"Chciałabym być idealna". Tylko po co? - Flow Mummmy
Uncategorized

“Chciałabym być idealna”. Tylko po co?

Od paru dni coś dziwnego się dzieje. Jakiś dół który przyszedł nie wiadomo skąd i tak siedzi w głowie i drąży w niej mega dziurę. Mam poczucie, że wciąż powinnam lepiej, szybciej, fajniej. Tylko po co?

b1

Sama się nakręcam, wynajduję powody do zmartwień i myślę “kurcze, coś jest nie tak”. Tylko za cholerę nie wiem co. Jakaś chandra mi się włączyła, która nie chce odpuścić. Nie pozwala cieszyć się z tego co jest, być szczęśliwą z tym co mam. Bez sensu? Totalnie!

Przecież wszystko jest dobrze, moje dzieci są zdrowe, zadowolone, nawet kiedy tłuką się niemiłosiernie, a krew się leje strumieniami. Są szczęśliwymi chłopcami. Więc o co mi chodzi?

Co z tego, że mam wciąż te 5 kg za dużo? So what?! Co z tego, że moje włosy zrobiły się beznadziejne i kompletnie sobie z nimi nie potrafię poradzić? No taki ich urok. Albo się z tym pogodzę, albo dalej będę się przejmować, że “ktoś ma lepiej”. Zawsze znajdzie się ktoś kto z mojej perspektywy będzie miał szczęśliwsze życie. Jego szczęście wcale nie musi pasować do mojego życia. Jestem pewna, że z jego miejsca trawa też jest gdzieś indziej bardziej zielona. To tylko perspektywa, tylko sposób naszego patrzenia na pewne sprawy. A przecież nad tym można zapanować?

Trzeba się ogarnąć. Zrozumieć, że to co mamy to nasze szczęście. Zobaczyć tą jasną stronę, olać tą ciemną, złą. Chociaż nie. Wcale jej nie możemy olewać, bo skoro nas dołuje to powinnyśmy zrobić wszystko co w naszej mocy, żeby ją zmienić. Przecież na tym polega życie. Na zmianach na lepsze. Ciągłym udoskonalaniu się, sięganiu po więcej.

I co z tego, że ktoś ma lepiej, prościej, fajniej? Może tylko mi się wydaje, że tak jest? Może ten ktoś właśnie płacze, bo w jego oczach to ja mam zajebiste życie?

Czas otrząsnąć się z jesiennego smutku. Skupić się na pozytywach i zacząć dostrzegać piękne strony swojego życia. Kto jest ze mną?!  🙂

   Send article as PDF   

40 komentarzy

  • Ja jestem z Tobą. Codziennie. I tak,masz zajebiste życie ☺ Nie wiem czy ja też takie mam….Czasami wydaje mi się, że wciąż czegoś mi brak. A mam męża, dach nad głową, córki..ale jakoś mi tak nijak z tym wszystkim. Mam dużo na głowie, za dużo jak dla jednej matki. Każy dzień wygląda tak samo. Codziennie ta sama rutyna. Nie robie niczego na siłę żeby udowodnić wszystkim jaka to ja jestem super zorganizowana,idealna….może gdybym tylko była ciut spokojniejsza…

  • To chyba “jesienna chandra”czy jakoś tak dopadła nas, dokładnie tak jak piszesz niby mam wszystko a cholera wie o co chodzi, czegoś brak jakaś złość we mnie siedzi sama jestem na siebie zła No i nic mi sie nie chce najlepiej to w łóżku cały dzień choć nie do końca bo rano to i łóżko mnie drażni 🙁 dobrze wiedzieć ze ktoś jeszcze tak ma bo już myślałam ze to ze mną coś nie tak , uwielbiam Twojego bloga i nie to ze wazelinuje ale nieraz poprawiłas mi humor? wiem ze nie jestem sama i dam radę bo jak nie my mamuśki to kto xxx

    • chyba właśnie o to mi chodziło. Wszystkie jesteśmy zajebiste. Nawet jak przez chwilę sobie pomarudzimy :))

  • To dziwne,że Ty zawsze tak trafisz z tematem w samo sedno…:)Może my kobietki tak po prostu mamy,że wciąż nam czegoś brakuje i same nie wiemy o co nam chodzi…Dobrze tak poczytać,że nie tylko ja tak gonię nie wiadomo za czym…Czyli nie ma co się przejmować,bo okazuje się,że jest nas więcej :)Twoje posty zdecydowanie bardziej rozwiewają jesienne smuteczki niż tabliczka czekolady :))

  • Czytam codziennie i właśnie dziś nadszedł ten dzień żeby wreszcie coś napisać: UWIELBIAM CIE CZYTAC. <3

  • Masz przynajmniej męża który pomaga jak wraca mój em jest gościem w domu i jak wróci też się wkurzam że mało pomaga a wszystko na mojej głowie.

    • nie lubię strasznie słowa “pomagać” w tym kontekście. On mi nie pomaga, tylko angażuje się bo to tak samo moja rodzina jak i jego. Ze swoim musisz po prostu porozmawiać. Bez krzyków, płaczów, bez spinania się. Powiedzieć co i jak. A jak nie pomoże to zostawić go z dzieckiem na 3 dni. Zrozumie wtedy, że to ciężka robota. :*

  • Ja tam Cię biorę nawet marudzącą ? u mnie też ciężkie chwile, najprawdopodobniej będę musiała zrezygnować z pracy, żeby zająć się małym i jego terapią, ja pracoholiczka mam zostać w domu. Cóż tak jak mówisz, trzeba wziąć to na klatę i dostrzec pozytywy

    • każda z nas ma cięższe chwile 🙂 i chyba to chciałam pzrez ten post powiedzieć. To nie jest tak, że ja już się budzę zmotywowana do działania, że mam łatwiej/lepiej. Bo mam mega ciężko. Jestem sama z trójką oszołomków przez cały dzień. Ba! Cały tydzień! ale nie ma co się załamywać, tylko robić tak żeby nam się żyło lepiej. kropka 🙂

  • To ja napiszę na pocieszenie:) To tylko chandra, sama przejdzie ! Zobaczysz. Mnie mordowała przez ponad 2 tygodnie- taka byłam nijaka, niedospana choć wyspana, wiecznie głodna choć bez apetytu, lenistwo level hard ( nawet codzienne treningi z Ewą Chodakowską odpuściłam). A przeciez powodów do takiego marazmu nie było- mąż zdrowy i nawet fajny 🙂 synek zdrowy, praca ok. Zmęczenie, jak to u każdej mamy ( czy pracującej zawodowo czy pracującej w domu), na “normalnym ” mamowym poziomie. Ot franca przylazła i tak na mnie wisiała ponad 2 tygodnie. Aż tu nagle zabrała manele i poszła jak to mówi mój synek “psiną w dal” ( tłum. w siną dal) 😀 Ale trochę sobie pomagałam, może moje sposoby pomogą:
    1. Przyszła jesień ( u mnie w Małopolsce to nawet zima) więc, jak nie słodzę żadnych napojów, tak do herbaty dodaję miód a czasem imbir.
    2. Pozwoliłam sobie na słodycze- na co dzień raczej ich unikam, choć kocham czekoladę. I to do oporu, aż mnie zemdliło i wtedy sama z siebie się śmiałam, żem taka łapczywa 😀
    3. Nie łykam żadnych witamin czy suplementów, ale zawsze dodaję do diety wraz z powrotem jesieni jedna jedyną witaminę- wit. D. Mam w rodzinie pediatrę, który zalecał już dawno dawno temu, zanim ta wit. D stała się taka modna ( a raczej jej reklamy), by dzieciom podawać ją cały czas ( tzn nawet jak pójdą już na studia :p) a dorosłym włączać ją w okresie jesienno-zimowym. Firma, marka itd. nie ma znaczenia. No i podawać przed lub zaraz po posiłku, bo jak wiadomo- wit. D wchłania się z tłuszczami.
    4. Ruch, ruch i jeszcze raz ruch!!! Nie jestem masochistką, nie wyjdę na spacer jak piździ tylko po to by oddychać świeżym powietrzem i napawać się pięknem natury. Po prostu co kto lubi- ja ćwiczę na piłce, trenuje z Chodakowską, lub ćwiczę zlepek ulubionych ćwiczeń przez min. pół godziny. Później ciepły prysznic i już jest lepiej.
    5. Wyjście z domu! Ja lubię być sam na sam ze sobą, cenię sobie swoja samotność, tym bardziej, że teraz to dla mnie looksus, bo mąż albo w pracy, albo na budowie buduje nam piękny dom( jest więc tylko wieczorowym tatą i mężem)a ja albo w pracy albo w domu z 2-latkiem. Więc jak tylko nadarza się okazja- wieję! Psiapsiólki też dzieciate, a że u mnie te ucieczki z domu są raczej mocno spontaniczne to nie udaje nam się zorganizować wyjścia w większym gronie. I tak ostatnio, w sobotę, mąż wrócił z budowy a ja już czekałam w kurtce i butach:D gotowa do startu. Uciekłam do Biedry! Żeby nie było tak dramatycznie-później do kawiarni, gdzie sącząc gorące kakałko w ilości 1 litr, czytałam książkę Małgorzaty Musierowicz. Śmiejcie się ile chcecie, ale dla mnie jej książki to po 1. Obowiązkowe lektury na jesień/zimę ( tak juz mam i koniec .) A po 2. To powrót do beztroskich lat młodzieńczych, kiedy czytałam, kiedy mam ochotę, a nie kiedy ucieknę z domu 🙂
    Rozpisałam się, ale może moje sposoby którejkolwiek z nas pomogą! Wiadomo w kupie raźniej, w kupie siła!

  • ja bym chciała spowolnić. nie przejmować się tym, na co nie mam wpływu np. na to, że autobus się spóźnia. Wykorzystać te 25 minut z dziećmi podczas spaceru do przedszkola. Zatrzymać się, kiedy synek uparcie chce szukać ślimaków w trawie mimo, że czas goni, że trzeba się spieszyć do przedszkola, że przed oczami widzę uciekający autobus.
    Gnam do przedszkola, do pracy, potem w drugą stronę. Jeszcze zajęcia dodatkowe – logopeda, akrobatyka. Wspaniale, że dzielimy się tym z mężem. Chciałabym być bardziej z dziećmi, bardziej dla nich, a nie obok nich co tylko mi daje złudne poczucie, że spędzamy razem czas. Kurcze, to trudne bo czasem nie chce mi się tyłkiem z kanapy ruszyć.
    Ostatnio obejrzałam film “Król życia”. Dawno nie widziałam tak pozytywnego filmu. Trzeba zwolnić, zatrzymać się na chwilę…

  • taaaa… jakieś jesiennie przesilenie i pierdolety zaprzątały moją głowę- pomogły ciasttttkiii !!! :):) buziaki dziewczyny i FlowMum <3

  • Ja wczoraj w tym celu wybrałam się do kina na film “Chemia”. Wszystko to co piszesz od razu przychodzi do głowy i masz ochotę cały czas dziękować za to co masz! 🙂 polecam na takie chwile zwątpienia 🙂

  • Ja jestem !!!! I mam tak samo. Nawet z wlosami ? Olac to! Nie dajemy sie !!!! Ide dac buziaka moim chlopakom…mezowi i Babelkowi ktory juz spi ? a pozniej poskladam te sterte ciuchow ktora nie wiedziec czemu od tyg tylko sie powieksza ? wezme prysznic, wklepie balsam w moj duzy tylek i pojde spac. A przed snem dla odmiany bede myslec o tym co mam, a nie o tym co miec bym chciala. Dobrze ze jestes Flow Mum ?

  • Czytam Cię od, hmm, może dwóch tygodni. Ja akurat prawie tydzień siedzę z moim 8-miesięcznym młodym, bo ma zapalenie oskrzeli. Czasami myślę sobie, że zniosę jaja :p Szczególnie, że moi 19-letni rówieśnicy żyją pełnią życia, a ja wtedy ganię się w myślach za to, że im zazdroszczę. Dzięki, że jesteś. Że pokazujesz, że my, matki – “roboty”, jednak też jesteśmy ludźmi.

  • Ja myślę, że każda z Nas MA PRAWO ponarzekać, pomarudzić, czuć się źle…
    bo tylko wtedy jak coś idzie źle, albo źle się czujemy MAMY SZANSE DOSTRZEC PLUSY I UROKI NASZEGO ŻYCIA 🙂
    I nieważne czy pracujemy (ale masz super bo pracujesz), nieważne czy jesteśmy w domu z naszymi dziećmi (ale masz super że jesteś w domu).
    Patrzenie przez pryzmat i pocieszanie, ale ja mam gorzej , albo nie daj bosze generalizowanie że “jak Ty możesz narzekać masz przecież super życie (cokolwiek dla kogokolwiek to znaczy”) tylko pogłębia nasz zły nastrój i to droga donikąd…
    Czasem kryzys jest chwilowy i wystarczy uśmiech dziecka, przytulenie męża i mija jak okiem mrugnął…czasem trwa dłużej ale przy odpowiednim wsparciu (przyjaciółek, koleżanek, innych matek, kobiet, czasem psychologa, coacha) może być kopem do wprowadzenia pewnych zmian w naszym życiu…
    Wierzę, że złe samopoczucie tez jest po coś i nie dlatego, że my kobietki lubimy “sobie komplikować życie”. My kobietki po prostu mamy genialny radar do wychwytywania takich “nastrojów”…a co każda z nas z tym zrobi i co jej pomoże- to inna sprawa :))
    pzdr ciepło

  • Dobrze Cię rozumiem. U mnie idzie to jeszcze dalej, bo z niby złej sytuacji “teraz” myśli galopują w “jutro”. Totalne czarnowidztwo. Nie potrafię tego czasami zatrzymać. Wyobrażam sobie nawet scenariusze kłótni…
    Jak już przyłapuję się na tym opętaniu to staram się skierować na słodkowidztwo – wyobrażam sobie ciasta, ciasteczka i całe projekty cukiernicze 🙂 Często pomaga 🙂
    Dziś uroniłam kilka łez ze szczęścia, kiedy mój mały szkrab załatwił moje ulubione spodnie przecierem marchewkowym 🙂 po prostu to mnie wzruszyło i całkiem oderwało uwagę od plamy. Pozdrawiam serdecznie

  • Też czasem miewam chandrę. Czytam ten blog od tygodnia. Jest świetny zaczynam z nim dzień i pd razi lepiej mi się żyje. Pozdrawiam

  • A ja sobie myślę, że to właśnie u Ciebie trawa jest bardziej zielona. Czytam Twojego bloga w wolnej chwili. I zazdroszczę Ci (ahh jakie to destruktywne uczucie!) rodziny. Nie to żebym nie miała swojej cudnej. Zazdroszczę Ci dużej rodziny (bo chyba można ją już tak nazwać? 😉 Chciałabym tak jak Ty mieć troje dzieci i męża na co dzień w domu. Mój Ł. jest marynarzem i choć nie ma go tylko dwa tygodnie, po których wraca na kolejne dwa, to czuję, że bez niego “usycham”. Nic nie cieszy wtedy tak jak powinno. Od pół roku pracuję, więc tego czasu dla siebie mamy jeszcze mniej. I czuję, że się oddalamy, ale z drugiej strony widzę jak pozytywnie praca wpłynęła na moją osobę. Jaka otwarta się zrobiłam na ludzi. Pomimo, że ciągle mam wyrzuty sumienia, że coś mi przez tą pracę “umyka”- a to nie upiekę ciasta, nie posprzątam tak jakbym chciała, nie pobawię się z dzieckiem bo nie zdążę. Najbardziej drażni mnie mój strach przed zmianami. Marzy mi się, żeby zostać architektem wnętrz. Ale boję się zaryzykować, boję się iść do szkoły/ na kurs, bo wiadomo czasu wtedy jeszcze mniej. A wizja otwarcia własnej firmy wręcz mnie paraliżuje. Tak więc tkwię tu i teraz rozkoszując się marzeniami. Zazdroszczę Ci, że chciałaś i po prostu urodziłaś trzecie dziecko. Ja boję się sobie pozwolić na drugie, choć to również moje skryte pragnienie. Ale już widzę jak sobie sama radzę z dwójką maluchów. Ale skłonna byłabym zaryzykować. Jednak choroba teraz na ciążę nie pozwala i ot tak w koło Macieju.
    P.S. Chyba nie powinnam wylewać tu swoich żali, a już na pewno nie w formie “długiej lektury” 😛
    Pozdrawiam Cię gorąco i dziękuję, że jesteś :*

    • męża na co dzień? Mój mąż pracuje po 10-14 h dziennie. Nie mam go na co dzień. Twój przynajmniej jak wraca jest na dłużej w domu. Weź to pod uwagę!
      I się nie bój! Jakbym ja się tak wszystkiego bała to bym pewnie nic w życiu nie osiągnęła. Myśl pozytywnie! Musisz! :*

      • Wiem, że długo pracuje. Ale Ty masz przynajmniej okazję go codziennie zobaczyć, przytulić a ja przez dwa tygodnie muszę się obejść się smakiem. Nawet nie rozmawiamy codziennie. Wiem, że każda z nas ma “źle” 🙂 Dziękuję za miłe słowa. Staram się myśleć pozytywnie i wierzę, że jeszcze poczuję w sobie tyle siły, że powiem “mogę wszystko”!

        • oj koniecznie! tylko wiesz, że to “mogę wszystko” w ogóle nie zależy od czynników zewnętrznych? Ono zależy od nas samych… trzymaj się! :*

Leave a Comment