi kupki z ubran oraz jak mu nie zrobie sniadania to pojdzie glodny do pracu bo “nie umie sobie zrobic kanapek”. Oczywiscie tej samodzielnosci sa pewne granice rozsadku..jak widze ze Franio nie radzi sobie z np. Ubieraniem to oczywiscie mu pomagam i tlumacze dlaczego bluzka nie chce sie ściągnąć na dół 🙂 Panie w przedszkolu bardzo go chwala, że zawsze pomaga posprzatać zabawki gdy czas do domu. Uważam jak Ty, że samodzielny facet to skarb dla przyszłej żony i naszej synowej 🙂

  • Swietny post! Ja z wielką rozkoszą myślę o tym jak kiedyś z przyjemnością wspomoge finansowo moją córkę jak będzie szła na studia czy na swoje. Mieszkam z facetem na wynajętym od 3 lat, jego rodzina bardzo nam pomaga od poczatku , jak jeszcze o dziecku nawet nie było mowy. Wiedzieli ze nam ciężko bo wyplaty po 1200, więc czasem babcia wpadala z zakupami i przynosila nam mięsa na kilka obiadow. Mega wsparcie! Jego mama do dziś jak wpada na kawę to zawsze coś ze sobą przyniesie np. Zapas proszku do prania żebyśmy nie musieli wydawać na to pieniędzy 🙂 bardzo to doceniamy i się z tego cieszymy. Z kolei moja rodzina… ojciec z macocha powiedzieli “albo sobie zarobisz albo nie pojdziesz na studia”… na szczęście pomogła mi ciocia u której moglam zamieszkać przez 2 miesiące i pójść do pracy. Przez 5 lat studiów ani razu nie wspomogli mnie finansowo gdzie były tygodnie kiedy zywilam się w akademiku za 2 zł na dzień :/ i to nie dlatego że nie mieli. Po prostu nie chcieli. Uwazali ze wystarczająco wydali na moje utrzymanie do momentu skończenia szkoły średniej. Przykro mi jak o tym piszę ale nigdy nie dostawalam kieszonkowego, nie kupowali mi ubrań, pieniądze na buty dawała mi babcia… dlatego jak o tym wszystkim myślę to będę robiła wszystko żeby moja córka wiedziała że może na mnie liczyć!

Leave a Comment