Wywiad FLOW... Agnieszka Maciąg - Flow Mummmy
Uncategorized

Wywiad FLOW… Agnieszka Maciąg

Ja nawet nie wiem od czego zacząć!

Modelka, piosenkarka, dziennikarka, autorka książek, miłośniczka smacznej i zdrowej kuchni… coś jeszcze? No i blogerka! Jej strona AGNIESZKA MACIĄG jest jednym z poczytniejszych blogów na temat zdrowego życia, życia pełnego pasji. Zresztą Pani Agnieszka pisze tak naprawdę o wszystkim co ją inspiruje, czyli o życiu. Po prostu. O sobie samej mówi: “Jestem spełnioną mamą i żoną. Dwukrotne macierzyństwo, oddalone od siebie o 20 lat oraz szczęśliwy, harmonijny i pełen miłości związek wiele mnie nauczyły i określiły moje cele i priorytety.”

zdjęcie 2

 

Do tego wywiadu zainspirowała mnie jedna z Instamatek która wysłała mi linki do opisu swojego domowego porodu 🙂 (TU, TU i TU). Dzięki niej pomyślałam, że warto zapytać o to jeszcze kogoś. W końcu co znaczy jedna opinia, skoro można uzyskać dwie? I to w dodatku od TAKIEJ kobiety? 🙂

Mnie wizja porodu domowego wciąż przeraża – nie jestem tak odważna, a może po prostu tak dojrzała emocjonalnie? Może, żeby zdecydować się na ten krok trzeba być po prostu świadomą siebie kobietą? Świadomą swojego ciała, jego możliwości? Poród domowy to już nie wymysł hipisów (tak mi się do niedawna kojarzył!), to wybór kobiet, które od porodu oczekują, że nie będzie tylko przykrym doświadczeniem i koniecznością na drodze do posiadania dziecka, ale czymś co zawsze będą wspominać jako najpiękniejszą chwilę w swoim życiu.

 Przygotowując się do wywiadu, dużo czasu spędziłam na czytaniu relacji właśnie z porodów domowych. Wszystkie kobiety zgodnie mówią, że to mistyczne wydarzenie, że ból owszem był, ale miał on zupełnie inny charakter- był „po coś”. Myśli Pani, że w dzisiejszych czasach jest miejsce na powrót „do korzeni”? A może już całkiem natura została wyparta przez medycynę i technologię?

W dzisiejszym świecie jest ogromna polaryzacja. We wszystkich dziedzinach życia i naszego istnienia. W kwestii porodów oczywiście również. Z jednej strony ogromne zawierzenie nauce, medycynie konwencjonalniej i technologii, a z drugiej strony silny powrót do natury, który jest bardziej widoczny w innych krajach niż w Polsce. Ja we wszystkim wyznaję drogę środka, nie jestem radykałem. Michała urodziłam w szpitalu, a Helenkę w domu. To był mój bardzo świadomy wybór. Rozwój medycyny jest niesamowity, ratuje ona zdrowie i życie – bardzo to doceniam. Z drugiej jednak strony wiem, że odejście od natury przynosi więcej szkody niż pożytku. Naturę możemy starać się wyprzeć lub „przechytrzyć”, ale jest to zupełnie niemożliwe. Wystarczy spojrzeć na to wszystko, co dzieje się wokół nas, w naturze. To samo dzieje się z nami, z ludźmi, z kobietami, z naszymi ciałami. Za cesarskie cięcie jest wysoka cena, która musi zapłacić i kobieta, i dziecko. Niestety takie są fakty. Coraz więcej na ten temat wiadomo, warto się z tymi konsekwencjami zapoznać. Podobnie jest ze sztucznym pokarmem. Ze znieczuleniem podczas porodu. Ze wszelką chemią, jak wprowadzamy do naszego organizmu. To wszystko ma jakieś skutki uboczne. Zanim się na coś zdecydujemy, powinnyśmy dokładnie wiedzieć jakie są tego konsekwencje dla matki i dla dziecka. Poród w domu na początku nie był dla mnie czymś oczywistym. Musiałam do niego dojrzeć, dorosnąć, wiele się nauczyć i przejść poprzez swoje lęki, niewiedzę. Również przez wszystko to, co zaszczepił we mnie nasz polski „umysł zbiorowy”. Musiałam to bardzo świadomie przepracować, by podarować sobie, swojemu dziecku, mężowi i swojej rodzinie przepiękny, dobry poród, który nas wzmocnił. Również mnie jako kobietę, człowieka. To jest długa droga i wielkie wyzwanie. Poród domowy to jest wyjście ze swojej strefy komfortu, otwartość na samodzielne myślenie, odważne decyzje – a to zawsze jest trudne. Ból potrafi być naszym sprzymierzeńcem. Świadome przejście przez ból daje niewiarygodną siłę.

 Czy według Pani poród domowy nie jest totalnym przeciwieństwem cesarskiego cięcia? „Cesarka” to czysta medycyna (chociaż daleka jestem od pozbawiania jej miana porodu jak robią to niektórzy), a poród domowy- sama natura. Czy kobieta która nastawia się na poród domowy, nie będzie czuła ogromnego żalu jeżeli coś się nie powiedzie? My Matki jesteśmy chyba najbardziej zakompleksioną grupą społeczną, nie tolerujemy błędów. Czy damy sobie prawo do „wybaczenia” jeżeli coś pójdzie nie tak? Jeżeli interwencja lekarza jednak będzie potrzebna?

Takie rozmyślania to już jest wyłącznie dyskusja naszego ego. Nie zawsze sprawy układają się po naszej myśli. Chcemy wszystko kontrolować, ale życia nie da się kontrolować. Po prostu jest to niemożliwe. Czasem dziewczyny decydują się na poród domowy, a trzeba udać się do szpitala. I nie ma w tym nic złego. Widocznie „tak miało być”. W sprawach tak fundamentalnych ja śmierć lub poród nasze ego nie ma nic do powiedzenia. Tych spraw nie można do końca kontrolować. Tu ponad wszystkim jest „siła wyższa”. Nie musimy stawiać jej oporu, walczyć z nią.  Niech nas wiedzie i prowadzi. Czasem ze swojej strony możemy zrobić wszystko co w naszej mocy, by sprawy kontrolować, ale istnieje taki czynnik jak „przeznaczenie”. Nie zwalnia nas to jednak z robienia wszystkiego co w naszej mocy, by dobrze się przygotować – i do porodu i do życia w ogóle. Ja przez 9 miesięcy ciąży nieustannie się uczyłam. Czytałam po 3-4 książki tygodniowo, chodziłam na kursy i warsztaty, spotkałam się z kobietami, aby rozmawiać o ich doświadczeniach. Regularnie miałam spotkania z moją położną Ewą Janiuk, aby jak najwięcej się od niej dowiedzieć, nauczyć. To była fascynująca droga.  Jednak  gdy Ewa przyjechała do mnie do porodu miałam spakowaną walizkę do szpitala. Na wszelkie wypadek. W sercu miałam pewność, że wszystko będzie dobrze, ale rozum nakazywał przygotować się na każdą ewentualność. I właśnie o taką harmonię chodzi – serca, duszy i rozumu. W tej kombinacji nie może zabraknąć żadnego w tych składników. Jednak wiara i wewnętrzna siła są najważniejsze.    

 Będąc w szpitalu z moimi dziećmi po porodzie, byłam spokojna- w razie jakiś komplikacji połogowych lekarz był zaraz obok. Nie bała się Pani, że będąc w domu coś Pani umknie? Że skupiając się na dziecku, zapomni Pani na chwilę o sobie? Nie oszukujmy się – poród mimo, że naturalny, dla organizmu kobiety błahostką nie jest.

A ja czułam się bezpieczna będąc w domu. Wiedziałam, że mogę urodzić dziecko w moim własnym tempie, w poczuciu intymności i spokoju. Że spokojnie i zdrowo mogę urodzić łożysko, bo nikt nie będzie mnie straszył czy poganiał. 

Wiedziałam, że zaraz po porodzie spokojnie mogę spędzić czas z moim dzieckiem. Nikt obcy nie wtargnie z naszą najważniejszą i najbardziej intymną chwilę w życiu, aby bez sensu dziecko ważyć i mierzyć. Przecież w ciągu dwóch czy trzech godzin dziecko nie zmaleje i się  nie skurczy. Po co je stresować odbierając od matki? Nie rozumiem. Te absurdalne szpitalne zwyczaje i procedury, które zupełnie nie biorą pod uwagę dobra matki i dziecka nie są przez mnie rozumiane. Na szczęście mam wybór i nie musze tego akceptować, godzić się na to. Rodząc w domu nie miałam obok siebie jakiejś „akuszerki” z średniowiecza, ale świetną położną. Należy pamiętać, że nie jest to jakaś tam pomoc lekarza, ale bardzo profesjonalny personel medyczny – osoba doskonale wykształcona medycznie, bardzo kompetentna, z 30letnim doświadczeniem z zawodzie. Rodząc w szpitalu nigdy nie mamy pewności kto będzie na dyżurze i nie mamy najmniejszego wpływu na to, kto de facto będzie przyjmował poród. 

Ja obok siebie miałam wybraną przez siebie, najlepszą na świecie położną, którą dobrze poznałam gdy byłam w ciąży. Nie była to obca osoba, którą pierwszy raz w życiu widziałam na oczy. Jak można mieć poczucie bezpieczeństwa i intymności w sytuacji, gdy podczas porodu jest z nami osoba, której w ogóle nie znamy? Jest to raczej trudne. A to właśnie brak poczucia intymności i bezpieczeństwa prowadzi do komplikacji podczas porodu, które to następnie trzeba w szpitalach „ratować”. Podczas domowych porodów one zwyczajnie nie występują. 

Moją położną podczas domowego porodu miałam wyłącznie dla siebie i Helenki. W 100% tylko na nas skoncentrowaną. W szpitalu to raczej niemożliwe. Miałam pewność, że mam obok siebie osobę, która na pierwszym miejscu stawia dobro moje i dziecka, a nie wygodę lekarza, personelu medycznego czy też procedury szpitalne. Miałam pewność, że nikt nie zafunduje mojemu maleństwu poporodowej traumy. Że dziecko nie dostanie kropli do oczu, szczepionek i sztucznego pokarmu bez mojej wiedzy i zgody. Widziałam, że będąc w domu i ja i dziecko jesteśmy z dala od szpitalnych bakterii i wirusów. Tylko rodząc w domu miałam całkowitą pewność, że chronię moje dziecko. I siebie. Że naprawdę jesteśmy bezpieczne. A gdy kobieta ma w sobie takie poczucie, to poród zwykle przebiega gładko i pięknie. I właśnie wtedy może być mowa o tym „mistycznym przeżyciu”  🙂

Przyznam się, że podczas porodu myślałam tylko o tym, żeby ktoś mi pomógł „przetrwać”. Chciałam dostać cokolwiek na uśmierzenie bólu, było mi wszystko jedno co- dużo kobiet ma niestety takie podejście, ogrom bólu wyłącza zdrowe myślenie… A w domu? Nie ma nic. Żadnego epiduralu, gazu rozweselającego, jak wtedy odbiera się ból? Bo przecież tego kobiety się najbardziej boją.

Nasuwa się pierwsze pytanie – czy rodziła Pani w pozycji, która była dla Pani optymalna? Bo na pewno pozycja horyzontalna jest zupełnie niezgodna z fizjologią, naturą i zdrowym rozsądkiem. Znana jest ludzkości teoria prawa grawitacji od dawna. Niestety jakoś w Polskich szpitalach jest ona zupełnie ignorowana, a kobiety zmuszane są do rodzenia w absurdalnych pozycjach. Uważam to za barbarzyństwo. W takim wypadku trzeba dać kobiecie jakieś środki, aby zniosła ból, którego natura w ogóle dla mniej nie przewidziała. Gdy podczas porodu same wybieramy pozycję, która jest dla nas najlepsza, nie ma mowy o tego typu cierpieniu. Kobieta zwyczajnie nie musi być nafaszerowana chemią, by znieść ból, który jest zdecydowanie mniejszy. Jest on po prostu naturalny. Konieczny do tego, bo kobieta w ogóle parła i rodziła. Bez tego bólu poród by się w ogóle nie odbył.     

Ja na szczęście nie jestem zależna od żadnych chemicznych substancji, od 8 lat w ogóle nie przyjmuję żadnych leków.  Ból porodowy traktuję normalnie –  jako część życia. Wszystko co w życiu wielkie i ważne jest w jakimś sensie związane z bólem. Czy bez bólu można wejść na szczyt góry? Czy bez bólu można pokonać maraton? Czy bez bólu można napisać książkę (to raczej ból twórczy, ale jak najbardziej realny!). Ćwiczenia jogi i medytacja dały mi znajomość własnego ciała i psychiki. Umiem kontrolować to co czuję poprzez świadomy oddech i uważność. Przez ból można przejść w sposób świadomy i piękny. To jest nasza inicjacja jako kobiet, ludzi. To nam daje wielką siłę. 

Podejście do kwestii bólu jest ściśle związane z naszym psychicznym nastawianiem. Możemy bardzo cierpieć bojąc się bólu, nim w ogóle go poczujemy. Możemy też wypracować w sobie pozycję siły i mocy. Ja to robiłam przez lata, i to przyniosło niesamowite efekty. Nie mam zamiaru przeżyć życia ciągle się czegoś bojąc. Wypracowałam siłę w sobie, ale również wybrałam taką położną, która również ma w sobie dużo siły, odwagi, kobiecej mądrości i zawodowego doświadczenia. Podczas porodu przykładała dłonie w takie miejsca na moim ciele, które dawały mi natychmiastowe ukojenie. Podczas porody kilka razy spałam, aby nabrać sił. Jadłam i piłam. Ruszałam się i śmiałam. Tańczyłam, a czasem krzyczałam. I to był dobry krzyk. To był krzyk siły i życia. Nie byłam otumaniona środkami znieczulającymi, ale byłam obecna, świadoma i bardzo szczęśliwa, że w tym właśnie momencie daję życie mojemu ukochanemu dziecku. Dawałam też nowe życie sobie. To jest właśnie ta magia. Zamiast strachu wybrałam miłość.   

Wspiera Pani akcję „Po prostu położna”- przyznam się, że to z niej się dowiedziałam o współpracy kobiety ciężarnej z położną, i to już od 21 tygodnia ciąży. Nigdy wcześniej nie dostałam jakiejkolwiek informacji na ten temat. Jest to fantastyczna inicjatywa i pierwszy krok by poród oswoić. Czy według Pani następstwem tego może być zwiększona liczba porodów domowych? Czy dzięki takim spotkaniom kobieta może poczuć się silniej związana ze swoim ciałem i zacząć rozważać poród domowy jako alternatywę do tego szpitalnego?

To nie była akcja, która miała na celu propagowanie porodów domowych, ale uświadamianie kobiet o tym kim w ogóle jest położna, jakie ma prawa i kompetencje oraz jakie prawa mamy my, kobiety. Nie czuję na siłach, by promować w naszym kraju domowe porody. Mogę opowiadać o swoim doświadczeniu, gdy jestem o to pytana, ale jestem zdania, że każda kobieto powinna rodzić tam gdzie chce i gdzie czuje się bezpieczna. W naszym kraju panuje totalna porodowa fobia, a domowe narodziny są niewielkim procentem porodów. Moim zdaniem domowe porody będą w Polsce jeszcze przez długi czas małym procentem narodzin, ponieważ wymaga to bardzo dużej mentalnej przemiany, ale też ogromnej edukacji społeczeństwa. Nikomu jednak na takiej edukacji nie zależy – kobiety muszą robić to same. Jednak na świecie zmiany są ogromne. W Holandii domowe porody to już 30% wszystkich narodzin.    

  Mimo dwóch wcześniejszych porodów i wizją trzeciego „już za moment” nie czuję się na tyle silna, by rodzić w domu. Co by mi Pani poradziła?

Aby rodzić w szpitalu! Najważniejsze jest przecież nasze poczucie bezpieczeństwa. Poród domowy musi być naszym absolutnym wyborem i przekonaniem. Musimy wiedzieć dlaczego i po to robimy – inaczej to nie ma sensu. Trzeba czuć w sobie siłę, ale również bardzo zawierzyć „sile wyższej”. Bez mocnej wiary, poczucia siły w sobie i świetnej położnej to zupełnie nie ma sensu. Niezależnie od tego gdzie poród się odbędzie, życzę zdrowia i tego, aby tym razem był naprawdę pięknym i dobrym wspomnieniem na całe życie! 🙂 

 

zdjęcie 1

Mam nadzieję, że Wasze wrażenia choć w połowie będą tak pozytywne jak moje… Może faktycznie gdyby (w miarę możliwości oczywiście) wyzbyć się lęku i zahamowań, gdyby uświadomić sobie, że przecież faktycznie poród to coś naturalnego to byłoby nam o wiele łatwiej?

Zapraszam Was serdecznie na blog Pani Agnieszkiznajdziecie tam masę inspirujących rad jak po prostu poczuć się lepiej ze sobą (może i znajdziecie odpowiedź na TEN tekst?)

Oczywiście nie zapomnijcie odwiedzić Panią Agnieszkę na Facebooku i Instagramie (@agnieszkamaciag).

Dodatkowo zapraszam do zapoznania się ze stroną PO PROSTU POŁOŻNA. Jest to kampania społeczna mająca na celu uświadomienie Polkom kim tak naprawdę położna jest. Nie tylko pomocnicą lekarza-  jak wszyscy lubią myśleć. To tak naprawdę od niej zależy jak sobie poradzimy w trakcie tego najważniejszego wydarzenia.

  

 

 

 

   Send article as PDF   

14 komentarzy

  • Oj dumna jestem z Ciebie, bardzo mi się podobało z obu stron. Bardzo! Spokój, harmonia biją od Pani Agnieszki na kilometr, niby o tym wiem od dawna, ale każde słowo potrafi tchnąć we mnie to poczucie od nowa. Dzięki!

    • ja mam takie same odczucia, tak mnie uspokoił wewnętrzcie ten wywiad.. totalnie…

  • Miło, że Cię zainspirowałam do tego wywiadu! Agnieszka jest cudowna, to właśnie jej historia przyczyniła się do wykiełkowania we mnie myśli o porodzie domowym. Od myśli do czynów – i udało się!:) Moja druga córka przyszła na świat w moim mieszkaniu, otoczona spokojem i miłością <3

    • to ja dziękuję, bo dzięki Tobie poznałam tak wspaniałe osoby- Ciebie i Agnieszkę! :*

  • Piękny wywiad.
    Nie dane mi było urodzić naturalnie. Liczę na to, ze może następnym razem się uda.
    Mocno Wam obu kibicuję! <3

    • dziękuję bardzo! a tam “nie dane mi było”- no ale za to ile po porodzie cierpienia! :*

  • Jejqu, co za spokój w kobiecie, poza tym Jej tok myślenia jeżeli chodzi o poród bardzo bliski mojemu sercu!! Piękny wywiad, obie strony anielsko anielskie;*

  • Pierwszy raz pomyslalam o porodzie domowym nie jak o czyms dziwnym i niebezpiecznym po przeczytaniu ksiazki “Polozna. 3550 cudow narodzin”,bylam juz wtedy mama. To nic,ze przeryczalam kazda kartke-z radosci tez:) … tez sie boje takiego porodu,tym bardziej,ze jestem mama wczesniaka,ale to musi byc niesamowite…

Leave a Comment