Najprostsza metoda nauki języka angielskiego. - Flow Mummmy
Uncategorized

Najprostsza metoda nauki języka angielskiego.

Pamiętam jak 20 lat temu (hohoho), jako jedna nielicznych osób z klasy, uczyłam się prywatnie języka angielskiego. Rodzice płacili za te lekcje bajońskie sumy. Na początku czułam dumę, że oto ja – mała Justynka – potrafiłam łamaną angielszczyzną sklejać pojedyncze zdania. Z biegiem czasu szlag mnie trafiał na myśl o kolejnych nudnych lekcjach. Wiadomo, zaczął się etap koleżanek, kolegów (oczywiście wiesz co mam na myśli). Sprawdziany ze słówek to był mój osobisty koszmar. Na równi z nauką conditionali 🙂

2

W dzisiejszych czasach znajomość języka angielskiego to obowiązek, nie przywilej. I wiem doskonale, że im wcześniej dziecko łapie kontakt z językiem tym lepiej.

Opowiadałam Ci już jak wyglądały pierwsze dni Filipka z irlandzkiej szkole? Poszedł biedak z marszu w miejsce, gdzie jedyne co rozumiał to “hi”. Zostawił mnie zaryczaną za bramą (nie płakałam oczywiście przy nim, ale to co wyprawiałam, kiedy tylko zniknął za szkolnymi murami, to moje), a sam w podskokach poleciał myśląc, że o to czeka na niego przygoda życia.

Nie mylił się nic a nic! Filip uwielbiał swoją szkołę, zasady w niej panujące i to, że zaczynał władać angielskim tak swobodnie jak polskim. To czego się nauczył już na zawsze zostanie mu w głowie, oczywiście pod warunkiem, że jako rodzic, odpowiednio zadbam o ciągłość nauki. Ale dzisiaj nie o tym 🙂

Jaki mam plan na naukę języka młodszych dzieci?

Zastanawiałaś się kiedyś skąd znasz większość słów i zwrotów w języku angielskim? Podpowiem Ci: a nie nucisz sobie pioseneczek zasłyszanych w radio? Oglądając filmy z napisami, nie rozumiesz przypadkiem co mówią aktorzy? W większości przypadków tak właśnie jest! Nauka na “żywym organizmie” to najlepsza z możliwych metod nauczania. Wiadomo, że ideałem byłoby wyjechać na jakiś czas z dzieciakami, które jak gąbka chłoną wiedzę, akcent przyswajają jak żaden dorosły, nie rządzi nimi strach o użycie “złej odmiany czasownika”. Niestety na ideał nie zawsze wszystkich stać. Na szczęście na bajki w obcym języku może sobie pozwolić każdy.

3

Brunek liczył do 10 najpierw po angielsku. Dopiero później ogarnął polskie nazewnictwo liczb. “Miał łatwiej, mieszkał w Irlandii”. Guzik prawda! Styczność z językiem miał jedynie w Tesco i w przedszkolu, do którego uczęszczał na 12 godzin w tygodniu. Aaa, bo to ważne – w przedszkolu jego wychowawczynie były Polkami 🙂

Brusiek zna ok. 30 słów w języku angielskim. Skąd? Z bajek! Tylko i wyłącznie! Ja nie jestem na tyle odważna, żeby samej go uczyć, bo zdaję sobie sprawę z braków w swojej edukacji w tym temacie – nie ten akcent, nie ta wymowa niektórych słów. Za to w bajkach? Ideał! Native speaker który bezbłędnie podaje mu angielski na tacy. Dziecko drogą dedukcji (czyli najlepszą z możliwych) uczy się znaczenia poszczególnych słów i zwrotów. Mogłoby być lepiej? No nie! Dla takiego malucha bezsensu jest wykupywanie najdroższych lekcji w szkołach językowych – bo tam dzieci uczy się teorii, a nie praktyki (niestety wiem to z doświadczenia :/).

To teraz hicior specjalnie dla Ciebie: Disney uruchomił serwis typu sVOD, właśnie po to, aby dzieci w łatwy sposób uczyły się języka obcego. O co dokładnie chodzi? Dzieci, oglądając ulubione postaci Disney Junior, uczą się angielskiego w sposób naturalny, do tego spędzając miło czas. Nie ma wkuwania słówek, jest za to “przyjemne z pożytecznym”: najfajniejsi bohaterowie, powtarzanie słówek z lektorem, nauka poprzez doświadczanie. Pierwszy sezon to aż 26 odcinków, w których każdy dzieciak się zakocha (które dziecko nie kocha Disneya?!), a do tego (wszyscy rodzice zacierają już rączki) nauczy się czegoś, co za kilka lat zaprocentuje. Ideał!

8

9

Serwis Disney – English wystartował w Orange, klienci tej sieci mogą oglądać odcinki już od  1 sierpnia. Więcej info znajdziesz TUTAJ.

Moi chłopcy mieli przyjemność przetestowania 2 odcinków serii. Chyba nie muszę pisać, że byli zachwyceni? Miny mówią same za siebie 🙂

5

6

7

 

   Send article as PDF   

15 komentarzy

  • Pomysł Disneya jest świetny 🙂 Tylko, że… ja Disneya wybitnie nie lubię i nie zachęcam córki, żeby po niego sięgała. Ja wiem, że teraz inne mamy mogą unieść się oburzeniem. Bo przecież to kultowa wytwórnia, niektóre filmy, to arcydzieła sztuki filmowej itp… Ale zajmując się na studiach znaczeniem bajek i filmów animowanych dla rozwoju dzieci, postawiłam Dosneyowi wiele merytorycznych zarzutów, których nie sposób wymienić w komentarzu. Stosowanie przekazu podprogowego, to tylko jedna z wielu niefajnych rzeczy. Zatem z Disneyem wzięłam rozwód i niestety ta miłość jest już nie do uratowania 😉 Moja mała ogląda po angielsku świnkę Peppę (która idealna też nie jest…) i łapie słówka i wymowę. Poszukam jeszcze czegoś dla malyszków.
    Dzięki za fajny wpis. Pozdrawiam 🙂

  • Zmienia się, zmienia! My jeszcze uczyliśmy się metodą gramatyczno-tłumaczeniową, ale teraz na zajęciach króluje komunikacja. Ja myślę, że uczymy się, bo jest nam to potrzebne- jak nie zrozumiem, to nie będę wiedział o co kaman, więc staram się zrozumieć… ja też nauczyłam się dużo dzięki Cartoon Network, które niegdyś nie było tłumaczone. Tylko, że co z tego, że rozumiałam, jak się bałam powiedzieć? Bo to jakoś fajnie brzmiało z głośnika, a z moich ust niekoniecznie.
    Stąd ja uważam, że trzeba zmuszać do mówienia, opowiadania, oswajania naszej buzi do produkowania szczególnie samogłosek w tym języku. I nie szukać szkoły, a fajnego, ogarniętego lektora i ojej jak się bardzo zgadzam- jeśli wrócicie do Polski, kontynuujcie naukę:)

  • Taka naturalna nauka języka to najlepsze co może być. Moja starsza córka pierwszych angielskich zwrotów nauczyła się właśnie z bajek 🙂

  • Idziesz w reklamę. I tak późno:)Nie mówię ,że źle. Ciekawe produkty wybierasz, nie przeczę. Nie przesadź jednak, bo stracisz na autentyczności. Pokój córki już prawie pomalowałam w chmurki, a jutro wykupię język angielski:), bo jak wspomniałam na razie reklamujesz coś co faktycznie jest pożyteczne.Pozdrawiam

    • no jasne, że idę – w końcu to moja praca 🙂 jak przesadzę to pisz!!! koniecznie!!! ja wiem, że ludzie nie lubią postów sponsorowanych. szlag ich trafia, że coś takiego zgarniam kasę (niestety tak jest), nie rozumiejąc, że to wszystko co ja tutaj robię, czemu poświęcam kilka godzin dziennie, mają za darmo. Mam najfajniejszą pracę na świecie i jaram się z tego niesamowicie. Ale daj znać jak za bardzo się tym zachłysnę, ok?! 😀

  • No już tak nie przesadzajmy z tym, że angielski w szkole i na dodatkowych zajęciach do niczego nie jest potrzebny. Jak komuś zależało i się starał, to mógł bardzo dużo z tego wyciągnąć. Ja po 4 latach nauki czytałam i mówiłam płynnie po angielsku (dodatkowe zajęcia miałam tylko w pierwszej klasie, potem wystarczaly lekcje w szkole i własna praca). A jak dla kogoś to było zło konieczne, to po 8 latach leniuchowania nic nie będzie umiał.

    • hmmm no niestety ja też mówiłam płynnie po angielsku, czytałam także, ale kiedy przyszło do rozmowy z irlandczykiem, to wybacz, ale stres mnie zeżarł… i tak ma niestety większość osób, bo jesteśmy naszpikowani wiedzą teoretyczną, a nie praktyczną

  • no tak, jeśli dziecko od małego się uczy języka, najlepiej jeśli rodzice posługują się dwoma językami i dziecko się osłuchuje od małego to przyszłościowo dla niego super

  • Hi [ 🙂 ] kochana
    Super artykuł!!!
    Powiedz mi jaka różnica wieku jest między Twoimi dziećmi?

    Pozdrawiam Was

  • Hm… Jeśli na jakimkolwiek kursie uczą jeszcze definicjami i katują translacją, to nauczyciel ma chyba z 80 lat. Teraz stosuje się metody aktywne i to już od wielu lat, zaznaczę, że wiem co mówię 🙂 Same bajki niestety nie wystarczą, bo to tak jakby schudnąć tylko czytając o diecie albo gotować, oglądając “na sucho” programy kulinarne. Interakcja z drugim człowiekiem, nie z komputerem, laptopem czy innym nieżywym organizmem, jest niezbędna, pasywne oglądanie i słuchanie nigdy nie da nam umiejętności. Bo musi być element zaskoczenia, jak w normalniej rozmowie. To głęboki i złożony temat, a “wkuwanie” słówek to niestety, ale nieodzowna część nauki, w jakiejkolwiek formie byśmy tego nie robili. Bez warsztatu nie ma umiejętności, z pustego nie naleje, musi być jakiś fundament. Tylko od nas zależy, czy będziemy to kojarzyć i nazywać “wkuwaniem”, czy po prostu przyswajaniem bardzo pożytecznej umiejętności. Mówi to lektor z wieloletnim doświadczeniem w pracy w kraju anglojęzycznym właśnie.

    • Absolutnie zgadzam się z Ewa. Jestem mama 7 letniego chłopca, mieszkamy w anglojęzycznym kraju i nawet tu w szkołach uczą dzieci języka angielskiego w sposób polegający na zapamiętywaniu słówek. Od trzech lat syn wraca ze szkoły z lista słówek które w danym tygodniu się uczą i utrwalają. Tak samo jak systematyczna praca z dzieckiem (nauka słówek i nauka czytania) jest ważna ustna komunikacja bo tak dzieciaki uczą się mówić. Jeśli chodzi o wymowę słówek w języku angielskim to jest tyle rożnych narodowości które, wymawiają wyrazy na swój własny sposób ze tym bym się zbytnio nie przejmowała bo jednak najważniejsza jest ta styczność z językiem.

  • A co myslicie o nauce angielskiego poprzez VR? kupilam ostatnio synowi za namowa meza gogle feelsense360 i mały jest zachwycony, a nie dosc, ze sie bawi, to jeszcze uczy, bo slysze jak powtarza angielskie slówka 🙂 buziaki

Leave a Comment